Znajoma twarz
Natychmiast zerwała się z łóżka, zaplątując się przy tym w kołdrę. Gdy udało jej się odplątać, wybiegła z pokoju i szybko ruszyła do mnicha, który gdy tylko usłyszał pukanie, natychmiast otworzył drzwi.
Główny mnich: Co się stało, Mackenzie?
Zdyszana odpowiedziała, ale dopiero, gdy udało jej się złapać oddech.
Mac: Miałam kolejną wizję...
Powiedziała ciężko oddychając i opierając się o kolana.
Główny mnich: Wejdź i usiądź...
Wpuścił ją do środka i wskazał krzesło, aby usiadła. Mnich od niej podszedł, a przy tym położył dłoń na jej ramieniu.
Główny mnich: Zaczekaj chwilę....pójdę po pozostałych... Też powinni chyba to usłyszeć...
Mac: Dobrze...
Kiwnęła głową podczas odpowiedzi, a mnich wyszedł z pokoju. Dziewczyna oparła się łokciami o swoje kolana, po czym schyliła się i złapała się za głowę. Po kilku minutach wrócił mnich w towarzystwie pozostałych. Nina widząc pochyloną Mac, odrazu do niej podeszła.
Nina: Co się stało, Mac?
Dziewczyna się wyprostowała.
Mac: Elote...
Jack: Co widziałaś?
Mac: ...
Przez chwilę milczała, po czym spojrzała na nich ze strachem w oczach.
Mac: Chaos nadchodzi...
Główny mnich: Jak to? Co dokładnie zobaczyłaś?
Mac przęłknęła ślinę i wzięła głęboki oddech, aby w kolejnej chwili zacząć mówić.
Mac: Widziałam... Człowieka, który przeszedł przez portal podobny do tego stworzonego z kulek Lajosa.... Potem jacyś ludzie padli przed nim na kolana i powiedzieli... „Witamy spowrotem, mistrzu Chaosie"...
Rey: To nie brzmi zbyt dobrze...
Wszyscy kiwnęli głowami na zgodę.
Mac: To nie wszystko...
Lin: Jak to?
Mac: Za Chaosem szły dwa cienie...
Nina: Dwa cienie?
Kiwnęła głową.
Jack: Rozpoznałaś kogoś?
Mac: Jeden, to napewno była Liliana... A drugi... Nie wiem... Był rozmazany...
Rey: Rozmazany?
Mac: Te wizję nie pokazują wszystkiego dokładnie z każdym detalem... Czasami niektóre rzeczy są zamazane... Nie jestem w stanie zobaczyć wszystkiego...
Gdy Mac odpowiadała, mnich podszedł do regału i wziął z niego książkę. Po chwili zwrócił się do brunetki, a ona na niego spojrzała. Podał jej książkę bez żadnego słowa, na co zdziwiona ją od niego odebrała.
Mac: Przecież w tej książce nic nie było...
Zauważyła, gdy spojrzała na okładkę.
Główny mnich: Chcę coś sprawdzić... Skup się na wizji i otwórz książkę...
Mac: No... Dobrze...
Spojrzała na książkę, na której napis już się zmienił. Po chwili skupienia, otworzyła ją na losowej stronie, która nagle zapełniła się słowami. Zdziwiona spojrzała na mnicha.
Nina: Pojawiło się coś?
Mac: Tak, ale... Nie znam tego języka...
Główny mnich: Dasz radę to przeczytać?
Mac spojrzała na litery i po chwili zaczęła czytać.
Mac: Hēi'àn... Hǔnluàn... Dìyù zhī huǒ... Huì...
Nina: Po jakiemu to?!
Lin nagle wyszła przed szereg.
Lin: To po chińsku... Ale to tradycyjny...
Jack: Skąd to wiesz?
Lin: Moja babcia jest chinką... Znam pare słów po chińsku, ale tych kompletnie nie kojarzę...
Główny mnich: Jeśli się nie mylę... Mackenzie, czy litery były napisane w ten sposób?
Pokazał jej kartkę ze słowami, które powiedziała kilka chwil wcześniej. Pokręciłam głową przecząco, a następnie odebrała skrawek papieru. Po chwili sama napisała najładniej jak umiała, co jest tam napisane. Oddała mnichowi papierek, a ten na nią spojrzał.
Główny mnich: Ciemność... Chaos... Ogień piekielny.... Nadejdzie...
Zaskoczona dziewczyna na niego spojrzała, a następnie opuściła wzrok w zamyśleniu.
Mac: Ogień... Piekielny?
Wszyscy zwrócili się w stronę Mac, która odłożyła książkę na biurko mnicha. Po chwili na niego spojrzała.
Mac: Mówiłam mnichowi o tamtej zagadce...
Ale...
Nina: Jakiej zagadce?
Mac: Teraz zbyt długo by tłumaczyć...
Główny mnich: Co w związku z nią?
Mac: Dała mi drugą część i tej nie rozumiem już wogóle...
Główny mnich: Jak brzmi?
Mac: Przeszłość się ujawni, mrok umysł spowije. To co niegdyś martwe życie swe odzyska. Ogień piekielny poczujesz, lecz łzy ból twój ukoją. Wtedy światło silne powstanie, które wrogów powali po raz pierwszy.
Główny mnich: Faktycznie tu jest większa zagwozdka... Hmmm... Zastanowimy się nad tym rano... Narazie idźcie spać...
Wszyscy kiwnęli głowami, po czym się pożegnali i wyszli. Idąc w stronę schodów, szli w całkowitej ciszy. Na czele szła Mac. Po lewej za nią szedł Jack, a po prawej Nina. Za Niną szła Lin, a z lewej Rey. W końcu rudowłosa postanowiła przerwać panującą ciszę i zadać Mackenzie nurtujące ją pytanie.
Lin: Mac... O co chodziło z tą zagadką?
Jack: Właśnie... Kompletnie nic z tego nie zrozumiałem... Reszta raczej podobnie...
Dołączył się chłopak, na co pozostali przytaknęli głowami na jego słowa. Mac westchnęła, po czym zaczęła drapać się po karku i opowiadać.
Mac: Jak by to... Widziałam poprzedni Element Blasku Księżyca... I to ona dała mi tą zagadkę... I to ona mi wytłumaczyła, że jak stanę w świetle księżyca, to każda rana jaką mam się zagoi...
Nina: To dosyć niesamowite... Zaraz, zaraz... Jak to widziałaś poprzedni Element... Przecież nie żyje od ładnych tysiącem lat...
Mac: Żyć nie żyje, ale ukazał mi się jej duch...
Rey: Du!... Duch?...
Zatrzymali się na schodach i spojrzeli na Reya, który całkiem pobladł na twarzy.
Lin: O co chodzi, Rey?
Nina: Nagle zbladłeś...
Jack: Co? Nie mów, że duchów się boisz...
Rey: Zamknij się!
Mac: W życiu bym się...
Rey: Stop!...
Wziął głęboki oddech, po czym szybko odpowiedział.
Rey: Dobra! Tak boję się duchów... Ale za cholerę bym nie pomyślał, że naprawdę istnieją... A teraz nagle się okazuje, że w tej świątyni straszy...
Lin głupkowato się uśmiechnęła, po czym cicho zaszła Reya od tyłu. Zbliżyła się do jego ucha, a następnie go wystraszyła.
Lin: BU!
Rey aż podskoczył, a przy tym biegiem wleciał na szczyt schodów, prawie się nie zabijając o ostatni stopień. Pozostali widząc to parsknęli śmiechem. Chłopak natomiast trochę się zdenerwował i zacisnął zdenerwowany ręce.
Rey: Ej no! Przestańcie! To nie jest ani trochę zabawne!
Mac: Nie no, trochę jest...
Znowu zaczęła się śmiać, a po chwili Rey do nich dołączył i zaśmiał się pod nosem, ledwo się przy tym uśmiechając. W dobrych humorach wrócili do swoich pokoi, aby w końcu pójść spać. Z samego rana wszyscy zostali zawołani na poranne zebranie. Zeszli się w wieży, gdzie mnich powiedział im, że wysyła ich na kolejną misję.
Główny mnich: Ta misja będzie należała do tych trudniejszych...
Mac: Na czym będzie polegała?
Główny mnich: Na zdobyciu jednego rzadkiego artefaktu... Musicie go bezwzględnie zdobyć...
Lin: A co to jest i jak on wygląda?
Główny mnich: Nazywany jest Okiem Smoka i nie bez powodu... Jest w kształcie kuli i dosłownie przypomina oko ze źrenicą w igłę...
Nina: To nie brzmi przyjemnie...
Powiedziała gothka, która po kilku dniach w końcu mogła chodzić bez tęblaka na ręce.
Główny mnich: Musicie być wyjątkowo ostrożni... Ktokolwiek dotknie kuli, zobaczy swój najgorszy strach...
Mac: Gdzie mamy się udać?
Główny mnich: Zaanse Schans...
Rey: Gdzie to u licha jest?
Jack: Nigdy nie słyszałem o tym... mieście?
Mac: To skansen wiatraków...
Cała czwórka spojrzała w kierunku Mac, która opierała się o jedną z kolumn w wieży, a przy tym miała założone na piersiach ręce i zgiętą w kolanie nogę. Patrzyła w podłogę, unikając czyjego kolwiek spojrzenia.
Nina: Skąd wiesz?
Mac uniosła wzrok i spojrzała na pozostałych, którzy nadal się jej bardzo uważnie przyglądali.
Mac: Bo to w Holandii...
Rey: Mac...
Odbiła się od kolumny, po czym podeszła do pozostałych, którzy stali przy stole narad. Stanęła obok mnicha, a przy tym zabrała głos.
Mac: A dopiero wróciłam z tego kraju... No mniejsza... Musimy otworzyć portal do Zaandam w prowincji Holandii Północnej... To tam jest Zaanse Schans...
Główny mnich: Macie przewodnika, więc nie powinno pójść źle... Artefakt powinien znajdować się w jednym z wiatraków... Z informacji, które dostałem znajduje się w którymś z nich...
Mac: Trzeba wziąść pod uwagę jeszcze jedną rzecz...
Lin: Co takiego?
Mac: To, że wiatraki są straszne stare... Musimy być podwójne ostrożni, chyba że chcemy, aby coś się na nas zawaliło...
Jack: Jak stare są te wiatraki?
Mac: Były budowane gdzieś w 1600 roku, więc no trochę lat mają...
Lin: A ile ich jest, jeśli można wiedzieć?
Mac: Jeśli dobrze pamiętam, to osiem...
Nina: Skąd ty tyle o tym wiesz?
Mac: Jak byłam mała, to mnie i Lunę zabrali tam jej rodzice na weekend...
Nina: Rozumiem...
Główny mnich w tym czasie podszedł do gabloty, z której wyjął woreczek z kulkami Lajosa. Gdy nastolatkowie skończyli rozmawiać, rzucił go w stronę Mackenzie, która nawet nie patrząc złapała go w rękę.
Rey: Wow...
Mac: Co?
Rey: Widziałaś, że mnich go rzuca w twoją stronę?
Mac: Eeee... Nie...
Rey: To jakim sposobem ty go złapałaś?
Mac: Nie wiem?
Nina: Skończyliście romansować? Jak tak, to może w końcu się ruszymy?
Mac i Rey posłali jej spojrzenie wypełnione mordem, po czym brunetka wyjęł z woreczka kulkę. Otworzyła portal, a wszyscy skierowali się w jego kierunku.
Główny mnich: Udanej misji...
Powiedział nim zniknęli. Gdy tylko znaleźli się na miejscu, wszyscy rozejrzeli się dookoła zdumieni pięknymi widokami.
Nina: Tu jest pięknie...
Lin: I dużo przestrzeni!
Jack: Chyba nigdy nie widziałem takiego spokojnego miejsca...
Rey: Skończyliście się zachwycać?
Mac: Mamy misję do wykonania... Później się możecie porozglądać...
Nina: Szczerze... Chyba nigdy nie widziałam takiej ilości tulipanów... A już tymbardziej tyłu ich kolorów i odmian...
Mac: W końcu Holandia, to kraj tulipanów... Chodźcie.. Nie mamy całego dnia...
Powiedziała odchodząc w kierunku wiatraków. Reszta widząc to, ruszyła za nią biegiem. Idąc w kierunku skansenu, podzielili się kto przeszukuje poszczególny wiatrak. Każdy ostrożnie przeszukiwał każde, najmniejsze i najmniej widoczne miejsce. Koniec końców to Reyowi udało się znaleźć artefakt. Podszedł do niego z zamiarem podniesienia go, ale zatrzymał dłoń, gdy przypomniał sobie słowa mnicha. Zdjął bluzę, którą miał na sobie, po czym przez materiał wziął kulę. Przyjrzał jej się i tak jak mówił mnich, przypominała ona oko ze źrenicą w igłę. Poszedł w kierunku wyjścia, jednak gdy wyszedł z artefaktem zawinętym w bluzę, spotkała go niemiła niespodzianka. Został zaatakowany przez chłopaka w kapturze, który zakrywał mu twarz. Emo uniknął ataku jednak, gdy odskakiwał na bok przez przypadek wypuścił artefakt.
Rey: Cholera!
Rey spojrzał w kierunku napastnika, który biegł w kierunku gdzie wylądowała kula. Chłopak dotknął ziemi, po czym ponownie spojrzał na wroga. Zmarszczyła brwi i w tym samym momencie wystrzelił w jego kierunku lodowe kolce, które wychodziły z gruntu. Atak już dochodził do chłopaka, gdy nagle lód się roztopił.
Rey: Co do?!
Pozostali usłyszawszy hałasy, natychmiast wybiegli z wiatraków i ruszyli w kierunku źródła dźwięków. Gdy tam dotarli zobaczyli Reya chowającego się za barierą z lodu, a także chłopaka strzelającego z dłoni karmazynowym ogniem. Bariera, którą do tej pory utrzymywał emo, zaczęła się topić, a przez to chłopak doznał oparzenia na całych rękach. Nina, Jack i Lin natychmiast ruszyli w jego kierunku z pomocą, jednak chłopak w kapturze zaczął uciekać wraz z artefaktem.
Rey: Ma artefakt!
Krzyknął i jak na zawołanie Mac ruszyła za napastnikiem sprintem. Minęła pozostałych czym ich zresztą zdziwiła.
Nina: Mac!
Mac: Złapie go!
Krzyknęła do reszty. Nina chciała pobiec za brunetką, ale Jack ją zatrzymał, łapiąc dziewczynę za ramię.
Jack: Rey jest ranny... A poza tym doskonale wiesz, że nie jesteśmy w stanie dogonić Mac...
Nina spojrzała w kierunku dziewczyny, która już prawie dorwała chłopaka w kapturze.
Nina: Masz rację...
Pozostali zajęli się Reyem, a Mac złapała chłopaka. Gdy chciał ją zaatakować schyliła się robiąc unik, po czym powaliła go na plecy i usiadła na nim okrakiem uniemożliwiając mu ucieczkę. Chłopak wypuścił artefakt, który Mac odrzuciła jak najdalej od niego. Spojrzała na niego i nagle zamarła. Przyglądała mu się, kiedy ukazała mu się jego twarz, która odkryła się spod kaptura. Popuściła uścisk na jego nadgarstkach, a gdy to się stało, chłopak gwałtownie się ruszył i uderzył ją z główki. Mac na sekundę przestała kontaktować, a brunet się jej wyrwał. Odbiegł kawałek i rozglądał się dookoła w poszukiwaniu artefakt, jednak gdy zobaczył, że reszta elementów się zbliża, wycofał się zamieniając się przy tym w płomień. Mac przez chwilę siedziała oszołomiona na ziemi i patrzyła pusto w przestrzeń, aż pozostali do niej podeszli.
Nina: Mac? Wszystko dobrze?
Dziewczyna kiwnęła głową, po czym się podniosła, a przy tym opuściła wzrok, nadal mając przed oczami twarz chłopaka.
Mac: Wracajmy do świątyni...
Powiedziała po chwili bez żadnej emocji, po czym wyjęła kulkę z woreczka i otworzyła portal, aby w kolejnej chwili wrócić do świątyni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro