W mrocznych czeluściach oceanu
Wszyscy przerażeni stanęli przy urwisku i jedyne co zobaczyli, to jak Mac wpada w mroczne odmęty morza. Nina upadła na kolana, po czym krzyknęła na całe gardło. Jej głos dosyć mocno się przy tym załamał.
Nina: MAC!!
Stali tak i patrzeli w wodę, w którą wpadła Mackenzie. Jak fale uderzały o skały, a czasem i przykrywały je całkowicie.
Lin: Musimy coś zrobić...
Złapała się za głowę, a przy tym zaczęła ciągnąć się za swoje rude włosy.
Lin: Jeśli Liliana powiedziała prawdę i Mac naprawdę nie umie pływać... To ona.. Ona...
Jack: Lin... Uspokój się...
Lin: JAK MAM SIĘ USPOKOIĆ, KIEDY MAC MOŻE TONĄĆ!
Rey: Nie utonie...
Powiedział podchodząc do klifu. Spojrzał w dół, po czym przełknął ślinę. Odsunął się i zdjął swoją bluzę, którą miał na sobie.
Jack: Co ty chcesz...?
Rey: Wyciągnę ją...
Wziął rozbieg, a następnie skoczył z klifu. Reszta chciała go powstrzymać, ale był szybszy. Lin podbiegła do klifu i wydarła się na całe gardło.
Lin: REY!
Chłopak zanurzył się w lodowatej wodzie, po czym otworzył oczy będąc pod jej powierzchnią. Zaczął się rozglądać, ale nigdzie jej nie widział.
Rey: Mac.. Cholera, gdzie ty jesteś...
Nagle zauważył pęcherzyki powietrza, które przyleciały niedaleko niego. Ponownie się rozejrzał i tym razem dostrzegł ją. Zaciskała dłonie na swoich ustach i nosie, aby nie wypuścić powietrza. Zaczął płynąć w jej kierunku, jak najszybciej mógł. Po chwili zobaczył jednak to, jak wypuściła powietrze i zaczęła się dusić, robiąc przy tym gwałtowne ruchy przez wodę, która zalewała jej płuca. Gdy do niej podpłynął, przyciągnął do siebie Mac zamykającą oczy, którą następnie pocałował, aby oddać jej część powietrza. Odsunął się po chwili, po czym spojrzał w jej oczy. Mac widząc jego miała wrażenie, że patrzy na dwie monety, stworzone z czystego złota. Po chwili skierował swój wzrok ku górze, po czym zaczął płynąć ku powierzchni, mocno trzymając brunetkę przy sobie. Dziewczyna mocno się go trzymała, dopóki się nie wynurzyli. Gdy tylko to się stało, holenderka zaczęła kaszleć.
Rey: Wszystko w porządku?
Mac: Po.. Poza tym, że... Nałykałam się wody... To chyba ok...
Co chwilę przerywał jej kaszel. Dryfowali tak przez chwilę, aż Rey poczuł, że coś połaskotało go w ucho. Spojrzał co to takiego i zobaczył korzenie zwisające z klifu. Zwrócił wzrok bardziej w górę i zobaczył Jack'a, który je spuszczał za pomocą swojego elementu. Rey skierował swój wzrok na Mac, która była do niego przytulona, po czym złapał się korzeni i mocniej przycisnął do siebie dziewczynę. Jack wciągnął tą dwójkę, natomiast Lin i Nina pomogły im się wdrapać na płaską ziemię. Gdy tylko to się stało, holenderka upadła na kolana oraz oparła się rękami o grunt, ciężko przy tym oddychając i kaszląc co jakiś czas. Nina uklęknęła na obu kolanach, zaraz obok niej, dodatkowo kladąc jej dłoń na plecach.
Nina: Mac, nic ci nie jest?
Powiedziała zmartwiona, widząc w jakim stanie jest dziewczyna.
Mac: Nic...
Przełknęła ślinę, po czym starała się uspokoić swój oddech. W tym samym czasie do Reya podeszła Lin i dała mu z pięści w ramię. Zabolało go to okropnie, dlatego zaczął pocierać bolące miejsce. Spojrzał na Lin z gniewnym wyrazem twarzy, a ona patrzyła na niego z takim samym.
Rey: A to za co było?
Lin: Jesteś szalony...
Rey: CO PROSZĘ?!
Lin: Myślałam, że tylko ja jestem na tyle walnięta, żeby skoczyć z klifu...
Jack: Zastanawiam się teraz kto z waszej dwójki jest bardziej narwany. Lin czy Rey?
Nina: Możecie przestać?
Spojrzała na nich błagalnym wzrokiem, na co natychmiast przestali prowadzić tego typu dialog. Spowrotem spojrzała na Mac, której w miarę udało się uspokoić swój oddech, ale nadal miała spuszczoną głowę.
Nina: Mac...
Zaczęła spokojnie, tak, aby nie wywoływać u dziewczyny presji.
Nina: Dlaczego nie powiedziałaś, że nie umiesz pływać?
Mac:...
Rey podszedł do dziewczyny i założył jej swoją bluzę na ramiona. Spojrzała na niego zaskoczona, czego odrazu pożałowała. Jego twarz była strasznie blisko, przez co przypomniała sobie o sytuacji sprzed kilkunastu minut. Prawie natychmiast odwróciła głowę zmieszana i patrzyła w ziemię, byle by nie napotkać czyjegokolwiek wzroku. Po chwili złapała obydwoma dłońmi bluzę, po czym zacisnęła je mocno w pięści, ściskając przy tym jej materiał.
Lin: Mac, odpowiedz coś. Cokolwiek.
Mac: Nigdy nie pytaliście...
Nina: A tak serio?
Mac się wzdrygnęła, po czym spojrzała na nią kątem oka. Zrobiła błagalnie oczy, na co Mac prawie odrazu się złamała.
Mac: Nie rób takiej miny. Dzieciaki w sierocińcu zawsze taką robiły, jak chciały, żeby się z nimi bawić. Nienawidzę tych proszących oczek.
Nina: Mac, proszę cię. Powiedz nam.
Mac: Nie mówiłam wam, bo... Bo nie umiem mówić o rzeczach, które są dla mnie problemem. Taka jestem. Nie potrafię się ze wszystkiego wygadać. Po prostu nie umiem. Jestem tchórzem, bo się boję o tym mówić. Tak samo było, gdy wam opowiadałam o rodzicach.
Lin: Jak to?
Mac: Bałam się wam opowiedzieć o tamtym wypadku. Miałam wtedy ochotę uciekać.
Nina: Ale nie uciekłaś. Wygrałaś z tym strachem.
Mac: Bo wiedziałam, że prędzej czy później ten strach mnie pochłonie i nie będę w stanie się od niego uwolnić...
Jack: Dzięki temu, że byłaś tego świadoma, udało ci się przełamać.
Nina: Mac, wiesz dlaczego uważam, że jesteś niesamowita?
Mac: Co?
Zapytała zaskoczona patrząc w jej oczy. Widziała w nich szczerość.
Nina: Nie ważne co by się działo, ty dajesz sobie ze wszystkim radę. Z Okiem Smoka było tak samo. Jako jedyna dałaś sobie radę.
Jack: Nie tylko z tym dałaś sobie radę, Mac. To ty zniszczyłaś daemonona olbrzyma, rozwiązałaś zagadki, które dostałaś od poprzedniego elementu, poszłaś na grób rodziców. Sama odzyskałaś brata i odblokowałaś element. Ty sama to wszystko osiągnęłaś.
Lin: Staraliśmy się zawsze we wszystkim ci pomagać, ale... Nie potrzebowałaś tego.
Rey: Mac...
Zwrócił na siebie uwagę, a ona na niego spojrzała.
Rey: Nie można w sobie wszystkiego dusić. Czasami trzeba się komuś wygadać. A my jesteśmy rodziną, a przede wszystkim jesteśmy przyjaciółmi. Rodzina i przyjaciele nie zostawiają kogoś, gdy jest w potrzebie. Może nie brzmię zbyt przekonująco, ale taka jest prawda.
Położył jej rękę na ramieniu, a przy ym lekko się uśmiechnął, czym z lekka dziewczynę zaskoczył.
Rey: Zawsze ci pomożemy i zawsze cię wysłuchamy...
Nina: Jesteśmy całkiem niezłymi słuchaczami...
Mac westchnęła, po czym wzięła głęboki oddech, jednak gdy miała coś powiedzieć zakrztusiła się i ponownie zaczęła kaszleć.
Lin: Powinniśmy zabrać Mac do świątyni. W punkcie medycznym powinni wiedzieć, co robić.
Jack: Lin ma rację.
Mac: Nie...
Przerwała im, a przy tym wstała na równe nogi i spojrzała na nich.
Mac: Musimy dokończyć misję. Wrócimy do świątyni dopiero, gdy ją zakończymy. I nie chce słyszeć słowa sprzeciwu.
Rey: Zgoda...
Nina: O czym ty mówisz Rey?! Mac musi trafić do punktu medycznego!
Weszła mu w zdanie.
Rey: Dasz mi dokończyć, czy nie?
Przeraziła się nieco tym, że odezwał się przez zaciśnięte zęby.
Nina: Już się zamykam...
Uciszyła się, a Rey spojrzał na Mac, jednocześnie wstając z klęczek.
Rey: Ale jak tylko zacznie się coś dziać, masz nam odrazu o tym powiedzieć...
Mac: Jasne...
Powiedziała kiwając głową, po czym spojrzała na resztę, która nie była zbyt przekonana co do tego, co ustalili. Westchnęła, po czym zaczęła mówić.
Mac: Jak tylko zacznę kaszleć, to macie pozwolenie na zaciągnięcie mnie siłą do portalu...
Nina: Ok...
Zgodziła się szybko gothka, ale tak samo jak reszta, nie była co do tego stuprocentowo przekonana. Po chwili ruszyła ona przodem, a za nią Jack i Lin. Mac została w tyle razem z Reyem, któremu chciała oddać bluzę.
Mac: Dziękuję, że.. Mi ją pożyczyłeś..
Rey: Narazie ją zatrzymaj. W jaskiniach może być chłodno...
Mac: A co z tobą?
Rey: Moim elementem jest lód, zapomniałaś? Nie odczuwam zimna, więc nic mi nie będzie.
Nina: Skończyliście romansować?!
Krzyknęła, stojąc kilkanaście metrów od nich.
Mac i Rey: PRZESTAŃ SOBIE ŻARTY STROIĆ!
Oboje krzyknęli w jej kierunku, a gdy tylko Nina wywróciła oczami i odwróciła, aby dojść do pozostałej dwójki. Spojrzeli na siebie, a po chwili parsknęli pod nosami. Mac włożyła ręce w rękawy, po czym dołączyli do reszty i przenieśli się spowrotem na plażę, aby następnie udać się do jaskiń. Wszyscy zaczęli się rozglądać, jednocześnie uważając pod nogi.
Jack: Prawie nic nie widać...
Mac wyciągnęła lewą rękę, po czym oświetliła jaskinię blaskiem księżycowym.
Jack: Dzięki, Mac.
Mac: Drobiazg...
Powiedziała, po czym rozejrzała się dokładniej dookoła.
Mac: Musimy być ostrożni. Liliana nadal może gdzieś się tutaj czaić...
Nina: To jasne...
Rey: Nie możemy opuszczać gardy...
Lin: Mac...
Wszyscy spojrzeli w jej kierunku, a ta wskazała na strop jaskini, z którego wyrastało kilka stalaktytów.
Lin: Poświeć tutaj...
Mac zwróciła dłoń we wskazanym kierunku. Oczom elementów ukazało się kilka kamieni księżycowych, które były utknięte w skale.
Mac: Niezłe oko, Lin...
Rudowłosa podrapała się po głowie, lekko się przy tym rumieniąc.
Mac: Udało nam się je znaleźć. Teraz pozostaje jeszcze kwestia tego, jak je wyciągnąć...
Jack: Rozwalić wszystkiego dookoła nie możemy, bo stalaktyty spadną nam na głowy...
Nina: To nie byłoby zbyt rozważne...
Rey: To jak je wyciągniemy?
Spojrzał na Mac, która zaczęła myśleć mając lekko przymrużone oczy i przygryzając bok swojego palca wskazującego, u prawej dłoni.
Mac: Biorąc pod uwagę to, że element każdego z nas spowodował by napewno więcej zniszczeń, niż pożytku, nie możemy użyć siły. Więc jedyne co nam. A raczej mi pozostaje, to użycie Absorpcji. Nie wiem czy to się uda, ale z opisu w książce, nie wydawało się to trudną techniką.
Spojrzała na pozostałych, którzy uważnie jej się przyglądali. Mrugnęła kilka razy, po czym zapytała.
Mac: No co?
Nina: Chyba miałaś zawiechę, bo stałaś w ten sposób jakieś pięć minut...
Mac: Po prostu musiałam pomyśleć. Co w tym takiego dziwnego?
Lin: Mac jest teraz w trybie kapitana. Może lepiej jej nie wytykać żadnych tego typu rzeczy.
Mac: Co ja jestem robot, że mam jakieś tryby?
Jack: Czasami można cię porównać do robota...
Mac: Dobra, dobra. Odsunąć się kawałek, żebym wam krzywdy nie zrobiła.
Powiedziała podchodząc pod kamienie.
Nina: Mac, co chcesz zrobić?
Mac: Zobaczycie...
Powiedziała z podejrzanym uśmieszkiem podwijając jednocześnie rękaw bluzy, przy lewej ręce. Spojrzała na kamienie, po czym wyciągnęła lewą rękę i trzymała ją zgiętą, zaraz pod jednym z nich. Wzięła głęboki oddech, a przy tym zamknęła oczy. Pozostali zastanawiając się o co chodzi, spojrzeli na siebie i wzruszyli ramionami, po czym spowrotem zwrócili swój wzrok na Mackenzie. Po chwili zauważyli, że na jej ręce powstają jasno niebieskie, świecące linie, które wyglądem przypominały jedno.
Jack: Żyły?
Nina: Mac?
Brunetka otworzyła świecące się oczy, które miała skierowane prosto w kamień, który po chwili znalazł się w jej dłoni. Gdy moc, która emanowała z ciała dziewczyny zniknęła, ona prawie natychmiast runęła do tyłu. Jednak nim to się stało, Rey zdążył do niej podbiec i ją złapać. Pozostali widząc to, ruszyli za nim.
Lin: Co to było, Mac!?
Mac: Przypomnijcie mi, żebym nigdy więcej tego nie używała...
Jack: Czemu?
Mac: Bo kręci mi się teraz w głowie i chyba zaraz zwymiot...
Mówiąc ostatnie słowo, zakryła sobie usta dłonią, po czym przełknęła ślinę.
Rey: Do niczego cię nie będziemy zmuszać...
Nina: To...
Przeciągnęła, a reszta na nią spojrzała.
Nina: Może lepiej wróćmy do świątyni?
Mac: Dobry... Plan...
Powiedziała, w połowie zdania przełykając ślinę, a następnie wstała z pomocą Reya i Lin, którzy ją podnieśli. Nina otworzyła portal do świątyni, a gdy tylko przez niego przeszli, natrafili na Eliota.
Eliot: Makki?!
Mac: Nic mi nie jest...
Powiedziała, gdy zaczął ją oglądać z każdej strony. Spiorunowała pozostałych wzrokiem, gdy usłyszała, że zaczęli się cicho śmiać, po czym została zaciągnięta przez młodego Lazariego, do punktu medycznego. Przez całą drogę powtarzała jedno zdanie.
Ale mi serio nic nie jest...
Ale pomimo swoich sprzeciwów, Eliot przerzucił siostrę przez ramię, po czym zabrał ją do przychodni siłą. Szamotała się ile popadnie, ale to nic nie dawało. Pozostali musieli się mocno ugryźć w języki, aby się nie roześmiać z tej sytuacji, a gdy tylko rodzeństwo zniknęło z ich pola widzenia, poszli oni poszukać mnicha, którego znaleźli w zwojowni.
Główny mnich: Udało wam się znaleźć kamienie?
Jack: Tak...
Podał mu go, gdy mnich wyciągnął rękę, aby wziąć kamień.
Główny mnich: Dobra robota...
Nina: Gdyby nie umiejętność Mac, nie udało by nam się go zdobyć...
Główny mnich: Jak to?
Lin: Mac użyła elementu, aby wyjąć kamień ze stropu...
Główny mnich: Co zrobiła?
Rey: Wyciągnęła lewą rękę, zamknęła oczy, jej żyły zaczęły błyszczeć na jasno niebiesko, a kamień przywarł do jej ręki... Tak w skrócie...
Główny mnich: Gdzie ona się nauczyła używać Absorpcji... Przecież.... No chyba, że....
Nina: O co chodzi?
Główny mnich: Znalazła księgę, w której są opisane sekretne techniki Elementu Blasku Słońca i Księżyca. No, ale narazie to nie ważne. Najważniejsze to to, że zdobyliście kamień księżycowy.
Jack: Jeśli można zapytać, to po co nam on?
Główny mnich: Wytłumaczę wam to jutro, na spotkaniu z samego rana. Do tego czasu macie wolne.
Wszyscy postanowili wrócić do swoich pokoi. Gdy wyszli, zobaczyli Mac wychodzącą z punktu medycznego oraz Eliota, który suszył jej głowę swoją reprymendą. Pozostali pobiegli w ich kierunku, aby dowiedzieć się co z dziewczyną.
Nina: Mac, co powiedział medyk?
Mac: Miałam trochę płynu w płucach...
Jack: I?
Mac: Nie pytajcie, jak pozbył się go medyk...
Lin: Czemu?
Brunetkę przeszedł wyraźny dreszcz, na co reszta spojrzała na Eliota. Podszedł do nich, po czym szepnął, zakrywając sobie usta od prawej strony.
Eliot: Wyjął go strzykawką, a Makki nienawidzi igieł. Prawie mi rękę zmiażdżyła...
Spojrzeli na dziewczynę, która zaczęła od nich odchodzić w kierunku budynku mieszkalnego. Dogonili ją, po czym wszyscy razem wrócili do budynku. Mac, zarówno jak i Rey odrazu przebrali się w suche ubrania, po czym dołączyli do pozostałych, którzy poszli do jadalni. Po skończonej kolacji, wrócili do swoich pokoi, aby odpocząć. Jednak nie wszyscy zasnęli. Mackenzie około pierwszej w nocy wyszła ze swojego pokoju, wcześniej zakładając bluzę, którą zapomniała oddać emo i swoje zielone trampki. Zeszła po schodach, wyszła z budynku i poszła przejść się po ogrodzie. W czasie schadzki patrzyła na księżyc, który pokazywał się tylko w połowie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro