Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Powrót

Mnich odwrócił się do Mackenzie i zauważył na jej twarzy zawachanie. Podszedł do niej, a następnie położył dłoń na jej ramieniu.

Główny mnich: Chodźmy gdzieś, gdzie poczujesz się bardziej swobodnie...

Zaskoczona spojrzała na mnicha, po czym oboje wyszli ze zwojowni i poszli piętro wyżej do sali medytacyjnej. Gdy przeszli kawałek w głąb pomieszczenia, dziewczyna wzięła głęboki oddech.

Główny mnich: A więc, o co chodzi? Co to za prośba?

Mac: Mnich doskonale wie, co się stało z moją rodziną... I o tym, że... Boję się wszystkiego związanego z moją przeszłością...

Główny mnich: Tak...

Mac: Dlatego chcę stanąć z moim strachem oko w oko... Chciałabym prosić o udzielenie pozwolenia, na opuszczenie świątyni w dniu jutrzejszym... Chcę.. Chce odwiedzić..

Główny mnich: Grób rodziców?

Mac zaskoczona na niego spojrzała, a po chwili kiwnęła głową.

Główny mnich: Co cię skłoniło do tego postanowienia?

Mac: List, który dała mi Luna... I poniekąd mnich...

Główny mnich: Ja?

Dziewczyna kiwnęła głową.

Mac: Gdyby mnich nie zapytał się mnie, czym się wyróżniam... Nie podjęłabym decyzji odnośnie pokazania światu moich oczu... Dzięki temu co mnich zrobił, nie boję się podejmowania decyzji... Tak długo jak strach będzie panował nad moim życiem, nie zrobię kroku naprzód... Dlatego postanowiłam wybrać się na grób rodziców i mojego brata... Mam dosyć ciągłego strachu... I mam dosyć ciągłego stania w miejscu...

Główny mnich: Rozumiem... Masz moje pozwolenie i sam osobiście otworzę ci portal...

Mac: Dziękuję...

Powiedziała lekko się uśmiechając.

Główny mnich: A teraz... Powiesz mi nad czym to ciągle się głowisz?

Mac: Pozostali mnichowi powiedzieli?

Główny mnich: Martwią się o ciebie... A więc?

Mac: Cóż...Widziałam poprzedni Element Blasku Księżyca i dała mi zagadkę dotyczącą mojej mocy... I myślę nad odpowiedzią...

Główny mnich: To niesamowite... Jak brzmi zagadka? Może będę w stanie ci pomóc...

Mac: Słońce i Księżyc, to jedna osoba. Zajrzyj w głąb, a to skrzydeł ci doda. Północ, Południe, Wschód i Zachód kierunek ci wskaże. Tam znajdziesz rzecz, którą dajemy ci w darze....
Jak narazie udało mi się rozszyfrować o co chodzi z pierwszym zdaniem i ostatnim...

Główny mnich: Słońce i Księżyc... Zapewne chodzi o element... A dar, to najprawdopodobniej Święta Broń... Co do zajrzenia w głąb.. Podejrzewam, że musisz spojrzeć głębiej, niż do swojego serca...

Mac: Ale jak to zrobić?

Główny mnich: Musisz zrozumieć samą siebie, a wtedy uda ci się spojrzeć w swoją duszę... Co do tych skrzydeł, spojrzyj proszę na sufit...

Mac nie zrozumiała o co chodziło mnichowi na początku, ale gdy wskazał do góry w końcu zrozumiała o czym mówił. Na suficie w sali medytacyjnej znajdowało się malowidło, które przedstawiało zniszczenie Chaosa przed tysiąc laty. Chwilę się przyglądała, aż w końcu jej uwagę przykuła jedna rzecz. Zdobienia na zbroi poprzedniego Elementu Blasku Słońca i Księżyca, które były w kształcie skrzydeł.

Mac: Skrzydła...oznaczają wolność...

Główny mnich: Dokładnie...

Nagle dziewczyna wpadła na pomysł dotyczący kolejnej części zagadki. Spojrzała na mnicha, który swój wzrok miał skierowany na nią.

Mac: Mnichu...

Główny mnich: O co chodzi?

Mac: A co jeśli... W zagadce nie chodzi o dosłowne znaczenie kierunków świata? Może odpowiadają one osobą z danego kontynentu na tych właśnie trajektoriach...

Główny mnich: Możesz się i tym łatwo przekonać...

Wskazał na posadzkę, na której była przedstawiona mapa całego świata. Dziewczyna zaczęła myśleć, przez co przygryzła paznokcia na kciuku prawej ręki.

Mac: Północ... Wielka Brytania... Rey... Południe... Francja... Nina... Wschód... Korea... Lin... Zachód... Kanada... Jack...

Odwróciła się do mnicha.

Mac: Kierunki, to odniesienie do pozostałych...

Główny mnich: Co znaczy, że pozostali pomogą ci znaleźć odpowiedź...

Mac: Odpowiedzi na każdą część zagadki miałam prawie, że pod nosem... Ale wcześniej tego nie zauważyłam...

Główny mnich: Człowiek jest najsilniejszy, gdy zna swoje słabości...

Mac: Jakaś mantra?

Główny mnich: Jedna z wielkich mądrości, którą podzielił się ze mną poprzedni Bhikku...

Mac: Bhikku?

Główny mnich: Najwyższy rangą mnich w całej świątyni...

Mac: Rozumiem...

Zaczęła się cofać w kierunku drzwi.

Mac: Jeszcze raz dziękuję...

Główny mnich: Nie ma za co...

Odwróciła się plecami i poszła w kierunku drzwi. Już miała łapać za klamkę, ale się wstrzymała.

Mac: Czy mógłby mnich... Nie mówić o tym wszystkim pozostałym?

Główny mnich: Będę milczał niczym grób...

Nim wyszła odwróciła się do mnicha i się do niego uśmiechnęła. Zeszła na sam dół, po czym otworzyła drzwi i wzięła głeboki oddech nim wyszła z wieży.

Mac: Zrobiłam to...

Szepnęła sama do siebie, po czym zamknęła za sobą drzwi. Gdy tylko to zrobiła usłyszała, jak ktoś się kłóci. Zaczęła się rozglądać, aż w końcu zauważyła w oddali pozostałych. Jack i Rey znowu się kłócili, a Nina i Lin próbowały ich uspokoić. Przyglądała im się przez chwilę, aż w pewnym momencie się lekko uśmiechnęła. Jej uśmiech rósł z każdą chwilą, gdy przypominała sobie razem spędzone chwilę.

Mac: To nie fair...
Rey: Nie wiem o co ci chodzi...
Nina: Oszukujesz! Ja się tak nie bawię!
Jack: Kto wymyślił żebyśmy grali w karty? I jeśli naprawdę nie oszukujesz, to masz niezłego farta...
Lin: Jakim sposobem on wygrał już sześć razy?! Przecież to niemożliwe!
Rey: Dobra, dobra... A teraz wyskakiwać z cukierków...
Wszyscy warknęli z irytują, po czym oddali mu po dwa cukierki.
Lin: Jeszcze raz!
Nina: Zgadzam się!
Rey: Nie umiecie przegrywać...

Mac się cicho zaśmiała, po czym zaczęła powoli iść w ich stronę, nadal wspominając miłe i czasem zabawne chwilę.

Mac: Umieram...
Oparła się brodą o stół, przy którym siedzieli wszyscy razem po cało dniowym treningu za karę.
Nina: Jest pora kolacji, ale mój żołądek chyba nic nie przyswoi... Boli mnie cały brzuch od tej poczwórnej serii po dwieście brzuszków i stu okrążeniach... Zaraz zwróce śniadanie...
Rey: Mówi dziewczyna, której udało się ominąć pąpki... Ręce mi odpadają...
Jack: Lin... Jak ty to robisz, że nic ci nie jest?
Wszyscy spojrzeli na rudowłosą, a ona wzruszyła tylko ramionami. Nagle usłyszeli czyjeś burczenie w brzuchu i wszystkie oczy skierowały się w kierunku Mac.
Mac: Jestem trochę głodna...
Jack: To był twój żołądek?
Rey: To brzmiało jak jakiś dinozaur...
Mac: Bardzo zabawne...
Nagle przed jej nosem ktoś położył małą miseczkę. Spojrzała na zawartość, a jej oczy aż się zaświeciły.
Mac: Budyń!
Wszyscy się zaśmiali z reakcji dziewczyny, za co ona posłała im mordercze spojrzenie, po czym zaczęła jeść swój przysmak.

Mac przyspieszyła kroku, a jej uśmiech się poszerzył. Cały czas im się przyglądała i coraz bardziej przyspieszała kroku.

Rey: Ja się stąd nie ruszam...
Jack: Ani ja...
Nina: Ja też se to odpuszczam...
Lin: Zgadzam się...
Cała czwórka padła po pięćdziesięciu okrążeniach.
Mac: Co wy wyprawiacie?
Stanęła nad nimi, na co oni tylko dziwnie na nią spojrzeli.
Rey: Jakim sposobem ty jeszcze stoisz na nogach, jeśli mogę wiedzieć?
Nina: Zdradź swoją sztuczkę...
Mac: Ale ja nic nie robię...
Jack: Zrobiłaś wszystko dokładnie to samo co my, ale w przeciwieństwie do nas możesz jeszcze stać na nogach... Ja się pytam... Jak!?
Mac: Sama nie wiem...
Lekko się uśmiechnęła, po czym pomogła każdemu wstać.

Mac ruszyła biegiem w ich kierunku, a gdy była wystarczająco blisko, powaliła Reya wskazując mu na barana. Oboje wylądowali na ziemi.

Mac: Koniec tej kłótni!

Krzyknęła z wielkim uśmiechem na twarzy, na co pozostała trójka wybuchła głośnym śmiechem. Po chwili Mac i Rey się do nich przyłączyli. Gdy oboje podnieśli się z ziemi, wszyscy razem zaczęli kierować się spowrotem do budynku mieszkalnego, ponieważ zaczęło się ściemniać. Przed pójściem spać Mac wzięła prysznic, po czym zaczęła szykować ubrania na następny dzień. Naszykowała sobie jasne, dżinsowe spodnie typu rurki, białe adidasy, koszulkę na krótki rękaw z napisem "Sunshine", czerwoną bluzę bejsbolówkę z białymi rękawami oraz czapkę z nazwą drużyny bejsbolowej, a następnie położyła się w łóżku. Zgasiła światło, a gdy położyła głowę na poduszce natychmiast zasnęła.

Następnego dnia obudziła się przed budzikiem i odrazu poszła na trening. Po nim wzięła szybki prysznic, a następnie do godziny szesnastej siedziała u siebie w pokoju. Przebrała się w uszykowane przez siebie ubrania, po czym wzięła najpotrzebniejsze rzeczy. Podeszła do drzwi, gdzie nasłuchiwała czy nikogo nie ma na korytarzu. Po chwili wyszła i cicho pobiegła piętro niżej do mnicha, który na nią czekał przy schodach.

Główny mnich: Wszystko dobrze?

Mac: Tak...

Odpowiedziała lekko zdenerwowana, po czym ruszyła za mnichem. Poszli na dziedziniec, gdzie mnich otworzył przejście do Amsterdamu w Holandii. Zanim Mac przeszła, dał jej kilka kulek na powrót. Podeszła do portalu i w momencie, gdy miała przez niego przejść usłyszała znajomy głos.

....: Gdzie się wybierasz, Mac?

Dziewczyna się odwróciła i ujrzała pozostałe elementy.

Mac: Wy... Myślałam, że...

Lin: Gdzie idziesz?

Rey: Gdziekolwiek by nie szła, idziemy razem z ni...

Mac: NIE!

Krzyknęła, czym zaskoczyła pozostałych.

Jack: Dlaczego?

Mac: Bo do miejsca gdzie się wybieram, muszę iść sama...

Nina: Jakiego miejsca, Mac?

Lin: Powiedz nam chociaż, gdzie idziesz...

Mac spuściła wzrok i powiedziała cicho.

Mac: Na grób rodziców... Dwanaście lat...

Spojrzała na nich z nieodgadniętym wyrazem twarzy, który wyrażał wszystkie uczycia.

Mac: Dwanaście lat bałam się zmierzyć ze swoim strachem... Dwanaście lat bałam się odwiedzić ich grób... Dwanaście lat żyłam w ciągłym strachu przed swoją przeszłością, bo nie chciałam pamiętać, co się stało tamtego cholernego dnia... Nie byłam nawet na ich pogrzebie... Bałam się tego co tam zobaczę i co może się stać... Muszę się z tym zmierzyć sama, bo szczerze mam dosyć bycia tchórzem i siedzenia z podkulonym ogonem...

Nina: Mac...

Po wszystkim co powiedziała, jej twarz wyrażała jedno. Determinację. Żadne z nastolatków nie widziało nigdy jej w takim stanie. Była w stu procentach poważna. Nie poznawali jej wtedy.

Nina: Więc idź...

Mac: Nina...

Zdziwiła się brunetka. Zresztą nie tylko ona. Pozostali również na nią spojrzeli zaskoczeni.

Nina: Tylko wróć szybko... I obyś była cała i zdrowa, bo jak nie to osobiście ci skręcę kark...

Mac: Nie jesteś zbytnio przekonująca z tą ręką, wiesz?

Nina: Wiem, wiem...

Brunetka podeszła do gothki, po czym ją uściskała.

Mac: Postaram się szybko wrócić...

Odsunęła się od niej, a reszcie posłała uśmiech który odwzajemnili. Odwróciła się spowrotem do portalu, który nadal był otwarty, po czym ruszyła w jego kierunku. Zatrzymała się przed nim, kiedy zaczęła się wahać. Po chwili przęłknęła ślinę i zacisnęła dłonie w pięści, a w kolejnej chwili przeszła przez portal, który natychmiast po jego przekroczeniu się zamknął. Wyszła z uliczki, w której otworzył się portal, po czym rozejrzała się wokół.

Mac: Nic się nie zmieniło...

Pomyślała, a następnie ruszyła w kierunku cmentarza. Jednak zanim tam poszła, wstąpiła w jeszcze jedno miejsce. Stanęła przed domem, który po tych wszystkich latach zaczął przypominać ruderę. Dwu piętrowy, zielono turkusowy domek jednorodzinny, z tarasem, który był ogrodzony białym płotem oraz z grafitowym dachem. Na tarasie znajdowała się huśtawka, na której za dziecka zawszę, razem z ojcem piła gorącą czekoladę. Weszła po trzech schodkach i podeszła do białych drzwi, w których była wybita szyba, która od środka zawsze była zasłonięta małą zasłonką. Otworzyła drzwi, które lekko popchnęła, a te na jej ruch zaskrzypiały. Weszła do małego korytarza, w którym już na wejściu było widać schody prowadzące na piętro.

Spojrzała w lewo, gdzie niegdyś była jadalnia, a zaraz obok kuchnia. Następnie przeszła w prawo, przez futrynę i znalazła się w salonie. Wszędzie były rozrzucone różnego rodzaju śmieci. Weszła bardziej w głąb salonu, gdy nagle usłyszała pękające szkło pod butami. Spojrzała na podłogę, a tam ujrzała ramkę ze zdjęciem. Przykucnęła i podniosła ramę, w której znajdował się ostatni dowód tego, że niegdyś tam mieszkała. Wyjęła zdjęcie i się mu dokładnie przyjrzała. Na zdjęciu była ona, z wielkim uśmiechem na twarzy, przytulająca swojego brata. Za nimi na schodach siedziała blondynka z długimi, kręconymi włosami o niebieskich oczach. Obok niej zaś brunet z wyrazistymi, zielonymi oczami oraz brodą.

Kobieta była ubrana w białą sukienkę i jeansową kurtkę, z rękawami podwiniętymi do łokci. Mężczyzna natomiast w biały T-shirt, na który miał założoną czerwoną flanelową koszulę w kratę i czarne dżinsy. Dziewczyna oderwała wzrok, po czym rozejrzała się po pomieszczeniu. Podniosła się, jednocześnie składając zdjęcie, które po chwili schowała do portfela. Przeszła się dalej po domu i weszła na piętro, gdzie były trzy pokoje i łazienka. Znalazła się w pokoju, który był cały pomalowany na żółto, a przy tym przygryzła wargę. Spojrzała na ścianę za drzwiami, której cała dolna część była pokryta rysunkami. Wyszła z pomieszczenia i weszła do drugiego, gdzie ten był w tapecie w kreskówkowe dinozaury. Rozejrzała się, po czym pociągnęła nosem.

Wyszła z niego i przeszła do drzwi, które prowadziły do ostatniego miejsca. Otworzyła powłokę i ukazał jej się biały pokój, z ciemnymi panelami i dużym podwójnym łóżkiem. Podeszła do niego i usiadła na rogu, aby następnie się po nim rozejrzeć. Wypuściła przerywane powietrze, po czym wzięła się w garść przecierając oczy ręką. Wstała i poszła spowrotem na dół. Wyszła na zewnątrz, a przy tym podeszła do dużego drzewa, które rosło na podwórku i położyła na nim rękę.
Przejechała dłonią po napisie, który był wyryty w korze.

G + K = M i E

Uśmiechnęła się delikatnie do siebie, po czym ruszyła spowrotem na ścieżkę. Po drodze kupiła dwa bukiety białych tulipanów, po czym ruszyła w dalszą drogę. Stanęła przed wejściem na cmentarz, gdzie natychmiastowo wzięła głęboki oddech. Weszła na teren i szła przechodząc między grobami, aż w końcu doszła do jednego z jej przystanków. Do grobu zrobionego z czarnego marmuru, ze srebrnym napisem na czarnej płycie.

Tu spoczywa Harold i Clarissa Lazari.
Kochani dziadkowie i rodzice.

Włożyła jeden z bukietów do wazonu, który znajdował się na grobie, po czym stanęła przed nim i zaczęła mówić.

Mac: Cześć dziadku... Cześć babciu... Bardziej chyba przyszłam do babci... W końcu ciebie dziadku nie znałam... Gdybyś mnie teraz zobaczyła, nie chce nawet sobie wyobrażać, jaki dostałabym od ciebie ochrzan za wszystko co robiłam... W końcu obiecałam ci, że będę grzeczna... Coś mi chyba nie wyszło... Byłam okropna dla ludzi, którzy chcieli ze mną znaleźć wspólny język... Znając ciebie, pewnie jak byś skończyła mnie opieprzać, to... Byś mnie przytuliła... I powiedziała, że robisz to, bo się o mnie martwisz, i że.... Nieważne co robię... Kochasz mnie za to, jaka jestem... Kiedy był pogrzeb rodziców mówiłaś, że mogę zostać w domu jeśli się boję... Ale wiesz co, chyba w końcu nadszedł czas, żeby tamten mały szczurek wyszedł z norki... Pora zmierzyć się ze strachem... Przyszłam na ich grób... Chyba wreszcie się przełamałam...

Wytarła policzki, po których spływały łzy, a następnie nos. Odsunęła się kawałek od grobu.

Mac: Jeszcze przyjdę... Obiecuję...

Przeszła na ścieżkę prowadzącą dalej w głąb cmentarza, gdy nagle zerwał się mocny wiatr, który zdmuchnął jej czapkę z głowy. Podeszła do czapki i otrzepała ją z kurzu, po czym ponownie spojrzała na grób. Uśmiechnęła się, a w następnym momencie dodała jeszcze kilka słów.

Mac: Daję sobię radę... Mam przy sobie osoby, na których bardzo mi zależy...

Założyła czapkę na głowę i dalej mówiła, trzymając przy tym daszek.

Mac: ... I wiem, że im zależy też na mnie... Do zobaczenia... Babciu...

Wiatr się uspokoił, a Mac ruszyła dalej. Szła w miarę zdecydowanymi krokami, jednak im bliżej była, tym bardziej czuła kłucie w sercu. Nie wiedziała czego powinna się spodziewać. Do tej pory wszystko związane z jej przeszłością, blokowało ją. Strach kumulował się w niej z każdym krokiem, i im bliżej była celu, tym bardziej się bała. Jednak, gdy stanęła przed białym, marmurowym grobem rodziców, nie czuła nic. Zupełna pustka. Spojrzała na złoty napis na grobie, przez co wstrzymała oddech.

Tu spoczywają Glen i Klara Lazari wraz ze
swoim synem Eliotem Lazari.
Kochani rodzice, dzieci, a także ukochany brat i
wnuk.

Przyglądała się napisowi bez żadnych uczuć na twarzy. Podeszła bliżej i stanęła przed ławeczką, która stała przy grobie. Po chwili ciszy w końcu zaczęła mówić.

Mac: Wróciłam... Mamo... Tato... Eliot...

Do jej oczy napłynęły łzy. Upuściła kwiaty, które trzymała w prawej ręce, po czym wybuchła płaczem. Usiadła na ławeczce i pochyliła do przodu, opierając się tym samym czołem o kolana.

Mac: ...Tęsknię za wami....

Powiedziała przez słone łzy i dalej płakała. Po godzinie spędzonej w tej pozycji, wróciła do świątyni, gdzie pozostali tylko czekali na jej powrót. Gdy tylko zobaczyli, że otworzył się portal, odrazu pobiegli w jego kierunku. Jednak to co zobaczyli, to Mac ze spuszczoną głową i dłońmi w kieszeniach bluzy. Idąc szurała butami o nawierzchnię, ale zatrzymała się, gdy usłyszała głosy pozostałych.

Nina: Wszystko dobrze?

Spojrzała na nich lekko opuchniętymi oczami od łez, na co oni natychmiast zwrócili uwagę.

Mac: Nic...mi nie jest...

Odpowiedziała smętnie i odwróciła wzrok.

Lin: Napewno?

Dopytywała, ale dziewczyna tylko kiwnęła głową.

Mac: Po prostu... Za dużo emocji... To wszystko... Serio...

Jack: Jak byś chciała z kimś pogadać, to wiesz, zawsze możesz do nas przyjść..

Mac: Wiem... Jak bym was nie miała, już dawno wpadłabym w depresję...

Niemrawo się do nich uśmiechnęła, po czym ruszyła do budynku mieszkalnego i poszła do swojego pokoju. Wieczorem przyglądała się zdjęciu, które wzięła ze swojego domu, gdy nagle przed nią pojawiła się Freya.

Mac: Freya...

Freya: Mackenzie...

Mac: Co się stało?

Freya: Rozwiązałaś pierwszą część zagadki...

Mac: Jak to część?

Freya: Nie powiedziałam ci całej zagadki, ponieważ wiedziałam, że będzie ona trudna do rozwiązania... Powiedziałam ci jej pierwszą część...

Mac: Jak brzmi dalszą część?

Freya: Przeszłość się ujawni, mrok umysł spowije. To co niegdyś martwe, życie swe odzyska. Ogień piekielny poczujesz, lecz łzy ból twój ukoją. Wtedy światło silne powstanie, które wrogów powali po raz pierwszy.

Mac: Jeśli ją rozwiąże... Dowiem się dlaczego nie mogę przebudzić mocy?

Freya: Przekonamy się...

Czarno włosa zniknęła, a Mac przesunęła się do poduszki i przykryła nogi kołdrą. Położyła zdjęcie przy lampce nocnej, która stała na szafce nocnej przy łóżku. Zgasiła światło, po czym położyła głowę na poduszkę i otuliła się kołdrą pod samą szyję, zawijając się przy tym w kulkę. Chwilę pomyślała o dzisiejszym dniu, aby następnie zamknąć oczy i zanurzyć się w krainie snów. Jednak nie był dany jej spokojny sen. Po kilku minutach gwałtownie się obudziła, będąc przy tym cała zalana potem i roztrzęsiona. Gdy zamknęła oczy, dostała kolejnej wizji Elote.

Mac: Chaos nadchodzi...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro