Second Trip
Czas po nowym roku mijał nieubłagalnie szybko i za nim się obejrzałam, zbliżał się koniec stycznia. Wszystkie wolne dni spędzałam z Luke'iem, więc naprawdę było nam trudno przestawić się z powrotem na tryb: uczelnia/praca – spotkanie. Do tego zbliżały się egzaminy, więc musiałam również znaleźć czas na naukę, co też miało wpływ na ilość czasu, który mogliśmy spędzić razem.
Doszło nawet do tego, że Luke po prostu do mnie przychodził i przyglądał mi się, jak się uczę... przez pierwsze pół godziny. Tak naprawdę za nim w ogóle zaczęłam cokolwiek zapamiętywać, przeważnie już siedziałam u niego na kolanach, więc w końcu dostał szlaban na przychodzenie do mnie, kiedy zmierzałam siedzieć nad notatkami.
Ale w końcu naszedł czas, kiedy musieliśmy lecieć do Los Angeles na ślub mojej kuzynki. Chyba tak naprawdę tylko odliczałam dni do tego wydarzenia, bo w końcu znów mogłam spędzić czas z Luke'iem.
- Ej! – oburzyłam się kiedy zabrał mi podręcznik. Spojrzał na mnie z politowaniem.
- Znajdujemy się na lotnisku, po odprawie, czekając aż samolot będzie gotowy. Co mi obiecałaś?
- Żadnej nauki w weekend – powiedziałam pod nosem.
- Słucham? Nie słyszałem.
- Nie będę się uczyć w weekend – powiedziałam głośniej. – Schowam ją – wystawiłam w jego stronę dłoń. Z ociągnięciem podał mi ją, a ja schowałam książkę do torby podręcznej.
- Już? Skończyliście? – mruknął Theo, który siedział obok mnie.
- Właściwie, czemu Anthony i twoja matka nie lecą z nami?
- Jest czwartek wieczorem? – odpowiedzieliśmy równo, po czym spojrzeliśmy na siebie i zaśmialiśmy się.
- Jutro jeszcze pracują, będą wieczorem. Ślub i tak jest w sobotę – dokończył T.
- Czy mi się wydaje, czy za bardzo się nie cieszysz? – zapytał patrząc na mojego brata.
- Lecę tam tylko ze względu na Vanessę, uwielbiam ją – poczułam pytające spojrzenie na sobie. Zadarłam brodę do góry, aby spojrzeć na swojego chłopaka.
- Nie licząc mojego ojca i mojej ciotki, reszta starszych członków naszej rodziny nie za bardzo toleruje odmienną orientację Theo – wytłumaczyłam.
- Twierdzą, że powinienem przestać się wygłupiać i znaleźć sobie narzeczoną – prychnął.
- Prędzej narzeczonego – zachichotałam i oparłam głowę o jego ramię.
- Skoro to już legalne, nie będzie żadnego problemu ze ślubem, mój świadku. Będziesz pierwszą, która się o tym dowie – przeniósł wzrok na blondyna siedzącego naprzeciwko nas. – Mamy już wszystko zaplanowane, ale spokojnie Luke, Ciebie też tam wcisnę szwagrze – zaśmiał się.
Przekroczyłam próg pokoju hotelowego, a blondyn zaraz za mną. Oczywiście, za nim rozstaliśmy się Theo na korytarzu musiał dorzucić swoje trzy grosze i kazać nam być cicho, bo musi się wyspać. Tak, ma pokój obok naszego. Oczywiście Luke'a to bawiło, mnie nawet też, ale nie zmienia to faktu, że wciąż trochę zawstydzały mnie rozmowy z podtekstami i sugestiami, nie mówiąc już o rozmowach na ten konkretny temat.
Odstawiłam walizkę pod łóżkiem i usiadłam na nim, przyglądając się chłopakowi, który miał smętną minę.
- Luke, rozmawialiśmy już o tym.
- Wciąż irytuje mnie fakt, że twój ojciec za wszystko płaci.
- Jakby nie patrzeć to ja Cię tu ściągnęłam. Taki lot sporo kosztuje, do tego zatrzymujemy się w hotelu – zmarszczył lekko brwi. – Nie chce Cię narażać na dodatkowe koszty, ze względu na moją rodzinę.
- Teraz zejdziemy na temat moich zarobków? – prychnął.
- Nie chodzi mi o pieniądze, tylko o bezsensowny ich wydatek z twojej strony. Nigdy nie wiesz, kiedy mogą Ci się przydać, bo coś może się wydarzyć, więc skoro możesz to oszczędzaj.
- Idę pod prysznic – mruknął podnosząc się i zabrał swoją torbę kierując się do łazienki.
- Luke – westchnęłam.
Kiedy opuściłam łazienkę, blondyn leżał już pod kołdrą, wpatrując się w telefon, który trzymał naprzeciwko twarzy. Westchnęłam cicho i podeszłam do łóżka, po czym wsunęłam się pod kołdrę i ułożyłam się na boku. Świetnie zaczął się nasz wspólny, dłuższy weekend, po prostu świetnie.
Poczułam jak się rusza, a chwilę później objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie, bardziej na środek łóżka. Odwróciłam się w jego stronę i wtuliłam w jego klatkę piersiową.
- Przepraszam – usłyszałam i poczułam pocałunek na głowie. – Powiesz coś?
- Co mam powiedzieć?
- Okay? W porządku? I tak Cię kocham, idioto? – podniosłam głowę do góry aby móc na niego spojrzeć.
- Okay. W porządku. I tak Cię kocham, idioto – powtórzyłam po nim, przekręcając się na brzuch. Zaśmiał się i przybliżył, po czym złączył nasze usta. Uniósł mnie lekko i po chwili leżałam na nim. Zsunął dłonie z mojej talii na biodra. Wyprostowałam się, tym samym zakańczając nasz pocałunek.
- Nie jesteś zmęczona, tiny princess?
- Trochę.
- Tylko tr..
- Ej! – drzwi do naszego pokoju nagle się otworzyły. Oboje spojrzeliśmy w ich stronę. – Ja mam nadzieję, że pod tą kołdrą nic się nie dzieje – T wskazał na nas palcem.
- Umiesz pukać? – zapytałam lekko zażenowana.
- Nie – uśmiechnął się i podszedł do nas.
- Co chcesz? – zapytał Luke.
- Nudzi mi się – mruknął. – Wy przynajmniej macie do kogo gębę otworzyć – westchnął. - A ja jestem tam sam - zrobił smutną minę.
- Theo – spojrzałam niepewnie na blondyna. – Uwielbiam Cię, ale przeszkadzasz.
- O nie, nie. Teraz tym bardziej stąd nie pójdę, skoro wiem, że chcesz wykorzystać moją siostrę.
- Raczej pójść spać. Lea jest zmęczona – uniósł jedną brew przyglądając się nam, niezbyt wierząc w słowa chłopaka. – Pięć godzin lotu jest dość męczące.
- Nudni jesteście – mruknął. – Idę do baru na dole, może znajdę jakieś towarzystwo – puścił mi oczko i skierował się do wyjścia z pokoju. – Jakby co, obudźcie mnie jutro na śniadanie – dodał znikając za drzwiami.
- A jeszcze przed chwilą narzekał na to, ze jest zmęczony. Jak z dzieckiem – zachichotałam na słowa Luke'a. – Ale w końcu jesteśmy sami – usiadł nagle, obejmując mnie w pasie i po chwili leżałam pod nim, przez co pisnęłam zaskoczona. Drzwi od naszego pokoju znów się otworzyły, a zza nich wychylił się mój brat.
- Zmęczeni hmmm?
- Idiota! – zaczął się śmiać zamykając za sobą drewnianą powłokę.
- Wiedziałem, że tam jest – spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Zrobiłeś to specjalnie!
- Ups... wydało się – zaśmiał się kładąc się obok mnie.
Siedziałam z Luke'iem w pokoju, jedząc śniadanie, które zamówiliśmy. Nie chciało nam się ubierać i schodzić na dół, zwłaszcza po dość męczącej, ale przyjemnej pobudce, którą mi zafundował. Nie zmienia to faktu, że nie mogłam przestać uśmiechać się jak głupia. Byłam w nim zakochana tak, cholernie bardzo.
Zachichotałam cicho, opierając głowę o jego ramię. Od razu poczułam pocałunek na głowie. Podniosłam na niego wzrok i sięgnęłam dłonią do kącika jego ust, w którym miał okruszek. Uśmiechnął się do mnie.
- Kocham Cię Luke – powiedziałam. – Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Na pewno nie bardziej niż ja Ciebie – pochylił się i cmoknął mnie w nos.
- Nie, bo ja bardziej.
- Nie możesz, jestem większy – zaczęłam się śmiać.
- Głupek.
- Twój – złączył nasze usta, a ja od razu zaczęłam oddawać pocałunki. Jedna z jego dłoni znalazła się pod moją koszulką. – Może mała powt...
- Gdzie moje śniadanie? – odskoczyłam od chłopaka, patrząc w stronę drzwi, które zamykał za sobą Theo.
- Albo i nie – mruknął Luke z niezadowoloną miną.
- Co? – zapytał T siadając naprzeciwko nas.
- Nic – odpowiedziałam, na co wzruszył ramionami i sięgnął po czajniczek z kawą i zalał wolną filiżankę.
- Czuję się jakbym nie jadł przez tydzień – zaczął, nakładając sobie wszystkiego po trochu na talerz. – Nawet nie pamiętam jak wróciłem do pokoju.
- Chociaż sam? – zapytał blondyn.
- A bo ja wiem, raczej tak – zabrał się za jedzenie. – Chociaż pamiętam, że gadałem z jakimś przystojniakiem w barze – zmrużył lekko oczy.
- Chyba wypiłeś za dużo – skomentowałam.
- Raz na jakiś czas, mogę – wzruszył ramionami. – Jakie plany na dzień? Idziemy na miasto?
- Tak, jasne – uśmiechnęłam się. – Nie będziemy przecież siedzieć cały dzień w hotelu. – Nasi rodzice będą dość późno, więc spotkamy się z nimi dopiero jutro na śniadaniu.
- A kolejne pół dnia będziesz się czesać i malować.
- Ej – szturchnęłam go lekko, na co się zaśmiał.
Stałam nad walizką przyglądając się dwóm sukienkom. Theo zaproponował aby wieczorem również wyjść na miasto, na co Luke od razu się zgodził, więc w zasadzie nie miałam nic do gadania. Westchnęłam i wręcz błagalnym wzrokiem spojrzałam na blondyna, który leżał na łóżku z jedną ręką za głową, a w drugiej trzymał telefon i chyba na coś odpisywał. Musiał poczuć, że mu się przyglądam i zniżył telefon, jego wzrok padł na mnie. Widziałam rozbawienie malujące się na jego twarzy.
- Nigdzie nie idę – powiedziałam. Wrzuciłam sukienki do walizki i skierowałam się na kanapę. Słyszałam jak wstaje, ale zignorowałam to i nie odwróciłam się w jego stronę.
- I tak wzięłaś więcej ubrań niż Ci się przyda, a dalej narzekasz – usłyszałam. – Proszę – czułam jak opiera się o oparcie za mną, a po mojej lewej mogłam dostrzec bordowy materiał. – Ta będzie dobra.
- To akurat kombinezon.
- Wygląda jak sukienka.
- Ale ma spodenki na dole – uniósł materiał, rozkładając go w dłoniach.
- Rzeczywiście – zmrużył lekko oczy, a ja zachichotałam.
- Założę – powiedziałam, po czym wstałam. Ominęłam mebel, podchodząc do niego. Schylił się, a ja musnęłam szybko jego usta. Złapał mnie w tali za nim zdążyłam odejść i przyciągnął do siebie.
- Mamy jeszcze godzinę – mruknął odwracając mnie w swoją stronę, po czym podniósł, a ja oplotłam go nogami w pasie. Złożył pocałunek na mojej szyi. – I co zrobimy z tym czasem, tiny princess?
- Planowałam wziąć prysznic – powiedziałam cicho.
- Oh tak, wspólny prysznic to świetny pomysł – zaczął się kierować w stronę łazienki.
- Ale ubrania... - zaczęłam kiedy zatrzasnął za nami drzwi, zamykając je.
- To obrona przed Theo – zaśmiałam się. – A ubraniami będziemy martwić się później – złączył nasze usta i odstawił mnie, a chwilę później mój sweter znalazł się na podłodze.
Kompletnie nie mam weny ;c
Rozdział średni, jak nie beznadziejny i nie mówcie, że dobry bo ja wiem swoje xD
I będziecie się czepiać końcówki, wiem ale na pisanie seksów tym bardziej nie mam weny. Przepraszam♥
Btw, ta historia powoli zbliża się do końca, ale jeszcze przed nami co najmniej cztery rozdziały :) Mówię, żeby nie było, że nie ostrzegałam i nagle się skończyło xD
Lov U moje małe księżniczki♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro