Nui Inoru
W końcu Szkocja,kraina ciągłego deszczu...Już nie lubię tutejszej atmosfery...
-Annie,chcę wracać do Francji
Annie jest moją taką "osobistą matką",zawsze jest przy mnie.Kobieta tylko wzięła moją walizkę i spokojnym krokiem przeszła przez bramy wielkiego zamku.Ja natomiast pobiegłem w głąb lasu żeby wyszukać jakiegoś miejsca gdzie będę mógł zapomnieć o tym w jakich czasach żyję.Po kilku minutach błądzenia po lesie znalazłem polanę na górze pagórka,wtuliłem się w trawę i nie zwracając na dzwoniący telefon zasnąłem...
***
Byłem w wielkim ciemnym pomieszczeniu,na środku była lampka,a koło niej jakiś mężczyzna,daję mu 35 lat.
-Witaj synu...
-Tata?!
Był cały w ranach i nie miał prawej ręki....to Zieloni mu to zrobili?
-Nie ufaj im synku...bądź mądrzejszy od swojego staruszka i nie daj się pokonać iluzji...
-Tato!!!
***
To był tylko sen,Zieloni go zabili?Przecierając oczy spostrzegłem sylwetkę jakiejś dziewczyny bawiącej ze leśnymi stworzeniami.Miała długie białe do kolan włosy i błękitną sukienką przyozdobioną w białe kokardki.Wstałem do pozycji pionowej,a ona się obejrzała,złote oczy...KURWA!Szybko biegłem przez gąszcz drzew,niestety wilki mnie zatrzymały i dziewczynka mnie dogoniła.To mój koniec?Złapała mnie za gardło i uderzyła o korę drzewa.Niesamowity ból przeszywał moje plecy i głowę,złapała mnie za włosy i podniosła na wysokość jej głowy żeby mogła spojrzeć mi w oczy,czułem jak metaliczna krew kapała mi z czoła,ja nie mogę tak skończyć...
-Wiesz kim jestem?-słodki głosik przywołał wokół nas wiele zwierząt.
-N-nie...
-A więc słuchaj...Ekhem....Jestem córką byłego króla Żółtych,Nui Inoru,jestem tutaj ponieważ podobno jest tutaj przyszły król Niebieskich,to ty?
-M-może-e...
Na te słowa białowłosa postawiła mnie na duży kamień i uśmiechnęła się przyjacielsko.Ze swojej torebki podała mi buteleczkę z wodą.
-Proszę...Przepraszam za to,po prostu już taka jestem,atakuję co się rusza,ale królów jeszcze nie chcę zabijać!-walnęła się dumne dłonią o klatkę piersiową i wyciągnęła rękę ku górze po czym spoczął na niej mały skowronek.-Żółci mają moc do rozmawiania ze zwierzętami telepatią,a wasze?
-Umiemy przywoływać duchy...
Nie wiem czy dobrze robię mówiąc jej o Niebieskich,ale wydaje się dobrą osobą.
-Przywołaj jednego!Proszę!
-Zgoda...
Resztkami sił zrobiłem symboliczny gest rękę po czym koło mnie stała kobieta w zbroi z ogromnym mieczem.Nui od razu podbiegła do niej i zaczęła próbować walczyć z duchem,śmiesznie to wyglądało.Ale nadal mi coś nie pasowało...
-Po co chciałaś mnie spotkać?I skąd wiesz że jestem tutaj?
Na te słowa Nui spojrzała w niebo i uśmiechnęła się smutno.
-Za kilka tygodni ten świat w którym żyłeś będzie polem bitwy.
-Co?!
-Czerwoni i ludzie zjednoczyli siły i chcę przejąć twoje królestwo...Tylko tyle chciałem ci powiedzieć...Do zobaczenia....
Za kilka tygodni znowu będzie bitwa?Najgorsze jest to że jestem tak ustawiony że zaatakują mnie w każdej chwili.Muszę wszystko opowiedzieć Annie.
***
-Jesteś pewny?!Na pewno?!
-Tak...
Annie chodziła w koło swojego biurka organizując transport dla mnie żebym był w bezpiecznym miejscu w czasie wojny.Złapałem ją za rękę i uśmiechnąłem się lekko w jej stronę-Spokój...-Na te słowa brunetka pokazała na drzwi żebym wyszedł z pokoju zostawiając ją samą.Sam nie wiem co mam zrobić w takiej sytuacji,umiem walczyć,ale chyba nie będę żądnym problemem dla Czerwonych,oni są najsilniejsi z nas.Gdy byłem w pokoju otworzyłem drzwi od tarasu,wiatr przeczesał moje włosy chłodem.Księżyc odbijał się w czystym jak łza jeziorze,chyba już wam mówiłem że lubię ciszę?
-Michael,mam dla ciebie wiadomość...-Annie stała przy drzwiach z widocznym spokojem na twarzy-Za niedługo wyjeżdżasz do Anglii...
-Dobrze...Czemu tam?
-Bo tak...
Zamknęła drzwi wyraźnie zdenerwowana,nawet zapytać się niemożna.Znowu się pakować,super,dopiero jestem tutaj dzień,dzięki Annie...
***
Słuchałem piosenek przez słuchawki gdy jechałem z szoferem do Anglii,nie dali eskorty?Wpatrując się w las przez chwile zauważyłem jakąś sylwetkę,mam zwidy.Dalej jadąc osoba pojawiała się coraz częściej,Nui?Spytałem szofera czy może przyspieszyć,osoby już nie było,dziwne.Dalszą część lasu przejechaliśmy bez żadnego problemu,ale to była dopiero cisza przed burzą.Wjeżdżając do miasta szofer się zatrzymał zaprowadzając mnie do jednego z domów,mam złe przeczucia.Usiadłem na kanapie,a on zamknął drzwi chowając klucz do tylnej kieszonki.Uśmiechnął się złowieszczo,oczy zmieniły się w intensywną czerwień,o Chryste...Złapał mnie za kawałek bluzy i przyłożył mi nóż do gardła,czemu nic nie mogę zrobić?!Rusz się idioto!JAK SIĘ KURWA BRONIĆ?!Poczułem jak nóż powoli przecina mi gardło,poleciało kilka kropel krwi,czyli tak skończę?Teraz nie będzie że nie wiedział że jestem królem,teraz naprawdę zostanę zabity i to jest najgorsze.Za chwilę umrę,najgorsze uczucie.Pojedyncza łza zleciała mi po policzku,możecie mnie nazwać ciotą lub idiotą,ale co byście WY zrobili gdybyście na moim miejscu,gówno.Zamknąłem oczy,przygotowując się na wielką plamę krwi na podłodze w której później będę leżał,ale...nic?Otworzyłem oczy...Mężczyzna leżał bez głowy w wielkiej kałuży swoich wnętrzności ze sztyletem w kręgosłupie.Koło niego stała osoba z jego głową w dłoni,zdjął kaptur z głowy,zielone oczy...
-Cześć,Mich-chan...
Koniec~
Sory że tak długo nie było i że jest tak krótko,ale szkoła mnie nie lubi ;-;
Postaram się następnym razem napisać więcej~
Do następnego~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro