Nowe czasy
I tak oto
Pierwszy rozdział!
Miłego czytania!
Zanim wszystko się skończyło, najpierw musiało się zacząć. Niegdyś uważano, że świat powstał ze strachu i mroku. W pewnej mierze była to prawda. Świat jest podzielony na dwie części. Na część stworzoną właśnie z chaosu i strachu oraz połowę stworzoną przez elementy. Przed tysiąc laty piątka herosów zniszczyła Chaosa i nastały czasy światła oraz pokoju. Ale niestety, piątka elementów straciła przy tym życie. Po ich istnieniu został kamień o sześciu kolorach. Zielonym, błękitnym, złotym, czerwonopomarańczowym, granatowym i śnieżnobiałym. Kilka wieków później, pewien mnich w ukrytej świątyni zaobserwował dziwne zjawisko. Kamień przysłoniła czarna smuga. Każdy odcień zmienił się w jakiś kształt. Kształt człowieka. Wtedy po prostu wiedział, że coś się szykuje. Rozpoczęto przygotowania i poszukiwania, ale na próżno. Mnich, który widział zjawisko na kamieniu przez kolejne dwa lata medytował, aż w końcu dostał wizję. Widział w niej twarze oraz słyszał imiona nowonarodzonych elementów. Po ujrzeniu przepowiedni stracił przytomność. Przeniesiono go do sali medycznej, gdzie odpoczywał przez parę dni. Chodź nie specjalnie miał na to ochotę. Narysował portrety osób będących nowym pokoleniem elementów.
Od tamtego czasu było w miarę spokojnie. Jednak świat zaczął się drastycznie zmieniać. Nic nie było już takie samo. Kilka lat po zdarzeniu z kamieniem nastało zaćmienie. Ujawniło ono moce elementów w piątce nastolatków. W świątyni zaczęto ponownie poszukiwania. Tym razem z rezultatem. Pierwszy element znajdował się w Kanadzie. Drugi we Francji. Trzeci w Wielkiej Brytanii. Czwarty w Korei. A piąty w Holandii. Natychmiast wysłano piątkę mnichów niższej rangi na ich poszukiwania w tamtych rejonach. Każdy z nich miał przy sobie list, który miał przekazać wybrańcowi. Pierwszym znalezionym elementem był Element Lodu, który znajdował się w Londynie. Kolejny był Element Błyskawicy, który został znaleziony w Paryżu. Kolejny był Element Lawy w Korei. Ostatnim znalezionym elementem był Element Drewna. Elementu Blasku Słońca i Księżyca nie udało się znaleźć. Jednak zanim informacja o tym dotarła do świątyni, pozostałe elementy już się tam zjawiły. Minęły trzy dni. Nic nie znaleziono. Żadnej informacji, ani poszlaki, gdzie ostatni wybraniec mógłby być. Rozesłano mnichów w różnych kierunkach świata, aby znaleźć ostatniego, ale i to nie przynosiło efektów. Pozostałe elementy w tym czasie zaczęły się denerwować, przez całą tę niewiedzę.
Rey: Powoli zaczynam mieć tego dosyć...
Nina: Może pomożemy im w tych poszukiwaniach?
Jack: Prawdopodobnie bardziej byśmy przeszkadzali, niż pomagali...
Siedział z nosem w książce.
Lin: Spróbujcie zrobić to samo co ja!
Powiedziała, zwisając głową w dół i trzymając się nogami na belce pod sufitem.
Nina: To raczej nie jest zbyt przyjemne, gdy krew ci spływa do głowy...
Rey: Mogłabyś zejść?
Lin: Czemu?
Jack: Bo niezbyt wygodnie się z tobą gada, gdy wisisz pod sufitem, który jest trzy metry nad ziemią?
Lin: No dobra..
Nina : Podstawie ci może krzesło
Lin: Nie trzeba dam radę zejść...
Zrobiła fikołka w tył i wylądowała w pozycji kucającej.
Jack: Czyli od teraz mam znajomą Wariatkę-akrobatkę...
Lin: Hehehe...
W tym samym czasie jeden z niższych rangą mnichów wylądował w Australii. Gdy przechadzał się w poszukiwaniu ostatniego z elementów, minęła go dziewczyna, od której wyczuł jasną energię. Jednak, gdy się odwrócił, zniknęła ona mu z pola widzenia. Rozglądał się w poszukiwaniu postaci, ale nie znalazł jej. W tym samym czasie tamta dziewczyna weszła do sierocińca, w którym mieszkała. Gdy tylko znalazła się w środku, opiekunka natychmiastowo naskoczyła na nastolatkę.
Opiekunka: Dzwonili ze szkoły... Znowu nie byłaś na lekcjach... Jak tak dalej pójdzie, to cię wywalą..
Mackenzie: Tak, tak...
Opiekunka: Marnujesz sobie życie takim zachowaniem...
Mackenzie: Mówisz jakbyś była moją matką, ale nią nie jesteś... Więc przestań się tak zachowywać...
Opiekunka: Muszę..
Mackenzie: Mie musisz..
Opiekunka: Muszę, ponieważ będę się tobą opiekować, póki nie skończysz osiemnastu lat..
Mackenzie: Nie martw się, zostały tylko dwa lata.. W końcu ja się uwolnie od ciebie i od tych twoich głupich zasad, a ty uwolnisz się ode mnie...
Odwróciła się i poszła spowrotem w stronę wyjścia.
Opiekunka: A ty dokąd?
Mackenzie: Jak najdalej od tego miejsca..
Opiekunka wyszła za nią na zewnątrz.
Opiekunka: Przestań się zachowywać jakbyś była dorosła!
Mackenzie: Nie słucham cię!
Wyszła za próg sierocińca zdenerwowana rozmową, przez co nie zauważyła nikogo i wpadła na młodego mnicha. Uderzenie spowodowało, iż wylądowała na ziemi.
Mackenzie: Patrz jak łazisz!
Młody mnich: Nic ci się nie stało?
Podał jej rękę, aby wstała, a gdy go za nią złapała, po jego plecach przeszedł dreszcz. Przytłaczająca moc, jaką posiada dziweczyna powaliła młodego mężczyznę na kolana.
Mackenzie: Wszystko w porządku?
Zapytała lekko zaniepokojona zachowaniem chłopaka.
Młody mnich: Nic mi nie jest...
Odpowiedział i natychmiastowo się podniósł, po czym otrzepał swoje ubrania z kurzu.
Młody mnich: Jak masz na imię?!
Teraz to on, ale bardziej niespokojnie zadał pytanie.
Mackenzie: Mackensie... Na pewno wszystko ok?
Młody mnich: Ee? A... Tak, nic mi nie jest...
Mackenzie: Dobrze... W takim razie.. Do widzenia...
Przeszła obok niego szybkim krokiem. Mnich chciał ją zatrzymać, ale przebiegła już ona na drugą stronę ulicy.
Mackenzie: Jakiś dziwak...
Mackenzie przechadzała się po mieście. Kierowała się do sklepu plastycznego, aby kupić nowy szkicownik. Stanęła na przejściu dla pieszych, a gdy światło zmieniło się na zielone ktoś ją szturchnął. Nie zdążyła nawet zareagować, gdy do jej uszu doszedł krzyk jakiejś kobiety. Mężczyzna, który szturchnął Mackenzie leżał na jezdni w kałuży czerwonej cieczy. Na ulicy rozpoczęła się panika. Dziewczyna stała jak wryta, aż w pewnym momencie usłyszała warczenie. Powoli podniosła wzrok na rurkę podtrzymującą światła drogowe, a tam zobaczyła siedzące na niej stworzenie, podobne do gargulca. Dziewczyna zaczęła się odsuwać, a stwór zeskoczył i wylądował niecałe pięć metrów od niej.
Nagle wydał z siebie okropny ryk, po czym ruszył w jej stronę. Przerażona nastolatka natychmiast rzuciła się do ucieczki. Co chwilę spoglądała się za siebie, aby sprawdzić, czy potwór jej nie dogania. Dziewczyna wpadła na jakąś kobietę, z którą przewróciła się na chodnik. Po chwili jej gardło zostało rozszarpane przez stwora. Mackenzie widząc to, wstała i jak najszybciej ruszyła dalej, co sił w nogach. Potwór zabił jeszcze dwójkę przechodniów, na których wpadła, aż w końcu wbiegła do uliczki.
Mackenzie: Dlaczego to coś mnie goni?!
Była już padnięta, ale ponownie usłyszała warczenie potwora, co oznaczało jedno. Nie zgubiła go. Dziewczyna pobiegła dalej w głąb uliczki, która okazała się ślepym zaułkiem. Odwróciła się do potwora, który coraz bardziej się do niej zbliżał. Osunęła się na ziemię, a łzy napłynęły jej do oczu. Dziewczyna złapała się za głowę i skuliła, kiedy był coraz bliżej. Gargulec chciał na nią skoczyć, ale w tym momencie moc Mackenzie się w pewnym stopniu ujawniła.
Mackenzie: NIE ZBLIŻAJ SIĘ DO MNIE!!!
Wokół dziewczyny powstała świetlista bariera, a potwór zamienił się w drobny pył, gdy tylko styknął się z mocą. Mackenzie siedziała na ziemi skulona do czasu, aż po chwili usłyszała szelest. Ponownie był to młody mnich, którego spotkała wcześniej. Gdy stanął obok niej Mackenzie się wzdrygnęła i spojrzała najpierw na niego, a potem na siebie.
Mackenzie: Co się stało..? I gdzie się podział tamten potwór..?
Młody mnich: Twoja moc jest naprawdę niesamowita, ale musisz nauczyć się używać jej świadomie..
Mackenzie: M...oc? Jaka moc? Co tu się dzieje i dlaczego to coś mnie goniło?
Podniosła się z ziemi i spojrzała na niego z wyrzutem oraz nadal wymalowanym na twarzy strachem.
Młody mnich: Na wszystkie pytania odpowie ci główny mnich naszej świątyni... A teraz jeśli pozwolisz ze mną..
Złapał dziewczynę za nadgarstek i w ułamku sekundy przenieśli się do świątyni. Mackenzie przewróciła się, bo przez ten przeskok straciła równowagę. Wylądowali w sali, w której akurat odbywała się jakaś uroczystość.
Mackenzie: Wat ben je aan het doen? Wil je me vermoorden? (Co ty robisz? Chcesz mnie zabić?)
Jack widząc, że dziewczyna upadła na ziemię podszedł do niej i podał jej rękę, aby wstała.
Jack: Nic ci nie jest?
Mackenzie: Nic...
Wstała z jego pomocą. Po chwili podeszła do niej pozostała trójka w towarzystwie mnicha. Starszy mężczyzna zaczął się zastanawiać, co się stało dziewczynie, że wygląda, jakby przeszła przez katorgę. Miała zdarte kolana, ukurzone ubrania i trzęsły się jej dłonie. Podszedł do niej i złapał jej głowę w dłonie. Ułożył palce w następującej kolejności. Kciuki pod kącikami oczu, wskazujący nad zgięciem łuku brwiowego, środkowy na skroni, serdeczny przy skrawku ucha, a mały na żuchwie. Maccensie miała wrażenie, jakby ktoś wszedł jej do głowy.
Główny mnich: Czyli to dlatego nie było cię w Holandii...
Mackenzie: Proszę?
Główny mnich: Ucieczka przed tamtym stworem musiała być okropnym przeżyciem... Jednak zanim odpoczniesz, przedstaw nam się... Elemencie Blasku Słońca i Księżyca
Mackenzie: ...
Mackenzie nie wiedziała co powinna odpowiedzieć. Mrugnęła kilkukrotnie, nie wiedząc jak zachować się w zaistniałej sytuacji.
Główny mnich: Ustawcie się na znakach w kształcie waszych znamion, a następnie powiedźcie swoje imiona oraz nazwiska i element...
Wszyscy się ustawili na okręgach, w których były przedstawione ich znamiona.
Jack: Jack Amel... Element Drewna...
Nina: Nina Sins... Element Błyskawicy...
Rey: Rey Colman... Element Lodu...
Lin: Lin Nuan! Element Lawy!
Mackenzie: Mackenzie.. Lazari... Element Blasku Słońca i Księżyca?...
Znamiona każdego z nastolatków po kolei zaczynały świecić, a po chwili cała piątka straciła przytomność. Po paru minutach wróciła im świadomość, dlatego podnieśli się do siadu.
Rey: Co to miało być?
Lin: Piecze mnie nadgarstek...
Jack: A mnie ramię i nie narzekam...
Nina: Skoro nie narzekasz, to po co mówisz, że coś cię boli?
Mackenzie: Co tu się właśnie stało?
Zwróciła się do mnicha, a pozostali również spojrzeli w jego stronę.
Główny mnich: Chodźcie za mną...
Wszyscy spojrzeli na siebie i poszli za mnichem. Zaprowadził ich do wysokiej, okrągłej wieży.
Główny mnich: To nasza biblioteka... Jest tu zapisane wszystko włącznie z historią, którą za moment wam opowiem...
Mackenzie: Super... Dobranocka..
Główny mnich: Możesz uważać to za historyjkę, ale wydarzyło się to naprawdę.. Usiądźcie przy stole...
Wszyscy podeszli do stołu, który znajdował się na środku sali. Stół był drewniany, ale znajdowały się na nim rzłobienia, zalane kolorowym szkłem.
Główny mnich: Pójdę po księgę..
Mnich poszedł po księgę i przez chwilę go nie było. Pozostali w tym czasie siedzieli przy stole i głównie próbowali zacząć rozmowę z Mackenzie. Ale się nie dało.
Jack: Mam na imię Jack... Miło cię poznać, Mackenzie..
Nina: O jakim potworze mówił mnich? A, tak! Jestem Nina..
Lin: Skąd pochodzisz? Jestem Lin przy okazji...
Mackenzie: Możecie przestać do mnie mówić?
Zdziwieni nawet się nie odezwali. Po powrocie mnicha, opowiedział on historię Elementów.
Główny mnich: Tak się kończy historia poprzednich Elementów, ale od dzisiaj zaczyna się nowa historia, której wasza piątka jest głównymi bohaterami...
Nina: Jak to głównymi bohaterami?
Główny mnich: Każdy z was posiada na ciele znamię wyglądające, jakby było ono wypalone... Jest ono wypalone na waszej duszy..
Rey: Czyli?
Główny mnich: Im wasze znamiona będą bardziej widoczne, tym większą moc będziecie posiadać... Z czasem nauczycie się jej używać... Jak narazie najwięcej mocy posiada Mackensie, ponieważ udało jej się użyć mocy, choć przez przypadek... I w małej ilości..
Wszyscy spojrzeli na dziewczynę, która wyglądała, jakby było jej wszystko jedno. Niespecjalnie obchodziło ją co mówił mnich i cały czas bawiła się telefonem.
Rey: Ją chyba za bardzo nie obchodzi, co mnich mówi...
Jack: Też mi się tak wydaje...
Główny mnich: Po tym wszystkim co dzisiaj się wydarzyło na jej oczach, nie dziwi mnie to, że wypiera od siebie prawdę...
Mackenzie: Nie wypieram... Po prostu nie wierzę w bajki..
Wstała od stołu, po czym poszła w stronę drzwi.
Główny mnich: A ty dokąd?
Mackenzie: Jak najdalej od tego wariatkowa...
Wyszła z biblioteki, rozejrzała się w poszukiwaniu wyjścia i ruszyła w jego stronę.
Główny mnich: Nie możemy puścić jej samej... Jeden daemonon już ją zaatakował... Idźcie za nią..
Nastolatkowie kiwneli głowami i wyszli za Mackenzie, która właśnie przechodziła przez bramę. Przebiegli przez plac i ruszyliśmy za dziewczyną. Nadal schodziła po schodach.
Nina: Ej!
Dziewczyna się odwróciła, spojrzała na pozostałych i wywróciła oczami, po czym poszła dalej. Pozostali ruszyli za nią w dół betonowych stopni.
Nina: Poczekaj!
Maccensie: Dajcie mi spokój!
Jack: Dlaczego taka jesteś?
Zatrzymała się, cmoknęła zirytowana i zwróciła się do pozostałej czwórki nastolatków.
Mackenzie: Bo myślałam, że żyje w normalnym świecie, ale nie. W normalnym świecie, ze świateł drogowych nie zeskoczył by jakiś stwór. Nie gonił by mnie przez pół Sydney. Później nie zniknął by przez jakieś coś, co niby we mnie jest od urodzenia. A potem nie znalazłabym się tu chuj wie jakim sposobem! Nie zdziwiłabym się, gdyby to był jakiś naprawdę chory sen, a ja bym się teraz obudziła w psychiatryku. Potem jeszcze tamten mnich który mówi, że jesteśmy nową nadzieją świata i rozmawia z nami, jakby nas znał w stu procentach... No błagam...
Główny mnich: Mackenzie Lazari, lat szesnaście, narodowość Holandia, mieszkała w Amsterdamie, aktualnie mieszka w Australii w Sydney... W wieku pięciu lat w jej życiu przydarzyła się tragedia, a po miesiącu kolejna...
Mackenzie: Co?
Zapytała zaniepokojona.
Główny mnich: Zarówno o tobie jak i o reszcie, wiemy wszystko... Więc wróć do świątyni, to również dowiesz się o wiele więcej...
Mackenzie spojrzała na mnicha, przez chwilę się zastanawiała, aż w końcu postanowiła wrócić. Wchodząc po schodach, całkowicie zignorowała pozostałą czwórkę, która chciała ponownie jakoś do niej zagadać.
Nina: To było chamskie...
Skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na chłopaków.
Jack: Może kiedyś się zmieni...
Wzruszył ramionami i podniósł wzrok.
Jack: Tylko oby nie w taką wariatkę!
Wskazał palcem za pozostałą dwójkę, a wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku. Koreanka oddaliła się w kierunku zwierzęcia, które odpoczywało, a przy tym na nie wsiadła. Nawet Mackenzie zwróciła wzrok na jej wyczyny. Wskoczyła mu na grzbiet i chciała na nim pojeździć, jednak bawołowi się to nie spodobało i zaczął ją gonić.
Rey: Wariatka...
Nina: Szurnięta wariatka...
Mackenzie: Narwaniec...
Nastolatkowie spojrzeli na Mackenzie, która po chwili westchnęła i zaczęła ponownie wspinać się po schodach do świątyni. W tym czasie Lin wspięła się na drzewo, a bawół chcąc je przewrócić przydzwonił w nie głową. Zwierzę usnęło, a rudowłosa wróciła do pozostałych.
Lin: Działo się coś?
Rey i Jack spojrzeli na siebie, po czym zgodnie wzięli Lin pod ręce i zaciągnęli do świątyni. Nina rozłożyła ręce załamana tym wszystkim, a następnie również ruszyła za nimi. Główny mnich spojrzał na grupkę nastolatków, a przez jego głowę przebiegła jedna myśl.
Główny mnich: Te dzieci biorą to zbyt na luzie.. Nie wiedzą co czeka świat, jeśli nie zaczną brać tego na poważnie...
Nastolatkowie czekali za mnichem, a podczas tego próbowali ponownie zagadać do Mackenzie.
Nina: Posłuchaj...
Mackenzie spojrzała na nią.
Nina: Nasza znajomość... Nie zaczęła się za dobrze... Więc.. Co ty na to, aby... No wiesz...
Mackenzie: Zacząć wszystko od początku?
Nina: Tak...
Mackenzie: Niech będzie....
Westchnęła głośno i poprawiła swoje włosy, zakładając je przy tym za ucho.
Mackenzie: Przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie...
Nina: Ee?
Mackenzie: Zazywyczaj nikt się za mną nie zadaje, dlatego nie wiem jak rozmawiać z innymi ludźmi...
Jack: Jak to nikt?
Mackenzie: Uważają, że żyje w swoim świecie, chodzę z głową w chmurach i jestem dziwna... Głównie dlatego przestałam chodzić do szkoły...
Nina: Nie chodzisz do szkoły? Co na to twoi rodzice?
Brunetka wzdrygnęła się na jej drugie pytanie.
Mackenzie:...
Nina i pozostali zauważyli, że rodzina to trudny temat dla Mackenzie. Nie wiedziała bowiem, czy jest w stanie się im zwierzyć, tym bardziej, że dopiero ich poznała. Gdy miała właśnie odpowiedzieć, Główny mnich wszedł przez bramę. Zauważył trudną atmosferę, jaka nagle zapanowała między nastolatkami.
Główny mnich: Dobrze.. Chodźcie, oprowadzę was... Wasza czwórka wie jedynie, gdzie są wasze pokoje i jadalnia, ale nie pokazałem wam jeszcze całej świątyni... I Mackenzie..
Podszedł do niej i się nad nią pochylił, po czym zaczął szeptać tak, aby tylko ona wszystko słyszała.
Główny mnich: Zaczynasz sie na nich otwierać... Ale nie jesteś w stanie powiedzieć nic o swojej rodzinie... Może kiedyś się przełamiesz, a narazie oby tak dalej...
Mackenzie kiwnęła głową, a mnich zwrócił się do reszty.
Główny mnich: Chodźcie za mną...
Wszyscy poszli za michem, który pokazywał im wszystko po kolei. Zaczął od sali treningowej, z której przeszli na plac treningowy zewnętrzny. Następnie pokazał im wielki ogród, gdzie znajdowały się różnorodne gatunki roślin zarówno leczniczych jaki i ozdobnych. Dalej była wieża z kilkoma piętrami, na każdym piętrze było co innego. Na najwyższym znajdowała się salą medytacja, a pod nią zwojownia, w której przechowywano najstarsze zapiski, które są z czasów pierwszej generacji. Niżej były przechowywalnie artefaktów. Mnich zwrócił na nie uwagę, ponieważ nikt nie ma wstępu na te pięć pięter.
Kolejny budynek, to mieszkalny. Na trzecim piętrze, które było najwyżej położone, były pokoje elementów. Niżej były kwatery mnichów, a na parterze była kuchnia i jadalnia. Następny budynek, który odwiedzili to punkt medyczny. Przedostatnia była biblioteka, w której byli wcześniej, a ostatnie były strażnice przy głównej bramie. Po skończonej wycieczce, mnich oddelegował nastolatków do ich pokoji. Mackenzie poprosiła mnicha jeszcze na chwilę, ponieważ miała do niego pewne pytanie.
Główny mnich: O co chodzi, Mackenzie?
Mackenzie: Mnich wie, że ja... mieszkam w sierocińcu...
Główny mnich: Jeśli się martwisz o to, jak zareaguje opiekunka, to nie przejmuj się tym. Już wszystko załatwiliśmy..
Mackenzie: Jak to?
Główny mnich: Wszystkie twoje rzeczy znajdziesz u siebie w pokoju..
Mackenzie: Moje rysunki.. Też?
Główny mnich: Też..
Mackenzie: Dziękuję...
Główny mnich: Zmykaj do swojego pokoju i odpocznij... Treningi zaczynacie niby dopiero za dwa dni, ale i tak... Ty tym bardziej powinnaś odpocząć...
Mackenzie: Mhm...
Mackenzie pobiegła w stronę budynku mieszkalnego, przy którym pozostali na nią zaczekali. Spojrzała na nich zaskoczona, a oni, lecz nie wszyscy, się do niej uśmiechnęli.
Mackenzie: Czemu wy...
Rey: I tak zajmujemy pokoje na tym samym piętrze, więc...
Lin: Chodźmy razem!
Mackenzie: Ok...
Całą grupą weszli do budynku, a następnie wbiegli po schodach. Gdy Mackenzie znalazła się w pokoju, poczuła jakby kamień spadł jej z serca. Z jednej strony nie wiedziała jak się zachować, a z drugiej zyskała coś zupełnie dla niej nowego. Bliskie osoby. Osoby, o których pomyślała, że może im zaufać. Mając te myśli w głowie i cały czas przypominając sobie opowieść mnicha, chwyciła się czegoś czego już bardzo dawno nie robiła. Wzięła czarną, niebieską, pomarańczową, białą, czerwoną, zieloną i ciemnogranatową farbę, sztalugę i płutno oraz kilka pędzli. Wszystko sobie ułożyła, po czym złapała za pędzel, który już zamoczyła w jednej z farb i pociągnęła włosiem po lnianym suknie.
Obraz, który malowała przedstawiał zarówno ją, jak i pozostałe elementy. Nie przykładała się jednak do detalów twarzy, a rysowała głównie kształty. Każdy po kolei był w innym kolorze, a wokół nich było czarne obramowanie. O około godzinie siedemnastej, nastolatkowie zapukali do pokoju Mackenzie, ale nie odpowiedziała im dlatego weszli. Dziewczyna była pochłonięta malowaniem tak bardzo, że nie zauważyła ich, jak znaleźli się w jej pokoju.
Oczywiście pozostali zwrócili uwagę zarówno na to, z jakim zaangażowaniem i precyzją maluje oraz czyści krawędzie, jak i na to, jak bardzo jest upaprana w farbie. W pewnym momencie dało się dokładnie zobaczyć, jak brudne miała ręce, ponieważ starła krople potu, która spłynęła jej po policzku zostawiając kolorową smugę na jej twarzy. Nina odchrząknęła, tym samym strasząc dziewczynę.
Nina: Zwrócisz na nas uwagę czy mamy przyjść później?
Mackenzie w panice i strachu wyrzuciła pędzel w powietrze. O dziwo miała takie wyczucie w sile, że pędzel wylądował w słoiku z wodą. Dziewczyna spojrzała na pędzel i odetchnęła z ulgą.
Mackenzie: Co jest?
Zapytała, kiedy spojrzała na pozostałych.
Nina: Chcieliśmy ci zaproponować wspólne wyjście na miasto, a raczej miasteczko... Ale widzimy, że jesteś zajęta...
Mackenzie: Właściwie to skończyłam...
Wskazała palcem na obraz, a pozostali stracili mowę, gdy zobaczyli co przedstawiał, Mackenzie w tym czasie próbowała znaleźć ścierke do wytarcia rąk. Nina podeszła do reszty obrazów, które były położone przy szafce i zaczęła je przeglądać.
Nina: Te obrazy są niesamowite!
Mackenzie słysząc to zaczerwieniła się i zaczęła się jąkać.
Mackenzie: Dzię.. Dziękuję
Jack: Co to miała być za reakcja?
Mackenzie: Ee? Aaa.. No cóż... Rzadko kiedy słysze coś takiego... Zwykle nikomu nie pozwalam oglądać moich prac...
Lin: Czemu?
Mackenzie: Wspomnienia...
Lin: Rozumiem...
Nina: Umiesz rysować ludzi?
Mackenzie: Tak... A co?
Nina: Świetnie się składa! Pomożesz mi w czymś!
Mackenzie: Co?
Nina posadziła Mackenzie na krześle i podała jej blok oraz ołówek.
Nina: Możesz narysować szkic człowieka?
Mackenzie: No dobra..
Mackenzie pobazgrała po kartce i już chwilę później stworzyła zarys sylwetki człowieka. Pozostali w tym czasie rozejrzeli się po pokoju, ale w głównej mierze, przeglądanie jej pracę.
Mackenzie: I co teraz?
Nina: Ja nie umiem rysować, a potrzebuje projekt, który przedstawia strój, który wymyśliłam...
Mackenzie: Czekaj, jesteś krawcową?
Nina: We Francji uczęszczałam do Akademii krawieckiej... Ale... Moje projekty przypominały bardziej bazgroły przedszkolaka, aniżeli projekt...
Mackenzie: Dobra, to co mam narysować?
Nina: koszula, zapinana na osiem guzików z rozkloszowanymi rękawami ze ściągaczami na nadgarstkach i w talii, trochę wydłużony tył koszuli, aby delikatnie przypominał sukienkę, obcisłe skórzane spodnie z czterema zamkami na udach, po dwa na każdym, i czarne eleganckie szpilki...
Mackenzie: Coś takiego?
Pokazała Ninie projekt, pozostali też na niego spojrzeli. Gothce odrazu zaszkliły się oczy z zachwytu.
Nina: Idealnie! To teraz kolejne dwadzieścia!
Mackenzie: Co? A możemy zająć się tym poźniej?... Chcieliście iść na miasto...
Nina: Aaa.. Faktycznie...
Mackenzie: To... Idziemy?
Jack: Nie zapomniałaś o czymś?
Mackenzie na niego spojrzała, a on wskazał na policzek.
Nina: Masz farbę na policzku...
Nina wzięła ścierke, w którą Mackenzie wycierała ręce i wytarła jej policzek. Po chwili dziewczyna wstała z krzesła, założyła buty, bluzę, rozpuściła włosy i włożyła na głowę czapkę, aby następnie zwrócić się do pozostałych.
Mackenzie: Idziemy?
Lin do niej podskoczyła i złapała pod ramię, po czym cała piątka ruszyła na miasto. Wieczorem po powrocie wszyscy byli tak padnięci, że odrazu wskoczyli do łóżek. Jednak nie wszyscy dali radę zasnąć. Mackenzie dość długo wierciła się w łóżku, bo nie mogła zasnąć. Wciąż miała tamte wydarzenia przed oczami. Cały czas miała przed oczami twarze tamtych ludzi, gdy zginęli. Z zamyślenia wybiło ją pukanie do drzwi. Podniosła się na łokciach, przełknęła ślinę, po czym się odezwała.
Mackenzie: Kto tam?
Rey: To ja.. Rey.. Możesz otworzyć?
Brunetka odrazu wstała z łóżka i podeszła do drzwi, który następnie otworzyła.
Mackenzie: Co jest?
Rey: Ściany tutaj są dosyć cienkie i słychać każdy ruch... Więc... Możesz z łaski swojej przestać się wiercić?
Mackenzie: Wybacz... Tutaj jest trochę inna strefa czasowa...
Rey: Jestem z Londynu, a tam aktualnie jest szesnasta...
Jack: Dokładniej szesnasta trzydzieści dwie, ale ty powinieneś wiedzieć o tym lepiej... Panie idiotyczny emo...
Rey: Cholerny mondrala...
Mackenzie: Ej.. Dobra chłopaki.. Weźcie przestańcie... Gdy wróciliśmy, mnich mówił, że mamy sobie zaufać...
Nina: Mackenzie ma rację...
Lin: A jak chcemy sobie zaufać, to musimy się lepiej poznać!
Główny mnich: O ile dobrze pamiętam, mieliście iść spać... Nina, Rey, Jack i Lin do łóżek, a z tobą Mackenzie chciałbym porozmawiać...
Wszyscy kiwnęli głowami, czwórka elementów wróciła do swoich pokoi, a Mackenzie wzięła swoją bluzę oraz buty, po czym poszła za mnichem.
Główny mnich: Słyszałem twoją rozmowę z Reyem... To nie tylko strefa czasowa, prawda?
Mackenzie: Cały czas mam twarze tamtych ludzi przed oczami...
Główny mnich: Nie powinnaś się tym przejmować, każdy kiedyś umrze, niektórzy wcześniej, a inni później... Jednakże nie można zapominać, że każde życie jest święte, a gdy opanoujecie swoje elementy, obrona ludzi będzie waszym obowiązkiem...
Zatrzymali się.
Główny mnich: To nie będzie łatwe i czasami będziecie musieli podejmować ciężkie i trudne decyzję... Dlatego zaufanie między waszą piątką, jest tak ważne... Dzięki niemu pokonacie wszystkie przeciwności losu...
Mackenzie: Rozumiem...
Główny mnich: Wracaj do łóżka i spróbuj nie myśleć o tamtej sytuacji... Spróbuj pomyśleć o czymś miłym...
Dziewczyna kiwnęła głową i wróciła do siebie. Zdjęła bluzę i buty, położyła się, po czym zamknęła oczy. Zrobiła to co powiedział mnich. Następny dzień minął spokojnie i w miłej atmosferze. Nazajutrz rozpoczął się trening, który no cóż, krótko ujmując, nie poszedł im najlepiej. Przez to, iż nie brali tego na poważnie, mnich dał im karę w postaci posprzątania każdego, najmniejszego skrawka kurzu, znajdującego się w sali medytacyjnej. Po wysprzątaniu całej sali na błysk, nastolatkowie dosłownie padli na ziemię i zaczęli narzekać.
Rey: Na sto procent jutro będą mnie boleć mięśnie...
Nina: Będę mieć zakwasy...
Mackenzie: Nigdy więcej...
Jack: Aaaa... Umieram..
Lin: Kto jest za tym, żeby następnym razem wziąść się za ten trening porządnie...?
Wszyscy jednogłośnie : JA!
Przez chwilę leżeli na podłodze w ciszy, wpatrując się w malowidło na suficie, które przedstawiało poprzednie elementy w chwili zniszczenia Chaosu. Po jakimś czasie Jack przerwał ciszę, która zapadła między nastolatkami.
Jack: Mam propozycję.. Skoro i tak musimy siedzieć tu póki mnich nie wróci, to poznajmy się lepiej...
Nina: W sumie to... Czemu nie.. Tak jak mówiła Lin... Aby sobie zaufać musimy się lepiej poznać... Mogę zacząć, jeśli nikt inny nie jest chętny...
Jack: Jeśli chcesz, to proszę bardzo.. Zaczynaj..
Nina: Dobra... Hmm.. Od czego by tu... Zacznę może od tego, że ani mój tata, ani moja mama nie interesowali się mną i moją starszą siostrą. Dlatego, gdy moja siostra skończyła osiemnaście lat zabrała mnie z domu i razem przeprowadziłyśmy się do Paryża. Jednego lata moja matka do nas przyjechała, ale wyłącznie po to, aby nam powiedzieć, że obie nas wydziedzicza. Może w sumie to i lepiej... Od tamtej pory ani moja siostra ani ja nie mamy z nią kontaktu... Moja siostra dała mi więcej miłości, niż moi rodzice razem wzięci.......Dobra.. To kto teraz? Jack?
Jack: Niech będzie... Tak więc.. Każdy raczej w dzieciństwie grał w piłke, grał w gry wideo i tak dalej, ale nie ja. Ja się opiekowałem moją mamą. Była chora na białaczkę. Zmarła, gdy miałem czternaście lat. Od tamtego czasu mieszkałem z ojcem, z którym jestem naprawdę mocno skłócony, bo zostawił mamę, kiedy chemi przestawała działać. W sumie to tyle... Lin... Twoja kolej..
Kiwnęła głową, spojrzała na malowidło, wzięła głęboki wdech i zaczęła opowiadać.
Lin: W mojej rodzinie było raczej normalnie. Rodzice chodzili do pracy, ja do szkoły. A w szkole zwykle byłam sama. Przez mój charakter mało kto się ze mną zadawał. Uważali, że jestem nadpobudliwa i nieprzewidywalna. Ale była jedna dziewczyna, która była moją najlepszą przyjaciółką. Nazywała się Fei. Ale... Zginęła. Potrącił ją samochód, gdy przechodziła przez pasy, a ja... To wszystko widziałam. Po tym wszystkim wysłali mnie do psychiatry, a on stwierdził, że mam upośledzenie psychiczne i w sumie się mnie boi, więc.... Mam do niego więcej nie przychodzić... Rey... Teraz ty!
Rey: Jasne, jasne... Hmmmm... Dobra.. Więc tak.. Nie znam mojego ojca. W sumie, to nawet moja matka go nie zna. Zaszła w ciążę, gdy miała szesnaście lat, a mój ojciec zwiał. Jej rodzice pozbyli się jej z domu, bo nie chcieli mieć pod dachem bękarta. Wynajęła jakąś klitke w Londynie i mieszkała tam, póki nie skończyłem trzech lat. To wtedy znalazła se nowego gacha. Facet okazał się być najgorszą mendą na świecie. Po jakimś tygodniu związku z moją matką zaczął ją bić. Gdy skończyłem dziesięć lat, chciałem stanąć w obronie mojej matki, ale powiedziała, że mam się nie wtrącać. To w sumie tyle.. Od tamtego czasu cały czas wyżywa się na niej, a ja nie mogę nawet kiwnąć palcem bo ona go... Kocha... Mackenzie... Teraz ty...
Mackenzie:...
Nina: Mackenzie.. O co chodzi?
Mackenzie się podniosła i usiadła po turecku. Spuściła głowę, a włosy zakryły jej twarz. Pozostali też się podnieśli i spojrzeli na nią.
Nina: Mac...
Dziewczyna weszła jej w słowo.
Mackenzie: Ja... Nie wiem co mam powiedzieć...
Jack: Jak to?
Lin: Po prostu opowiedz o swojej rodzinie i o sobie...
Mackenzie: Tylko widzicie... Chodzi o to, że ja... Nie mam rodziny...
Pozostali zaniemówili.
Mackenzie: Od... Od piątego roku życia... Mieszkam w sierocińcu..
Nina: Co?
Rey: Co się stało z twoją rodziną? Mnich powiedział, że w twoim życiu wydarzyła się jakaś tragedia..
Mackenzie: Nie pamiętam... W szpitalu powiedzieli mi, że zginęli w wypadku samochodowym, a ja wypadłam przez okno...
Jack: A dziadkowie?
Mackenzie: Jedyną rodziną, która mi wtedy pozostała była moja babcia, ale... Zmarła miesiąc później...
Nina: To okropne...
Maccensie: Tak...
Otarła łzy, które próbowała powstrzymać.
Mackenzie: Próbowałam być silna, ale chyba nie wyszło...
Jack: W takich sytuacjach nikt nie potrafił by być silny...
Lin: Zgadzam się...
Mackenzie: Próbujecie mnie pocieszyć, ale nic nie zmieni tego, że na tym świecie nie mam nikogo, nie mam rodziny i musiałam się z tym pogodzić dawno temu...
Nina: Masz rodzinę...
Wszyscy spojrzeli na Nine.
Nina: Masz nas... Tutaj mamy tylko siebie.
Nina spojrzała Mackenzie prosto w oczy.
Nina: Na początku może między nami były spięcia... Ale dzięki temu, że tamta skorupa opadła, teraz potrafimy się przed sobą otworzyć ... Może nie masz rodziny typu mama i tata, ale masz nas.. Nasza piątka też może stać się rodziną.. Co nie?
Spojrzała na pozostałych.
Jack: Pewnie
Lin: A jak miało by być inaczej? Oczywiście, że tak!
Rey: Jasne
Rey zwrócił się do Mackenzie.
Rey: Smutna mina ci nie pasuje, więc się uśmiechnij...
Mackenzie: Mhm!
Mnich przyszedł do nastolatków pare chwil później. Zauważył, że atmosfera między nastolatkami uległa zmianie. Teraz razem rozmawiali i śmiali się z tego samego. Zaczęli się rozumieć.
Mackenzie: Mnich przyszedł...
Zauważyła, a wszyscy na niego spojrzeli.
Główny mnich: Chyba nigdy wcześniej nie było tu tak czysto... Wykonaliście to zadanie w ramach kary, ale zrobiliście też coś więcej...
Odnaleźliście wspólny język...
Wszyscy kiwnęli głowami i spojrzeli na siebie. Mnich dał nastolatkom znać, aby poszli za nim, a oni natychmiast to uczynili. Po chwili byli na drugim piętrze, dokładnie w tej samej sali, w której dwa dni wcześniej odbywała się uroczystość.
Główny mnich: Spróbujmy ponownie... Wiecie co robić...
Jack: Jack Amel, Element Drewna!
Nina: Nina Sins, Element Błyskawicy!
Rey: Rey Colman, Element Lodu!
Lin: Lin Nuan, Element Lawy!
Mackenzie: Mackenzie Lazari, Element Blasku Słońca i Księżyca!
Znamiona nastolatków zaświeciły ale tym razem nie stracili oni przytomności. Gdy ich znamiona zgasły, wszyscy spojrzeli po sobie i parskneli jednocześnie ze zdumienia jak i z zachwytu.
Jack: Udało nam się...?
Główny mnich: W pewnym sensie...
Mackenzie: Jak to?
Główny mnich: Udało wam się Elementarne Połączenie, ale nie uda wam się zrobić tego idealnie, póki wasze moce są tak słabe i nie przebudziliście jeszcze swoich broni... Co nie znaczy, że nie będziecie tego ćwiczyć... No dobrze, od dnia jutrzejszego treningi będą się odbywać co drugi dzień od ósmej, a kończyć się będą o jedenastej... Zrozumiano?
Wszyscy jednogłośnie: Tak!
Główny mnich: Możecie się rozejść..
Gdy wyszli z sali Mackenzie chciała wracać do swojego pokoju, ale Nina jej na to nie pozwoliła.
Razem z Lin złapały ją pod ręce i zaciągnęły do ogrodu. Rey i Jack ciekawi o co chodzi dziewczynom, poszli za nimi.
Lin: Siadaj!
Mackenzie: Już siedzę.. Przecież mnie posadziłyście na ławce...
Lin: No tak... Hehehe...
Maccensie: Powiecie mi o co chodzi?
Lin: Nina ci wytłumaczy!
Mackenzie spojrzała na Nine, która oparła się o kamienną balustrade, która oddzielała świątynie od przepaści i innych gór. Spojrzała na brunetkę i uchyliła wargi, aby coś powiedzieć.
Nina: Twoje imię jest za długie...
Mackenzie: Pro.. Prosto z mostu...
Nina: Nie masz jakiegoś przezwiska albo skrótu na swoje imie?
Mackenzie: Mam... Ale jest strasznie dziecinne..
Lin: Hmmmm...
Rey: Hmmmm...
Jack: Hmmmm...
Nina: Hmmmm... Mac...
Wszyscy na nią spojrzeli.
Nina: Będzie pasować...
Mackenzie: Niech będzie!
Mijały kolejne dni. Około dwa tygodnie po przybyciu nastolatków do świątyni, ich moce zaczęły się ujawniać. Pierwsza była Lin, która stopiła barierkę przy schodach. Tydzień później był Jack, który podczas czytania książki w ogrodzie nie przewracał kartek ręką, a robiły to pędy roślin tam rosnących. Później była Nina która, gdy tylko chciała złapać coś metalowego, między jej palcami, a tym przedmiotem powstawała wiązka pioruna. Następny był Rey, który zamrażał krople deszczu, które na niego spadały. Moce Mackenzie nie przebudziły się do końca. Ukazywały się tylko wtedy, gdy była w niebezpieczeństwie i jedynie w postaci tarczy. Pozostali jednak o tym nie wiedzieli. Mackenzie im o tym nie powiedziała. Nie chciała, aby uznali ją za trochę gorszą, dlatego zaczęła się bardziej przykładać do treningów, aby wskoczyć na podobny poziom co oni. Niestety na próżno.
Mam nadzieję, że się podobał i was zainteresował!
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro