🔥🌐ROZDZIAŁ 7🌊☁
- Wezwałem cię tutaj w sprawie wczorajszych zajęć. - zaczął profesor Harrison, patrząc na mnie z troską - Szczerze? Nie sądziłem, że drugie zadanie ci się uda. Nigdy uczeń pierwszego roku nie dokonał tyle co ty. Mam pewne podejrzenia, lecz zostawię je narazie dla siebie. Chciałem tylko żebyś wiedział, że jeśli coś w twojej mocy cię martwi, możesz mi to śmiało powiedzieć. - oznajmił.
Nie wiedziałem czy wyznać profesorowi zdarzenie z łazienki dziś rano. Jeśli mu powiem, to i tak na to nic nie poradzi, bo sam przyznał, że jestem pierwszym uczniem, który osiągnął tak wiele w szybkim czasie, więc powiedzenie mu o tym jest bez sensu.
- Nic mnie nie niepokoi. - skłamałem.
- Rozumiem. Gdyby coś jednak takiego się pojawiło, proszę cię abyś dał mi znać. A narazie uszykuje dla ciebie kilka oddzielnych zadań, bo sam rozumiesz, że nie możesz pracować z resztą pierwszego rocznika. Oni są za bardzo do tyłu z zadaniami, a raczej ty jesteś za bardzo do przodu. No nic...Uciekaj na zajęcia i widzimy się na moich. - westchnął i wrócił wzrokiem do gazety, która leżała przed nim na stole.
Wstałem z zamiarem wyjścia, ale przed drzwiami przystanąłem i spojrzałem niepewnie na Harrisona.
- Mam jedno pytanie, ale tylko tak z czystej ciekawości. - wyjaśniłem pośpiesznie, nie chcąc by profesor domyślił się, że chodzi o mnie - Czy jest możliwe aby osoba władająca na przykład żywiołem ziemii, władała jeszcze innym dodatkowym? - zapytałem.
Harrison spojrzał na mnie i zmarszczył brwi w zdziwieniu.
- Nie zdarzyło się to jeszcze jak do tej pory, ale wszystko jest możliwe. - stwierdził.
- A co pan miał na myśli mówiąc, że ma pewne podejrzenia? - zaciekawiłem się.
- To już drugie pytanie. - zaznaczył, jednocześnie przyjmując ton, mówiący, że nie chce się ze mną dzielić odpowiedzią.
- Rozumiem. Do widzenia, profesorze. - odparłem i wyszedłem z pokoju, kierując się na lekcje, czyli w tym przypadku matematykę.
- Hej, ziemniaczku. Nate mówił mi, że z ciebie niezła fajtłapa jest. Co przeskrobałeś tym razem? Znowu na niego wpadłeś? - spotkałem Will'a na korytarzu, który od razu zasypał mnie pytaniami.
- Nate za dużo gada. - zirytowałem się - Wlazł mi do pokoju akurat wtedy gdy miałem mały wypadek w łazience. - burknąłem.
- No już nie denerwuj się tak, królowo dramatu. - chłopak rozczochrał mi włosy ręką w przyjaznym geście - Tak w ogóle to mamy nowego, więc tobie już ten status nie przypada. - poinformował z uśmiechem.
- Nowego? - zdziwiłem się.
- Z tego co wiem zdążył się załapać w ostatniej chwili. Jest pochodzenia niemieckiego i włada ziemią jak ty. - powiedział Will.
- W sumie dla mnie lepiej, że to on teraz jest tym "nowym". - westchnąłem.
- Wyczuwam jakiegoś stresa. Co się dzieje? - zapytał, zatrzymując się przy klasie numer dwadzieścia osiem.
Rozejrzałem się wokół i nieznacznie przybliżyłem do Will'a, aby tylko on usłyszał co mam mu do powiedzenia. Po prostu czułem, że mogę mu zaufać.
- Dziś w łazience przez przypadek stworzyłem ścianę z wody. - wyznałem szeptem.
- A ja w niedzielne popołudnia śpiewam "Ave Maria" w kościele. - przewrócił oczami.
- Mówię prawdę. - uparłem się.
- Ja też. - stwierdził.
- Will, dzieje się ze mną coś, czego nie potrafie zrozumieć. Ja nie jestem taki jak ty czy inni tutaj. Władam dwoma żywiołami naraz. - przekonywałem go.
- Ty tak na serio? - spojrzał na mnie ze zdziwieniem - Kurdę, stary! - uniósł głos.
- Ciszej. Nikt ma się o tym nie dowiedzieć jak narazie. Muszę najpierw sam odkryć co ja tak naprawdę umiem w związku z mocą. - oznajmiłem.
- Rozumiem, że mam ci pomóc? - spytał.
- Gdybyś mógł. - poprosiłem.
Nauczycielka przyszła, więc wszedłem do klasy.
- Spoko, ale co ja niby miałbym robić? - Will zajął swoje miejsce obok mnie.
- Nie wiem. Dotrzymywać mi towarzystwa? - wzruszyłem ramionami.
- Jak mnie utopisz lub udusisz jakimiś krzakami, to cię zabiję. - ostrzegł.
- Zgoda. - posłałem przyjacielowi uśmiech.
Sam nie wiedziałem co takiego chcę w sobie odkryć. Chyba jako jedyna osoba na świecie władam dwoma żywiołami. Najpierw muszę sprawdzić czy one ze sobą jakoś współpracują czy może nie mogę używać jednego i drugiego naraz. Przez myśl przeszło mi nawet, że może ma to coś wspólnego z żywiołem ducha, ale potem szybko odepchnąłem od siebie tą możliwość, bo wiązała się ona z Nate'm.
- W sumie to też powiem prawdę. Tak na serio nie śpiewam "Ave Maria" w kościele. - wyznał Will, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Nigdy bym się nie domyślił. - powiedziałem z sarkazmem.
- Śpiewam "Ave Szatan" w piątki wieczorem dla sekty antychrystów z Los Angeles. - dodał.
Zachichotałem cicho pod nosem. Will ma czasami dziwne poczucie humoru, ale tak myślę, że bez niego byłoby nudno.
* * *
Byłem padnięty po zajęciach z żywiołu ziemii, więc przełożyłem swoje spotkanie z Will'em w celu sprawdzenia moich umiejętności na jutro. Harrison strasznie mnie wymęczył zadaniami. Musiałem najpierw ożywić kwiata, a potem go z powrotem uśmiercić, sprawiając, że usechł. Następnie profesor kazał powtórzyć mi dwa ostatnie zadania z wczoraj. Jednym słowem, byłem wyczerpany ciągłym skupianiem się, ale zrobiłem wszystkie zadania co do jednego, dzięki czemu widziałem w oczach Harrisona czysty podziw. Udało mi się nawet w przerwie poznać nowego ucznia, Andreas'a. Miał piękny uśmiech, ale był strasznie nieśmiały. Niebieskooki szatyn i oczywiście wyższy ode mnie jak chyba każdy. Nienawidzę swojego wzrostu!
Umyłem się szybko tym razem bez żadnych niespodzianek, z czego się cieszyłem, bo i tak nie miałem siły na ponowne sprzątanie łazienki.
Walnąłem się na łóżko i modliłem aby Thomas tym razem mnie nie odwiedził. Usnąłem bardzo szybko, bo po paru minutach byłem już w krainie snów.
W środku nocy obudził mnie straszny ból. Na początku byłem tak bardzo otumaniony i zdezorientowany, że nie wiedziałem co dokładnie mnie boli. Podniosłem się do siadu z cichym jękiem. Byłem przerażony. Złapałem się za bolące miejsce, które okazało się być nadgarstkiem. Oprócz bólu, czułem także jakby istny płomień przechodził mi przez żyły w ręku. Pare łez poleciało z moich oczu, robiąc kręte ścieżki na policzkach. Wszystko na szczęście szybko minęło, ale ja nadal nie mogłem się uspokoić, więc oddychałem głęboko aby przynajmniej tak nie drżeć na ciele.
Po paru minutach, postanowiłem zapalić lampkę nocną na stoliku obok łóżka. Gdy to zrobiłem, od razu spojrzałem na swój nadgarstek, który był mocno zaczerwieniony, ale już nie bolał, tylko lekko mrowił.
Ale to nie były jedyne zmiany jakie miałem na skórze.
Pod znakiem ognia pojawiło się słowo. Czarne litery układały się w imię.
Imię, którego tak bardzo nie chciałem widzieć, ale jednocześnie jakby coś głęboko w środku mnie się z tego cieszyło.
I podświadomie omijałem fakt, że jest to imię chłopaka, bo jeszcze bardziej gnębiło mnie to, że jest nim akurat ON.
"Nathan"
🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro