Głębia
Mac przebiegła przez dziedziniec o wiele szybciej, niż zazwyczaj. Zatrzymała się w połowie i spojrzała za siebie. Kurz latał wokół toru, jaki przebiegła.
Mac: Co się dzieje?
Powiedziała do siebie, po czym wzruszyła ramionami stwierdzając, że potem się nad tym zastanowi. Pobiegła dalej i w ułamku sekundy znalazła się pod biblioteką. Skąd wiedziała, że tak szybko? Ponieważ prawie wpadła w drzwi, ale miała szczęście, bo szybko się zatrzymała. Otrząsnęła się, po czym otworzyła drzwi, weszła do środka i wbiegła na wcześniej wskazane przez mnicha piętro. Przechadzała się między półkami, które były w całości zapełnione książkami, aż w końcu znalazła mężczyznę, trzymającego w dłoni książkę. Podeszła do niego. Odchrząknęła, aby zwrócił na nią uwagę, a on się do niej odwrócił.
Mac: Chciał mnich, żebym przyszła...
Główny mnich: Tak, dziękuję, że tak szybko przyszłaś i proszę...
Podał jej książkę. A potem następną. I kolejną. W pewnym momencie zrobił się z tego stos około trzydziestu ksiąg. Mackenzie kilkukrotnie zamrugała nie wiedząc o co chodzi.
Główny mnich: Musisz przestudiować wszystkie te książki...
Mac: Że co proszę?
Główny mnich: To strategię, których używały poprzednie elementy. Ponieważ jesteś kapitanem, powinnaś je znać.
Mac: Będę to czytać przez najbliższe dwa tygodnie...
Wymruczała pod nosem, kiedy to poprawiła książki, aby jej nie wyleciały.
Główny mnich: Masz czas do jutra...
Mac: Że jak?! To jest niewykonalne!
Główny mnich: Napewno dasz sobie radę. Musisz tylko zrozumieć, co powinnaś począć. W końcu wiara w samego siebie, jest najważniejsza.
Wypowiadając ostatnie zdanie, minął Mackenzie. Mac gwałtownie się odwróciła, aby go zatrzymać.
Mac: Ale!
Mnich zniknął z jej pola widzenia. Usłyszała po chwili zamykanie się drzwi do biblioteki. Spojrzała na książki, które upuściła i zrobiła minę, która wyrażała jedno. Załamanie.
Mac: To jest chyba jakiś kiepski żart. Nie no. To się nie dzieje naprawdę.
Zaczęła mówić do siebie, jednocześnie zbierając książki. Podeszła do biblioteczki i położyła stos książek na podłodze. Usiadła zaraz obok niego, opierając się plecami o półkę za nią, a następnie chwyciła pierwszą książkę. Zaczęła czytać, ale książka ta była tak nudna, że po godzinie czytania zaczęły jej się kleić powieki. Zatrzasnęła książkę, po czym zrezygnowana zaczęła znów do siebie mówić.
Mac: To jest niemożliwe do zrobienia.
Odłożyła książkę na stosik, po czym zostawiła go pod półką. Przechodząc obok jednej z biblioteczek, zwróciła uwagę na starą księgę. Podeszła bliżej i wzięła ją do ręki.
Mac: "Sekrety Technik Blasku Słońca i Księżyca"
Mruknęła coś pod nosem.
Mac: Może się przyda...
Otworzyła książkę i mimo zmęczenia, przeczytała pierwszą lepszą technikę. Po kolejnej godzinie zamknęła książkę i wzięła ją ze sobą. Zeszła po schodach, po czym wyszła z biblioteki i ruszyła w kierunku budynku mieszkalnego, aby uwalić się na swoje łóżko. Po drodze jednak napotkała pozostałych, którzy siedzieli i spokojnie rozmawiali w jadalni.
Lin: Mac! Chodź do nas!
Nina: Właśnie!
Podeszła do nich. Będąc niecałe dwa metry od nich, zaczęła ziewać, przez co zakryła usta dłonią.
Jack: Co ty taka zmarnowana?
Rey: Wyglądasz jak siedem nieszczęść...
Mac: Dzięki, Rey. Potrafisz podnieść człowieka na duchu.
Zaśmiali się z jej komentarza.
Nina: A tak serio, to co ci jest?
Oparła się łokciem o blat stołu, a Mac ponownie ziewnęła.
Mac: Sory. Byłam w bibliotece i czytałam mega nudną książkę. Serio nudną, bo aż mi się powieki zaczęły kleić same do siebie...
Eliot: To dlatego wyglądasz, jakby coś z ciebie życie wyssało.
Mac: Jest aż tak źle?
Nina: Chyba nie chcesz znać odpowiedzi...
Mac: Chyba masz rację. Idę spać.
Lin: Wyśpij się...
Mac: Dobranoc...
Ziewnęła, a pozostali życzyli jej dobrej nocy, zanim zniknęła za zakrętem. Gdy tylko weszła do swojego pokoju, odrazu walnęła się na swoje łóżko, z którego już nie wstała. Gdy tylko zamknęła oczy, dostała kolejną wizję Elote.
Wszędzie wokół było biało. Szłam dalej, gdy nagle zauważyłam Ninę ubraną w białą sukienkę, która mnie minęła. Wołałam ją, ale nie zwracała na mnie uwagi. Po chwili zauważyłam jeszcze Lin, potem Jack'a, a ostatniego Reya. Wszyscy byli ubrani na biało. Wołałam ich, jednak nikt się nawet nie odwrócił. Szli dalej przed siebie. Chciałam za nimi pobiec, ale nie mogłam. Nagle zauważyłam, jak zaczęli mnie mijać inni ludzie. Nieznajomi. Ich twarze były zamazane. Dopiero teraz spostrzegłam, że jako jedyna różnię się strojem. Byłam ubrana w ciemno czerwoną sukienkę przed kolano z rękawkiem na ramiączkach. Cała sukienka była obszyta czarną koronką. Spojrzała na pozostałych. Nadal szli przed siebie i nadal się nie odwrócili.
Nagle Mackenzie się obudziła.
Mac: Dziwna ta wizja...
Podniosła się, po czym spojrzała na okno. Zrobiła wielkie oczy, gdy zobaczyłam dopiero co wschodzące słońce. Spojrzała na zegar w telefonie.
Mac: Czwarta... Trzydzieści... Dwie... Jakim sposobem się tak wcześnie obudziłam?
Zapytała samą siebie, po czym wstała z łóżka i podeszła do szafy. Wyciągnęła z niej szare dresowe spodnie z nogawką do połowy łydki, z niebieskimi elementami, luźną, czarną bluzkę na krótki rękaw i białą bluzę z kapturem. Na nogi założyła krótkie trampki, aby następnie wyjść ze swojego pokoju wcześniej zabierając swój telefon. Poszła do łazienki, gdzie umyła zęby oraz przemyła twarz i załatwiła swoje potrzeby, a następnie zeszła po schodach. Wyszła z budynku, aby następnie ruszyć biegiem w kierunku biblioteki. Ponownie znalazła się tam w ułamku sekundy. Wbiegła na odpowiednie piętro i po raz kolejny usiadła pod biblioteczką, biorąc do ręki książkę. Zaczęła ją czytać tym razem mając o wiele więcej energii, niż poprzedniego dnia. Kilka godzin później młody Lazari w poszukiwaniu siostry, zastukał do drzwi gothki. Otworzyła mu po kilku sekundach i okazało się, że prawie wszystkie elementy tam są.
Nina: Co się stało, Eliot?
Eliot: Nie ma z wami Makki?
Nina: Nie, nie widzieliśmy jej dzisiaj...
Chłopak westchnął.
Lin: Co się stało?
Podeszła do nich. Po chwili podeszli również Rey, jak i Jack.
Eliot: Szukam jej od godziny, ale nigdzie jej nie ma. Miałem nadzieję, że jest z wami.
Nina spojrzała na resztę, którzy kiwnęli zgodnie głowami. Ponownie odwróciła się w kierunku chłopaka, który trochę posmutniał.
Nina: Pomożemy ci jej szukać...
Chłopak odrazu odzyskał entuzjazm po czym wszyscy wyszli z budynku. Rozdzielili się tak, że każdy przeszukuje inny kąt świątyni. Jednak, gdy nic nie znaleźli, ponownie spotkali się na środku dziedzińca.
Nina: Ktoś ją znalazł?
Wszyscy pokręcili głowami zdyszeni.
Rey: Za bramą, na schodach jej nie ma.
Jack: W sali treningowej też nie. Na placu też.
Lin: W ogrodzie to samo.
Eliot: Wieża też pusta.
Nina: W punkcie medycznym nic.
Lin: Jedyne miejsce jakie nam zostało...
Jack: To biblioteka.
Rey: No to w drogę...
Wszyscy ruszyli w kierunku budynku. Weszli do środka i zaczęli przeszukiwać piętro za piętrem. Znaleźli dziewczynę na szóstym.
Eliot: No nareszcie. Makki szukamy cię chyba od..
Zatrzymał się widząc, że jego siostra śpi. Kolejna książka była tak nudną, że dziewczyna zasnęła. Książkę miała otwartą na kolanach, a ona sama była oparta o regał i miała przechyloną głowę w lewą stronę. Chłopak podszedł do niej bliżej, a przy tym uklęknął obok siostry. Złapał ją za ramiona i zaczął nią potrząsać.
Eliot: Makki! Obudź się! To jest biblioteka, a nie twój pokój!
Mac: Przestań mną potrząsać.
Powiedziała po chwili. Spojrzała na niego świecącymi się oczami. Eliot zabrał ręce, jednocześnie uważnie przyglądając się siostrze.
Mac: Co?
Jack: Mac... Oczy...
Mac: Aaa...
Przetarła oczy dłonią, a gdy znowu je otworzyła były normalne.
Mac: Jedyna rzecz, której jeszcze do końca nie kontroluje...
Nina: Nauczysz się w końcu...
Eliot: Co ty tutaj robisz?
Zapytał Mackenzie, a ona wzruszyła ramionami.
Mac: Czytałam...
Rey: To widzimy. Dasz jakieś konkrety?
Mac na niego spojrzała, po czym westchnęła.
Mac: Mnich kazał mi to wszystko przeczytać. To strategie poprzednich elementów.
Nina: Po co kazał ci to czytać?
Mac: Ponieważ jestem kapitanem i powinnam je znać. Czytałabym to chętniej, gdyby nie było to, jak flaki z olejem. Prawie nic z tego nie rozumiem.
Lin: Po co to?
Mac: Żebym była w stanie zastosować je w czasie misji.
Elementy spojrzały na siebie, po czym wszyscy zgodnie usiedli wokół dziewczyny i wzięli do ręki po książce. Mac zdziwiła się takim poczynaniem z ich strony.
Mac: Co wy...
Nina: Pomożemy ci...
Jack: Będziemy w stanie jakoś ci pomóc i w razie potrzeby jakoś może doradzić.
Dziewczyna się lekko wzruszyła, po czym kiwnęła głową z wielkim uśmiechem na twarzy i tak jak reszta, zaczęła czytać. Po kilku godzinach, około czternastej mnich przyszedł do biblioteki zobaczyć, jak idzie Mackenzie z przestudiowaniem wszystkich tamtych książek, jednak to co zastał w czytelni, nieco go zszokowało.
Główny mnich: Co tu się dzieje?
Wszyscy spojrzeli w jego kierunku.
Mac: Pomagają mi...
Wytłumaczyła, a on kiwnął głową.
Główny mnich: Czyli zrozumiałaś mój przekaz, gdy mówiłem, że będziesz wiedzieć co począć?
Mac: Cóż... Właściwie to... Pozostali sami zadeklarowali swoją pomoc...
Główny mnich: Rozumiem... W każdym razie pora, abyście dowiedzieli się o kolejnej misji...
Nina: W jaki zakątek świata tym razem? Tylko błagam, nie góry...
Główny mnich: A co powiesz na morze?
Nina: Jestem bardzo chętna!
Główny mnich: To dobrze, ponieważ tym razem wybieracie się do Południowo-Zachodniej Islandii...
Eliot: Czy w tamtym rejonie nie występują czarne plaże?
Główny mnich: Dokładnie tak. To właśnie w to miejsce wybierają się elementy. Przykro mi, Eliot...
Eliot: Słucham?
Zapytał zdezorientowany, a przy tym spojrzał na niego, nie rozumiejąc o co chodzi.
Główny mnich: Nie weźmiesz udziału w misji...
Eliot: Ale!
Mac: Eliot...
Zwróciła mu uwagę, a on spojrzał na nią zaskoczony.
Mac: Zostajesz.
Eliot: Ale, ale Makki...
Mac: Bez dyskusji.
Eliot się zdziwił, gdy skrzyżował swój wzrok z jej. Doskonale widział w jej oczach, że się o niego martwiła, dlatego jej uległ.
Eliot: No.. No dobrze...
Mac się uśmiechnęła, po czym poczochrała go po włosach.
Główny mnich: Idźcie się przygotować. A, Mackenzie. Z tobą chciałbym zamienić jeszcze słówko.
Mac: Dobrze.
Pozostali poszli w kierunku wyjścia. Mac została z mnichem, który podszedł do stosu książek. Wziął kilka z nich i zaczął je odkładać na półki. Mac widząc to, postanowiła mu pomóc.
Główny mnich: Zastanawiałaś się dlaczego w ostatnim czasie jesteś w stanie się poruszać o wiele, wiele szybciej, niż zwykle?
Mac: Skąd mnich...?
Główny mnich: Widziałem cię dzisiaj rano, gdy wychodziłaś z budynku. I widziałem to, jak szybko znalazłaś się pod biblioteką.
Mac: Co oznacza ta szybkość?
Główny mnich: Kiedyś podczas treningu mówiłem ci, dlaczego jesteś w stanie biegać szybciej niż inni...
Mac: Wpływ elementu...
Główny mnich: Dokładnie... Póżniej ci wytłumaczyłem do czego będziesz zdolna, gdy go opanujesz...
Mac: Do poruszania się z prędkością światła...
Główny mnich: To się właśnie dzieje z tobą. Twoje ciało przystosowuje się do tej prędkości. Dlatego, gdy chcesz gdzieś pobiec, w ułamku sekundy jesteś na miejscu...
Mac: Czy tak będzie za każdym razem, gdy tylko będę chciała pobiec?
Główny mnich: Gdy nauczysz się nad tym panować, to nie...
Mac: Czyli wystarczy, że nad tym zapanuje?
Główny mnich: Tak. A do tego czasu, masz zakaz używania tego przy pozostałych. Nie biegłaś jeszcze ze swoją pełną prędkością, ale nadal byłaś w stanie przeciąć powietrze wokół siebie.
Mac: Rozumiem. Ale co, gdy będziemy musieli uciekać?
Główny mnich: To wtedy skup się na tym, że choćby nie wiem co, nie możesz zostawić reszty.
Mac: Rozumiem. Na czym ma polegać misja? Nie wytłumaczył nam tego mnich...
Główny mnich: Musicie przeszukać jaskinie na plaży Reynishverfi. Podobno znajdują się tam kamienie księżycowe. A teraz leć się przygotować. Tylko powoli.
Mac: Dobrze...
Mac poszła w kierunku wyjścia z biblioteki, po czym szybkim krokiem poszła do budynku mieszkalnego, gdzie na korytarzu spotkała pozostałych.
Nina: Długa była ta rozmowa..
Mac: Wiem. Dajcie mi dwie minuty.
Lin: Nie śpiesz się.
Mac weszła do swojego pokoju, gdzie szybkimi ruchami zaczęła się przebierać w swój pierwszy strój, który uszyła dla niej Nina. Zapięła ostatni guzik przy przeźroczystej koszuli, a następnie ruszyła w stronę drzwi. Wyszła i zobaczyła, że pozostali nadal na nią czekają.
Mac: Już...
Nina: A kurtka?
Mac: Nina, nie żeby coś, ale jest prawie 25°.
Nina: W sumie fakt...
Rey: Lepiej już chodźmy...
Mac: Masz rację...
Pośpiesznie ruszyli w kierunku schodów. Zeszli po nich szybkim krokiem, po czym wyszli z budynku. Prędko przeszli na środek dziedzińca, gdzie już czekał na nich mnich, a także Eliot. Gdy tylko zobaczył Mac, odrazu do niej podszedł i przytulił.
Eliot: Bądź ostrożna...
Mac: Wiem, wiem...
Odsunęła go od siebie.
Eliot: Mówię serio. Nie chce znowu stracić siostry...
Mac: Nie stracisz... Obiecuję, że wrócę cała i zdrowa...
Poczochrała go po włosach, a on ponownie ją przytulił. Pozostali przyglądali się tej scenie z uśmiechem na twarzach, stojąc kawałek dalej.
Nina: Zauważyliście, że Mac teraz nie schodzi uśmiech z twarzy?
Lin: Wolę ją taką...
Jack: Od kiedy odzyskała Eliota, tryska energią i cały czas jest szczęśliwa...
Rey: ...
Jack: A tobie co?
Rey: Nieważne...
Jack: Poproś Mac żeby dała ci trochę pozytywnej energii...
Rey: Odwal się w końcu! Po prostu się zamyśliłem...
Jack: Już tak nie ujadaj, bo kogoś zagryziesz...
Mac: Skończcie wreszcie!
Krzyknęła na nich. Nawet nie zauważyli, kiedy do nich podeszła. Założyła ręce na klatkę piersiową i spojrzała na nich, udając zdenerwowaną.
Mac: Możemy ruszać... Gotowi?
Elementy: Do roboty!
Główny mnich: Jeszcze jedna sprawa, zanim wyruszycie...
Wszyscy się do niego odwrócili zaciekawieni.
Mac: O co chodzi?
Główny mnich: Pamiętacie historię poprzednich elementów? A raczej wzmiankę o świętych artefaktach?
Mac: Ma mnich na myśli Świętą Broń?
Główny mnich: Dokładnie. Na dzisiejszą misję dostaniecie wyjątkowo broń. Musicie przyzwyczaić się do tego, że na misjach nie będziecie walczyć tylko mocą elementów.
Mac: Kto używał mocy elementów, ten używał.
Nina: Mac...
Jack: Ironia nie brzmi zbyt dobrze w twoich ustach.
Odezwali się oboje, odbierając przy tym bronie od młodych mnichów, którzy je przynieśli. Nina dostała dwa sztylety, Lin miecz, Jack nunchaku, Rey łuk i strzały, a Mac składaną halabardę z kusarigamą na końcach.
Rey: Nie żeby coś, ale czy naprawdę tylko ja uważam, że używanie tego typu broni, w dzisiejszych czasach, nie będzie zbytnio... Użyteczne?
Wszyscy na niego spojrzeli.
Rey: W końcu mamy XXI wiek. Jeżeli nasz przeciwnik będzie posiadał broń palną, to taką bronią się raczej nie obronimy...
Eliot: Chaos swoich podopiecznych uczy przy użyciu dokładnie tego samego rodzaju broni.
Odwrócili się w jego kierunku, a on podniósł swoją rękę i pokazał długą bliznę na swoim przedramieniu.
Eliot: To pamiątka po mieczu, którego dobywał sam Chaos, podczas jednego treningu. Nie tłumaczył co powinno się robić podczas walki. Atakował, zmasakrował i dopiero, gdy było się ledwo żywym, tłumaczył co zrobiło się źle...
Nina: To napewno był trening?
Lin: Brzmi bardziej, jak jakaś tortura...
Wszyscy się z tym zgodzili.
Jack: Eliot, twój trening u Chaosa...
Eliot: Powiem narazie tylko tyle, że to nie jest jedyna blizna, jaką mam przez tego szaleńca. Mam blizny praktycznie na całym ciele, ale nie przeszkadza mi to.
Mac: Później będziemy się rozdrabniać na szczegóły. Teraz pora żebyśmy wyruszyli.
Rey: Racja...
Mac odeszła kawałek, po czym wypowiedziała kolejną lokalizację do kulki Lajosa.
Mac: Południowo-Zachodnia Islandia, plaża Reynishverfi...
Rozdeptała kulkę, po czym w tym miejscu powstał portal, przez który następnie przeszły elementy. Rozejrzały się dookoła. Czarny piasek, w miarę spokojne morze, skały, wysokie klify, delikatny wiatr, który niósł wspaniałą bryzę.
Nina: Która tu jest godzina?
Jack: Między Chinami, a Islandią jest osiem godzin różnicy. Tutaj jest rano.
Mac: W Chinach była czternasta, czyli tutaj jest szósta...
Jack: Dokładnie...
Mac: Chodźmy...
Mac ruszyła przez plażę w kierunku jaskiń. Reszta widząc to, ruszyła jej śladem, aby ją dogonić.
Nina: Mac... Właściwie to co mamy zrobić? Jaki jest cel misji?
Mac: Przeszukanie jaskiń... Musimy znaleźć kamienie księżycowe, które podobno znajdują się w którejś z jaskiń. Im szybciej się tym zajmiemy, tym szybciej wrócimy.
Liliana: Nie wydaje mi się.
Zatrzymali się, gdy tylko zobaczyli kobietę pojawiającą się w chmurze czarnego dymu. Mac natychmiast zareagowała, widząc ją, jak szykuję się do ataku.
Mac: ROZPROSZYĆ SIĘ!
Krzyknęła, po czym wszyscy rozbiegli się po plaży. Kobietą widząc to, szerzej się uśmiechnęła.
Liliana: No proszę, proszę. Coś szykujecie?
Odwróciła się plecami do Mackenzie, a ona widząc to, spróbowała wykorzystać nadarzającą się szansę. Natychmiast rzuciła swoją bronią w kierunku Liliany, jednak ona była w stanie ją odbić. Broń wylądowała kilka metrów od gothki, na co ta spojrzała w tamtym kierunku.
Liliana: Atak od tyłu? Nie ładnie.
Powiedziała odwracając głowę w jej kierunku. Dziewczyna przełknęła ślinę, po czym zwołała wszystkich do siebie.
Jack: Co robimy?
Zwrócił się do brunetki, a ta zaczęła tłumaczyć plan tak, aby Liliana tego nie usłyszała. ❤
Mac: Jack, stwórz nad nią most. Muszę odzyskać broń. Jeszcze raz spróbuję rzucić nią w jej stronę, ale tak, aby wylądowała za nią. Wtedy ty ją do niej przywiążesz korzeniami.
Jack: Tak jest.
Mac: Gdy ta część się uda... Nina, uderzysz w nią piorunem. Tak żeby zabolało, ale też żeby jej przez przypadek nie zabić.
Nina: Jasne...
Mac: Gdy będzie oszołomiona, wtedy Rey i Lin, zadacie jej ostateczny cios. Trzeba uważać żeby jej nie zabić. Jest prawą ręką Chaosa, więc informacje jakie posiada mogą być przydatne.
Lin: Zrozumiano.
Rey: Da się zrobić.
Nina: Mac, daj znak.
Powiedziała zwarta i gotowa. Podobnie zresztą jak i pozostali.
Mac: TERAZ!
Krzyknęła, po czym zaczęli wykonywać plan, który kilka chwil wcześniej wytłumaczyła im Mac. Gdy Jack stworzył most, dziewczyna skupiona, aby nie użyć swojej szybkości, pobiegła w kierunku broni. Gdy tylko znalazła się za przejściem, chwyciła swoją halabardę i rzuciła prosto w Lilianę. Wbiła się zaraz za nią, a po niej wdrapały się korzenie. Gdy tylko Liliana zaczęła wyrywać się z tego uścisku, uderzyła w nią błyskawica, którą stworzyła Nina.
Nina: Wybierasz się gdzieś?
Powiedziała z uśmiechem na ustach, a zza jej pleców wybiegł Rey, a za nim Lin. Oboje w dłoni tworzyli ataki ostateczne. Gdy byli wystarczająco blisko podskoczyli, jednak w chwili, gdy mieli zaatakować, Liliana zniknęła.
Rey: Cholera!
Lina: Gdzie ona jest?!
Mac zaczęła biec w ich stronę, dając znak Jack'owi i Ninie, aby też podbiegli.
Mac: Plecami do siebie w okręgu!
Stanęli w kręgu, stojąc do siebie plecami. Zaczęli się rozglądać w poszukiwaniu kobiety, jednak nigdzie jej nie widzieli.
Mac: Nie możemy dać jej się zaskoczyć.
Wszyscy kiwnęli głowami, jednak nadal Liliany nigdzie nie było. Nagle pojawiła się w samym środku okręgu i złapała Mackenzie od tyłu. Wydała z siebie stłumiony krzyk, po czym zniknęła wraz z kobietą w chmurze dymu.
Nina: Mac?! Mac!
Lin: Mac!
Zaczęły krzyczeć i rozglądać się zmartwione, gdy w końcu zobaczyły dwie sylwetki, które pojawiły się na szczycie klifu nieopodal. Zobaczyli, jak jedna popycha drugą przez co prawie spada z urwiska, jednak ta pierwsza łapieją, nim to się dzieje. Po chwili Nina zauważyła w piasku woreczek z kulkami Lajosa. Brunetką musiała je upuścić, zanim Liliana ją zabrała. Wyjęła jedną, po czym otworzyła portal rozgniatając kulkę w dłoni. Tymczasem Mac była trzymana za kołnierzyk koszuli nad przepaścią. Spojrzała w dół, gdzie zobaczyła jak woda uderza w skały. Zaczęła się wyrywać kobiecie, jednak to nic nie dawało.
Liliana: Tak ci śpieszno żeby spaść?
Mac: Zamknij się!
W tym momencie za Lilianą otworzył się portal, przez który przebiegli pozostali.
Nina: Mac!
Liliana: O proszę. Reszta imprezy się zjawiła.
Mac korzystając z tego, że Liliana zwróciła uwagę na resztę, wyciągnęła w jej kierunku lewą rękę. Przejechała jej po twarzy swoimi długimi paznokciami, powodując tym samym, że na twarzy kobiety powstała szrama. Pociągnęła ją w swoim kierunku, aby znaleźć się kilka centymetrów od jej twarzy.
Liliana: Mała suka!
Mac: Puszczaj mnie!
Liliana: Proszę bradzo. W przeciwieństwie do ciebie ją umiem pływać.
Powiedziała z uśmiechem na twarzy, aby następnie popchnąć i puścić Mac w dół urwiska. Gdy tylko to zrobiła, zniknęła w chmurze dymu. Pozostali jak najszybciej umieli podbiegli do urwiska, ale zobaczyli tylko to, jak dziewczyna zakrywa sobie usta, po czym wpada w odmęty morza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro