[10] Stare znajomości
Do biblioteki dostali się bez problemu, lecz mieli kłopot ze znalezieniem jakichkolwiek poszlak, ponieważ większość dowodów nie wskazywało na działanie greckiego, rzymskiego czy innego Boga. Mimo długiej przechadzki po pomieszczeniu, tuż pod oknem Gwen znalazła ptasie pióro. Nie wiedziała do jakiego skrzydlatego stworzenia mógł należeć, lecz mimo wszystko, była to jedyna poszlaka. Pod sąsiadującą szybą Winchester również znalazł podobny przedmiot co Wright; chwilę później kierowali się już z powrotem w stronę domu.
Niemrawo postawiła pierwszy krok tuż za futryną drzwi wejściowych, lecz zapach dzieciństwa wymazał cały panujący niepokój i Gwen znowu poczuła się w miarę swobodnie. Dean podążył za dziewczyną, która zaprowadziła go do swojego, starego pokoju, gdzie pozwoliła mu odłożyć jego torbę z wszelakimi przedmiotami. Sama zaś czym prędzej pobiegła do piwnicy, zaświecając jedyną lampkę. Z pomocą Winchestera, który w pomieszczeniu pojawił się kilka minut po dziewczynie, wynieśli kilkanaście ksiąg o różnej grubości i wielkości.
Przeszukiwanie ksiąg nie przyniosło pożądanych efektów, więc we dwójkę wybrali się do sklepu, który znajdował się dopiero w centrum miasta. Przez dłuższą chwilę Dean nie potrafił się zdecydować jaki placek wybrać, zaś z piwem nie miał takich trudności. Gdy zmierzali w stronę kasy, łowczyni usłyszała głos mężczyzny, którego nie widziała od czasu wyjazdu... a nawet jeszcze dłużej.
- Kto to jest? - wyszeptał Dean.
- Mój były chłopak - odpowiedziała zmieszana. - Nie wychodź z roli, bądź agentem - Winchester potaknął głową, nie odrywając wzroku od zmierzającego w ich stronę znajomego Wright.
- Hej, Gwen. Kopę lat! - Rozpoczął, podając jej dłoń na przywitanie, którą niechętnie uścisnęła. Na twarzy brunetki ukazał się wymuszony uśmiech.
- Cześć. Poznaj mojego...
- Partnera. W sensie służbowym - dodał odważnie Winchester. - Jestem Dean... Richardson - przedstawił się, przypominając sobie o jego tymczasowym nazwisku.
- Martin Johnson. Może spotkamy się?
- Niestety nie mamy czasu. Sprawa służbowa - pociągnął Gwen za ramię nie dając jej możliwości jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Dzięki - odpowiedziała wchodząc z reklamówkami do samochodu. - Po tym wszystkim, co zrobił, przywitał się tak spokojnie i... normalnie - wyszeptała, kierując słowa głównie do siebie, niż w stronę Deana, która na jej nieszczęście usłyszał to.
- "Po tym wszystkim co zrobił?"
- Hę? - odpowiedziała ze zdziwieniem na twarzy, że w ogóle obchodzi go relacja między nimi.
- To rozmowa na kiedy indziej, a teraz jedź, mamy dużo do zrobienia.
***
- Znalazłam! Chyba wiem, kto je zamordował - wykrzyknęła radośnie, przywołując tym Deana i swoją mamę. - Jest to rzymska bogini mądrości i wojny Minerwa. Jej zwierzęcą formą jest sowa. Dlatego współcześnie to zwierzę jest symbolem intelektu.
- Czyli pióra znalezione w bibliotece są od niej? - potaknęła.
- Ale niestety, to jest jedyna rzecz jaką wiemy. W tej księdze nie ma nic co pomoże nam ją wyśledzić, a co dopiero unicestwić.
- Wybacz, córciu, ale jestem zmęczona dzisiejszym, emocjonującym dniem - matka Gwen oddaliła się, wcześniej dając jej całusa w czubek głowy, tak jak robiła to kilkanaście lat temu.
Dwójka, wymęczonych czytaniem, łowców odłożyła wszystkie księgi na bok. Młoda Wright wyciągnęła z lodówki dwa piwa w butelce; jednym z nich pomachała Deanowi przed nosem, prowokując go do wstania i podążenia w stronę ogródka za domem. Usiedli na odrestaurowanej, drewnianej ławce, pociągając pierwsze łyki piwa. Dom na obrzeżach miasta miał kilka plusów, a jednym z nich był widok gwiaździstego nieba, które Winchester niedawno polubił.
- Skoro mamy czas, musiałbyś mnie pouczyć - stwierdziła, a mężczyzna spojrzał na nią pytająco. - W przepowiedni czy bajce, zwał jak zwał, musimy pomagać sobie nawzajem, żeby światło Boże pokryło się z duszą. A ponoć Ty jesteś jedyną osobą, która może to zdziałać.
- I mam się przez to poczuć wyjątkowy? - zapytał z zadziornym uśmieszkiem, a dziewczyna wyciągnęła poduszkę zza ich pleców. - Po co to? Aaa, już wiem. Mam ją rzucać, a Ty spróbujesz ją złapać bez pomocy rąk? - pokiwała twierdząco głową i rzuciła jaśka na nogi Winchestera, który poszedł w stronę trawnika, gdzie mieli ćwiczyć.
Mając na myśli trening, wydawałoby się, że będzie występować bardzo kontrastowa relacja uczeń - nauczyciel, ale cała sytuacja była pełna śmiechu i zabawy, ponieważ Dean okazał się świetnie demonstrować co i jak Wright ma robić, jakby znał się na tym od dawna. Dziewczyna szybko opanowała nową umiejętność, z czego była bardzo dumna tak samo jak Winchester, czujący od bardzo dawna uczucie zwane szczęściem, które nie było wywołane hektolitrami alkoholu.
***
Następnego dnia, z rana, gdy Pani Rachel wychodziła do pracy, uchyliła drzwi do pokoju córki i zobaczyła przykrytego kocem Deana, który leżał na szarej kanapie oraz córkę, odwracającą się na drugi bok. Z powrotem domknęła drzwi i wyszła do kostnicy. Dopiero głośne uruchomienie silnika, obudziło łowców z błogiego snu. Niechętnie podążyli, ledwo żywi, w stronę kuchni, gdzie zaparzyli dwie mocne kawy i zrobili parę kanapek z rzeczy, zakupionych dzień wcześniej. Gwen oparła się łokciem o blat i zamknęła oczy, Dean zaś momentalnie wzbudził się, ponieważ tuż nad jego twarzą lewitowały dwie książki, które dziewczyna wprawiła w ruch swoją nową umiejętnością. Wright opuściła księgi dopiero po tym, gdy Winchester wymówił parę razy jej imię i wtedy również przeprosiła za czyn, zaczynając czytać właśnie te dwie księgi.
Po ponad godzinie monotonnego wertowania kartek, ich poczynania zostały przerwane przez dzwonek do drzwi. Szatynka spięła włosy i poprawiła koszulkę, zaś Dean odprowadził ją wzrokiem. Przez nieduży wizjer spojrzała, klnąc pod nosem, co nie uszło uwadze Winchestera; niechętnie otworzyła.
- Cześć, Martin - przywitała się niechętnie, a Dean słysząc jego imię wzdrygną się i poszedł w jej kierunku. - Co tu robisz?
- Cześć. Pojechałabyś ze mną do kina samochodowego? Tak jak za dawnych czasów? - zapytał się były chłopak, tak jakby zapomniał w jaki sposób zerwali swoją znajomość.
- Przecież mógłbyś pojechać ze swoją dziewczyną, przez którą mnie zostawiłeś - powiedziała pogardliwie, opierając się o framugę drzwi. Tuż za dziewczyną zjawił się człowiek, który tak samo jak ona, nienawidził zdrady.
- Wybacz, ale Gwen nie ma Cię zapisanego w terminarzu - Dean kopnął drzwi, zamykając je tuż przed nosem Martinowi.
- "Gwen nie ma Cię zapisanego w terminarzu". Zabrzmiało bardzo wyniośle. Dzięki, po raz kolejny za uratowanie mnie przed rozmową z tym dupkiem.
- To nic, w przypadku uratowania mnie przed demonem to nic poważnego, a poza tym nie mamy czasu. Jesteśmy tu służbowo - powiedział typowym szorstkim głosem, tak jak zawsze, gdy chodzi o karierę łowcy.
- Dobrze, agencie Richardson - zażartowała, siadając tuż przed nim. Na co Dean podniósł koniuszek ust.
Gdy Winchester wystukiwał palcami rytm jednej ze swoich ulubionych piosenek, kilka kartek poleciało ku górze, przez przybycie Anioła.
- Nie musicie się już zajmować Minerwą. Została odesłana z tego świata i już nie wróci.
- Czekaj, co? - zapytał z przejęciem, Dean.
- Zamordowałem ją za pomocą gałęzi z drzewa, trafionego piorunem Jowisza.
- Skąd wiedziałeś, że to Minerwa?
- Mam swoje źródła.
- Czemu nas wyręczyłeś?
- Musicie się skupić na treningu, teraz tylko to jest najważniejsze - stwierdził Castiel. - Jesteście bratnimi duszami, ale zwykłe naznaczenie was przez anioły niższego stopnia nie wystarczy.
- Czyli co masz na myśli przez trening? - wtrąciła Gwen.
- Zwyczajna, ludzka codzienność. Wykorzystajcie pomysł Martina i udajcie się... jak on to nazwał? Do kina samochodowego - zniknął. Nie zdziwił ich już fakt, skąd Castiel mógł się szybko dowiedzieć o odwiedzinach byłego chłopaka Wright. Przecież był Aniołem Stróżem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro