Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Second Home Party

Przeglądałam się w lustrze znajdującym się na trzydrzwiowej szafie po raz enty tego popołudnia. Był piątek, a ja starłam się wybrać ubranie na imprezę urodzinową Caleba, ale mój brat oczywiście co chwilę coś komentował. W większości przypadków mogłam przyznać mu rację, ale czasami przesadzał i doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że próbuje mnie powstrzymać od wyjścia, kiedy on nie miał co robić.

- Za krótka – mruknął.

- Theo mam dość – spojrzałam na niego. Leżał na moim łóżku, na brzuchu, obserwując mnie uważnie.

- Więc zostań w domu.

- Ciebie mam dość – sprecyzowałam. – Nie umówiłeś się z Nathanem czy coś?

- Umówił się z jakąś laską – wzruszył ramionami. – Jest piątek, wszyscy są zajęci oprócz mnie. Bądź dobrą siostrą i zostań ze mną.

- Obiecałam już Yve, że pójdziemy razem – mruknął coś niezrozumiałego pod nosem.

- Theo przestań, rzadko kiedy wychodzimy gdzieś oddzielnie od kiedy wróciłam do Nowego Jorku, a ja się Ciebie nie czepiam, kiedy wychodzisz sam.

- Okay, okay – westchnął. – Co z Luke'iem? – zmarszczyłam brwi patrząc na niego.

- A co ma być? Nie odezwał się do mnie od wtorku, a ja nie zamierzam się do niego odzywać dopóki mnie nie przeprosi. To nie ja wkurzyłam się bez powodu i wykorzystałam coś, co z łatwością mogłoby go zranić. Gdyby tak łatwo się nie denerwował, byłabym w stanie mu na spokojnie wytłumaczyć, że Caleb to tylko kolega, ale skoro on wie lepiej, to jego problem.

- Wiesz, że robisz mu na złość? – spojrzałam na niego niezrozumiale. – Idziesz do Atkinsa, wiesz że Luke o tym wie, i że mu się to nie podoba, przez co jeszcze bardziej się wkurzy.

- Gdyby zachował się normalnie, nie zranił mnie i był spokojny, po czym poprosiłby abym nie szła, nie zrobiłabym tego. Zresztą, chyba mam prawo iść na urodziny kolegi z Yve. Czy to jakaś zbrodnia?

- Nie, oczywiście, że nie – burknął.

- O co Ci chodzi Theo?

- O to, że jesteście siebie warci. Ty nawet nie chcesz tam iść. Na każdą imprezę trzeba Cię wyciągać, a na tą idziesz bez słowa marudzenia. Luke się wkurzył, i nie dziwie mu się, więc powiedział o słowo za dużo, a ty żeby zrobić mu na złość idziesz na imprezę do osoby, która zapoczątkowała waszą kłótnię i gdyby nie ona, to pewnie teraz siedziałabyś z nim w pubie, barze, u niego czy gdzieś indziej i pewnie byście się migdalili. Czasami się zastanawiam, które z was jest większym egoistą, ale trudno się zdecydować. Oboje jesteście popieprzeni – spojrzałam na niego z niedowierzaniem. – Rób co chcesz – powiedział kierując się do wyjścia z pokoju, po czym zatrzasnął za sobą drzwi. Co to do cholery ma być?!

- Co jest z T nie tak? – do mojego pokoju weszła brunetka. – Lea? – rzuciła szalik i płaszcz na moje łóżko.

- Posprzeczaliśmy się – mruknęłam. – Nie ważne. Pomóż mi zdecydować w co się ubrać, bo ja już nic nie wiem – westchnęłam.

- Oh pewnie, ale za nim to – sięgnęła do jednej z papierowych toreb i wyciągnęła z niej butelkę białego wina. – Przynieś kieliszki i korkociąg – uśmiechnęła się szeroko. – To tak na rozluźnienie.


Weszłam do apartamentu w którym mieszkał Caleb, ciągnąc za sobą przyjaciółkę. W kilku słowach opisując to, co się tu działo... było głośno, było mnóstwo ludzi i każdy każdego przekrzykiwał, kiedy usiłował coś powiedzieć. To jest dopiero domówka. Ściągnęłam płaszcz, odwieszając go jakimś cudem i od razu przeszłam dalej.

- Poczekaj na mnie! – usłyszałam.

- Lea! – Caleb zatrzymał się naprzeciwko mnie, kiedy akurat przechodził z jednego pomieszczenia do drugiego.

- O hej – uśmiechnęłam się. – Wszystkiego najlepszego! – przytuliłam go.

- Dzięki – objął mnie ramionami unosząc nad podłogę. – Dużo wypiła? – zapytał.

- Niby tyle samo co ja, ale zawsze piła mniej, więc...

- Ej, ja tu jestem – mruknęłam odsuwając się od niego. – Nie spodziewałam się, że będzie tu tyle ludzi.

- Nie jestem pewien czy mnie nie obrażasz – zaśmiał się.

- Nie zamierzałam, przepraszam. Mam coś dla ciebie – podałam mu mały pakunek. – Może Ci się spodoba – uśmiechnęłam się szeroko.

- Dzięki, nie musiałaś.

- To nic wielkiego.

- Napijecie się czegoś?

- Pewnie, prowadź – odpowiedziała Yve, a ja jej przytaknęłam. – Dla tej małej soczek!

- Mówisz o sobie? – prychnęłam. – Masz whisky?

Opuściłam salon wymijając ludzi. Tańczenie to był zły pomysł. Bardzo zły. Zwłaszcza, że byłam pijana, bardzo. Weszłam do kuchni, gdzie siedziała brunetka, rozmawiając z jakimś chłopakiem. Uśmiechnęłam się do niej lekko i oparłam się o blat sięgając po jakąś szklaneczkę z drinkiem, którego upiłam.

- Wszystko w porządku? – zapytała.

- Tak, jasne – odpowiedziałam wyciągając z niewielkiej torebki, przewieszonej przez moje ramiona, telefon. Zaczęłam w nim szukać odpowiedniego numeru.

- Co robisz?

- Pisze do Luke'a jak wielkim jest idiotą i dupkiem -odpowiedziałam po dłuższej chwili.

- Co? Nie – wstała szybko, zabierając mi telefon.

- Za późno, wysłałam – zaśmiałam się.

- Będziesz tego żałować – wzruszyłam ramionami.

- Nie dobrze mi...

- Luke dzwoni – powiedział patrząc na urządzenie, które trzymała. Machnęłam tylko ręką, kierując się szybko w stronę łazienki. Nienawidzę alkoholu. Po kilku minutach wróciłam do przyjaciółki.

- Fałszywy alarm – powiedziałam. – Ale czuję się koszmarnie, gdzie mój telefon? Chce wrócić do domu.

- Mam go – schowała urządzenie do mojej torebki. – Chodźmy. Wyjdziemy na zewnątrz, może poczujesz się trochę lepiej.

- Kocham Cię Yve, pamiętaj o tym – przytuliłam się do niej. – Jesteś najlepszą przyjaciółką jaką miałam. A Theo i Luke to najwięksi idioci na całej ziemi albo i we wszechświecie... nienawidzę ich – poczułam łzy spływające po policzkach, które szybko otarłam.

Wzięłam głęboki wdech, kiedy znalazłyśmy się przed budynkiem. Od razu poczułam się trochę lepiej, tyle że teraz zaczęło mi się kręcić w głowie. Oparłam się o ogrodzenie i uniosłam głowę do góry, obserwując spadające płatki śniegu. Było mi trochę zimno, ale nie przejmowałam się za bardzo tym, że mój płaszcz był rozpięty, to było dość kojące. Wystawiłam dłoń przed siebie łapiąc płatki śniegu.

- Jak się czujesz?

- Świetnie – uśmiechnęłam się. – Możemy wrócić?

- Nie – odpowiedziała od razu. Zrobiłam niezadowoloną minę.

- Ale nie pożegnałyśmy się z...

- Lea! – spojrzałam zaskoczona w bok.

- Luke? – spojrzałam na przyjaciółkę, która miała minę jakby czekała na awanturę. – Luke! – uśmiechnęłam się. – Co ty tu robisz? Caleb raczej Cię nie zaprosił – prychnęłam rozbawiona, klepiąc go lekko w klatkę piersiową, kiedy zatrzymał się obok nas.

- O mój Boże... - westchnął. – Ile wypiła?

- Troszkę – odpowiedziałam wskazując niewielką ilość kciukiem i palcem wskazującym prawej dłoni. – Nie musisz jej o to pytać, głuptasie – zachichotałam. – A nie... - odsunęłam się od niego, a mój uśmiech momentalnie zniknął z twarzy. – W zasadzie to jestem na Ciebie zła.

- Porozmawiamy w domu, okay? Chodź.

- Nigdzie z tobą nie idę. Mieszasz mi w głowie w kółko i w kółko. Kiedy już jest dobrze, oczywiście musisz wszystko spieprzyć, mówiąc coś o czym ja powiedziałam Ci w zaufaniu i używając tego przeciwko mnie. Ciągle mnie ranisz, ciągle! – poczułam zbierające się łzy. – A najgorsze w tym wszystkim jest to, że za każdym razem Ci wybaczam i wciąż Cię kocham! Ty go tu sprowadziłaś? – zapytałam z wyrzutem patrząc na brunetkę.

- Tak ja, ale chciałam dobrze. Sam się uparł, że po Ciebie przyjedzie. Przecież nie możesz pojechać do domu w takim stanie, ojciec Cię zabije.

- To nie jest mój ojciec – warknęłam.

- Nie mów tak – powiedział Luke.

- Bo? Ty możesz, a ja nie? – prychnęłam i wyminęłam ich.

- A ty dokąd?! – krzyknęła za mną Yve. Po tonie jej głosu wiedziałam, że jest wkurzona.

- Do domu!

- To pięć ulic stąd! Zabijesz się po drodze!

- A co mi tam! Mogą mnie zabić, zgwałcić, cokolwiek. Mam to gdzieś!

- Luke?! – usłyszałam wołanie dziewczyny, a chwilę później poczułam jak unoszę się nad ziemię.

- Ej! – krzyknęłam. – Postaw mnie! Już! – walnęłam go w plecy, kiedy przerzucił mnie sobie przez ramię. Brunetka była rozbawiona tym widokiem. – Bardzo zabawne. Ha. Ha. Ubaw po pachy – burknęłam w jej stronę. – Puść mnie, Luke! Natychmiast – znów go walnęłam, przy okazji machając nogami, co oczywiście nic nie dało.

- Od kiedy jesteś taka agresywna, co?

- Od teraz. Co Cię to obchodzi? Nienawidzę Cię.

- Tak, tak – mruknął. Westchnęłam głośno z irytacją. Zatrzymał się, a ja usłyszałam jak otwiera drzwi od samochodu.



Jęknęłam głośno w poduszkę, czując okropny ból głowy. Do tego w moich ustach panowała pustynia. Jednym słowem, czułam się okropnie. Okropnie źle.

Przewróciłam się na plecy i otworzyłam lekko oczy. Momentalnie się rozbudziłam widząc, że nie jestem u siebie. Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej, od razu tego żałując. Moja głowa. Rozejrzałam się po pokoju, którego nie kojarzyłam. Spojrzałam na siebie, miałam na sobie męską, czarną koszulkę z krótkim rękawem. Okay, jedno pytanie, gdzie ja jestem?

Usłyszałam kroki więc spojrzałam w kierunku drzwi, przy okazji przyciskając do siebie kołdrę. Po chwili drewniana powłoka się otworzyła, a ja dostrzegłam Luke'a. Spojrzał na mnie i przez chwilę na jego twarzy mogłam dostrzec cień zmartwienia, ale równie szybko jak się pojawił, zniknął. Chyba starał się maskować swoją złość.

- Dobrze, że już się obudziłaś – odpowiedział podchodząc do mnie. Usiadł na brzegu łóżka. – Wypij – podał mi szklankę z jakimś płynem. – To aspiryna – opróżniłam szklankę kilkoma łykami. Od razu lepiej.

- Czyj to pokój?

- Mike'a. Bardzo wyraźnie dałaś mi wczoraj do zrozumienia, że nie będziesz spała ze mną w jednym łóżku i że mam się do Ciebie nie zbliżać – zacisnęłam usta w cienką linię. Nic z tego nie pamiętam.

- A jak się tu znalazłam? – zapytałam powoli i z ostrożnością w głosie, na co prychnął.

- Tego się mogłem spodziewać. Napisałaś do mnie SMSa – niemal czułam jak blednę. – Sądząc po twojej minie, nie pamiętasz tego. Możesz sobie sprawdzić – skinął głową w stronę mojej torebki, którą dopiero teraz zauważyłam, leżącą na szafeczce nocnej. – Tak w skrócie to jestem idiotą i dupkiem. Zadzwoniłem do Ciebie zaraz po tym, jak odczytałem widomość. Odebrała Yve. Wiedziałem, że wypiłaś dość sporo, więc poprosiłem ją o adres i choć chwilę się opierała, podała mi go. Później zaniosłem Cię do samochodu.

- Zaniosłeś?

- Byłaś gotowa wracać do domu pieszo. Obraziłaś się na mnie i Yve, przy okazji dość głośno oznajmiając, że masz gdzieś to czy wrócisz cała do domu. Przez pół drogi do domu twojej przyjaciółki nawijałaś jak bardzo mnie nienawidzisz i jak wielkim jestem dupkiem. O Theo też wspominałaś w samych superlatywach – burknął sarkastycznie.

- Oh...

- Oh? Tyle masz do powiedzenia? To co zrobiłaś było tak cholernie nieodpowiedzialne. Mogło Ci się coś stać – warknął.

- Nie masz prawa mnie pouczać.

- Powiedz to.

- Co?

- To co chcesz powiedzieć. Jak bardzo byłem nieodpowiedzialny sięgając wcześniej po narkotyki czy alkohol. Że ktoś taki jak ja nie ma prawa Cię pouczać.

- W porównaniu do Ciebie nie używam twoich słabości przeciw tobie – zamilkł. Widziałam, że był wkurzony, ale powstrzymywał się przed wybuchem. Zacisnął mocniej szczękę. – Przebiorę się i pójdę – powiedziałam cicho, chcąc wstać, ale powstrzymał mnie.

- Zostań – przyglądał mi się uważnie, tak jak i ja jemu. – Przepraszam, Lea. Naprawdę nie chciałem tego powiedzieć. Anthony to twój ojciec, to on Cię wychował, to on był przy tobie kiedy dorastałaś.

- Wiem o tym, Luke – szepnęłam. – Nie rozumiem tylko dlaczego to powiedziałeś.

- Bo jestem idiotą i dupkiem, z tym akurat się nie myliłaś. Twój... znajomy – ledwo mu to przeszło przez gardło. – Wyprowadził mnie z równowagi, później jeszcze zaczęliśmy się kłócić i... - westchnął przeczesując dłonią włosy. – Sam nie wiem dlaczego to powiedziałem. Nie powinienem był. Jestem zazdrosnym dupkiem, który Cię rani, by obronić siebie. Nie potrafię się zmienić od tak, Lea, ale Cię kocham i spróbuję. Naprawdę spróbuję, więc proszę nie skreślaj mnie – w moich oczach stanęły łzy.

- Powtórz to – powiedziałam niedowierzając w to co usłyszałam.

- Kocham Cię, tiny princess.





Dodaję na szybko, więc za wszelkie błędy przepraszam, później to sprawdzę! ♥

Ktoś się spodziewał takiego wyznania ze strony Luke'a?

I nie, wciąż nie są razem xd Jeszcze trochę ich pomęczę :D

Kolejny rozdział w sobotę/niedzielę, nie jestem pewna na kiedy uda mi się go napisać :)

Lov U moje małe księżniczki♥♥♥



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro