Second Night Ride
Patrzyłam na niego wciąż zaskoczona jego obecnością tutaj. W mojej głowie pojawiły się setki pytań, których nawet nie byłam w stanie z siebie wydusić. Wciąż byłam zdziwiona, nie spodziewałam się jego wizyty tutaj.
Przyjrzałam mu się. Na jego kurtce, która była lekko rozpięta, nie było śladu śniegu, więc musiał przyjechać samochodem albo ktoś go podwiózł. Włosy miał lekko zmierzwione, a mi automatycznie przypomniała się sytuacja, kiedy byłam u niego i miał na sobie tylko dresy. Czułam jak moje policzki nabierają kolorów.
- Um... wejdziesz? – przesunęłam się trochę wpuszczając go do środka i zamknęłam drzwi. – Co tu robisz?
- Pomyślałem, że nie masz co robić, z czym trafiłem – zlustrował mnie wzrokiem. – Więc postanowiłem wpaść i zabrać Cię na wycieczkę.
- Wycieczkę? – powtórzyłam przyglądając mu się niepewnie.
- Nocną przejażdżkę – sprecyzował. – Musiałem się wyrwać z mieszkania. Emily – skrzywiłam się lekko na dźwięk jej imienia, co oczywiście musiał zauważyć i uśmiechnąć się przez to lekko z rozbawieniem. – i Mike postanowili zrobić małą imprezę. Nie miałem na to ochoty, a ciągłe ich namowy do wypicia z nimi były irytujące, więc oto jestem. Liczyłem się nawet z tym, że może otworzyć mi twój ojciec i przywalić.
- Nie zrobiłyby tego, Luke – odpowiedziałam z rozbawieniem.
- Skąd wiesz? – wzruszyłam ramionami.
- Zresztą, nadal go nie ma.
- Oh, uratowany – zachichotałam. – To jak? Masz ochotę wybrać się ze mną na przejażdżkę?
- Um... - przyglądał mi się wyczekująco, a w jego oczach widniała nadzieja. – Tak, jasne. Tylko posprzątam w salonie i się przebiorę – uśmiechnął się szeroko, a moje serce przyśpieszyło jeszcze bardziej rytmu. Tak dawno nie widziałam tego uśmiechu. – Wejdź – powiedziałam przechodząc do salonu. Słyszałam za sobą kroki. Pochyliłam się nad stolikiem i zabrałam naczynia, kierując się do kuchni. Przy okazji upiłam jeszcze trochę ciepłej herbaty. Czułam na sobie jego wzrok. – Zaraz wrócę – przytaknął siadając na sofie, a ja szybko przeszłam do swojego pokoju. Podeszłam do szafy i przesunęłam jedne drzwi. Ściągnęłam szorty i założyłam jeansy. Postanowiłam nie zmieniać bluzy, więc w zasadzie byłam już gotowa. Poprawiłam kucyka, zabrałam klucze i wróciłam do blondyna zabierając ze stolika telefon.
- Szybko Ci poszło.
- Założyłam jedynie spodnie – wróciliśmy na korytarz. Wyciągnęłam z szafki na buty ocieplane workery, które z trudem założyłam na tak grubą skarpetkę, ale się udało. Owinęłam szalik wokół szyi i założyłam szary płaszcz. – Możemy iść – otworzył drzwi, przepuszczając mnie w nich i wyszedł za mną. Zamknęłam je i schowałam klucze do kieszeni.
Siedziałam w samochodzie trzymając w dłoniach kubek z gorącą czekoladą, po którą zajechaliśmy kilka minut temu. Luke wolał kawę, ale dla mnie zdecydowanie było za późno na ten napój. Nasze kurtki leżały na tylnych siedzeniach, w nich było za ciepło, kiedy działało ogrzewanie.
Aktualnie jechaliśmy po moście prowadzącym do Jersey City, a radio cicho grało. Od razu przypomniała mi się nasza pierwsza randka, a raczej ta późniejsza jej część, kiedy jechaliśmy mostem do miejsca, które Luke odwiedzał kiedy był młodszy. Wtedy czułam się wolna, teraz było inaczej. Pomimo tego, że zgodziłam się na tę przejażdżkę stresowałam się jego obecnością, przez co byłam trochę spięta.
- Jak było w Nowym Orleanie? – zapytał. Przeniosła, na niego wzrok, jego był utkwiony w drodze.
- Um... inaczej.
- Lea, głęboki wdech – powiedział, a ja zrobiłam to automatycznie.
- Często to powtarzałeś – zaśmiał się.
- Kiedy się denerwowałaś. Wiem, że nie jest Ci łatwo i naprawdę to rozumiem, w końcu cholernie nadużyłem twojego zaufania, delikatnie to ujmując. Mi też nie jest łatwo, ale cieszę się, że tu jesteś – nabrałam powietrza w płuca i oparłam głowę o fotel, wypuszczając powoli powietrze z ust.
- Gdybym nie chciała, nie byłoby mnie tutaj – zerknęłam na niego i dostrzegłam nikły uśmiech na jego ustach.
- Nie musisz się tak denerwować, nic nie zrobię dopóki mi nie zaufasz i na to nie pozwolisz.
- To nie zdenerwowanie, to stres? To uczucie przypomina trochę to z wtedy, kiedy dopiero co się poznaliśmy. Nie byłam pewna jak się przy tobie zachowywać, starłam się pilnować tego co robię czy mówię, żeby nie wyjść na dzieciaka. Po wszystkich wydarzeniach i przemyśleniach, to że pojawiłeś się w moim życiu i w nim namieszałeś, wcale nie było złe. Dzięki tobie moja pewność siebie wzrosła, pokazałeś mi rzeczy, których pewnie do tej pory bym nie doświadczyła, gdyby nie ty. Tyle, że wszystko się zmieniło. Nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi, jakimi byliśmy półtorej roku temu. Zmieniliśmy się, w naszych życiach zaszło wiele zmian. My... - urwałam szukając odpowiednich słów.
- Chyba po prostu musimy nauczyć się siebie od nowa.
Zatrzymał samochód na parkingu, a ja spojrzałam na niego pytająco. Kilkanaście minut temu wjechaliśmy do Jersey. Odpiął swój pas i sięgnął do tylnych siedzeń po czym podał mi płaszcz i sam zaczął zakładać swoją kurtkę.
- Przejdziemy się – to brzmiało bardziej jak stwierdzenie niż pytanie, ale w porządku. Przytaknęłam kiwnięciem głowy, odpięłam swój pas i założyłam płaszcz, dokładnie go zapinając, po czym poprawiłam szalik. Wysiadł, a ja zaraz za nim od razu przekładając włosy do przodu i naciągnęłam kaptur na głowę.
- Gdzie jesteśmy?
- W Lincoln Park. Chodźmy – skierował się w stronę wejścia, a ja zaraz zrównałam z nim kroku. Latarnie stojące w dwóch rzędach, po obu stronach ścieżki oświetlały biały puch, który cudownie się iskrzył. Śnieg przestał na razie padać. Szliśmy powoli w milczeniu, ale ta cisza wcale nie była krepująca. Wzięłam trochę śniegu z ławki, tworząc z niego niewielka kulkę i po chwili rzuciłam nią w chłopaka, który zatrzymał się od razu z zaskoczeniem.
- Za co to było? - zapytał.
- Należało Ci się - odpowiedziałam.
- O nie, tak się bawić nie będziemy! - ruszył w moja stronę, a ja zaczęłam uciekać.
- Luke nie! - krzyknęła biegnąc przed siebie. Chwilę później poczułam jak łapie mnie w pasie i unosi nad ziemię, a ja zaczęłam machać nogami. Odwrócił mnie tak, że trzymał mnie jednym ramieniem za plecami, a drugim pod moimi kolanami.
- Mam Cię. I co teraz?
- Postaw mnie - usłyszałam prychniecie, po czym zaczął iść przed siebie. - To nie fair... masz dłuższe nogi, jak ja mam uciekać?
- Nie uciekaj.
- Luke, puść mnie - zatrzymał się.
- Skoro tego chcesz - puścił mnie, a ja wpadłam wprost w górkę śniegu. Chłód otoczył całe moje ciało, przez co pisnęłam podnosząc się szybko. Zaczęłam podskakiwać starając się otrzepać, czemu towarzyszył jego śmiech.
- Bardzo zabawne. Ha. Ha. - mruknęłam kiedy w końcu pozbyłam się śniegu z siebie i zaczęłam pocierać zmarznięte dłonie, chuchając na nie. Podszedł do mnie i chwycił moje dłonie w swoje. Z łatwością zakrył je w całości swoimi, ogrzewając je. Podniosłam wzrok na niego, uśmiechał się delikatnie, co odwzajemniam. Zadarłam brodę jeszcze bardziej do góry patrząc na ciemne niebo zakryte chmurami, z których znów powoli zaczynał spadać śnieg.
- Wracajmy do samochodu - wypuścił moje dłonie ze swoich i złapał jedną, a drugą schowałam do kieszeni płaszcza. Spojrzałam na nasze dłonie i uśmiechnęłam się nieznacznie. To było dziwne uczucie, móc znów trzymać go za rękę. Bałam się, a jednocześnie bardzo tego chciałam.
Jechaliśmy ulicami Jersey okrężną drogą prowadząca do Nowego Jorku. Było kilkanaście minut przed jedenastą, a ja obserwowałam miasto zza szyby. Poza domem byłam jakieś dwie godziny i prawdę mówiąc, nie chciałam do niego wracać. Powodem nie było tylko to, że byłabym sama na ponad stu czterdziestu metrach kwadratowych, ale też to, że chciałam spędzić więcej czasu z Luke'iem.
Cicho grające radio zagłuszył dzwonek telefonu chłopaka. Spojrzałam na niego, kiedy jedną dłonią sprawdzał kieszenie spodni.
- Wyciągniesz go z kurtki? – zapytał.
- Okay – sięgnęłam po czarny materiał i przełożyłam go na swoje kolana, by po chwili z prawej kieszeni wyjąć czarne urządzenie. – To Michael – powiedziałam, na co westchnął. Zatrzymaliśmy się na światłach. Zabrał swój telefon i odebrał.
- Czego? – odłożyłam jego kurtkę z powrotem na tylne siedzenia. – Za jakieś pół godziny będę w Nowym Jorku – odpowiedział. – A co Cię to? – przewrócił oczami na coś co mówił ten drugi. – Dobra, dobra przyjadę. Daj mi spokój – rozłączył się. Zerknął w moją stronę, po czym ruszyliśmy. – Jak będziemy w mieście odwiozę Cię do domu... - zawahał się. – Chyba, że masz ochotę na małą imprezę?
- Okay.
- Okay, mam Cię zawieźć do domu, czy okay, możemy jechać na imprezę?
- Okay, możemy jechać do Ciebie. Dawno nie widziałam Michaela, nie licząc waszego koncertu.
- Wiesz, że jest pijany? Sądząc po jego głosie, bardzo –zachichotałam.
- Jest wtedy uroczy.
- Oh.
Przepuścił mnie w drzwiach, a ja niepewnie weszłam do środka. Od razu poczułam roznoszący się po całym mieszkaniu, gęsty dym papierosowy, przez co kaszlnęłam. Ściągnęłam buty i płaszcz, co zrobił też chłopak.
- Lucas! – Mike w samych bokserkach pojawił się na korytarzu. Spojrzałam na niego zaskoczona, tak jak i on na mnie, po czym uśmiechnął się szeroko. – Lea! – skierował się w moją stronę i kiedy byłam już pewna, że zaraz mnie przytuli, między nami pojawił się blondyn.
- Ubierz się idioto.
- Nie mogę! Gramy w butelkę.
- Serio? – mogłam sobie wyobrazić teraz minę Luke'a. – Mniejsza o to... Ciężko Ci pieprzone okno otworzyć, kiedy palisz w mieszkaniu? Udusić się można.
- Ale będzie zimno... - mruknął niezadowolony.
- Ale gówno mnie to obchodzi – odpowiedział i przeszedł do salonu, a ja chwilę później znalazłam się w objęciach czerwonowłosego, który od razu poprowadził mnie w głąb mieszkania.
- Moja siostra wróciła! Mogę umrzeć szczęśliwy!
- Hej mała – Ashton uśmiechnął się do mnie, a ja odpowiedziałam mu tym samym gestem.
- Więc umieraj – powiedział Luke otwierając drzwi prowadzące na balkon, a ja zachichotałam.
- Ej... przekabacisz ją na złą stronę – oburzył się.
- Mike, zdradzasz mnie?! – oburzyła się blondynka. Po chwili nasz wzrok się spotkał. – Nie przedstawiłam się rano, Emily.
- Lea – odpowiedziałam. Nawet jeśli była kuzynką Mikey'a, nie oznaczało to, że od tak ją polubię.
- Poznałaś moją siostrzyczkę?
- Pytasz mnie czy ją? – zapytała brązowooka.
- Ciebie.
- No tak, zapomniałam, że się do mnie nie przyznajesz – zaśmiała się, po czym przytuliła do ramienia Ashtona. – Jesteś taki ciepły.
- Lea? – spojrzałam na niebieskookiego, który kiwnął głową w stronę wyjścia z salonu i skierował się w jego stronę. Mike mnie puścił, a ja poszłam za blondynem, jak się okazało, do kuchni. Włączył czajnik z wodą. – Chcesz coś?
- Herbatę – odpowiedziałam, po czym usiadłam przy stoliku. Rozglądałam się po pomieszczeniu, które praktycznie wcale się nie zmieniło.
- Nie sądziłem, że się zgodzisz – spojrzałam na niego pytająco. Nie do końca rozumiałam o co mu chodzi. – Przyjść tutaj – dodał.
- Tak wyszło – zaśmiał się cicho. Chwilę później postawił przede mną kubek, a ja podziękowałam mu. Usiadł naprzeciwko mnie, a między nami zapanowała cisza. Odwróciłam głowę zerkając za okno.
- Jeśli chcesz wrócić czy coś to...
- Luke – nasz wzrok się spotkał. – Jest w porządku, naprawdę.
- Nie sądziłem, że to ty będziesz musiała mnie o czymś zapewniać – zachichotałam.
- Chciałam tu przyjść Luke, więc jestem. Oczywiście, że miałam wątpliwości. Za każdym razem mam wątpliwości, kiedy znów się spotykamy, ale te wątpliwości to nic w porównaniu z tym, że chciałam spędzić trochę więcej czasu z tobą – powiedziałam cicho.
Kolejny powinien być w sobotę :) Powinien, jak go napiszę xd
I za cholerę nie podoba mi się końcówka... zmieniałam ją z milion razy, eh.
Lov u moje małe księżniczki ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro