🔥🌐ROZDZIAŁ 20🌊☁
Perspektywa: Andreas
Stałem wśród tłumu uczniów na korytarzu. Przyzwyczaiłem się, że nikt mnie nie zauważa. Że zawsze stoję z boku. Więc teraz także znajdowałem się pod ścianą i czekałem aż korytarz zacznie się robić pusty, abym mógł spokojnie nim przejść do stołówki. Była pora obiadowa w przerwie w zajęciach z ziemii na których udało mi się rozwinąć w końcu jeden z pąków nasturcji. Wydaję mi się, że to zasługa Williama. Obecność drugiej połówki wzmacnia moce.
Byłem bardziej niż szczęśliwy, że to on jest moją drugą połówką. Gdy tylko zobaczyłem tego chłopaka, od razu się w nim zauroczyłem. Cały drżałem na ciele, kiedy objął mnie ramieniem, prosząc abym poszedł na imprezę urodzinową Cody'ego. Nie potrafiłem mu wtedy odmówić. Myślę, że zrobiłbym dla niego wszystko o co tylko by poprosił.
Uwielbiam patrzeć na niego, czego nawet nie zauważa, ale w sumie się nie dziwię, bo kto by zauważył kogoś takiego jak ja?
Bardzo podoba mi się jego tunel w prawym uchu. Chłopak chyba nie zdaje sobie sprawy jak bardzo seksownie z nim wygląda. Uwielbiam również jego oczy. Niby brązowe, ale ja dokładnie widzę tą dzikość jaka z nich bije. A jego usta...To coś co najbardziej mi się w nim podoba. Tak, jego zmysłowe usta są najlepszą częścią tego chłopaka. Strasznie mi źle z tym, że będę musiał czekać nie wiadomo jak długo aż w końcu te cudowne usta mnie pocałują. A chyba najbardziej smuci mnie fakt, że William w ogóle nie widzi we mnie nic. Wiem, że kiedyś coś do mnie poczuje, bo jednak jesteśmy sobie przeznaczeni, ale ja już to czuje i jest mi okropnie z tym, że on tego jeszcze nie potrafi. Przez to wszystko mam wyrzuty sumienia, że może narzucam się mu lub jest przeze mnie nieszczęśliwy. A jedyne czego pragnę to jego szczęścia.
- Nie mogę. Źle się czuję. Może jutro, co? Chyba pójdę się położyć po zajęciach. - usłyszałem znajomy głos.
Spojrzałem na Cody'ego, który przechodził obok z Williamem. Obaj chłopacy mnie nie zauważyli. Ale tak jak mówiłem, przywykłem.
- To co? Mam iść sam? - spytał z niezadowoleniem brązowooki.
- A nie możesz iść z Andim? - zaproponował Cody.
Gdy usłyszałem swoje imię, wycofałem się bardziej pod ścianę.
- Och Boże...- jęknął Will - Chyba już wole iść sam. - oznajmił.
Poczułem wielką gulę w gradle, co oznaczało, że zbiera mi się na płacz. Naprawdę było mi bardzo przykro w tym momencie.
- Przestań marudzić, tylko z nim idź. Poznacie się przy okazji bardziej. - ochrzanił go Cody.
William już otwierał usta aby odpowiedzieć, gdy nagle jego wzrok spoczął na mnie. Nie chciałem żeby zobaczył, że łzy zbierają się w moich oczach. Nie lubiłem płakać i nie chciałem aby ktokolwiek mnie takiego widział. Tym bardziej on.
Nie zwracając uwagi na to, że korytarz jest jeszcze zatłoczony, zacząłem przeciskać się pomiędzy ludźmi. Za sobą jeszcze zdążyłem usłyszeć swoje imię wołane przez Cody'ego.
Właśnie, przez Cody'ego. Bo pewnie Will wcale się mną nie przejął.
Perspektywa: Cody
Od rana nie czułem się za dobrze, ale postanowiłem iść na lekcję.
Po prostu świetnie! Nie dość, że dziś mam te cholerne zajęcia z Kanem, to jeszcze muszę iść na nie chory! Super!
Zwykłe lekcje jakoś przetrwałem, ale gdy nadeszła pora na zajęcia z ognia, byłem przerażony i jednocześnie osłabiony w cholerę! Wątpiłem w to, że zrobię chociaż jedno zadanie jakie da mi profesor Kan.
Do sali wszedłem z Nate'm, który trzymał mnie za rękę, dodając mi w taki sposób trochę otuchy. Oddałbym teraz wszystko aby móc poleżeć z nim oraz Shadow w łóżku. Tak bardzo chciało mi się spać.
- Witam na zajęciach z ognia. Teraz podzielić się na roczniki. Migiem. - nakazał władczym i zimnym tonem Kan.
- Bądź spokojny. Będę cały czas obok. - zapewnił mnie Nathan, po czym cmoknął w policzek i odszedł szybko w stronę swojego rocznika.
Ustałem z pierwszakami do których należał Will.
O dziwo każda grupa od razu wzięła się do pracy. Wynikało z tego, że każdy doskonale wiedział co robić i Kan nie musiał albo mu się nie chciało, tłumaczyć im tego za każdym razem.
Czwarty rocznik zajął się tworzeniem ogromnych kul z ognia. Grupa mojego chłopaka oraz Dylana czyli trzeci rocznik z tego co zauważyłem musiał zapalić świece siłą woli. Drugi stworzyć parę z wody przy pomocy ciepła. Szkoda, że nie pomyślałem o tym, gdy sprzątałem łazienkę po powodzi ze ścianą wody. Wyparowałbym ją po prostu.
- Rusz się, Cody, bo zaraz dostaniesz opierdol od Kana. - wyszeptał mi na ucho Will, po czym pociągnął za sobą.
Podeszliśmy do stolika na którym znajdowały się palniki. Jeden z nich Will przesunął w moją stronę.
- Co mam z tym zrobić? - zdziwiłem się.
- Narazie zapal. - nakazał.
Zamknąłem oczy i wystawiłem rękę w stronę palnika, lecz zaraz potem poczułem sturchnięcie w ramię. Spojrzałem pytająco na brązowookiego.
- Normalnie. - zaśmiał się i podpalił zapałkami swój palnik.
- Och...- wymamrotałem pod nosem lekko zawstydzony.
- Zadanie pierwszego rocznika to utworzenie wybranego przez siebie wzoru z ognia. Ja staram się zrobić czaszkę, ale jak narazie wychodzi mi mała kulka, która przypomina bardziej gówno kozy, a nie płonącą czaszkę Ghost Raidera. - oznajmił przyjaciel.
Od razu pomyślałem o motylkach, które pokazał mi Nathan.
Podpaliłem swój palnik zapałkami i przez chwilę patrzyłem na tańczący płomień. Chociaż skupiałem się ze wszystkich sił, nie działo się nic. Żadnego mrowienia, jakby moje ciało było zbyt zmęczone aby używać mocy żywiołu.
- Chyba jednak nie jesteś tak bardzo utalentowany jak słyszałem, panie Volter. - usłyszałem obok, więc od razu spojrzałem na profesora od ognia.
- Przeziębiłem się i nie mam siły. - wyjaśniłem cicho.
- Albo żywioł ognia tak bardzo cię przerasta, że nie umiesz zrobić nawet najprostszej rzeczy. - stwierdził, po czym spojrzał na efekty pracy Willa - Panie Woods, jeśli zamiarem pana było stworzyć małą kulkę jako wzór, to zaliczam panu to zadanie i proszę się odsunąć już od tego palnika zanim znów kogoś pan podpalisz. - upomniał, po czym odszedł w stronę rocznika drugiego.
- To miała być czaszka, stary zgredzie. - wysyczał cicho wściekły Will pod nosem.
- Przynajmniej masz zaliczone zadanie. - wzruszyłem ramionami.
* * *
Nadszedł czas na przerwę obiadową. Byłem coraz bardziej śpiący. Nie zrobiłem nawet w części zadania z wzorami. Marzyłem tylko o łóżku i ciepłej pościeli.
- Idziemy po zajęciach do kawiarni? - spytał mnie Will, gdy przeciskałem się przez tłum do stołówki.
- Nie mogę. Źle się czuję. Może jutro, co? Chyba pójdę się położyć po zajęciach. - westchnąłem.
- To co? Mam iść sam? - zaczął marudzić.
- A nie możesz iść z Andim? - zaproponowałem zmęczonym głosem.
- Och Boże...- jęknął Will - Chyba już wolę iść sam. - stwierdził.
Spiorunowałem przyjaciela wzrokiem. Powinien być milszy dla Andi'ego i być dla niego oparciem.
- Przestań marudzić, tylko z nim idź. Poznacie się od razu bardziej. - ochrzaniłem go.
Will spojrzał gdzieś w bok i zamarł. Ja też podążyłem w tamtym kierunku wzrokiem. Zauważyłem tylko sylwetkę znikającego w tłumie niebieskookiego.
- Andi! - krzyknąłem, ale chłopak chyba nie usłyszał przez gwar panujący na korytarzu.
- Nie jestem pewny, ale chyba on słyszał naszą rozmowę. - wyszeptał niepewnie Will.
- TY IDIOTO! - wkurzyłem się na niego - No leć za nim! - nakazałem.
Chłopak stał przez chwilę w miejscu, lecz zaraz potem ruszył za Andi'm.
Ja natomiast postanowiłem znaleźć Nate'a w stołówce. Zrobiłem krok naprzód, po czym poczułem coś ciepłego na ustach. Przetarłem wargi i spojrzałem na swoją dłoń. Była we krwi.
Szybko wyjąłem z kieszeni chusteczki i wytarłem nos z bordowej cieczy.
Rozejrzałem się dookoła. Na początku myślałem, że nikt nie zwrócił na mnie uwagi.
Dopiero potem zobaczyłem Kana, który patrzył na mnie z przerażeniem w oczach.
🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro