Malachitowe oczy
Blond włosy niczym słońce,oczy odcieniu malachity* oraz czarne ubranie ze srebrnym sztyletem w ręku po którym spływała krew.Mój wybawca był największym wrogiem mojego ojca,jakaż to ironia losu...
-Cześć,Mich-chan...
Rozszerzyłem oczy,skąd zna moje imię "Mich-chan".Tylko jedna osoba mnie tak nazywała...
-10 lat temu,Paryż 22.07.2005-
-Tato!Zobacz co znalazłem z Alanem!Uratowaliśmy go przed psem!
Pokazałem palcem na szarego kocura w ramionach Alana,tata tylko spojrzał i uśmiechnął się dumnie.
-Brawo chłopcy,ale wydaje mi się że sam by sobie poradził...
-Nie!
Krzyknął Alan puszczając kota ze swojego uścisku,szczerze,to on go uratował ponieważ ja się trochę bałem tego psa.
-Ten zły pies chciał zabić tego kocura!Gdyby nie ja to by umarł!
Alan jak na 7 latka był nad wyraz mądry i odważny.Był dla mnie jak wzór do naśladowania.Alan Keane,chłopczyk z blond czupryną i niebieskimi oczami,był synem hrabiny przez co mogłem się z nim spotykać (z niższą ligą nie mogłem gadać),zawsze do każdego odnosił się z grzecznością i do każdego imienia (nawet mojego taty) dodawał końcówkę "chan",podobno pochodził z Irlandii.
-Dobrze,dobrze...Może chcecie coś do jedzenia?
-Mich-chan,chcesz coś?
-N-nie...
-Na pewno?Zawsze jesteś taki chudy!-podniósł mnie na ręce co nie umknęło moim czerwonym policzkom.-Można cię podnosić jakbyś był piórkiem!
***
Pewnego dnia Alan zniknął,mówili że go zabili albo że go porwano,ale dla mnie to było jakby wzięli wszystko co uszczęśliwia,on był moim jedynym przyjacielem...
***
-A-alan...t-to ty?
Głos mi się załamywał,on żyje?Wiem że dramatyzuję,w końcu każdy mógł tak wyglądać,ale ten ton głosu i to jak mnie nazwał.
-Brawo geniuszu,twój przyjaciel wrócił.-na te słowa łzy naleciały mi do oczu,mój jedyny przyjaciel żyje.-Mich-chan,coś nie tak?
Ujął mój policzek swoją w miarę czystą rękę,spojrzałem w jego oczy.Co oni mu zrobili?
-Alan,j-jak...g-dzie ty...gdzie ty byłeś do cholery?!
Jego twarz zrobiła się nad wyraz szczęśliwa i delikatnie mnie przytulił tak żeby moja głowa była najbliżej jego serca.
-Jakby ci to powiedzieć...Moja mama jak wiesz była hrabiną u Niebieskich natomiast ojciec był królem...chyba sam widzisz hehe.
-Ty idioto!Mogłeś mi chociaż napisać że żyjesz!-miotałem nim na wszystkie strony pozwalając wyjść emocjom na zewnątrz-Tyle lat myślałem o tym że nie żyjesz!Tęskniłem za tobą,ciągle czekałem,a ty gówno!
-Spokojnie,bo ci żyłka pęknie.-starał się mnie uspokoić,udało mu się.Usiadłem tyłem do niego.Co teraz będzie?-Muszę iść...
-C-co?Czemu?-złapałem go za kawałek rękawa i powiedziałem smutnym głosem.-Nie odchodź znowu...
-Wrócę,może.-złapał mnie za policzki i pocałował w policzek.-Na pewno nie opuszczę mojej księżniczki.
Cały czerwony spojrzałem na niego gdy odchodził od miejsca...CHRYSTE!On mnie pocałował?!Alan,chłopak który był dla mnie wzorem mnie pocałował?!Chcą uspokoić oddech myślałem nad chyba najważniejszą rzeczą jaka teraz powinna mnie obchodzić...jak ja wrócę do domu?
***
-Boziu,Michael co ci się stało?!
Annie obmacywała mnie patrząc z niepokojem w oczach.Nie dziwię się jej,nie każdego dnia twoje dziecko przychodzi w środku nocy cały (w nieswojej) krwi z czerwonymi policzkami jak buraki.Gdy moja prowizoryczna mama patrzyła na moje ciało bez chwili namysłu próbowałem sobie wszystko poukładać w głowie.Czemu Alan tak szybko poszedł i czemu tak dziwnie się zachowywał?Szybkim krokiem wszedłem do pokoju chcą się ogarnąć i iść spać.A i jeszcze jedna rzecz,czemu powiedziałem że Alan (albo bardziej Zieloni) są wrogami mojego ojca?Tłumaczę,kiedy miałem już z jedenaście lat tata chciał zawrzeć pokój z ich królestwem i nawet mu się to udało,tylko że...podobno król zabił mojego ojca gdy mieli zjednoczyć oba kontynenty.Kiedy miałem już na sobie nocą koszulę podszedłem do okna uchylając je żeby było zimniej,lubię gdy jest zimno.Delikatny wietrzyk otulił moje ciało swoją delikatnością i od razu poszedłem w objęcia Morfeusza.
***
Przecierając rano oczy spostrzegłem dziwną posturę na moim biurku przed moim łóżkiem.Stworzenie te miało w swojej paszczy list,podbiegło do mnie.Nie wiedząc co robić patrzyłem na nie z niepokojem i lekkim strachem,to też chce mnie zabić?Zwierzę położyło list na łożu i prysnął jak bańka mydlana.Z szokowaniem na twarzy otworzyłem list:
Witaj Mich-chan~
Przepraszam że tak szybko odszedłem,ale miałem jeszcze kilka spraw do zrobienia.Podobno jesteś teraz w Szkocji więc może...spotkamy się w Inverness na moście,około południa?Jeśli to dla ciebie za daleko to spokojnie,poczekam na ciebie.
P.S
To zwierzę to była tylko iluzja mój królu~
Alan
Uśmiechnąłem się szczęśliwy do kartki,aktualnie jestem w Raigmore,więc mogę nawet pojechać do miasta na rowerze.Wstając wyjrzałem za okno patrząc na pogodę "idealna żeby się z nim spotkać"-pomyślałem najwyraźniej uradowany,nie każdy ma takie niespodzianki z samego rana.Otwierając szafę ubrałem błękitną koszulkę która była trochę na mnie za duża,czarne rurki i oczywiście moje ukochane granatowe trampki.Idąc na śniadanie spostrzegłem jak Annie patrzy na mnie podejrzliwie,co jej znowu,okres się spóźnia?
-Michaela,coś ty dzisiaj taki pogodny i te ubranie,poznałeś kogoś?
-Może...A co ciebie to?
-Nic,tylko wstydu sobie nie narób przy swojej wybrance.Jak ma na imię?
-Po co ci to?
-W końcu chcę wiedzieć jak będzie nazywała się twoja żona.
-A co ma Uta do Biedronki*?
-Co?
-Nieważne...
Zawsze to na nią działa,nikt oprócz mnie i Alana nie wie o co w tym chodzi.Jedząc moje ukochane parówki (błagam,nie miejcie podtekstów,dajcie normalnie jeść Michaeli :C) które kocham nad życie widziałem za oknem że powoli się zbierają chmury,które zapowiadają na pewno deszcz,witamy w Szkocji!Po zjedzeniu śniadania złapałem jakąś prowizoryczną torbę i spakowałem prowiant na podróż jakbym po drodze zgłodniał albo zachciało mi się pić.Wychodząc z mojej posiadłości uznałem że lepiej będzie jak pojadę na koniu,dawno tego nie robiłem więc w końcu by się przydało.Wziąłem ze stajni mojego ulubionego konia Loszkę,zapiąłem siodło i inne rzeczy.Czas ruszać co nie?
*co ma Uta do Biedronki-ulepszona wersja powiedzenia "co ma piernik do wiatraka" zrobiona przez wielką Adę i jej uke
*malachit- minerał z gromady węglanów :3 (mój ulubiony odcień zielonego~)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro