Pożegnanie mrocznego elementu
Od walki z Mackenzie minęły trzy dni. Próbowała niejednego sposobu, aby się wydostać, ale nie była w stanie zdjąć łańcuchów, które miała na rękach. Wszyscy w świątyni zebrali się, aby szukać sposobu na przywrócenie dziewczyny do normalności. Szukali zarówno w zwojach jak i w księgach. Wszyscy nadwyrężali swój organizm nie śpiąc. Cały wolny czas szukali odpowiedzi. Jednak mimo zmęczenia, Nina codziennie rano i wieczorem chodziła zobaczyć się z Mackenzie.
Mac: Czego znowu chcesz? Nie masz nic ciekawszego do roboty?
Nina: Jak się dziś czujesz, Mac?
Mac: A niby jak mam się czuć? Siedzę w celi pozbawionej okien, przykuta łańcuchami, przez co praktycznie nic nie mogę robić...
Nina: Jeszcze trochę musisz to wytrzymać, Mac... Szukamy sposobu na przywrócenie cię do normalności...
Wstała z łóżka i poszła w stronę krat.
Mac: Taka jak teraz nie jestem wystarczająco dobra? Chcecie, żebym znowu była słaba niczym wiewiórka?
Nina: Prawdziwa Mac by tak nie powiedziała...
Mac: A może po prostu wcale mnie aż tak dobrze nie znałaś?
Nina: Powiedziałyśmy sobie wszystko... Wszystkie rzeczy, które kiedykolwiek nam się zdarzyły... Wiemy o sobie wszystko...
Mac: Na przykład?
Nina: Nienawidzisz, kiedy ktoś wchodzi Ci w zdanie i nienawidzisz, kiedy ty komuś w nie wejdziesz...
Mac: Czegoś takiego to chyba każdy nienawidzi... Tak naprawdę nic o mnie nie wiesz..
Nina: W takim razie powiedz czego nie wiem...
Mac: Wtedy będziesz wiedzieć...
Nina: Ta rozmowa nie ma sensu... Zaprzeczasz sama sobie...
Odwróciła się, aby iść w stronę wyjścia, ale zanim wyszła, powiedziała jeszcze co ona myśli na temat prawdziwej Mackenzie.
Nina: A propo tego co wcześniej powiedziałaś..
Mac: Co?
Nina: Nigdy nie byłaś słaba... Najsilniejszą twoją cechą była siła... Ale nie tylko fizyczna... Ale i psychiczna... Zawsze dawałaś radę nas jakoś podbudować, gdy byliśmy już na skraju wytrzymałości... Gdyby nie ty... Już dawno temu wszyscy byśmy się poddali...
Mac: Jeśli miałabym wybór między powrotem do normalności, a śmiercią... Wybrałabym śmierć...
Nina: Mac...
Mac: Idź już sobie... Jestem zmęczona...
Nina: Dobranoc, Mac...
Nina wyszła z katakumb, a Mackenzie położyła się na łóżku. Poczuła nagle silne kołatanie serca i złapała się za koszulkę. Skuliła się na łóżku, coraz to bardziej ściskając bluzkę w dłoni. Zaczęła kaszleć tak bardzo, że w pewnym momencie wykrztusiła coś podobnego do krwi. Jednak nie była to krew. To była czarna, maźista substancja. Wstała, aby oczyścić dłoń i twarz, gdy nagle zakręciło jej się w głowie i natychmiast wróciła na łóżko. Poczuła, jak opuszczają ją wszystkie siły.
Mac: Co... Się dzieje?
Zamknęła oczy i zasnęła. Nina w tym czasie wyszła z katakumb. Przed drzwiami czekali pozostali, aby zapytać co z Mac.
Jack: Co z nią?
Nina: Zapytałam jak się czuje, ale nie dała mi konkretnej odpowiedzi...
Lin: Co powiedziała?
Nina: Nie była najmilsza...
Rey: W jakim sensie?
Nina: Powiedziała, że tak naprawdę wcale jej nie znam...
Jack: Normalna Mac nigdy by czegoś takiego nie powiedziała...
Lin: Ty i Mac miałyście ze sobą najlepszy kontakt...
Rey: Chodźcie... Musimy dalej szukać sposobu, jak przywrócić ją do normalności...
Wszyscy się zgodzili i poszli do zwojowni. Jednak około drugiej nad ranem kompletnie stracili siły. Wszyscy wrócili do swoich pokoi i natychmiast padli na łóżka. Choć nie wszystkim udało się zasnąć. Nina, która martwiła się o Mac, nie była w stanie zasnąć, dlatego wstała i zapaliła światło. Podeszła do manekina, na którym był nowy projekt stroju. Postanowiła się za niego zabrać i do samego rana siedziała kończąc ten strój. Z samego rana Rey, Lin i Jack zapukali do pokoju Niny, jednak ona nie odpowiadała. Postanowili wejść do środka, a tam zastali Ninę śpiącą przy biurku. Lin do niej podeszła i szturchnęła ją delikatnie w ramię. Nina powoli otworzyła oczy, po czym wyprostowała się. Pozostali zwrócili uwagę na jeden mały szczegół, którego zwykle u niej niewidywali.
Jack: Nie wiedziałem, że nosisz okulary..
Nina: To nie okulary... To szkła powiększające... Zakładam je, jak zaczynam szyć..
Powiedziała ściągając je, a przy tym przecierając oczy.
Rey: Szkła powiększające w postaci okularów?
Nina: W Paryżu, w mojej szkole na pierwszym roku, każdy dostawał takie okulary... Używaliśmy ich podczas szycia... Do przekładania nitki przez igłe albo do naszywania koralików...
Lin: Nina.. To ubranie na manekinie...
Nina: Szyłam je całą noc... Gdy uda nam się przywrócić Mac do normalności, to nasza kapitan będzie potrzebować jakiegoś ekstra stroju... A wogóle, to co wy tu robicie?
Rey: A.. Właśnie... Co ty na to, żebyśmy dzisiaj wszyscy razem poszli do Mac?
Nina: Tylko się przebiorę... Poczekajcie na mnie na dole...
Jack: Jasne!
W tym samym czasie Mackenzie się obudziła. Otworzyła oczy i miała wrażenie, jakby była pijana. Podniosła się, przez co poczuła jak bardzo kręci jej się w głowie. Wstała z łóżka i podeszła do umywalki, aby przemyć twarz. Oparła się dłońmi o umywalke, zamknęła oczy ale gdy ponownie je otworzyła poczuła mdłości. Zakryła usta dłonią i zgięła się wpół. Chwiejnym krokiem podeszła do łóżka, aby spowrotem się położyć. Odwróciła się twarzą do ściany. Chwilę później przyszły elementy. Mackenzie nie zwróciła na nich uwagi jak zazwyczaj. Pozostali zdziwili się tym.
Lin: Cześć... Mac...
Nina: Jak się dzisiaj czujesz?
Mac: ...
Jack: Mac.. Wszystko w porządku?
Podeszli bliżej krat celi.
Rey: Coś jest nie tak...
Mac powoli podniosła się i odwróciła do reszty. Widok jaki ujrzeli przeraził ich. Mackenzie wyglądała, jakby była poważnie chora. Była bledsza niż zwykle, miała wypieki na policzkach i sine usta.
Mac: Czego ..chcecie?
Lin: Mac... Wszystko dobrze?
Jack: Nie wyglądasz najlepiej..
Mac: ...
Mackenzie wstała z łóżka i chciała podejść bliżej do krat, jednak gdy przeszła dwa kroki, ugięła się pod nią nogi. Padła na ziemię, a wszyscy przerażeni podeszli do krat.
Nina: Mac!
Rey: Lin, biegnij po mnicha!
Lin wybiegła z katakumb i pobiegła po mnicha, który był w tym czasie w bibliotece. Z hukiem weszła do biblioteki, po czym zdyszana podeszła do starszego mężczyzny.
Główny mnich: Lin? Co się stało?
Lin: Mac... Coś się z nią dzieję...
Główny mnich zwrócił się do reszty mnichów.
Główny mnich: Szukajcie dalej... Możemy mieć coraz mniej czasu...
Mnichowie niższej rangi zabrali się za dalsze poszukiwania, a Lin i Główny mnich ruszyli spowrotem do katakumb. Gdy tam dotarli, Mackenzie nadal leżała nieruchomo na ziemi. Mnich wyjął klucz od krat celi, po czym do niej wszedł. Elementy weszły za nim. Rey i Jack doskoczyli do Mackenzie, aby podnieść ją z ziemi i położyć spowrotem na łóżku. Mnich dotknął jej czoła i tak jak się spodziewał, miała ona wysoką gorączkę.
Jack: Co się z nią dzieje?
Główny mnich: Jeśli Element Blasku Słońca i Księżyca zbyt długo nie ujrzy promieni słonecznych lub księżycowych może popaść w ich niedobór... Nigdy bym nie pomyślał, że to może nastąpić tak szybko...
Lin: Co to oznacza?
Główny mnich: Oznacza to to, że będziemy musieli przyspieszyć poszukiwania...
Rey: Jak to?
Główny mnich: W przypadku Mackenzie taki niedobór, może zagrażać jej życiu...
Nina: Czy to może mieć jakiś związek z mrokiem w sercu?
Główny mnich: Możliwe, że przyspieszył ten stan...
W tym samym czasie mnisi dalej szukali jakiegoś sposobu, gdy nagle...
Mnich Xiao: Nie wierzę... Udało się!
Natychmiast wysłał kilku mnichów na poszukiwanie potrzebnych składników, a on sam pobiegł do Głównego mnicha. Zdyszany wbiegł do katakumb.
Mnich Xiao: Mnichu Ming! Znaleźliśmy... Znaleźliśmy sposób, jak usunąć mrok z serca Mackenzie!
Główny mnich: Co jest do tego potrzebne, bo zaczyna kończyć nam się czas...
Mnich Xiao: Kwiat lipy, biały pieprz, bylica, mniszek lekarski, biała trufla i woda źródlana
Główny mnich: Natychmiast wyślij mnichów po składniki...
Mnich Xiao: Już wyruszyli...
Mnich zwrócił się do zmartwionych elementów.
Główny mnich: Zostańcie przy niej i informujcie mnie w jakim jest stanie...
Nina: Dobrze...
Główny mnich: Gdy tylko zdobęde składniki przygotuje wywar, który podamy Mackenzie...
Lin: Słyszałaś Mac? Jeszcze troszkę musisz wytrzymać...
Nikt więcej się nie odezwał. Czekanie na mnicha było katorgą dla elementów. Czuwali przy niej, ale tak naprawdę nie byli w stanie nic zrobić. Mogli tylko patrzeć, jak ich przyjaciółka cierpiała. Po dwóch godzinach spędzonych w katakumbach, wrócił mnich wraz z wywarem, który natychmiast podał Mackenzie. Spojrzała na niego.
Główny mnich: Wypij to, proszę...
Mac: Nie...chce...
Zaczęła straszliwie kaszleć, a pozostałe elementy nie mogły nic zrobić. W pewnym momencie jednak, podeszła do niej Lin. Przykucnęła przy jej łóżku i złapała za rękę.
Lin: Mac... Proszę... Wypij to...
Po policzkach Lin zaczęły spływać łzy, a Mac spojrzała na pozostałych. Byli zaniepokojeni, przerażeni, wszystko na raz. W pewnym momencie holenderkę naszły pewne myśli.
Mac: Oni... Naprawdę chcą aby tamta ja wróciła...
Po chwili ciszy Mac odpowiedziała.
Mac: No.. Dobrze... Wypiję...
Lin: Mac...
Mac wypiła wywar który podał jej mnich, po czym ponownie zaczęła kaszleć. Lin odebrała jej kubeczek. Dziewczyna zaczęła ponownie wykrztuszać czarną maziśtą substancję. Przewróciła się na lewy bok i zakryła usta dłonią.
Główny mnich: Musimy ją przewrócić na plecy...
Lin i Jack odwrócili Mac na plecy, gdy nagle z jej ust i kanalików łzowych zaczęła wydobywać się czarna substancja, która zaczęła zamieniać się w dym. Wszyscy zrobili kilka kroków w tył. Nagle mnich wydał polecenie skierowane do Reya.
Główny mnich: Rey! Zamróź to!
Rey: Co? Aaa! Ju.. Już!
Rey wyciągnął dłoń w stronę chmury, po czym zamroził ją tworząc na suficie czarno - białe wzory.
Nina: Udało... Się?
Główny mnich: To cały mrok, który był w Mackenzie... Udało nam się...
Wszyscy spojrzeli na Mac, która leżała nieruchomo na łóżku. Nina złapała ją za rękę i lekko nią potrząsła.
Nina: Mac?
Podniosła się i złapała Mackenzie za ramiona. Zaczęła nią potrząsać, gdy zauważyła, że jej klatka piersiowa nie porusza się w skutek oddychania. Przestała oddychać. Nina odsunęła się przerażona.
Jack: Nina... Co jest?
Nina spojrzała na pozostałych.
Nina: Mac... Ona.. Nie oddycha..
Jack: Jak to?
Wszyscy z przerażeniem patrzyli, jak mnich do niej podchodzi i sprawdza puls. Nagle zwrócił się do Lin i Jacka.
Główny mnich: Lin, Jack podnieście ją... Musimy sprawdzić czy nadal na jej ramieniu jest znamię..
Zrobili co kazał mnich. Jack podniósł Mac, a Lin zdjęła jej z ramienia rękaw, aby sprawdzić jej prawą łopatkę, ale to co zobaczyła wstrząsnęło nią.
Rey: Lin?
Lin: Znamię Mac... Ono.. Zniknęło.. A raczej znika... Jest tylko połowa...
Wszyscy spojrzeli na mnicha.
Nina: Co trzeba zrobić?!
Zapytała Nina ze łzami w oczach.
Główny mnich: Już... Nic nie możemy zrobić... Zbyt późno zareagowaliśmy...
Nina: Nie.. Tylko nie to...
Lin: Mac?..
Jack: Nie żyje...
Rey: To nie może być prawda...
Wszyscy posmutnieli i zebrały im się łzy w oczach. Każdemu spływały po policzkach krople wody i z każdą z nich, przypominali sobie najlepsze chwilę z Mac.
Nina przypomniała sobie, jak wraz z Mackenzie poszły do sklepu kupić materiał do szycia.
Mac: Jakiego koloru potrzebujesz?
Nina: prawie przezroczysty... Z białej siatki...
Wtedy nagle usłyszały huk. Odwróciły się i zobaczyły, jak z jednej półki zlatują wszystkie rolki z materiałami i rozwijają się po całym sklepie. Wtedy zaczęły się śmiać, aż do rozpuchu.
Jednak w tej chwili Nina trzymała ręce na sercu i zginęła w pół płakała.
Nina: Mac... Czy naprawdę tylko wtedy mogłyśmy iść do miasta?...
Lin upadła na kolana, tuż przy łóżku, na którym leżała Mac.
Przypomniała sobie ona, jak Mac poprosiła ją, żeby nauczyła robić ją salto w tył.
Mac: Prędzej złamie sobię kręgosłup, niż to zrobię...
Lin: Dasz radę! Wystarczy, że skupisz się na tym co masz zrobić..
Mac spróbowała zrobić salto, ale przy lądowaniu upadła na plecy.
Lin: Nie poddawaj się!
Mac: Poddaje się! Nie dam rady tego zrobić...
Mac leżała na ziemi mówiąc to wszystko. Lin wtedy usiadła obok niej.
Obie się wtedy zaczęły z tego śmiać, a w tym momencie Lin, podobnie jak Nina, płakała ze spuszczoną głową.
Lin: Mac....Przecież nadal nie nauczyłam cię robić salta...
Rey przypomniał sobie, jak zerwał się z treningu i ukrył się w ogrodzie.
Leżał na trawie, słuchał muzyki, aż w pewnym momencie, Mackenzie go znalazła.
Mac: Trening ci przepada...
Rey: Co ty tu robisz?
Mac: Mnich kazał mi cię znaleźć i zaciągnąć na trening...
Rey: Zwiałem bo chciałem mieć w końcu dzień wytchnienia...
Mac usiadła obok niego.
Mac: Czego słuchasz?
Rey podniósł się i dał jedną słuchawkę dziewczynie, po czym razem słuchali muzyki, dopóki sam mnich ich nie znalazł.
Mieli wtedy kłopoty, a teraz Rey stoi ze spuszczoną głową i z zaciśniętymi pięściami.
Rey: Cholera...Mac... Dlaczego?... Jeszcze nie usłyszałaś piosenek zespołu Skillet...
Jack natomiast przypomniał sobie, jak opowiadał co przeczytał w niektórych książkach w bibliotece.
Jack: Czy ja naprawdę, aż tak bardzo przynudzam?
Mac: Ja tak nie uważam...
Spojrzał na Mac, która jako jedyna jeszcze go słuchała i nie zasnęła, tak jak pozostali.
Mac: Opowiedz coś jeszcze...
Wtedy Mackenzie szczerze się uśmiechała.
A teraz widząc co się stało, stał oparty ręką o ścianę, z zaciśniętą pięścią.
Jack: Jeszcze ci wszystkiego nie opowiedziałem... Mac...
Gdy elementy pogrążone w smutku płakały, mnich podszedł do Mackenzie.
Główny mnich: Mackenzie... To się nie powinno tak skończyć...
Gdy mnich mówił, wszyscy usłyszeli pęknięcie, zupełnie jakby pękł łańcuszek zrobiony z metalu. Rozejrzeli się wokół i zwrócili uwagę na bransoletkę na ręce Mac. Była rozerwana. W tym momencie, Mackenzie nagle złapała głęboki oddech, po którym zaczęła kaszleć. Wszyscy się wystraszyli, a Mac usiadła i złapała się za głowę.
Mac: Wytłumaczy mi ktoś, co się działo?
Spojrzała na pozostałych, gdy nagle Lin i Nina na nią skoczyły, głośno wykrzykując jej imię. Mocno ją przytuliły, a Mackenzie tylko na ich zachowanie mrugnęła kilkukrotnie.
Lin: Całe szczęście, nic ci nie jest...
Nina: Tak strasznie się o ciebie martwiliśmy...
Mac: Ej, ale nie.. Serio.. Co się działo?
Dziewczyny odsunęły się od niej zdziwione.
Nina: Nic nie pamiętasz?
Mac: Kompletnie nic...
Mac spuściła wzrok i zauważyła leżącą na ziemi bransoletkę. Schyliła się, aby ją podnieść.
Mac: Co to?
Mac wzięła bransoletkę do ręki i chciała jej się przyjrzeć ale w tym samym momencie mnich jej ją zabrał i schował do kieszeni.
Główny mnich: To niebezpieczny przedmiot dlatego lepiej będzie, jeśli go zabiorę i schowam... Mackenzie powinna odpocząć...
Mac: Ale nie jestem zmęczona...
Rey: Ale bardzo blada, już tak..
Główny mnich: Dajcie mi dokończyć... Powinnaś odpocząć i wyjść na słońce... Wtedy wszystkie siły do ciebie wrócą.. Pomóżcie jej wszyscy...
Mnich wyszedł z celi w katakumbach, po czym zniknął za zakrętem prowadzącym do schodów.
Mac przez chwilę patrzyła na kraty celi, gdy nagle poczuła, jak coś ją popchnęło. Nina delikatnie uderzyła ją w ramię pięścią.
Nina: Nigdy więcej nie waż się zrobić czegoś takiego...
Mówiła ze spuszczoną głową.
Mac: Nina...
Nagle podniosła głowę i Mac zobaczyła jej twarz. Po jej policzkach płynęły łzy, które całkowicie rozmazał jej makijaż.
Nina: Zrozumiałaś!?
Krzyknęła. Mac się uśmiechnęła i strzeliła Ninie z pstryczka w czoło.
Nina: Ała!
Złapała się za czoło i spojrzała zaskoczona na Mac.
Mac: Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie...
Nina jeszcze bardziej się rozpłakała, po czym wskoczyła Mac na szyję. Lin zrobiła to samo a chłopacy stali obok i się na nie patrzeli.
Jack: Dlaczego dziewczyny muszą być aż tak emocjonalne?
Rey: I kto to mówi?
Jack: Na siebie spójrz, idioto!
Zarówno Rey jak i Jack płakali niczym małe dzieci. Po chwili jednak się uśmiechnęli i podeszli do dziewczyn. Przytulili je. Po dziesięciu minutach Nina wstała.
Mac: Nina?
Nina: Za kilka minut wrócę, excusez moi..
Mac zaciekawiona spojrzała na pozostałych, którzy tylko wzruszyli ramionami. Nina wyszła z katakumb i pobiegła do swojego pokoju. Zdjęła z manekina ubrania, które uszyła dla Mackenzie, po czym je złożyła. Wysunęła spod łóżka pudełko z butami, a następnie wszystko zabrała spowrotem do celi w katakumbach. Gdy wróciła Mac się zdziwiła tym, jak bardzo była ona wszystkim obładowana.
Mac: Co to?
Nina: Coś specjalnego dla naszego kapitana..
Mac: Co?
Nina: Stwierdziłam, że skoro nim jesteś, to przyda ci się jakiś super strój...
Podała Mac wszystkie rzeczy, po czym zwróciła się do chłopaków.
Nina: Dobra chłopaki, a teraz won...
Rey: Że jak?
Nina: Przecież przy was się ona nie przebierze...
Także OUT!
Pokazała kciukiem kraty celi.
Jack: Nie musisz krzyczeć...
Wyszli z celi i zniknęli za rogiem.
Rey: Czekamy tutaj!
Lin: Ok!
Nina: Dobra.. Przebieraj się ...
Razem z Lin wepchnęła ją za baldachim, który znajdował się w rogu. Po kilku minutach wyszła zza niego ubrana w spodnie typu dresy, z materiału przypominającego skórę, białą koszulkę na ramiączkach wpuszczoną w spodnie a na nią narzuconą miała koszule, z przejźroczystego, białego materiału, która również nie miała rękawów. Na to wszystko miała założoną dżinsową kurtkę, sięgającą do talii z podwiniętymi do łokci rękawami, a na nogach miała buty podobne do glanów. Długie, brązowe włosy opadały na jej ramiona i sięgały aż do pasa. Nina przyjrzała się dziewczynie, po czym do niej podeszła. Poprowadziła ją do łóżka i kazała jej na nim usiąść. Nina usiadła za nią, po czym zaczęła czesać jej włosy.
Mac: Co chcesz stworzyć mi na włosach?
Nina: Chce ci zrobić wysokiego kucyka... Nigdy nie związujesz w ten sposób włosów i jestem ciekawa jak byś wyglądała...
Mac: Nie związuje tak włosów, bo mnie potem głowa boli...
Lin podeszła do Niny i zaczęła jej szeptać na ucho.
Lin: Może zapleciemy jej dwa dobierane warkocze tak żeby dochodziły do gumki?
Nina kiwnęła głową, na tę propozycję.
Nina: Ty pleć z prawej strony ja z lewej...
Lin: Ok!
Dziewczyny zaczęły związywania jej włosy w dwa dobierane warkocze, które prowadziły lekko ku środkowi głowy. Zebrały pozostałą część, lekko poluzowały przód, a Nina związała włosy czarną gumką. Dziewczyna pogrzebała w kieszeni i wyciągnęła małe kieszonkowe lustereczko, po czym podała je Mac, aby się przejrzała.
Mac: Fajnie wygląda...
Nina: Szczególnie jak ma się tak długie włosy jak ty..
Lin: I śliczne...
Mac: Nie przesadzacie? Te włosy żyją jak chcą..
Nina: nie plączą się, nie puszą, są proste, jak po prostownicy... Ja mam tylko jedno pytanie... Jak ty to robisz, że one są, jakie są?!
Mac: Tylko, że ja z nimi nic nie robię...
Lin: Nina...
Lin zwróciła się do niej, po czym wymownie spojrzała na bladą skórę Mackenzie.
Nina: Masz rację..
Wzięła Mac pod ramię, a Lin uczyniła to samo. Poszły w stronę krat celi, po czym skręciły za róg, gdzie czekali chłopacy.
Jack: Odrazu lepiej wyglądasz...
Rey: Do twarzy ci z taką fryzurą...
Mac się lekko uśmiechnęła, po czym wszyscy razem ruszyli w górę po schodach. Po kilku chwilach wyszli z ukrytych drzwi, które znajdowały się za gablotą w wieży. Gdy wyszli na zewnątrz Mackenzie zakryła oczy, przez zbyt mocne promienie słoneczne. Mrugnęła kilka razy, aby jej oczy się przyzwyczaiły do natężenia światła, po czym przeszła pare kroków w stronę dziedzińca. W jednej chwili ruszył się wiatr, który uniósł jej włosy do góry i powiewały teraz wspólnie z ruchem wiatru. Pozostali mieli wrażenie, jakby jej skóra momentalnie zabłysła.
Nina: Mac?
Odwróciła się do nich, a na jej twarz wrócił naturalny rumieniec na policzkach. Jej skóra spowrotem nabrała koloru. Jej usta nabrały barwy dojżałych truskawek i stały się pełniejsze niż wcześniej, natomiast kolor jej oczu, ponownie zrobił się szmaragdowo zielony. Włosy wróciły do swojego naturalnego jasno- brązowego koloru.
Po chwili na jej twarzy zagościł uśmiech. Ale nie taki jak dotychczas. Nie obojętny. A szczery, którego żaden z elementów wcześniej nie widział. Pozostali widząc go podeszli do Mac i ponownie ją przytulili. Parsknęła pod nosem śmiechem, a pozostali zaskoczeni na nią spojrzeli. Miała łzy w oczach i nadal się uśmiechała. Uniosła rękę do oka z zamiarem wytarcia łez, ale zanim to zrobiła powiedziała tylko jedno słowo.
Mac: Dziękuję...
Tym razem o połowę krótszy niż poprzedni, ale mam nadzieję, że i tak się podobał!
Chciałabym wszystkim życzyć szczęśliwego nowego roku przy okazji, a także aby nowy rok był równie produktywny, co ten! ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro