Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Second Meeting cz. II

Jakiego trzeba mieć pecha, żeby poślizgnąć się i wywalić, kiedy chce się jak najszybciej skądś odejść? Chyba po prostu trzeba być mną, nikt inny takiego pecha nie ma. Tyłek i prawy łokieć mnie bolały, przez bliskie spotkanie z chodnikiem, do tego zrobiło mi się jeszcze zimniej. Cholera, to musiało wyglądać idiotycznie.

- Nic Ci nie jest? - usłyszałam za sobą. Poczułam jak łapie mnie pod pachami i podnosi. Odwróciłam się i cofnęłam do tyłu o krok, otrzepując ubrania ze śniegu. Podniosłam na niego wzrok i nie byłam w stanie wypowiedzieć ani słowa, kiedy tak na mnie patrzył. Niedowierzanie, zaskoczenie, troska i ból, malowały się w jego błękitnych tęczówkach. Przełknęłam ślinę.

- W porządku - odpowiedziałam cicho, po chwili dość krępującej ciszy. Wpatrywałam się w niego, tak jak i on we mnie. Sięgnął dłonią do mojego policzka, który lekko potarł kciukiem, po czym założył kosmyk włosów za ucho.

- Naprawdę tu jesteś - cień uśmiechu pojawił się na jego ustach. Nie do końca rozumiałam o co mu chodzi. Tu - w Nowym Jorku, tu - w pubie, tu - stojąc przed nim..?

- Nie wiedziałam, że tu dzisiaj gracie - powiedziałam odsuwając się jeszcze trochę i odwróciłam wzrok. Był zdecydowanie za blisko, a ja musiałam walczyć sama ze sobą, aby od tak nie odpuścić i po prostu się w niego nie wtulić. To byłby błąd. - Gdybym wiedziała, ja... - zawahałam się.

- Nie przyszłabyś.

- Nie przyszłabym - powtórzyłam znów spoglądając na niego. Dopiero teraz zauważyłam, że nie miał na sobie kurtki. - Wracaj do środka Luke, przeziębisz się.

- Mam to gdzieś. Czekałem pieprzone półtorej roku, aby móc z tobą znów porozmawiać, aby móc znów Cię zobaczyć.

- Nie mamy o czym rozmawiać.

- Nie mów tak tiny princess.

- Nie nazywaj mnie tak! - uniosłam się. Nagle wszystkie uczucia związane z tamtymi wydarzeniami powróciły. Znów byłam na niego zła, znów czułam się zraniona, znów czułam się bezradna. Do moich oczu zaczęły zbierać się łzy. - Wracaj do środka - powtórzyłam i odwróciłam się, chcąc odejść. Zrobiłam ledwie krok, a poczułam jak łapie mnie za ramię i lekkim szarpnięciem odwraca w swoją stronę. Chwilę później jego usta przywarły do moich. Znów czułam ten znajomy posmak tytoniu i alkoholu. Chciałam się od niego odsunąć, ale mi na to nie pozwolił. Poczułam łzy pod powiekami, których już nie mogłam powstrzymywać. Czułam się rozdarta na pół. Nie wiedziałam co myśleć, co czuć, co zrobić...

Odsunął się ode mnie, patrząc na mnie zaskoczonym, albo raczej zszokowanym wzrokiem. Chciał otrzeć moje łzy, ale ja odsunęłam się od niego szybko, kręcąc głową na boki.

- Przepraszam - szepnęłam załamującym się tonem, odwracając się i odbiegłam od niego.


Opadłam na łóżko, nie powstrzymując więcej łez. Wtuliłam się w poduszkę, a cichy szloch wydobył się z moich ust. Nie mogłam przestać myśleć o Luke'u. Kochałam go, wciąż go kocham. Byłam zaskoczona jego widokiem, zaskoczona tym, że mnie dostrzegł pośród tylu ludzi, że pobiegł za mną, że mnie... pocałował. To bolało, tak bardzo bolało. Byłam w stanie zapomnieć o wszystkim by oddać choć jeden pocałunek, ale nie mogłam.

Coraz więcej łez wydostawało się spod moich powiek, a ja nie dałam rady ich powstrzymać. Słyszałam ciągłe wibracje mojego telefonu, który wciąż znajdował się w torebce, ale nie chciałam teraz z nikim rozmawiać.

Czułam się koszmarnie, bo jeśli Luke naprawdę coś do mnie czuł, to w tej chwili zraniłam nie tylko siebie, ale również jego, ale po prostu się bałam. Bałam się ponownie zostać zranioną przez niego. Bałam się ponownie mu zaufać.


Obudziłam się kilka minut po dziewiątej. Czułam się nie wyspana, oczy miałam podpuchnięte i wciąż miałam na sobie wczorajsze ubrania. Nie spiesząc się wstałam, zabrałam legginsy, gruby sweter, skarpetki, komplet czystej bielizny i przeszłam do łazienki, aby wziąć prysznic.

Ze związanymi byle jak włosami na czubku głowy, wciąż jeszcze wilgotnymi, siedziałam w kuchni przy wyspie kuchennej, oddzielającej kuchnię od salonu i wyglądałam przez okno po mojej prawej. Drzewa w Central Parku całe były pokryte śniegiem, którego spora ilość musiała spaść w nocy, a jego drobne płatki wciąż spadały. Taki widok był uspokajający.

Upiłam kolejny łyk kawy i westchnęłam cicho. Wciąż nie mogłam pozbyć się Luke'a ze swoich myśli. Opuszkami palców dotknęłam lekko ust, a moje serce przyspieszyło bicia na samo wspomnienie uczucia jego ciepłych warg na moich. Sama już nie wiedziałam co mam myśleć o tym, co się stało wczorajszego wieczora.

Usłyszałam kroki, a chwilę później ojciec wszedł do kuchni. Był już przebrany, czym mnie trochę zaskoczył.

- Wychodzisz gdzieś? - zapytałam.

- Tak, mam jedno ważne spotkanie - odpowiedział podchodząc do ekspresu z kawą i zalał nim swój kubek.

- Jest sobota.

- Wiem skarbie, ale to naprawdę ważne. Możliwe, że podpiszemy kontrakt z nowym dostawcą, więc wypadałoby być na spotkaniu, skoro to moja klinika - zaśmiał się cicho. - Coś się stało? - przyglądał mi się z lekkim zmartwieniem wymalowanym na twarzy.

- Nic, po prostu się nie wyspałam - uśmiechnęłam się delikatnie. Nie chciałam mu zawracać głowy. Ostatnimi czasy, pomimo tego wszystkiego co się wydarzyło, byliśmy ze sobą bardzo blisko. Mogłam mu powiedzieć o wszystkim, a on mnie wysłuchiwał i doradzał czy mówił, co sądzi o danej sytuacji. Naprawdę lubiłam z nim rozmawiać, ale tym razem nie chciałam go zatrzymywać.

- Skoro tak. Powinienem wrócić koło trzeciej - przytaknęłam. - Masz jakieś plany na dziś?

- Tylko naukę. Przed przerwą świąteczną zawsze jest nagonka - usłyszeliśmy jak drzwi się otwierają, więc oboje spojrzeliśmy trochę zaskoczeni w stronę wejścia do salonu, w którym po chwili pojawił się Theo.

- Cześć wujku - uśmiechnął się. - Hej Lee.

- Chyba nici z twoich planów - spojrzał na mnie z rozbawieniem. Miał rację. Blondyn od tak sobie nie pójdzie i zapewne będzie tu siedział pół dnia, jak nie dłużej. - Muszę już iść, do zobaczenia Theo, pa Lea.

- Pa - odpowiedziałam. Blondyn podszedł do mnie zajmując miejsce obok mnie, chwilę po tym jak zrobił sobie kawę. Usłyszałam, jak drzwi się zamykają. Zostaliśmy sami, świetnie. Zaraz zacznie się temat wczorajszego...

- Luke za tobą wybiegł, dosłownie - westchnęłam głośno, odwracając od niego wzrok, ponownie wyglądałam za okno. - Naprawdę uważasz, że nic do Ciebie nie czuje?

- Nie, nie wiem... Nic już nie wiem. Mam mętlik w głowie.

- Rozmawiałaś z nim?

- Nie nazwałabym tego tak. Niczego sobie nie tłumaczyliśmy, jeśli o to Ci chodzi. W pewnym momencie, po prostu chciałam odejść, ale mi na to nie pozwolił - zerknęłam na niego. Przyglądał mi się wyczekująco, czekając na kontynuację mojej wypowiedzi. - Pocałował mnie - pisnął. - A ja jak idiotka się rozbeczałam i uciekłam - między nami zapanowała cisza. - Jeśli masz zamiar przytaknąć na to, że jestem idiotką, lepiej nic nie mów - dodałam przyglądając się swoim dłoniom, którymi obejmowały kubek.

- Okay, pominę to zdanie. Wciąż jednak uważam, że powinniście porozmawiać, naprawdę Lea. Cokolwiek chce Ci powiedzieć, a na pewno chce, powinnaś go wysłuchać - położył dłoń na moim przedramieniu, lekko je ściskając.

- Chciałabym, ale to nie jest takie proste - westchnęłam. - Samo patrzenie na niego boli, nie mówiąc już o tym, że pewnie bylibyśmy wtedy sami, a wtedy wystarczyłoby jedno słodkie słówko od niego i wybaczyłabym mu. Zresztą, przypuśćmy, że powiedziałby mi, że mnie kocha i co dalej? Kocham go, ale to nie jest takie proste...

- Dlaczego?

- Ponieważ mnie zranił. Wolę, żeby to zostało tak jak jest, niż znów czuć się tak jak wtedy.

- Jeśli z nim nie porozmawiasz, będziesz tego żałować Lea. Powinnaś to zrobić, ale przede wszystkim powinnaś zmienić do tego nastawienie. To nie tak, że po tym co powie masz rzucić się na niego i zapomnieć o wszystkim co się stało. Powinnaś mu powiedzieć jak się wtedy czułaś, bo on wie, że Cię zranił, ale tego nie rozumie - zmarszczyłam lekko brwi. - W sensie, że nie wie, jak to odczułaś i jaki miało to na Ciebie wpływ. Faceci są trochę ułomni jeśli chodzi o uczucia, zwłaszcza Ci hetero, im trzeba wszystko jasno nakreślać.

- Powiedział, że nie potrafi być szczery ze swoimi uczuciami.

- Skoro potrafił napisać tę piosenkę, to chyba coś się zmieniło. Coś takiego to praktycznie obnażanie się ze swoimi uczuciami przed innymi.

- Niby skąd wiesz, że on napisał tę piosenkę?

- Oboje dobrze o tym wiemy - odpowiedział pewny swego.


Poprawiłam buty, które sięgały mi za kolana i wyprostowałam się. Sięgnęłam po płaszcz i zaczęłam go zakładać. Było po drugiej, niecałe dwie godziny temu Theo wyszedł ode mnie mówiąc, że umówił się z Nathanem, a ja miałam wziąć się za naukę. Niestety nie byłam w stanie skupić się na tym co czytałam, więc w końcu zrezygnowałam postanawiając przejść się po parku. Nałożyłam nauszniki, zabrałam rękawiczki i klucze, a telefon wrzuciłam do kieszeni płaszcza i opuściłam mieszkanie, zamykając je za sobą. Skierowałam się do windy aby móc zjechać z dwunastego piętra na dół.

Od kilkunastu minut chodziłam po parku pogrążona w swoich myślach. Słyszałam mijających mnie ludzi, czy bawiące się dzieci, ale nie zwracałam na nich większej uwagi. Theo miał rację, powinnam w końcu porozmawiać z Luke'iem, nie ważne jak bardzo mogłam się zawieść, nie ważne jak bardzo się bałam. Strach jest największym wrogiem człowieka - kiedy przychodzi co, do czego, te słowa nabierają większego sensu.

- Cześć Lea - odskoczyłam na bok niczym oparzona, a moje serce zaczęło niemiłosiernie szybko bić. Spojrzałam w bok z wyrzutem, a blondyn roześmiał się głośno. - Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć, mała.

- Ashton... - wypuściłam głośniej powietrze z ust. - Prawie zawału dostałam.

- Chyba nie jestem, aż tak straszny.

- Jesteś, zwłaszcza kiedy wyrastasz nie wiadomo skąd - zaśmiałam się cicho, a zaraz potem rozejrzałam się niepewnie.

- Jestem sam - odetchnęłam z ulgą. - Co tu robisz?

- Mieszkam obok parku.

- Obok jest dość mało precyzyjne, Central Park jest dość spory.

- Na piątej - dopowiedziałam. Gwizdnął.

- Na bogato - wzruszyłam nieznacznie ramionami.

- A ty co tu robisz?

- Idę w stronę metra. Luke ma mały kryzys, a Michael już z nim nie wytrzymuje - zatrzymałam się, a on zrobił jeszcze krok i też się zatrzymał, odwracając w moją stronę, przy okazji chowając dłonie do kieszeni kurtki. Chciałam zadać pytanie, ale się powstrzymałam. - Tak, to przez spotkanie z tobą - spojrzałam na niego niepewnie. - Powiedzmy, że przez ten czas, kiedy Ciebie nie było Luke się zmienił, tak trochę. Trochę bardzo. Nie jest sobą.

- Nie rozumiem - westchnął.

- Luke to idiota - zmarszczyłam brwi. - Nigdy nie przyznawał się do swoich uczuć, sądzę że to przez jego ojca. Chyba wiesz, jaka była sytuacja?

- Tak, powiedział mi, że się nie dogadywali - odpowiedziałam.

- W każdym razie, wyciągnąć od niego coś na temat uczuć było ciężko, zwłaszcza kiedy ktoś na niego naciskał, tak jak my wtedy. Żył w przekonaniu, że okazywanie uczuć jest słabością. To co usłyszałaś, kiedy byliśmy w Norfolk, to było coś na wzór pseudo strategii obronnej. Tak naprawdę Luke był w tobie zakochany, nadal jest. On po prostu jest trudnym przypadkiem.

- Jesteście jego przyjaciółmi, dlaczego miałby ukrywać przed wami swoje uczucia?

- Sam chciałbym to wiedzieć. Luke jest skomplikowany, a to że od niego odeszłaś, można powiedzieć, że to go złamało. To co odwalił po tym jak wyjechałaś... aż zacząłem w niego wątpić. Na samym początku, był gorszy niż za nim pojawiłaś się Ty. Jeśli wcześniej chodziło mu jedynie o seks, a tak właśnie było, po twoim wyjeździe traktował dziewczyny jeszcze bardziej przedmiotowo. Co noc sprowadzał inną, przy okazji pił i prawie wywalili go z roboty. To trwało jakieś półtorej tygodnia, na pewno nie więcej niż dwa, a potem nagle spokój. Jednego dnia chodził mając gorsze humorki niż kobieta w ciąży tak, że bez kija nie podchodzić, a kolejnego zamknął się w pokoju i nie wylazł z niego przez cały weekend. Nawet słowem się nie odezwał. Kiedy już wyszedł przez jakiś okres czasu był potulny jak baranek. W zasadzie można było z nim zrobić wszystko, na wszystko się zgadzał, tyle że nigdzie nie wychodził, nie licząc pracy, nawet na próby było go trudno wyciągnąć. Po jakimś czasie zaczął normalnie funkcjonować. Tyle że do wszystkich, nie licząc nas, trzymał dystans. W międzyczasie naszło go na szczerość, więc powiedział nam co czuję i...

- Dlaczego mi to mówisz Ashton? - przerwałam jego wypowiedź.

- Sądzę, że powinnaś wiedzieć, co się z nim działo, co się z nim teraz dzieje.

- Dlaczego? Nic nas nie łączy.

- Dobrze wiesz Lea, że to nie prawda. On naprawdę Cię kocha. Wczoraj, kiedy wrócił do pubu, po tym jak za tobą pobiegł, od razu dało się zauważyć, że coś jest nie tak i...

- Nie rób z niego ofiary.

- Nie robię, po prostu...

- To nie ja złamałam mu serce mówiąc, że nic między nami nie ma i tylko się nim bawię. Myślisz, że miło jest usłyszeć coś takiego? Nawet jeśli ponoć te słowa były kłamstwem. Mówisz, że on to przeżył, a ja to co? W jednej chwili zachowywał się, jakby naprawdę mu zależało, a zaraz potem słyszę coś takiego... Wyjechałam i myślisz, że było mi łatwiej? Wcale. Zranił mnie, a ja wciąż żywiłam do niego głębsze uczucie i nie mogłam pozbyć się go z mojej głowy. Chciałam mu wierzyć, naprawdę chciałam mu uwierzyć, kiedy powiedział, że te słowa to kłamstwo, ale myślisz, że tak łatwo ponownie zaufać komuś, kto złamał Ci serce kilkoma słowami i to bez większego wysiłku? - czułam łzy w oczach, które szybko przetarłam. - Muszę już iść.





Wiem, że sporo z was chciało aby Luke ją złapał, ale nie ma tak dobrze. Czasami trzeba upaść na dupę xd Takie życie :D

Witam was w ten cudowny piąteczek!

Rozdział kilka godzin wcześniej, ale co mi tam xd Raczej się nie pogniewacie :D Mam rację? 

PS. Oficjalnie ruszamy z drugą częścią TFTL! rozdziały będą się ukazywać w weekendy, czasami może w tygodniu, jak znajdę więcej czasu ♥

Do następnego!

Lov U moje małe księżniczki ♥




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro