🔥🌐ROZDZIAŁ 5🌊☁
- Zaczekaj! - Will złapał mnie za rękę, tym samym zmuszając abym zatrzymał się w miejscu.
Chłopak wyjął z kieszeni spodni dwie małe plakietki z logiem Akademii Żywiołów i jeden z nich przypiął mi do koszulki. Westchnąłem cicho, bo wiedziałem, że teraz ludzie będą się na nas dziwnie patrzeć, ale z tego co wiedziałem musiałem nosić ten znacznik, bo rząd tak zadecydował. Nawet oglądałem kiedyś o tym program z mamą.
Poczekałem aż Will przypnie swoją plakietkę, a potem ruszyliśmy w stronę centrum.
Gdy mijaliśmy przystanek autobusowy, pomyślałem przez sekundę żeby wsiąść w któryś autobus i pojechać do domu, ale o tej godzinie były spore korki, zresztą wątpię czy mógłbym przebywać tak daleko od Akademii.
- Jesteś stąd? - spytałem swojego kompana, który szedł obok mnie z lekkim uśmiechem na twarzy, patrząc przed siebie.
- Nie. Mieszkam w Nowym Jorku, ale jak wiesz, jeszcze nie założyli tam Akademii, a najbliższa znajduję się tutaj. - wyjaśnił.
- Rozumiem. - odparłem cicho - A tęsknisz za domem? - zapytałem, zauważając jednocześnie, że kierujemy się w stronę małej kawiarenki na rogu.
- Mam tęsknić za starszym bratem, który zawsze mi rzucał kłody pod nogi i młodszą siostrą, która potrafi wrzeszczeć o wszystko oraz za zrzędliwymi starymi? - spojrzał na mnie z politowaniem.
- Kumam. - przytaknąłem.
- To dobrze, żabko. A teraz chodź za mną. To moje ulubione miejsce. - oznajmił Will i wciągnął mnie do małej kawiarenki.
Była prawie pusta. Tylko jakaś para siedziała przy stoliku pod ścianą, ale miejsce było przytulne. Jasno brązowa lada, białe stoliki i krzesła, drewniana podłoga oraz duże okna z widokiem na ulicę.
- Hejka, William! - za ladą ustała młoda, chuda, blondwłosa dziewczyna w białym fartuszku.
- Cześć. To jest Cody. - przedstawił mnie.
Uśmiechnąłem się nieśmiało do dziewczyny.
- A to Lisa. - poinformował - Dla mnie to co zwykle. A dla ciebie? - brązowooki spojrzał na mnie.
- Emmm...- spojrzałem na rozpiskę i powiedziałem pierwszą rzecz, którą przeczytałem - Kawę karmelową.
- Spoko i daj nam jakieś ciacho. - chłopak puścił oczko do Lisy, a ta pokazała mu język w rewanżu.
Normalnie jak dzieci!
Ale byłem miło zdumiony, że pomimo iż jesteśmy władającymi, to dziewczyna traktuje nas normalnie.
Usiedliśmy przy oknie, przez które patrzyłem do momentu gdy Will podwinął rękawy swojej bluzki.
- Ziemia, co? - odezwałem się.
Chłopak spojrzał na mnie pytająco, ale po chwili zrozumiał i także oblukał swój nadgarstek, a potem mój.
- Uuuu, słoneczko, ja jestem jak najbardziej dziewczynoseksualny. - zaśmiał się, a ja razem z nim.
- Nie martw się. Ja też. - zachichotałem.
- Ale powiem ci żebym chyba w kalendarz kopnął gdybym zobaczył pewnego dnia twoje imię na swoim nadgarstku. - oznajmił rozbawiony.
- Tak, to było by trochę niezręczne. - zgodziłem się z nim - W ogóle uważam to za głupotę. Tą całą sprawę z imionami. - dodałem.
- Czemu? - zdziwił się.
- Bo skąd możesz wiedzieć, że to na pewno ta osoba? - spytałem.
- Bo ona też będzie miała twoje imię na nadgarstku i gdy jest w pobliżu zwiększa ci się odrobinę moc żywiołu. - wzruszył ramionami Will.
- Nie o to chodzi. Chodzi mi o to, kto ustala, że tak ma być, że to twoja jedyna? Magia? Matka Natura? Bóg? - zastanawiałem się.
- Bóg? To ześ dojebał żarem do ognia. - prychnął.
Ściągnąłem brwi w zdziwieniu.
- Jestem niewierzący. - wyjaśnił.
- Och okej. To pozostańmy przy czarach i Matce Naturze. - zdecydowałem.
- Szczerze? Mam to gdzieś skąd to się bierze. Ważne, że działa i nie musimy latać za milionami dziewczyn i przy okazji popełniać błędów przy wyborze jak zwykli ludzie. - stwierdził i tutaj akurat musiałem przyznać mu rację.
- Po prostu to trochę dziwne. - westchnąłem.
- Wszystko jest dziwne odkąd niektórzy potrafią na przykład coś takiego. - powiedział Will, po czym uniósł palec wskazujący w górę, a na jego końcu zatańczył mały płomyczek.
- Williamie! Jeśli podpalisz mi lokal, to pożałujesz, że się urodziłeś! - upomniała go Lisa, po czym postawiła przed nami na stoliku filiżanki z kawą oraz dwa kawałki ciasta.
- Spoko luzik, już to opanowałem. W końcu jebany miesiąc uczyłem się tego gówna. - odrzekł, przewracając oczami.
Pokręciłem głową. Will był roztrzepanym wariatem, ale lubiłem go. Zmartwiło mnie tylko to, że Will także spędził miesiąc na nauce wybranego zadania przez profesora od ognia, a ja zrobiłem dwa zadania z ziemii w jeden dzień.
- Serio. To było straszne. Raz się podpaliłem przez przypadek, przy okazji podpiekając trochę szatę psiora Kana. - powiedział do mnie z powagą, gdy Lisa poszła zająć się swoją pracą.
- On mnie przeraża. - wyznałem.
- Kan? Cóż, jak mu nie podpadniesz i najlepiej nie będziesz pokazywał mu się na oczy, to da się przeżyć. - uśmiechnął się - Ja już mam u niego przegwizdane na całej linii. - dodał po chwili, na co zachichotałem.
Postanowiłem spytać Will'a o sprawę, która mnie męczyła od obiadu.
- Dziś rozmawiałeś chwilę z Nate'm. Wiesz może dlaczego nie lubi nowych? - zapytałem niepewnie.
Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- W sumie to on nie ma nic do nowych. Chodzi ci o akcje przy śniadaniu? Widziałem. - wyjaśnił, gdy chciałem już otworzyć usta - Po prostu wpadłeś na zły moment. Był jakiś nie swój od rana. Ale jak widziałeś, potem mu przeszło. Poza tym uważa się trochę za lepszego, bo jego druga połówka będzie władała nieznaną jeszcze nikomu mocą ducha. - oznajmił, a ja zaciekawiony wlepiłem w niego oczy.
- On jest tym chłopakiem o którym mówią w zwykłych szkołach? - niedowierzałem.
- Nie wiem co mówią w zwykłych szkołach, bo często wagarowałem, ale pewnie tak, jeśli chodzi o piąty element. - wzruszył ramionami - Nie przejmuj się nim. Nie chcesz mu znowu podpaść, to nie wpadaj na niego gdy trzyma coś w rękach i nie nazywaj go pełnym imieniem, bo to go wkurza. - polecił mi.
- Ja tam w ogóle chcę go unikać. Po prostu zastanawiałem się co ja takiego mu zrobiłem, że aż tak zareagował gdy na niego wpadłem. - westchnąłem.
- Zluzuj. Wy ziemnaczki zawsze przejmujcie się takimi bzdurami. - przewrócił oczami.
- Nie lubię gdy ktoś się na mnie drze. - burknąłem.
- Zapamiętam. - obiecał z uśmiechem - Wracamy na kolację do Akademii czy zjemy coś tutaj? - spytał.
Nie uśmiechało mi się tam wracać. Najchętniej wcale bym nie wracał. W Akademii czułem się nieswojo. Tak jakby coś mnie tam przyciągało, ale jednocześnie odpychało. No i gdy tam jestem, jestem bardziej podatny na swoją moc, a tak przynajmniej mi się wydaje.
- Zostańmy jeszcze. - poprosiłem, na co Will wesoło przytaknął głową.
🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥
NOTKA OD AUTORA
Według znaku zodiaku jestem jak najbardziej związana z ziemią i się z tym zgadzam w 100%!!! A Wy jaki macie żywioł?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro