Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝘨𝘰𝘰𝘥𝘣𝘺𝘦, 𝘭𝘪𝘵𝘵𝘭𝘦 𝘣𝘳𝘰𝘵𝘩𝘦𝘳


Wszystko zaczęło się od śmiechu i ciepłych promieni słońca, które poczuł na policzkach. Otworzył oczy, a nieskazitelną biel zastąpił widok kwiecistej łąki. Czy to było Naboo? A może Alderaan? To nie miało znaczenia, liczyło się to, że Echo nie był tutaj sam.

Słyszał wyraźnie dziecięcy śmiech. Nie był do końca pewien, czy należy do Omegi, czy może do dawno niewidzianej Ahsoki. Choć prawdopodobnie ta druga już nie żyła. W snach jednak wszystko było możliwe, prawda? Echo czasami śnił o niej oraz o całej reszcie z legionu 501, o młodszej siostrze i o swoich braciach. Jego pierwszą rodziną, o której nigdy nie zapomniał, choć czas gnał nieubłaganie do przodu.

Echo uśmiechnął się i rozejrzał wokół, chcąc odnaleźć właściciela tego radosnego śmiechu. Wiatr rozwiał jego krótkie włosy. Znów miał włosy? Popatrzył na swój strój i dotknął dłońmi swojej twarzy... potrzebował tylko jasnego dowodu. Nieopodal dostrzegł niewielki strumyk, ruszył w jego stronę, a gdy dotarł na brzeg, nachylił się i przyjrzał dokładnie swojemu odbiciu w tafli wody.

Znów był tym pełnym życia żołnierzem ARC, w charakterystycznej zbroi z uśmiechem na twarzy. Zaśmiał się cicho, dotykając własnej twarzy, a przede wszystkim krótkich, ciemnych włosów.

– ECHO!

Omega.

Echo rozejrzał się wokół, ale nie znalazł jej w zasięgu swojego wzroku. Jej głos daleki był jednak od wesołego tonu. Była przerażona. Czyżby groziło jej niebezpieczeństwo?

Nie zostawiaj nas!

Musiała krzyczeć, ale jej obecność w jego umyśle była jedynie głosem i niczym ponad to.

– Jeszcze nie jest za późno.

Odezwał się nowy głos, ale doskonale mu znany. Echo jednak nie odwrócił się od razu. W oczach poczuł łzy, które po chwili wolno spłynęły po jego policzkach. Uniósł dłoń, by je otrzeć, ale z jakiegoś powodu nie potrafił.

Echo zamrugał, by pozbyć się łez i odwrócił się.

Przed nim stała Omega, przytulając do siebie Lulę. Pluszak był zgnieciony, a więc uścisk dziewczynki musiał być naprawdę mocny. Gdyby Lula była prawdziwa, prawdopodobnie miałaby już zmiażdżone wszystkie wnętrzności.

– Omega? – zapytał cicho, kucając przed dziewczynką.

– Muszę ci coś pokazać, Echo – powiedziała tajemniczo, uśmiechając się do niego. Wyciągnęła dłoń w jego stronę, a on podał jej swoją prawą, nagle dostrzegając cybernetyczną rękę. Wszystko wróciło do teraźniejszości, kiedykolwiek ta teraźniejszość była. Omega nie miała jednak problemu z dotykiem, dlatego też nie ociągała się i chwyciła za metalowy odpowiednik jego dłoni, po czym pociągnęła go w stronę tylko jej znajomą.

– Dokąd mnie prowadzisz, dzieciaku? – zapytał, ale nie odpowiedziała, tylko zaśmiała się krótko.

Śmiech.

Śmiech był radosny i pełen dziecięcej beztroski, coś czego Echo nie był w stanie doświadczyć we własnym dzieciństwie. Owszem, śmiał się, nawet więcej niż raz, ale gdy przypomniał sobie własny śmiech i porównał go z tym, który wydawała dziewczynka... miał wrażenie, że nigdy nie robił tego dobrze.

– O czym myślisz, Echo?

Proszę, nie odchodź! Tech, musisz coś zrobić!

– Mam w głowie mętlik – wyznał szczerze.

Dziewczynka zaczęła radośnie podskakiwać, mocno trzymając jego cybernetyczną dłoń lub jakkolwiek można było to nazwać. Pod pachą trzymała Lulę, której uszy podskakiwały w rytm ruchu dziecka. Uroczo.

– Gdybym umierała, pewnie czułabym się podobnie – powiedziała, nie przerywając radosnych pląsów.

– Umierała... – powtórzył Echo, po czym zatrzymał się nagle. Omega także przystanęła i popatrzyła na starszego brata z delikatnym uśmiechem. – Czy ja umieram?

ECHO! [Omega]

Ma uszkodzone przewody nerwowe. Wrecker, zabierz stąd Omegę! [Tech, stanowczo]

Zostanę, Tech. Powiedz mi, co mam robić. [Omega, prawie szlochając]

Idź z Wrecker'em, potrzebuję więcej miejsca. [Tech]

Chodź, dzieciaku. [Wrecker, ze smutkiem]

Echo mnie potrzebuje. Co będzie kiedy się obudzi? Będzie przerażony. On boi się maszyn. [Omega]

Tech ma rację, Ome. Rex cię potrzebuje. [Hunter]

Hunter, ja-

...'meg...a [Echo, prawie niesłyszalnie]

– Omega?

Echo rozejrzał się wokół, nigdzie nie dostrzegając dziewczynki. Była tutaj jedno mrugnięcie powiekami temu. Czy w snach czas biegł szybciej? Czy może zwalniał? Jak mógł nie zauważyć kierunku, w którym pobiegła?

– Omega?! – krzyknął, przymykając na moment oczy. Może, gdy znów je otworzy, to dziewczynka powróci.

– Kim jest Omega?

Głos, który znał.

Echo uniósł wolno powieki, by ujrzeć innego klona.

Fives.

Zamarł w bezruchu, patrząc na swojego brata. Minęło tyle miesięcy, odkąd po raz ostatni widział go żywego. Cóż, wierzył, że Fives po niego przyjdzie, że go odnajdzie, że będzie jednym z tych, którzy nie spiszą go na straty. Jego brak przy boku Rex'a nieco go rozczarował, ale trwała wojna... a na wojnie nie wszyscy wychodzą z niej cało.

– Fives – wyszeptał Echo, nie powstrzymując dłużej łez. Wyciągnął dłoń w stronę brata, gdy nagle poczuł jak ktoś oplata ramiona wokół jego talii i odciąga go na bezpieczną odległość.

NIE MOŻESZ TEGO ZROBIĆ! – krzyknęła Omega, jednocześnie będąc blisko i będąc daleko, jakkolwiek było to możliwe.

Omega! On nie może dłużej czekać. [Tech]

– Omega! Co ty robisz? – zapytał Echo.

Nie możesz pozwolić mu odejść! [Omega]

– Nie możesz go dotknąć! – krzyknęła.

Echo spojrzał na nią, miała w oczach łzy. Nigdy nie chciał być powodem jej łez ani złego samopoczucia. Chciał, by miała najlepsze dzieciństwo, by pamiętała same radosne chwile. Dość wycierpiała w laboratoriach Kaminoan... oni wszyscy zbyt wiele wycierpieli.

– Dlaczego? Co się tutaj dzieje, Omega? Co to za miejsce? Jak się tutaj znalazłem? – zaczął zadawać pytania, a ona przez moment po prostu milczała. Ocierała policzki z łez za pomocą długich rękawów jej bluzki. Nigdzie nie widział Luli.

– Umierasz, Echo.

– Umieram.

Echo rozejrzał się wokół. Znikła kwiecista łąka i uroczy strumień, niebieskie niebo i ciepłe słońce, znikło piękno, ustępując miejsca cierpieniu i ciemności. Fives nadal stał w miejscu, a światło zatrzymało się jedynie na nim, otaczając go od stóp do głów.

– Jeśli dotkniesz, któregokolwiek z nich, przepadniesz na zawsze – wyszeptała.

Tech, na pewno jest coś, co możesz jeszcze zrobić. [Rex, przez łzy]

Ma uszkodzone przekaźniki nerwowe, nie jestem pewien, czy potrafiłbym to naprawić, nie sprawiając mu... jeszcze więcej bólu. [Tech, ze zrezygnowaniem]

Daj nam jeszcze trochę czasu, Echo. [Omega, szeptem, głosem, który trafia do jego serca]

– Tak będzie lepiej, dzieciaku – odezwał się cicho Fives, podchodząc do nich. Omega szybko stanęła przed Echo, osłaniając go własnym ciałem, jak gdyby jego brat próbował go skrzywdzić. – On umiera w bólu.

Nie zostawiaj mnie, Echo. [Omega, szlochając]

– Nie chcę zostać sama – wyszeptała, patrząc prosto w oczy klona, którego nie znała. Fives westchnął cicho.

– Nie zostaniesz sama, maleńka – odszepnął Echo, kucając za nią tak, by zniżyć się do jej poziomu. Odwróciła się w jego stronę, a on uśmiechnął się delikatnie. Wyciągnął lewą dłoń, by odgarnąć włosy z jej czoła, po raz ostatni poczuć je między palcami.

Rex... [Hunter, szept]

Omega, chodź z nami. [Tech, smutek]

Co z Echo? Dlaczego się poddajecie?! On wciąż walczy! [Omega, szloch]

Walka nie zawsze kończy się po naszej myśli. [Wrecker, ukrywanie łez]

Jesteście Jednostką 99! Macie stuprocentową skuteczność! [Omega, krzyk wypełniony łzami]

Cisza.

Omega przytuliła go do siebie, przez moment sprawiając, że Echo czuł się nieswojo, jednak szybko odnalazł się w sytuacji. Otoczył ją ramionami, zamykając w bezpiecznym świecie choć na kilka sekund, tyle mógł jej dać.

Jakie ma szanse, Tech? [Omega, zanim Hunter wyniósł ją na rękach z pomieszczenia]

Pięć procent. [Tech, stojąc w progu]

Pięć. To jego ulubiona liczba. [Omega, szeptem, z lekkim uśmiechem]

– Fives? – zapytała Omega, patrząc na najlepszego przyjaciela Echo.

– Tak, dzieciaku?

– Zaopiekujesz się nim, prawda?

Fives uśmiechnął się.

– Tak, obiecuję – powiedział, kładąc dłoń na sercu.

Rozumiem, że musisz odejść, Echo. I wiem, że nie będziesz tam sam. Ostatni Domino powinien być ze swoimi braćmi. [Rex, łzy w oczach]

– Rex?

Do zobaczenia, braciszku. [Rex, łzy spływające po policzkach, szept, dłoń przyłożona do piersi Echo, w miejscu, gdzie niegdyś widniało odbicie jego dłoni]

– Poradzi sobie – odezwał się Hevy, pojawiając się przy Fives'ie.

– Z czasem – dodał Cutup.

– Nauczy się z tym żyć – dopowiedział Droidbait.

Żegnaj, Echo. [Omega] wyszeptała, [przytulając się do Hunter'a, by ukryć łzy]

Zniknęła, jednak Echo nie poczuł się ani przez chwilę samotny, lądując w uściskach braci. Po policzkach spłynęły mu łzy. Ostatni z Drużyny Domino dołączył do swych braci, by już nigdy więcej ich nie opuścić... Czy istniała piękniejsza nieskończoność?


***


– Czy mogę go zatrzymać? – zapytała Omega, trzymając mocno hełm Echo. Patrzyła na Rex'a błagalnym spojrzeniem, wciąż zaszklonym przez niedawno wypłakane łzy. Hunter stanął za nią, z równie przygnębionym wzrokiem, jednak utkwionym gdzieś w dali.

Śmierć Echo była ciosem dla wszystkich.

– Tak, dzieciaku. Echo... chciałby żeby był twój – powiedział cicho Rex, po czym założył własny hełm, skrywając wszystkie emocje. To był czas, by odejść. Pożegnał Parszywą Zgraję i opuścił planetę swoim statkiem.

Nie chcę pogrzebać kolejnych moich braci.

Rex stracił rachubę przez te wszystkie lata, kiedy ginęli jeden po drugim. Śmierć Echo szczególnie nim wstrząsnęła, jak wcześniej śmierć Fives'a i Jesse'ego... nie był gotowy na pożegnanie.

Nikt nie był gotowy.

Domino nie mogło upadać w nieskończoność, w końcu musiała przyjść pora i na ostatni element. Ostatnią osobę.

Echo był człowiekiem; żołnierzem, bratem, przyjacielem. Nie częścią układanki i nie maszyną.

– Żegnaj.


***


Dobranoc, Omega – wyszeptał Echo, całując ją w czoło. Nie mogła tego usłyszeć, ani poczuć. Jednak był przy niej, czuwał nad jej bezpieczeństwem, wkradał się do snów i sprawiał, że były wypełnione szczęśliwymi chwilami. – Śpij dobrze, siostrzyczko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro