Second Meeting cz. I
Siedziałam w uczelnianej kawiarence czekając na Theo. Jego zajęcia trwały jeszcze jakieś dziesięć minut, a ja w tym czasie postanowiłam zajrzeć do notatek. Może i był piątek, ale po weekendzie miałam ważne kolokwium i nie mogłam go oblać.
Sięgnęłam po papierowy kubek, w którym znajdowało się latte i upiłam łyka, drugą ręką zakreślając na kolorowo ważne zdanie w notatkach. Westchnęłam, kiedy chciałam upić po raz kolejny kawę, ale kubek okazał się pusty.
- Zbieraj książeczki siostro! - usłyszałam farbowanego blondyna, więc automatycznie odwróciłam głowę w bok, aby móc dostrzec go idącego w moją stronę. Uśmiechał się szeroko.
- Theo, nie wydzieraj się tak - mruknęłam, kiedy już był obok mnie. Wstałam i nie spiesząc się, zaczęłam się pakować. Owinęłam szalik wokół szyi i założyłam płaszcz. Jak na początek grudnia w Nowym Jorku było dość chłodno, no i padł, na razie, lekki śnieg.
- Jako, że jest początek weekendu, mam dla Ciebie świetną wiadomość - westchnęłam ciężko domyślając się co takiego planuje. - Idziemy się napić.
- Jeeej - udałam entuzjazm.
- Sztywniara - mruknął. - I tak idziesz ze mną do pubu, czy tego chcesz czy nie. - Nathan też idzie, więc zadzwoń do Yve.
- Sam to zrób - powiedziałam wystawiając w jego kierunku telefon. Poprawiłam płaszcz i zawiesiłam torebkę na ramieniu. - Możemy iść - dodałam, kiedy ten wybierał numer mojej dobrej koleżanki, chociaż chyba mogłam ją już nazwać przyjaciółką. Może i znamy się ledwie ponad dwa miesiące, ale studiujemy na tym samym kierunku i bardzo dobrze się dogadywałyśmy, mówiłyśmy sobie praktycznie wszystko.
- No hej słońce - usłyszałam, na co zachichotałam. Nie skupiałam się za bardzo na jego rozmowie, tylko na tym, aby jak najszybciej znaleźć się przy jego samochodzie po opuszczeniu budynku. Nie lubiłam zimna. Zima może i była piękną porą roku, tworzącą piękne, nieskazitelne i czyste widoki, kiedy spadnie śnieg, ale towarzyszył jej chłód, czego nie lubiłam.
Wsiadłam do samochodu zatrzaskując za sobą drzwi, co spotkało się z niezadowolonym fuknięciem ze strony chłopaka i moim przepraszającym spojrzeniem. Oddał mi telefon, który schowałam do torebki odłożyłam ją na tylne siedzenia. Zapięłam pasy, co zrobił i on, po czym odjechaliśmy, a ja włączyłam ogrzewanie.
- Co powiedziała?
- Będzie u Ciebie o szóstej - odpowiedział. - Nathan przyjdzie prosto do pubu.
- Okay.
- Zajedziemy na chwilę do mnie i później od razu do Ciebie.
- W porządku.
- Zawsze się tak ze wszystkim zgadzasz? - był rozbawiony. To było dość głupie pytanie, w końcu znał na nie odpowiedź. - Gdybyśmy nie byli rodziną...
- I gdybym była facetem - dodałam z rozbawieniem. - Ale nie, nawet wtedy nie byłbyś w moim typie.
- Wredna, mała... w kogo ty się wdałaś, co?
- Za dużo czasu z tobą Theo - poklepałam go po ramieniu.
- Jasne - zaśmiał się. - Wszystko moja wina.
- Jesteś starszy, musisz ponosić odpowiedzialność. Nie przepraszam, ty nie znasz tego słowa.
- Właśnie się obrażam - patrzyłam na niego uparcie, obserwując jak za wszelką cenę nie chce zerknąć w moją stronę i nic powiedzieć, co w jego przypadku było naprawdę trudne. Był gadułą. Westchnął głośno ze zrezygnowaniem. - Dobra, nie mogę tak.
- Wiesz, że Cię kocham Theo.
- Ja Ciebie też dziecinko.
Znajdowaliśmy się w mieszkaniu, które obecnie było moim domem. Po rozwodzie rodziców, któremu towarzyszyło wiele przykrych uczuć, przynajmniej dla mnie, przez jakiś rok razem z ojcem mieszkałam w Nowym Orleanie. To był bardziej jak wyjazd służbowy z pracy, ale po tych wszystkich wydarzeniach w jego życiu i w moim, była to odskocznia, której oboje potrzebowaliśmy.
Skończyłam tamtejsze liceum, chociaż bardzo tęskniłam za swoim starym ze względu na to, że tam nikogo nie znałam. To nie było to samo, zwłaszcza, że chodziłam do placówki koedukacyjnej i publicznej. Sama wybrałam tę szkołę, była jedną z lepszych w mieście, więc ojciec się zgodził. Oczywiście, nie planowaliśmy tam zamieszkać na stałe, miałam tam po prostu skończyć szkołę i mieliśmy sobie wszystko poukładać. W międzyczasie ojciec kupił to mieszkanie na Manhattanie, a dokładniej mówiąc na Upper East Side, z którego swoja drogą był świetny widok na Central Park, a które pomogłam mu wybrać. I tak wróciliśmy prawie że na stare śmieci.
- Jestem głoooodny - usłyszałam.
- Jeszcze chwila, makaron jest jeszcze surowy - odpowiedziałam.
- Tak właściwie, gdzie wujek?
- Wciąż w klinice, wróci dziś później. Wciąż przegląda papiery po powrocie. Niby nie było go rok i dwa miesiące, ale papierkowych zaległości jest sporo. Nawet jeśli co ważniejsze dostawał mailowo czy pocztą.
- Oh, więc wolna chata.
- Żadnych imprez.
- Przecież wychodzimy, innym razem.
- Nigdy - odpowiedziałam.
- Daj spokój Lea, trochę rozrywki Ci się przyda.
- Wystarczająco się rozerwałam.
- A ty znów o tym - byłam pewna, że przewrócił oczami. - Było nie pozwolić mu odejść, skoro tak Ci na nim zależy. Może i zachował się jak dupek, ale to niezły dupek. Jesteś pewna, że przypadkiem nie jest bi czy coś? - odwróciłam się w jego stronę by spojrzeć na niego z niedowierzaniem. - No co?
- Koniec tematu.
Przyglądałam się z niedowierzaniem Theo, kiedy próbował namówić mnie na ubranie spódnicy. Chyba zwariował, miałam zamarznąć? Na zewnątrz było kilka stopni na minusie. Musiałby użyć naprawdę mocnego argumentu.
- Lea no! I tak jedziemy taksówką, a alkohol Cię rozgrzeje! - usłyszeliśmy dzwonek do drzwi i kiedy już miałam podnieść się z łóżka, blondyn sam, biegiem, opuścił mój pokój.- Jedna mądra! - usłyszałam, na co brunetka się roześmiała. Chwilę później oboje byli w moim pokoju. - Weź przykład z Yve - wskazał na nią dłonią. Miała na sobie czarną, skórzaną spódniczkę, tego samego koloru rajstopy i jeansowa koszulę.
- Nie będę marznąć.
- Nie jest tak źle - powiedziała siadając obok mnie. - Właściwie o co chodzi?
- Nie chce założyć spódnicy - oburzył się. - Kto wie, kiedy spotkasz miłość swojego życia, a ty chcesz tak po prostu wyjść na miasto w spodniach?!
- Dokładnie - Yvette zachichotała na mój obojętny ton. W zasadzie zawsze się z nas śmiała, twierdziła, że lepszej komedii niż naszych sprzeczek nie widziała.
- Daj jej spokój Theo, jak nie chce to jej nie zmuszaj, nie jest już dzieckiem.
- Żeby później nie było na mnie. Marnować taką szansę - burknął.
- Naprawdę chcesz ją swatać? Serio T?
- Czas najwyższy.
- W sumie...
- Możecie się nie zachowywać jakby mnie tu nie było? Jestem i wszystko słyszę. Sam sobie znajdź faceta Theo, ja przerzucam się na dziewczyny - przytuliłam się do ramienia brunetki.
- Oh schlebiasz mi skarbie, ale jednak wolę zawartość w spodniach - czułam jak moje policzki nabierają koloru.
- Jak możesz mówić coś takiego?
- Daj spokój, nie jesteś już dziewicą - machnęła lekceważąco ręką.
- Właśnie, nigdy nie pytałem... - spojrzałam na blondyna pytającym wzrokiem. - Dużego ma?
- Ja z wami nigdzie nie idę! - owinęłam się kocem i opadłam na łóżko. - Niewyżyci zboczeńcy.
- Masz dziewiętnaście lat Lea, nie zachowuj się jak dziecko. A ty dałbyś jej spokój, chyba widzisz, że nie chce o nim rozmawiać.
- Bo nie chce przyznać, że wciąż coś do niego czuję.
- Bo nie czuję.
- Nie kłam - powiedzieli zgodnie.
- Nienawidzę was - szepnęłam.
- Co ty tam burkasz? Że nas kochasz i już się ruszasz aby się ogarnąć? - usłyszałam Yve. Spojrzałam na nią zła, a ta przewróciła oczami. - Oh jaka straszna.
- Wredna małpa - wstałam i podeszłam do szafy, aby wybrać coś do przebrania.
Znajdowałam się w pubie, który tak dobrze znałam. Nie sądziłam, że Theo wybierze akurat to miejsce. Nie sądziłam, że w ogóle wie o jego istnieniu, w końcu w Nowym Jorku jest multum takich miejsc. Kiedy tylko się tu znaleźliśmy, chciałam zwiać. Może i gdzieś tam w środku, chciałam spotkać Luke'a, ale nie teraz. Było za wcześnie. Na szczęście nie było go tutaj, tak samo jak chłopaków.
Wróciłam do stolika razem z Yve, której to miejsce przypadło do gustu. Jak się okazało była tu pierwszy raz. Brunetka zajęła swoje poprzednie miejsce obok szatyna, a kiedy ja chciałam usiąść Theo pociągnął mnie na swoje kolana. Spojrzałam na niego.
- No co? - zaśmiał się. Przewróciłam oczami, był już trochę podpity. - Jesteś moją małą siostrzyczką - mruknął opierając brodę o moje ramię, sięgnął po kufel z piwem i wziął spory łyk.
- Tak, jestem - odpowiedziałam biorąc szklaneczkę z drinkiem w dłonie i upiłam trochę przez słomkę. Starałam się ignorować paplaninę, bez większego sensu, blondyna włączając się w rozmowę Nathana i Yve.
- Czas na zespół! - ktoś krzyknął. Zmarszczyłam lekko brwi.
- Nie mówiłeś, że ktoś dzisiaj gra - spojrzałam na Theo przystawiając słomkę do ust.
- Nie wiedziałem, chciałem po prostu przyjść się napić.
- Hej, jesteśmy 5 Seconds of Summer... - usłyszałam tak dobrze znany mi głos. Wyprostowałam się, a mój wzrok od razu pokierował się w stronę sceny.
- O cholera - powiedziałam, prawie wypuszczając szklankę z dłoni. Moje serce biło niesamowicie szybo. Patrzyłam na niego zszokowana, a słowa innych jakby przestały do mnie docierać. Wyglądał dobrze, jak zawsze z resztą. Ciemne spodnie opinały jego nogi, do tego czarna koszulka, na którą narzucona była czarno czerwona koszula w kratę. Wyglądał prawie że tak samo, jedynie zmienił fryzurę, już nie była tak stercząca.
Wymienił kilka słów z Michaelem, a później stanął na swoim miejscu.
- Czy to Luke? - zapytał Theo.
- Luke, gdzie?! - Yve szybko się odwróciła. Dobrze, że było tu głośno i nie mógł tego usłyszeć. - To naprawdę on -powiedziała. - Lea? - byłam zbyt zszokowana, aby coś powiedzieć. Wiedziałam, że przebywanie tutaj to zły pomysł. Przełknęłam ślinę. Zaczęli grać, a ja od razu mogłam stwierdzić, że to nowa piosenka. Słyszałam ją po raz pierwszy.
- Young love, close the chapter. There's no ever after. Fell fast, ended faster, yeah...* - przez moje ciało przeszły ciarki, kiedy blondyn zaczął śpiewać. Rozglądał się po pomieszczeniu. - Now my heart is in my hands... Cause you walked out and left me stranded...* - jego wzrok spotkał się z moim, automatycznie przestał śpiewać i grać. Przyglądał mi się z niedowierzaniem. Chłopcy byli zaskoczeni jego zachowaniem, ale zaraz zaczął śpiewać Calum.
- Heartbreak that I can't escape a sinking ship I'll never save. I'm lonely like a castaway! - po refrenie naszła mnie myśl, że to piosenka o mnie, o nas. O tym jak czuł się Luke, kiedy kazałam mu odejść, kiedy go zostawiłam... Czy mogłam mieć rację?
- Lea - poczułam lekkie szturchnięcie. Potrząsnęłam głową przerywając nasz kontakt wzrokowy i spojrzałam na Theo.
- Masz minę jakbyś chciała stąd uciec - zaśmiał się Nathan.
- Bo tak jest - powiedziałam szybko wstając. Zerknęłam w kierunku zespołu, Luke wrócił do gry i śpiewu, ale cały czas patrzył w moją stronę, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Muszę już iść, przepraszam - zabrałam swoją kurtkę i torebkę. Skierowałam się szybko do wyjścia, zarzucając materiał na ramiona.
- Lea?! - usłyszałam za sobą Yve. Opuściłam szybko lokal. Na zewnątrz było jeszcze chłodniej i zaczął padać śnieg.
Zdecydowanie nie byłam gotowa na konfrontację z nim, nawet po tak sporym czasie. Zapięłam kurtkę i poprawiłam szalik. Ruszyłam w lewo, kierując się w stronę metra. Chciałam jak najszybciej stąd odejść. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu.
- Lea! - zamarłam na chwilę, a kiedy znów chciałam ruszyć oczywiście musiałam się poślizgnąć...
10. Móc ponownie usłyszeć głos/ śpiew Luke'a ✓
* urywki z Castaway: 1) Młoda miłość, zamknij rozdział, tu nie ma szczęśliwego zakończenia. Upadłem szybko, zakończyłem szybciej, 2) Teraz moje serce jest w moich rękach, ponieważ wyszłaś i zostawiłaś mnie zdanego na siebie, 3) Złamane serce, od którego nie mogę uciec. Tonący statek, którego nigdy nie uratuje. Jestem samotny jak rozbitek.
Tak, wiem dzisiaj nie jest 21.11, ale raczej nie będziecie miały mi za złe, że dodałam rozdział wcześniej, prawda? Robię to dlatego, że powinnam się uczyć, ale mi się nie chce (więc wszystko jest lepsze od patrzenia na notatki), a prolog ma ponad tysiąc wyświetleń! :)
Także tego no... rozdział pierwszy za nami! Mamy nowych bohaterów (jakby ktoś nie zauważył xd), nową sytuację życiową Lea'i (która dokładniej wyjaśni się później), nową listę (która już zaczęła się realizować), oh no i się spotkali :D i pewnie nienawidzicie mnie za końcówkę, bo przerwałam w TAKIM momencie xd Hehe zła ja xd
Dobra koniec mojej paplaniny, powinnam się uczyć... serio *próbuje się nie załamać na samą myśl o notatkach*
Mam nadzieję, że rozdział się podobał :D
Do soboty!
Lov U moje małe księżniczki♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro