Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🔥🌐ROZDZIAŁ 15🌊☁

Na szczęście nikt nie komentował tego co się stało między mną a Nathanem w łazience. Thomas tylko trochę popiszczał jak to on i także dał spokój.
Byłem zły na Dylana, że nam przerwał, a przede wszyskim byłem zły na siebie, że nadal nie powiedziałem zielonookiemu prawdy. Chociaż teraz mniej się tego bałem, bo wiem, że to ja podobam się chłopakowi, nikt inny.

Po całej akcji w łazience, usiedliśmy z powrotem i popijając drinki, prowadziliśmy spokojne rozmowy. Uśmiech nie chciał zejść mi z twarzy, gdy zielonooki zajął miejsce koło mnie, ręką delikatnie obejmując mnie w pasie. Czułem przez to, że jestem w tej chwili na właściwym miejscu. U jego boku.

- Udało mi się ostatnio stworzyć kulę z ognia na zajęciach! - pochwalił się Will, który swoją drogą był już nieźle wstawiony.

- Przełom. Ty ledwo sobie radzisz z ogniem. - skomentował z uśmiechem Dylan, tulący do siebie Thomasa.

- Co nie? Też się zdziwiłem! - stwierdził mój przyjaciel.

- Musisz kogoś poznać. - wyszeptał mi do ucha Nate, na co zadrżałem - Chodź ze mną. - nakazał, łapiąc moją rękę, a ja jakby instynktownie, zaplotłem nasze palce w mocniejszym uścisku.

- Idziecie na seksy? - zachichotał Will.

- Jesteś niewyżyty. - upomniałem.

- To moje drugie imię. - przyznał.

- Wszyscy to wiedzą, Will. - zachichotał Thomas.

Wyszliśmy z pokoju blondyna i zaczęliśmy kierować się w drogę powrotną. Myślałem już, że zmierzamy do mojego pokoju lub na schody, ale Nate zatrzymał się przy drzwiach z numerem 169.

- Mam fajny numer pokoju, co? - posłał mi rozbawiony uśmiech i otworzył drzwi.

- Tak, bardzo oryginalny. - przewróciłem oczami.

Chłopak popchnął mnie lekko, przez co znalazłem się w ciemnym pomieszczeniu. Pisnąłem jak jakaś mała dziewczynka, gdy coś otarło mi się o nogę. Usłyszałem głośny śmiech zielonookiego, po czym pokój skompał się w świetle.

Było mi tak strasznie głupio, gdy okazało się, że tym co wcześniej otarło mi się o nogę, było małym, puchatym, czarnym pieskiem.

- To ten, który zesikał ci się na głowę? - spytałem.

- Zabiję Thomasa za to, że o tym wspomniał. - westchnął, po czym poczułem ręce obejmujące mnie w pasie, gdy przytulił mnie od tyłu, opierając podbródek na moim ramieniu - Wabi się Shadow i jest moją najdroższą przyjaciółką. - oznajmił.

- Jest słodka. Lubię psy. - uśmiechnąłem się, przede wszystkim dlatego, że chłopak mnie przytulał.

- W końcu władasz ziemią. Jesteś połączony ze zwierzętami. - odrzekł i zaraz po tym poczułem jego usta na swoim policzku.

- Emm...właśnie...co do tego...- zacząłem, kompletnie nie mogąc się skupić, bo usta czarnowłosego zjechały na moją szyję.

- Wiesz, że przedstawienie ci Shadow było pretekstem żeby cię tu zaciągnąć? - wyszeptał mi tuż przy uchu.

Och Bosz...

- Nathan, bo ja muszę...- urwałem na chwilę, bo chłopak odwrócił mnie w swoją stronę, dłonie umiejscowiając na moich biodrach - Ci coś powiedzieć. - dokończyłem.

- Co takiego? - spytał, znów zaczynając robić kręte ścieżki na mojej szyi.

Nogi się pode mną uginały, serce pracowało w szaleńczym tempie, czułem przyjemne uczucie w dole brzucha, a ja jeszcze musiałem skupić się nad tym co mówię!

- To bardzo ważne. - wymamrotałem, zamykając oczy i poddając się jego ustom, drażnącym moją skórę.

- Chwilka. - poprosił, wpijając się gwałtownie w moje wargi.

Sapnąłem cicho, czując jak rozpływam się w środku. Chciałem żeby całował mnie przez cały czas i nigdy nie przestawał, ale musiałem mu w końcu powiedzieć prawdę, a z Nate'm ciągle mnie całującym się nie da.

Odsunąłem się od niego, na co spojrzał na mnie z rozczarowaniem.

Zrobiłem jeszcze jeden krok w tył. Tak na wszelki wypadek. Nic nie może mnie rozpraszać.

Zacząłem zdejmować swoje bransoletki z prawej ręki, jednocześnie zauważając jak Shadow kręci się koło moich nóg, prosząc o uwagę.

- Wiem, że powinienem powiedzieć ci od razu. - wyszeptałem niepewnie, ściągając ostatni z rzemyków z nadgarstka.

Nathan podszedł do mnie i ujął moją dłoń, patrząc z niedowierzaniem na swoje imię.

- Powiedz coś. - poprosiłem, gdy milczał już dłuższy czas.

- To nie ma sensu. Przecież ty nie masz na imię Jim. - uniósł wzrok na moją twarz.

- Nazywam się Jim Cody Volter. Każdy mówi do mnie Cody, bo tak wolę. - wyznałem.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? Jeśli potrzebowałeś czasu żeby to przetrawić, dałbym ci go. - oznajmił z lekką pretensją w głosie.

- Przepraszam. Nie wiedziałem co robić. Miałem problem ze swoimi mocami i jeszcze tak bardzo pogubiłem się w tym wszystkim. - wyjaśniłem.

- No właśnie...Przecież ty musisz w takim razie władać żywiołem ducha. - uświadomił sobie.

- Władam czterema żywiołami naraz. - odparłem.

Nate usiadł na skraju łóżka nadal zszokowany. Jego pies od razu wskoczył mu na kolana i domagał się głaskania, ale jego pan w tej chwili patrzył zamyślony przed siebie i wydawał się nie zwracać na to uwagi.

- Nathan? - zaczepiłem go niepewnie, siadając przy nim.

- Chyba nie mógłbym wymarzyć sobie lepszej drugiej połówki. - stwierdził nagle i spojrzał mi w oczy z lekkim uśmiechem.

- Co? Myślałem, że jesteś zły. - zdziwiłem się.

- Żartujesz? To najwspanialsza wiadomość jaką mogłem usłyszeć! Jesteś moją drugą połówką! TY! - podkreślił, po czym zdjął Shadow z kolan i odłożył ją na podłogę - Sorka, mała. Muszę zmacać swojego chłopaka ze szczęścia. - poinformował ją, a ja zanim przyswoiłem sobie jego słowa, już poczułem dłonie chłopaka na twarzy i jego usta na swoich własnych.

Gdy nasze wargi ocierały się o siebie, po chwili także dołączając do tego pocałunku nasze języki, w mojej głowie odtwarzały się cały czas tylko te dwa słowa, które powiedział zielonooki. "Swojego chłopaka". Byłem bardziej niż szczęśliwy, że mnie tak nazwał. Byłem wniebowzięty!

Poczułem jak jego ręka wędruje po udzie i zatrzymuje się na moim biodrze. Nigdy nie pozwoliłbym aby w taki sposób dotykał mnie jakikolwiek chłopak, ale przy Nathanie traciłem zmysły i byłem skłonny pozwolić mu na wszystko.

Zielonooki oderwał się od moich ust i złożył mi czuły pocałunek najpierw na policzku, a potem jeszcze raz na ustach.
Spojrzałem mu w oczy, w których natychmiast utonąłem i może trwałbym tak jeszcze sporo czasu, gdyby nie lekkie pociągnięcia przy nogawce i ciche warczenie.

- Ktoś tu jest zazdrosny. - zaśmiał się Nate.

Wyciągnąłem rękę do psiaka, który od razu puścił jeansowy materiał i pomachał wesoło ogonkiem.

Resztę czasu spędziliśmy przytuleni do siebie z zielonookim. Pierwszy raz w życiu czułem się taki spokojny, odprężony i bezpieczny. Potem postanowiliśmy zobaczyć co robią chłopaki i czy jeszcze są trzeźwi.

Wróciliśmy do pokoju Thomasa, trzymając się za ręce. Bransoletki przełożyłem na drugą dłoń tak, by imię Nathana było teraz widoczne dla wszystkich.

- Co robisz? - zdziwiłem się, gdy zastałem chichoczącego blondyna pochylonego nad śpiącym Will'em.

- Cicho, bo się obudzi. - wyksztusił przez śmiech.

- Prędzej ty go obudzisz swoim rechotaniem. - stwierdził Nathan - Zresztą to imię nie pasuje. On nie włada ziemią, tylko ogniem. - upomniał.

Spojrzałem na to co robi Thomas i zamarłem. Pod znakiem ziemii na nadgarstku Will'a, czarnym pisakiem dopisywał starannie słowo.

- Przecież on dostanie zawału, gdy to zobaczy! - oznajmiłem z powagą, wywołując większy śmiech u blondyna.

Nie chcę być w skórze Will'a, gdy rano spostrzeże, że ma napis"Kan" na ręku...

🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro