Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Second Unexpected Meeting

Od tygodnia mieszkałam z Luke'iem i Michaelem. Zdecydowanie czułam się tu lepiej, niż kiedy byłam sama u siebie. Byłam im obu za to naprawdę wdzięczna. Zwłaszcza, za ten czas po pogrzebie, kiedy naprawdę potrzebowałam kogoś blisko siebie. To był najgorszy dzień w moim życiu, ale powoli muszę ruszyć do przodu.

Wyszłam z kuchni, trzymając kubek z kawą w dłoniach i przeszłam do salonu. Michael leżał na kanapie śpiąc, a Meow Meow przy jego szyi zwinięty w kulkę. Powinnam się już chyba przyzwyczaić do tego, że kociak jest z nim, zawsze. Nawet nie muszę go szukać. Jeśli Mikey jest w domu, to Meow Meow jest z nim. Luke nawet zaczął go nazywać kocią mamą.

Odstawiłam kubek na stolik i stanęłam obok chłopaka, szturchając go lekko. Mruknął coś pod nosem.

- Mike, naprawdę nie chcę Cię budzić, ale sam o to prosiłeś – powiedziałam.

- Co? – mruknął i sięgnął dłonią do twarzy, aby ją przetrzeć.

- Już druga. Zrobiłam Ci kawę.

- Wyjdź za mnie – powiedział. Ściągnął kota ze swojego barku i usiadł, kładąc zwierzaka na udach, który ponownie się ułożył. – Serio mówię – powiedział przyglądając mi się zaspanym wzrokiem.

- A ja Ci radzę nie podbijać do mojej dziewczyny – blondyn pojawił się w salonie. Podszedł do mnie i złożył pocałunek na mojej głowie.

- Nie słyszałam jak wchodzisz – podniosłam na niego wzrok, na co ten się zaśmiał.

- To ninja – mruknął czerwonowłosy. – Pierdolony ninja.

- Sorry kocia mamusiu, ale tiny princess jest zajęta – rzucił, łapiąc mnie za dłoń i skierował się w stronę korytarza, prowadząc mnie za sobą. Spojrzałam na Michaela, który poruszył sugestywnie brwiami, po czym odwrócił się, przodem do telewizora i pochylił się, zapewne sięgając po kubek.

- Coś się stało? – zapytałam, kiedy byliśmy na korytarzu.

- Nie, nic – posłał mi lekki uśmiech, zatrzymując się.

- Więc o co chodzi?

- Masz ochotę wyjść wieczorem? – zapytał. – Nie, nie na imprezę – dodał widząc, że chce coś powiedzieć. – Myślę, że nam obojgu się to przyda. Tylko my.

- Um... okay, ale muszę wyjść za chwilę – zmarszczył lekko brwi, a ja zagryzłam niepewnie dolną wargę.

- Dokąd?

- Do fryzjera – odpowiedziałam. – Pomyślałam, że czas coś zmienić. Nie pamiętam, kiedy ostatnio je ścinałam – chwyciłam pasmo włosów, zaczynając bawić się nim. – Chyba czas najwyższy – uśmiechnęłam się lekko.

- Zetniesz je?

- Taki mam zamiar – westchnął.

- Lubię się nimi bawić – powiedział, zaplątując kosmyk moich włosów wokół swojego palca.

- Przecież nie wrócę stamtąd łysa.

- Nie podoba mi się ten pomysł, ale Cię nie powstrzymam, skoro tego chcesz.

- Luke zajmij się Meow Meow'em kiedy mnie nie będzie – przy nas pojawił się Michael, który wcisnął blondynowi w ręce kota.

- Wiesz, że ten zwierzak potrafi sam chodzić? – burknął odstawiając go na podłogę, na co czerwonowłosy spojrzał na niego z oburzeniem. – Co? To nie twój kot.

- Lea... powiedz mu coś – zaśmiałam się cicho. – I ty przeciwko mnie?


Opuściłam sklep i poprawiłam szalik. Robiło się coraz cieplej, a ja już nie mogłam się doczekać wiosny i możliwości zakładania lżejszych ubrań. Sięgnęłam dłonią do twarzy, gdzie zawieruszył się krótki kosmyk. Kilkanaście minut temu wyszłam z salonu fryzjerskiego i choć fryzjerka stwierdziła, że to marnotrawstwo ścinać moje, wtedy jeszcze sięgające do pasa, włosy, ja się uparłam i nie żałowałam swojej decyzji. Teraz sięgały mi do ramion, a ich końcówki były trochę rozjaśnione, co dawało ciekawy efekt. Może to i spora odmiana, ale ja myślę, że na lepsze. No i bardzo mi się podobała.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni płaszcza, kiedy poczułam wibracje. Uśmiechnęłam się lekko widząc zdjęcie moje i Luke'a.

- Tak?- odebrałam.

- Nie powinnaś już wrócić? – westchnął. – Nudzę się, a ten kot dalej mnie nienawidzi – nie mogłam powstrzymać delikatnego uśmiechu. – Podrapał mnie! – oburzył się.

- Za chwilę będę, Luke. Zaszłam do pobliskiego sklepu, aby kupić coś dla Meow Meow'a.

- Nie zasługuje na nic – burknął.

- Nie przesadzaj, to tylko kociak.

- On tylko udaje takiego słodkiego przy tobie i Mike'u – zatrzymałam się kilkanaście metrów od wejścia do klatki schodowej patrząc z niedowierzaniem na osobę, która się pod nią znajdowała. – To diabeł... - starałam się uspokoić oddech, który nagle przyśpieszył. – Lea?

- Ona tu jest – powiedziałam cicho.

- Co? Kto jest? Gdzie? – mogłam usłyszeć zdziwienie w jego głosie.

- Moja... matka. Jest tutaj. Luke ja... - odwróciła się w moją stronę, a nasz wzrok się spotkał. Przełknęłam ślinę.

- Zaraz będę na dole - rozłączył się.

- Lea – wypowiedziała moje imię i zaraz podeszła do mnie, a ja jedynie wpatrywałam się w nią jak głupia. Byłam w zbyt wielkim szoku, żeby cokolwiek powiedzieć. Nie widziałam jej prawie dwa lata. – Boże, dziecko jak ty wyglądasz? Co zrobiłaś z włosami? – chciała do nich sięgnąć, ale od razu odtrąciłam jej dłoń. To był odruch. Nawet się nad tym nie zastanawiałam. – Skarbie, tak mi przykro z powodu twojego... wujka.

- To był mój ojciec – warknęłam. – Coś ty sobie wyobrażała pojawiając się tutaj? W ogóle, skąd masz ten adres?

- Jak ty się odzywasz do matki?

- Ja nie mam matki... przestałaś nią być, kiedy zaczęłaś niszczyć mi życie, kiedy mnie zostawiłaś. Nie masz prawa się tak nazywać. To, że mnie urodziłaś, nic nie zna... - poczułam uderzenie w policzek, za który od razu się złapałam. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. – Nienawidzę Cię! Czego chcesz?! Myślisz, że jak od tak się pojawisz, po tym wszystkim, to rzucę Ci się w ramiona?! – czułam zbierające się łzy.

- Słyszałam od twojej ciotki o tym co się stało.

- I co nagle dopadły Cię wyrzuty sumienia? – zakpiłam. Byłam wściekła, a swoją arogancją tylko dolała oliwy do ognia.

- Lea... - spojrzałam w bok dostrzegając zbliżającego się do nas Luke'a.

- Oh, a ty jeszcze się z nim zadajesz? – spojrzałam na nią.

- Nie chcę Cię widzieć nigdy więcej – wysyczałam patrząc prosto w jej oczy. Zaskoczyłam ją tym tonem. – Nigdy więcej – powtórzyłam i wyminęłam ją, kierując się w stronę wejścia do kamienicy.

Wbiegłam do mieszkania i od razu skierowałam się w stronę pokoju, gdzie opadłam na łóżko. Nie powstrzymywałam już łez. Słyszałam kroki, a po chwili poczułam jak materac ugina się pod ciężarem jeszcze jednej osoby. Położył dłoń na moim ramieniu, a ja przysunęłam się do niego i wtuliłam się. Objął mnie ramionami.

- Nie rozumiem dlaczego teraz – pociągnęłam nosem. – Dlaczego?

- Nie wiem, skarbie – poczułam pocałunek na głowie.

- Po prawie dwóch latach nagle sobie przypomniała, że ma córkę? – odsunęłam się od niego i przetarłam dłońmi policzki. – Mój ojciec musiał umrzeć aby sobie o mnie przypomniała?! – uniosłam się, a zaraz po tym, wypuściłam głośniej powietrze z ust. – Przepraszam – podniosłam na niego wzrok, przyglądał mi się z lekko zmarszczonymi brwiami. Sięgnął dłonią do mojego policzka.

- Co Ci się stało? – przejechał po nim delikatnie kciukiem. – Jest zaczerwieniony.

- Spoliczkowała mnie – zamrugał kilkukrotnie.

- Co? – zapytał z niedowierzaniem.

- Powiedziałam, że nie ma prawa nazywać się moją matką... - odwróciłam od niego wzrok. Między nami zapanowała cisza. Po dłuższej chwili z moich ust wydostał się dźwięk irytacji. – Podniosła mi ciśnienie...

- Delikatnie nazywając – mruknął.

- Może jednak przesadziłam mówiąc jej, że nie...

- Nie. Swoim zachowaniem tylko Cię w tym utwierdziła – powiedział. Westchnęłam. Powoli zaczynałam się uspokajać, kiedy tak gładzić kciukiem mój policzek. Przymknęłam oczy. Poczułam jak wplątuje drugą dłoń w moje włosy. – Krótkie – usłyszałam, kiedy wciąż się nimi bawił. Wyprostowałam się i spojrzałam na niego. Przyglądał mi się z lekkim uśmiechem. – Podoba mi się. Jest inaczej – zachichotałam.

- Miało być.


Zdecydowaliśmy się jednak wyjść pod wieczór, nawet pomimo nieprzyjemnej sytuacji z popołudnia. Zdecydowanie mi się to przyda, a przy Luke'u naprawdę dobrze się czuję. Już dawno nie spędzaliśmy czasu sami, tylko my i nikt za ścianą. Takie wyjście jest nam chyba potrzebne.

- Dokąd właściwie jedziemy? – zapytałam, kiedy blondyn zatrzymał się na pierwszych światłach.

- Spodoba Ci się.

- To nie jest odpowiedź na moje pytanie – zaśmiał się.

- Jesteś niecierpliwa.

- Wiem o tym. Po prostu mi powiedz. Proszę. Ładnie proszę. Luuuuuke – przeciągnęłam samogłoskę, co go najwyraźniej bawiło.

- Do kina.

- Kina? O to tyle szumu? Znaczy, nie mam nic przeciwko, lubię oglądać filmy, ale żeby robić z tego tajemnicę?

- Zrozumiesz jak będziemy na miejscu.

- Ty coś knujesz – zerknął na mnie, po czym znów ruszyliśmy.

- Nic, co by Ci się nie spodobało.

Reszta drogi minęła nam na spokojnej rozmowie, dosłownie o wszystkim. Uwielbiałam to uczucie będąc przy nim. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Sprawiał, że wszystko stawało się o wiele prostsze.

Na miejscu byliśmy już po kilku minutach. Wysiadłam z samochodu naprzeciwko starego budynku, w którym mieściło się kino. Trochę mnie to zdziwiło, bo myślałam, że znajdziemy się w jakimś centrum handlowym czy coś w tym stylu, a tu proszę. Spojrzałam na niego pytająco.

- Zobacz co grają – powiedział, a mój wzrok od razu pokierował się na plakat znajdujący się tuż przy wejściu.

- Śniadanie u Tiffany'ego? To...

- Twój ulubiony film, wiem. Raz w miesiącu grają tu stare filmy, teraz padło na ten. No i... - podniosłam na niego wzrok. – Kiedyś go nie dokończyliśmy.* Idziemy?

- Jeszcze się pytasz – zaśmiał się.

Film jak zawsze był świetny. Nie ważne ile razy bym go nie oglądała, zawsze taki był, a możliwość obejrzenia go w kinie wśród zapachu maślanego popcornu z Lukiem obok, który obejmował mnie ramieniem... to było coś cudownego.

Szliśmy teraz ulicami Nowego Jorku. Postanowiliśmy zajść do jakiejś knajpki, aby coś zjeść. Może i przegryzałam popcorn, podczas oglądania filmu, ale to nie zmienia faktu, że Luke pochłonął ¾ całości i wciąż był głodny.

- Jest coś co chciałabyś zrobić? – zapytał. – Niekoniecznie teraz. Tak ogółem?

- Nauczyć się dobrze prowadzić auto? – odpowiedziałam pytająco. – Zrobiłam prawo jazdy w Nowym Orleanie.

- Masz prawko? – spojrzał na mnie zaskoczony.

- Um... tak? To była totalna masakra, zastanawiam się jakim cudem zaliczyłam egzamin praktyczny, teoria była prosta.

- Masz prawko? – powtórzył.

- I samochód... z którego nie korzystam, stoi u Theo w garażu. Nie patrz tak na mnie, to mnie przeraża. Zawsze mam wrażenie, że coś spartolę.

- Jechałaś kiedyś po mieście?

- Raz? Zatrzymałam się po dwóch skrzyżowaniach i zamieniłam miejscami z ojcem – zaśmiał się. – To nie jest śmieszne.

- Jest.

- Ojciec też się wtedy śmiał – westchnęłam cicho. – Chociaż mówił, że dobrze mi szło.

- Pewnie miał rację – powiedział i posłał mi lekki uśmiech. – Przekonamy się.

- Co? Nie ma mowy.

- Nic się nie stanie, przecież będę obok.

- Nie...

- Przecież chciałaś... - westchnął. - I tak Cię na mówię.

- Powodzenia – mruknęłam, chociaż wiedziałam, że jestem na przegranej pozycji. Potrafił mnie przekonać do wielu rzeczy, których nie byłam pewna. Uśmiechnęłam się lekko. - Luke? – spojrzał na mnie. – Zrobiłam drugą listę – powiedziałam. Zatrzymał się nagle, a ja razem z nim. – Zaraz po tym jak wróciłam do Nowego Jorku – przyglądał mi się uważnie.

- A mówisz mi to, dlatego?

- Na niej jest jeden punkt... - spojrzał na mnie pytająco. – Zakochać się po raz drugi – zmarszczył lekko brwi. – Nie wiem co mną kierowało, kiedy to pisałam. Może myślałam o kimś innym? – zdecydowanie nie wiedział do czego zmierzam, co było widać po jego mimice. – Daj mi dokończyć – powiedziałam, kiedy już otwierał usta. – Może miałam nadzieję, że to będzie ktoś inny? Chociaż to głupie, bo nigdy nie przestałam Cię kochać. Od naszego ponownego spotkania... Poznałam Cię na nowo. Zmieniłeś się, pozostając prawie że taki sam. Znaczy może nie do końca, bo już nie jesteś takim dupkiem – zacisnął usta w cienką linię, jakby starał się powstrzymać śmiech. – Po prostu... moim zdaniem od początku taki byłeś, tyle że wtedy... może byłeś trochę zagubiony? Nie wiem czy to w ogóle ma sens, ale... czuję się jakbym zakochała się w tobie po raz drugi. To w ogóle możliwe?

- Jeszcze mi się oświadcz – zaśmiał się.

- Żyję przekonaniem, że to mężczyzna powinien to zrobić, więc nie licz na to – mruknęłam, czując jak moje policzki delikatnie różowieją. – Zresztą... ja tu staram się być poważna, a ty... - pochylił się złączając nasze usta.

- Kocham Cię – szepnął, na chwilę odrywając się od moich ust, po czym znów je złączył. Złapałam dłońmi za jego policzki i oddałam pocałunek, który od razu pogłębił. Moje serce biło bardzo szybko.

- Ja ciebie też kocham, Luke.



03. Zakochać się po raz drugi ✓





* część pierwsza, rozdział First Escape From Home

Tym razem nie musiałyście czekać aż tak długo na rozdział, yeey! :D

Obudziłam się rano nucąc jakąś piosenkę, a teraz nawet nie pamiętam słów, o melodii nie wspominając ;c Why? xD To wkurzające, chce wiedzieć co to było...

Lov U moje małe księżniczki♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro