Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🔥🌐ROZDZIAŁ 25🌊☁

- Na pewno dobrze się już czujesz? Może odpuścisz sobie dziś lekcje? - spytał mnie Nathan, gdy czekałem pod klasą na nauczycielkę z angielskiego.

Otwierałem już usta, aby powiedzieć, żeby się nie martwił, ale do rozmowy wtrącił się Will.

- Nie susz już głowy temu ziemniaczkowi, Nate. - polecił przyjaciel.

- To po prostu troska o swoją drugą połówkę, Will. Gdyby chory Andreas chciał iść na lekcje, też byś się tak zachowywał. - przewrócił oczami Nathan.

- Ej! Wcale nie! - zaprzeczył od razu.

- Nie jestem już chory. Czuję się dobrze. - zwróciłem się do swojego chłopaka.

- No okej. Jak uważasz. Ale jak tylko gorzej się poczujesz, od razu wracasz do łóżka. - oznajmił stanowczo.

- Zgoda. - uśmiechnąłem się - W zamian idziesz ze mną na ten wywiad po zajęciach. - poinformowałem.

- Dla ciebie wszystko, Cody. - dał mi buziaka w usta.

- Jesteście za słodcy. - odezwał się Will, śmiesznie imitując, że podrzyna sobie gardło palcem.

* * *

- Bzdura. Głupota. Nie rozumiem. Do czego w ogóle jest nam to potrzebne? - marudził cicho Will pod nosem, przepisując notatki z tablicy do zeszytu.

- Nie gadaj, tylko pisz, bo znowu nas rozsadzi jak ostatnio. - wyszeptałem.

Mój przyjaciel westchnął i zamiast kontynuować przepisywanie, zaczął rysować jakieś rysunki na marginesie.

I jak ja mam się potem dziwić, gdy pożycza ode mnie zeszyty?

Starałem skupić się na notowaniu, ale nagle zrobiło mi się przeraźliwie zimno. Skuliłem się na krześle, drżąc lekko na ciele. Chyba Nathan miał rację. Powinienem zostać w łóżku.

- Jezu, Cody, wszystko okej? - usłyszałem zmartwiony głos Will'a, a potem poczułem jego rękę na swoim ramieniu.

- Tak, jest dobrze. Tylko trochę mi zimno. - odpowiedziałem.

- Krew ci leci z nosa i ty mi mówisz, że jest dobrze?! - zirytował się.

- Cody! - słowami Will'a zainteresowała się nauczycielka, która szybko do nas podeszła - Co się stało? - spytała z troską, wyjmując chusteczkę z kieszeni.

Dotknąłem skóry pod nosem i rzeczywiście była tam krew. Chciałem powiedzieć, że jest okej, ale nagle straciłem przytomność i osunąłem się w ramiona Will'a.

* * *

Wiedziałem, że już nie śpię, ale nie chciało mi się otworzyć oczu. Było mi zbyt wygodnie w ciepłym łóżku.

- Więc to postępuje. - usłyszałem nagle głos Harrisona - Na kiedy przewidujesz koniec? - spytał.

Musiał znajdować się w tym samym pomieszczeniu w którym leżałem. Starałem się oddychać spokojnie i udawać, że nadal śpię, chociaż z drugiej strony chciałem także zapytać profesora o Nathana i poprosić aby przekazał mu, żeby się nie martwił.

- Daje mu tydzień. - odpowiedział Kan - Potem umrze. - dodał, a ja od razu zerwałem się z łóżka.

Obydwoje mężczyzn popatrzyło na mnie zaskoczonych.

- C-co? Jak to um-umrę? - wyjąkałem, będąc przerażonym jak jeszcze nigdy w życiu.

- Cody...- zaczął niepewnie Harrison.

- Dość kłamstw! Mów prawdę! Czy ja umrę?! - wykrzyczałem, nie panując nad sobą.

- Spokojnie...- wyszeptał.

- Jak ja mam być spokojny w takiej sytuacji?! - wybuchłem.

- Zawołaj tutaj pana Runnera. I zostaw nas samych. - nakazał nagle Kan starszemu mężczyźnie.

Harrison skinął głową i wyszedł z pomieszczenia. Swoją drogą zorientowałem się, że leżę na polówce i jestem w pokoju w którym nigdy nie byłem. Wyglądał trochę jak sala szpitalna.

Po chwili drzwi znowu się otworzyły i wbiegł przez nie mój Nathan. Od razu znalazł się przy mnie i porwał w swoje objęcia. Oddałem mocno uścisk.

- Jak się czujesz? Boże, skarbie. Will powiedział, że zemdlałeś na lekcji. A mówiłem żebyś został w łóżku. - oznajmił bardzo zmartwionym głosem.

- To by i tak nie pomogło. - wtrącił Kan, po czym podszedł do polówki na której siedziałem z zielonookim - Muszę wam opowiedzieć pewną historię. - zaczął poważnym tonem - Dobrze wiem o plotkach, jakie krążą po Akademii na temat mojej drugiej połówki i od razu mówię, nie, nie zabiłem jej. Kochałem ją. - wyznał, patrząc w punkt w podłodze - Lilith była piękną kobietą. Była całym moim życiem. Posiadała ogromną moc żywiołu powietrza. Potrafiła nawet stworzyć tornado i to dość sporych rozmiarów. Każdy podziwiał jej dar, a ja byłem z niej tak bardzo dumny. Potem się zaczęło. - przechadzał się po pokoju aż w końcu ustał tyłem do nas - Najpierw krwotoki z nosa i osłabienie. A następnie omdlenia. - wyjaśnił.

- To tak jak ja. - wyszeptałem przerażony.

- Co było dalej? Wymyśliliście jakiś sposób, aby to naprawić, prawda? Jest rozwiązanie, tak? Powiedz, że tak! - błagał załamanym głosem Nathan.

Zachciało mi się płakać na dźwięk tak bardzo zranionego głosu chłopaka.

- Niewielu to wie, ale możliwe jest oddanie mocy swojej drugiej połówce. - powiedział profesor.

- Czyli Lilith oddała ci swoją moc? - wywnioskowałem.

- Nie. Niestety nie dała rady. Jest to możliwe, ale prawie niewykonalne. Była na to za słaba. Za słaba fizycznie, bo tak naprawdę była bardzo silna, ale jej organizm nie potrafił unieść tyle mocy. Umarła niedługo po tym, gdy próbowała mi ją przekazać. - wyszeptał, odwrócił się do nas przodem i mogłem zobaczyć ogromny ból w jego oczach, który zaraz szybko ukrył pod swoją maską powagi.

- Co mam robić? - zapytał Nathan ze łzami w oczach - Ja...Ja nie mogę go stracić. - oznajmił, na co przytuliłem się do niego mocniej.

- Chcesz rady? Jedyne co możesz zrobić, to trzymać się od niego z daleka. To mu da kilka dodatkowych dni. Nie będziesz swoją obecnością nakręcał tak bardzo jego mocy. - stwierdził Kan.

- Co? Nie! Nie rozdzielicie nas! - zaprzeczyłem.

- Tak będzie najlepiej. - odrzekł profesor.

- Nie! - zerwałem się z łóżka, wyrywając się tym samym z objęć zielonookiego - Oddam Nathanowi swoje moce. - zdecydowałem - Jestem silniejszy niż Lilith. Dam radę. Władam wszystkimi żywiołami. Jestem piątym elementem. Mój ojciec zginął w walce i ja też nie zamierzam siedzieć bezczynnie i czekać na śmierć. Będę walczył! - powiedziałem z determinacją.

Kan spojrzał na Nate'a, który siedział z twarzą ukrytą w dłoniach, a potem na mnie i skinął nieznacznie głową.

- Możesz spróbować. - zgodził się - Ale uprzedzam, że to bardzo trudne. Z tego co wiem, tylko jednej osobie się to udało i na dodatek oddała przez przypadek całą swoją moc i stała się na powrót zwykłym człowiekiem. - ostrzegł.

- Trudno. Może i znów będę człowiekiem, ale nadal będę żywy. - stwierdziłem, po czym podszedłem do Nathana i uklęknąłem przy nim, na co spojrzał na mnie, po jego policzkach płynęły łzy - I nadal będę cię kochał. - wyznałem.

Zielonooki wciągnął mnie na swoje kolana i przytulił mocno.

- Ja też cię kocham. - odrzekł na wpół ze szlochem.

Mi samemu już leciały łzy po twarzy.

- Przygotuj się na jutro, panie Volter. - nakazał Kan, po czym wyszedł z pokoju, zostawiając nas samych.

I może miałem małe szanse na przeżycie, ale w głębi siebie nie żałowałem, że stałem się władającym ze zbyt ogromną mocą.

Bo nie potrafiłem żałować tego, że dzięki temu spotkałem miłość swojego życia.

Nawet jeśli ta miłość ma trwać tak krótko.

🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥

NOTKA OD AUTORA

NIE ZABIJAJCIE MNIE! JA WSZYSTKO NAPRAWIĘ!!!! (chyba 😈😈😈)

🔨🔨🔨

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro