🔥🌐ROZDZIAŁ 3🌊☁
Przeszedłem przez próg sali numer trzydzieści cztery i tak bardzo żałowałem, że Thomas nie jest z rocznika pierwszego. Przynajmniej już bym kogoś tutaj znał.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zdecydowałem, że zaszyje się na końcu klasy w kącie.
Byłem przy rozpakowywaniu swoich rzeczy gdy usłyszałem ładny, melodyjny głos nade mną.
- Zająłeś moje miejsce. - powiedział chłopak o brązowych włosach, ułożonych na bok.
- Przepraszam. - wyszeptałem, chcąc wstać, ale jego ręka na moim ramieniu mnie zatrzymała.
- Spoko. Możesz tu siedzieć pod warunkiem, że ja zajmę miejsce obok. - posłał mi przyjazny uśmiech, który oddałem niepewnie i przytaknąłem głową.
Gdy chłopak usiadł obok, bardziej mu się przyjrzałem. Jego oczy miały taki sam kolor jak włosy. Posiadał także tunel w prawym uchu. Niezbyt duży, ale wyglądał z nim dobrze. Oprócz tego zauważyłem, że był ubrany na czarno. Sprawiał wrażenie bad boya, ale przecież dla mnie był miły, a mnie nie znał.
- Jestem Cody. - postanowiłem się przedstawić.
- Will. - odparł z uśmiechem.
- Od dawna tutaj jesteś? - zaciekawiłem się.
Okropnie szło mi poznawanie nowych ludzi, ale z Will'em było jakoś inaczej. Czułem się rozluźniony w jego towarzystwie. I nawet nie odrzucał mnie jego mroczny wygląd.
- Miesiąc, ale odkryłem swoje zdolności wcześniej lecz musiałem poczekać na pobór do pierwszego rocznika. Powinieneś się cieszyć, że zdążyłeś się wgryźć, bo tak czekałbyś cały rok na nowy pobór. - stwierdził.
- Chyba raczej miałbym wtedy szczęście. - wyszeptałem cicho pod nosem, czego chyba Will nie usłyszał, bo kontynuował dalej normalnie rozmowę.
- Wiesz, jakbyś miał jakiś problem czy coś, to służę pomocą. Wiem jak to być tym "nowym". - zachichotał.
- Dziękuję. - posłałem mu nieśmiały uśmiech.
- Nie ma jeszcze za co, ziemniaczku. - odrzekł.
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem.
- Jak mnie nazwałeś? - spytałem.
- Twój żywioł to ziemia. Jesteś ziemniaczkiem. Tak się was tutaj nazywa. - wyjaśnił.
- Skąd wiesz, że władam akurat ziemią? - zaciekawiłem się.
- Bo na takiego wyglądasz. Spójrz na mnie. Kogo ci przypominam? - uniósł jedną brew do góry.
- Nie obraź się, ale trochę profesora Kana. - odpowiedziałem.
Will zaśmiał się krótko.
- Właśnie. Zapamiętaj, że ci najbardziej zwariowani, szaleni i wyglądający niebezpiecznie, władają ogniem. Natomiast ziemniaczki to takie słodkie niewiniątka, ale mogą przywalić jeśli się tego nie spodziewa. Ci od wiatru są zawsze potulni jak baranki i mili oraz wiecznie zadowoleni z życia, a woda...cóż tu jest różnie. - oznajmił.
Przypomniało mi się zachowanie Thomasa oraz tego Nate'a, którego potrąciłem w stołówce i musiałem przyznać Will'owi rację.
Otworzyłem usta aby się odezwać, ale do klasy weszła nauczycielka, więc skupiłem się na niej. Przedstawiła mnie klasie jako Jim'a, ale poprosiłem aby nazywać mnie Cody'm. Dostałem również podręcznik, tak jak mówił profesor Harrison.
Lekcja przebiegła spokojnie, a na następnych także siedziałem z Will'em, którego bardzo polubiłem, chociaż sam nie wiedziałem czemu, bo przecież nigdy nie trzymałem z ludźmi takimi jak on.
Po zajęciach musiałem się z nim rozstać, bo on szedł na lekcje z ognia, ja natomiast z ziemii, ale obiecał, że wpadnie do mnie potem.
Aktualnie stałem pod drzwiami ze symbolem ziemii nad nimi. Wkoło stało pare osób w różnym wieku. Zaczynałem się trochę denerwować, bo nie wiedziałem jak miały przebiegać takie zajęcia.
Niedługo potem, gdy przed drzwiami zebrało się już trochę więcej osób, przyszedł profesor Harrison. Otworzył nam drzwi i zaprosił gestem do środka.
Wszedłem do wielkiej sali i zdumienie ogarnęło moje ciało. Wyglądało to jak hala sportowa, ale wypełniona dookoła roślinnością. Skojarzyło mi się to z chodnikiem na który po latach wkrada się trawa. Ta hala wyglądała tak samo, tylko że o wiele piękniej.
- Dajcie mi chwilę. Zaraz zaczynamy. - oznajmił Harrison i poszedł w stronę stołu, gdzie stało pełno kwiatów w doniczkach.
- Hej, jestem Clara. - odezwała się dziewczyna obok.
Spojrzałem na nią.
Była tak samo niska jak ja. Jej cera była jasna i piegowata. Oczy zielone, ale nie tak ładne jak u znielubionego przeze mnie Nate'a. Włosy miały kolor jasnego kasztanu, a nawet lekko rudawe gdy spojrzało się na nie pod światło. Wyglądała na nie więcej niż dwadzieścia pięć lat.
- Cody. - odpowiedziałem.
- Miło mi cię poznać. - uśmiechnęła się lekko - Jesteś nowy, więc jeśli będziesz miał z czymś problem, to zawsze możesz mnie o wszystko spytać. - zapewniła.
- Dzięki. - odrzekłem.
Rzeczywiście, profesor Clint miała rację. Tutaj jest wielu miłych ludzi. Tylko ten zielonooki diabeł ze stołówki ma coś nie tak z kulturą, ale to już nie mój problem.
- Proszę podzielić się na roczniki. - usłyszałem nagle polecenie Harrisona.
Osoby, które były już na czwartym roku nauki panowania nad swoim żywiołem ustały zaraz przy drzwiach. Koło nich ustał rocznik trzeci, a w nim Clara. Potem drugi i przy wielkiej ścianie pokrytej pnączami mój rocznik, który był nieliczny, bo byłem w nim tylko ja, jakiś pulchny chłopak, dziewczyna z kucykami na głowie oraz mężczyzna przed trzydziestką.
Harrison zaczął każdej grupie przydzielać zadania. Naszym było aby rozwinąć któryś z pąków w kwiecie nasturcji, który dostaliśmy w doniczce. Usiadłem na podłodze, stawiając przed sobą kwiata, ale skupiłem się z zaciekawieniem na zadanie czwartego rocznika. Musieli tworzyć wokół siebie tarcze z pnączy i gdy jednemu z chłopaków to się udało, patrzyłem na to zafascynowany.
Profesor Harrison, chodząc od grup do grup, dotarł do naszej.
- Cody, to twoje pierwsze zajęcia. Spróbuj rozwinąć pąk, ale nie na siłę. Podchodź do tego spokojnie. Pewnie się nie uda, ale to nic. Masz dużo czasu. Bez pośpiechu. Pierwsze co musisz zrobić, to skoncentrować się na uczuciach w sobie. Pozwól aby te pozytywne cię poprowadziły. Może brzmi to dla ciebie niedorzecznie, ale tak to działa. Musisz tylko nad nimi zapanować. Uczucia mają wielką siłę, ale są też trudne w opanowaniu. Dlatego musisz wiele ćwiczyć, a pewnego dnia ci się uda. - wyjaśnił mi.
Spojrzałem na kwiata przed sobą. Zamknąłem oczy, chcąc oczyścić jakoś mój umysł i uspokoić się. Uchyliłem powieki, po czym zwróciłem oczy ku trójce osób z mojego rocznika. Wpatrywali się ze skupieniem w swoje kwiaty, ale nic się nie działo. Są tutaj prawdopodobnie od miesiąca i nadal nie umieją tego, co kazał zrobić mi profesor, a ja przecież jestem tutaj dopiero jeden dzień!
Spojrzałem znów na kwiata i westchnąłem cicho.
To głupota! Skoro nauka rozwinięcia głupiego pąka trwa miesiąc, to to jest bez sensu! Umrę z nudów nad tym kwiatem prędzej niż się tego nauczę!
Niedbale dotknąłem opuszkiem palca pąka, a potem szybko cofnąłem dłoń, gdy ta zaczęła mnie lekko mrowić.
- Czy aby na pewno odkryłeś swój dar niecały miesiąc temu? - spytał mnie Harrison, patrząc z zaciekawieniem na kwiata przede mną.
Także spojrzałem na niego i okazało się, że nie tylko pąk, którego dotknąłem się rozwinął, ale także wszystkie pozostałe.
- Wow. - usłyszałem cichy szept dziewczyny z kitkami.
- Kontynuujcie. A my, musimy porozmawiać. - profesor wskazał na mnie.
O cholera.
Co tu się właściwie stało?
🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro