Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🔥🌐ROZDZIAŁ 4🌊☁

Ponownie znalazłem się w pomieszczeniu ze stołem i szafką wypchaną papierami. Harrison usiadł na tym samym miejscu, więc ja także zająłem te przy oknie jak wczoraj.

- Kiedy odkryłeś w sobie moce? - spytał mnie.

- Niecały miesiąc temu. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą - Coś jest nie tak? - zdziwiłem się, bo przecież to chyba dobrze, że rozwinąłem te głupie pąki i mam zaliczone zadanie.

- Musisz zrozumieć pewną rzecz. Przez przypadek można zrobić wszystko. Nawet coś, co wymaga użycia dużej ilości mocy, ale zrobienie konkretnej rzeczy jest już trudniejsze. Nowemu uczniowi zazwyczaj zadanie, które mu przydzielam wychodzi mu dopiero mniej więcej po półtora miesiąca. Ty jak gdyby nigdy nic nie dość, za wykonujesz to zadanie, to jeszcze razy dziesięć. - oznajmił.

- Więc zarzuca mi pan profesor, że kłamie i odkryłem swoje moce już wcześniej? - zapytałem z pretensją.

- Oczywiście, że nie. Skoro mówisz, że odkryłeś je miesiąc temu, to ci wierzę. - zapewnił.

- Więc w takim razie czemu udało mi się coś, co innym zajmuje więcej czasu? - zdziwiłem się.

- Nie mam pojęcia. Może twoja moc jest większa niż dotychczas się zdarzyło? Kto wie! Nie martw się tym, to wcale nie jest straszne. Powinieneś się cieszyć, że posiadasz takie zdolności. Zrobimy tak, reszta twojego rocznika nadal będzie pracować nad pąkami, a tobie dam coś innego do zrobienia. Co ty na to? - zaproponował z uśmiechem.

- No dobrze. I tak przecież nie mam wyboru i muszę kontynuować naukę. - stwierdziłem.

Super, pewnie przez to zacznie się więcej szumu wokół mojej osoby. Nienawidzę być w centrum uwagi!

- W takim razie wracamy. - nakazał i wstał ze swojego krzesła.

Wróciliśmy z powrotem do wielkiej hali i zauważyłem, że niektórzy z rocznika czwartego mieli już swoje roślinne tarcze z pnączy.

- Bardzo dobrze. - pochwalił ich Harrison, po czym podszedł do stolika i zabrał stamtąd doniczkę z ziemią - Tu jest zasiane nasionko. - wyjaśnił, dając mi przedmiot do ręki - Twoje zadanie to przyspieszenie jej wykiełkowania. Wystarczy pierwsza faza. Nie musi być to od razu wielki kwiat. - oznajmił i zostawił mnie z moim zadaniem samego, idąc do rocznika drugiego.

Zająłem swoje wcześniejsze miejsce na podłodze i przez chwilę wpatrywałem się w doniczkę. Dotknąłem opuszkami palców ziemi w niej, ale nic się nie działo. Próbowałem wiele razy zamykać oczy i uspokajać się wewnętrznie, ale wszystko to kończyło się niepowodzeniem, a nasionko nadal nie kiełkowało.

Pewnie wcześniej miałem farta i tyle. Muszę pogodzić się z faktem, że nad tym zadaniem spędzę teraz swój najbliższy miesiąc albo i więcej.

Westchnąłem cicho po pół godzinie i zdecydowałem, że zrobię sobie przerwę, akurat w chwili gdy dziewczynie z kitkami z mojego rocznika udało się rozwinąć pąka nasturcji i teraz zielone gałązki ozdabiał pomarańczowy, mały kwiatek. Uśmiechnąłem się lekko, widząc jak dziewczyna bardzo się z tego cieszy.

Nadszedł czas na przerwę obiadową, więc zostawiłem swoje zadanie w spokoju i ruszyłem z resztą na stołówkę. Teraz już bardziej uważałem gdzie idę aby znowu na kogoś nie wpaść.

- Hejka, ziemniaczku! Jak pierwsze zajęcia? - usłyszałem koło ucha i szybko odwróciłem się w stronę Will'a.

- Cóż, nawet dobrze się nie zaczęły, a ja już zostałem oskarżony o kłamstwo, ale w sumie sprawa się rozwiązała. - westchnąłem.

- Narozrabiałeś? Nie ładnie. - Will pokręcił głową, na co zachichotałem.

Nagle podszedł do nas zielonooki diabeł i natychmiast przestałem się uśmiechać. Przełożył sobie rękę przez ramię Will'a.

- Podrywasz nowego? Nie ładnie. - skomentował, za co dostał szturchańca w żebra od chłopaka.

- Zazdrościsz, bo ciebie nie ma kto podrywać. - stwierdził Will.

- Racja. Idę popłakać w kącie. - powiedział z sarkazmem zielonooki i ruszył w kierunku lady.

Patrzyłem za nim chwilę z szokiem.

Dlaczego dla Will'a był jak stary, dobry kumpel, a na mnie się darł jakbym mu matkę marchewką zabił?

- Ej, pomyślałem, że może wyskoczylibyśmy na miasto? - do rzeczywistości przywołał mnie głos Will'a.

- A wolno nam wychodzić? - spytałem.

- Przecież nie jesteśmy zakładnikami. - zaśmiał się - Od szóstej do dziewiątej możemy przebywać poza Akademią. - zapewnił.

- Okej, w takim razie możemy się gdzieś przejść. - zgodziłem się, ciesząc, że chociaż na chwilę opuszczę te mury.

- Subcio! - uśmiechnął się, po czym pociągnął mnie w stronę lady.

Po skończonym obiedzie, niestety musiałem wracać do swojej doniczki i nasionka, które za cholerę nie chciało wykiełkować. Miałem już tego zadania dość, więc siedziałem i wgapiałem się w kwiaty na stoliku pod ścianą na przeciwko.

- Zaraz kończymy! - ogłosił Harrison po godzinie, więc spojrzałem z powrotem na doniczkę przede mną.

Dotknąłem wilgotnej ziemi i zacząłem się nią bawić, mieląc ją między palcami i ku mojemu zdziwieniu znów poczułem mrowienie i lekkie pieczenie dłoni, ale tym razem jej nie cofnąłem, tylko swobodnie położyłem na gruncie w doniczce.

Jak zaczarowany patrzyłem jak cieniutka łodyga wyłania się spod czarnej ziemi i pnie się w górę. Na jej końcach zaczęły powstawać liście, a potem pąk, który po sekundzie rozwinął się, tworząc ładny, niebieski kielich.

Zabrałem rękę i siedziałem przez chwilę nieruchomo, nie mogąc uwierzyć, że ja to zrobiłem. Przecież to wygląda jak jakieś czary! Ale musiałem przyznać profesorowi rację. Używanie mocy żywiołu wymaga dużej ilości skupienia. Gdy zmuszałem nasionko aby wykiełkowało, to było coś na kształt pocałunku prawdziwej miłości w którym zapominasz o wszystkim wokół i skupiasz tylko na tym. Mógłby ktoś podejść do mnie od tyłu z nożem i bym się nie zorientował.

Wstałem z podłogi, uprzednio biorąc doniczkę i podszedłem do profesora, który żegnał się z uczniami.

- Do jutra, profesorze. - powiedziałem, dając mu doniczkę z kwiatem i ignorując jego zszokowaną minę, wyszedłem za resztą na korytarz.

Mam już gdzieś czy wywołam rozgłos wokół siebie czy nie.

Skierowałem się do swojego pokoju i szybko przebrałem w jeansowe spodnie z dziurami i czarną bluzę. Spojrzałem w okno i z ubolewaniem zauważyłem, że jest pochmurno. Mam tylko nadzieję, że się nie rozpada. Nie musiałem układać włosów, więc przysiadłem na łóżku i czekałem na Will'a.

Zapatrzyłem się przez dłuższy czas na moje zdjęcie z mamą i nawet nie wiem dokładnie kiedy poczułem lekkie mrowienie, tylko że tym razem na całym ciele. Wstałem, zdziwiony tym zjawiskiem. Mrowienie ustało w momencie gdy do pokoju przez okno wpadły promienie słońca. Zaraz potem usłyszałem krótką melodię wypukaną do drzwi i po chwili wszedł przez nie Will.

- Ej, pogoda się poprawiła. - zauważył z uśmiechem - To znak, że musimy wyjść dziś na sto procent. - zachichotał - Chodź, ziemniaczku. - złapał mnie za rękę i wyciągnął z pokoju.

Gdy tylko znaleźliśmy się poza Akademią, przestałem myśleć o tym co poczułem w pokoju zanim chmury jakimś cudem tak szybko zniknęły i zrobiło się słonecznie.

Bo to przecież nie mogła być moja sprawka.

Ja władam ziemią, a tylko powietrze mogło odegnać chmury.

🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro