Ω9
Ruszył na wcześniej wspomniany balkon aby odetchnąć "świeżym"
powietrzem. Pomińmy kwestię siarki znajdującym się w nim.
Westchnął próbując zapanować nad gniewem ,który go rozpierał.
Jego ciało zaczęło się trząść z rosnących emocji.
Dłonie zacisnął na barierce balkonu miażdżąc ją pod wpływem furii. Odchylił głowę do tyłu i głęboko oddychał.
Przeszedł go dreszcz, który jedyne co po sobie zostawił to nieprzyjemne uczucie. Wdychał i wydychał powietrze nosem, przymknął oczy i wyobraził sobie cierpiącą jeszcze przed chwilą dziewczynę.
Z jego gardła wydobył się stłumiony krzyk pomieszany z warkotem.
Zamaszyście oderwał się od barierki i roztrzęsione ręce wplątał we włosy ciągnąc za końcówki. Warczał sam na siebie chodząc w kółko po balkonie. W końcu ], kiedy marmur był już zdarty przez jego ciężkie buty i pozostawiał po sobie szare smugi wszedł do środka ogrodu. Z jednej z kieszeni wyciągnął paczkę petów i jednego z nich wsadził między wargi. Odpalił go i zaciągnął się. Zmrużył oczy i potarł dwoma wolnymi palcami boki nosa, próbując się opanować.
Zacisnął zęby i poszedł dalej, w głąb pomieszczenia rozglądając się na boki, co jakiś czas zaciągając się papierosem aby na końcu wyrzucić niedopałek w ściółkę jednego z kwiatów.
Dziewczyna za parę dni ma urodziny. Kombinował więc jak ją ubłagać do wybaczenia mu.
Potrzebował Adama i jego czasami dobrych rad. Ale chciał poszukać go później. Teraz musiał skupić się na czymś innym.
Chodził między alejkami kwiatów i roślin wpatrując się w nie i starając się rozplanować, gdzie co będzie wisiało, stało lub kiedy ma się pojawić.
Kiedy ustalił najważniejsze sprawy udał się do swojej męskiej jaskini. Było to odosobnione pomieszczenie na najniższym piętrze zamku, czyli na -6 piętrze.
Odkluczył drzwi do swoich prywatnych czterech ścian i zaczął się po nich rozglądać.
Długo go tu nie było.
Ta cała afera z koronacją, Angel ,Nikodem i ojcem. Chłopak ma dużo na głowie.
Zabrał stal, która leżała już przygotowana do metalowych schodów ,które kiedyś zaczął. Miały ten sam cel, do którego chce je wykorzystać.
Chce aby dziewczyna była pod wrażeniem.
Rozłożył plany, przekroje i rzuty schodów aby następnie rozpocząć dalsze tworzenie konstrukcji.
Schody miały być kręcone i prowadzić miały na dach pałacu.
Długo przy nich siedział, dokładnie rzeźbiąc każdy element ,szczegół.
Dopiero pod koniec 2 dnia stanął na przeciw schodom , dumny z siebie.
Były piękne , o ile można nazwać tak schody , po których każdy będzie chodzić nie zważając na to jak niemal idealnie są wykonane.
Stal błyszczała w świetle, pokazując wzorki, przy których się męczył najdłużej. Na końcu wygwaderował swoje inicjały.
BGZ
Blake Gwiazda Zaranna.
Tytuł ojca, zawsze przechodzi na dzieci. To jak nazwisko.
Podniósł jeszcze rozgrzane schody i wniósł je do miejsca w ogrodzie , które wcześniej sobie wyznaczył. Był to środek pomieszczenia, z którego widać było cały obszar.
Rozwiesił lampiony, które znalazł w jednym z kantorków pałacu.
Zachowywał się jak nastolatek, który chce zaimponować dziewczynie.
Może nie był szesnastoletnim chłopakiem, ale chciał zaimponować Angel. Pokazać, że żałuje.
Do reszty potrzebował Adama, który pomoże mu przygotować się do tego mentalnie. Nie chce naskoczyć na dziewczynę i zrobić jej krzywdę, tak jak było poprzednio.
Niemal od razu zbiegł ze schodów i zaczął szukać starszego brata.
Pokonywał wszystkie korytarze, szukając blondyna z czerwonymi oczami, lecz jego nie było.
Szukał w jego pokoju.
Gabinecie.
Bibliotece ,gdzie przeważnie przesiaduje.
Oraz w pałacowym ogrodzie ,który jest oddalony na północ od zamku. Prowadził do niego jeden korytarz, który otwierał się na zaklęcie.
Nie wiedział gdzie szukać.
Westchnął i zacisnął pięści.
-Jest u Angel...- zawarczał pod nosem. Jego puls przyśpieszył.
Szybkim krokiem zmierzał ku jego pokoju. I na chwilę przystanął, podsłuchując ich rozmowy.
-Blake zawsze taki był? - dziewczyna odezwała się cicho, głęboko oddychając.
-To trudny chłopak...-zmieszany blondyn podrapał się po karku i zmierzwił włosy.
-Nie wierzę ,że jesteście rodziną. Ty wydajesz się inny. Taki...milszy - powiedziała nieśmiało i z nerwów za zaczęła bawić się skrawkiem kołdry.
-Od urodzenia wmawiali mu, że ma być okrutny. W końcu taki się stał...Z resztą tutaj nikt nie jest niewinny. To złe miejsce. Tylko ty jesteś nie na miejscu. Jesteś dobra Angel. Niewinna i urocza...żałuję, że nie postawiłem się Blake'owi...-urwał nie wiedząc jaka może być jej reakcja na fakt, że to on ją tu sprowadził.-...w kwestii porwania cię.
-Ja...widziałam go parę razy w snach. Kiedy byłam jeszcze na Ziemi...
-Może chciał żebyś przyzwyczaiła się do jego widoku. Blake to zagadka. Jest zły i porywczy, ale żałuje. Chce to naprawić.
-Mówisz tak jakbyś sam to przeżył.- podniosła na niego wzrok.
-Bo przeżyłem. Ale to opowieść na kiedy indziej. Blake niedługo ogarnie, że jestem z tobą...
Brunet z rozmachem otworzył drzwi jej komnaty ,szukając ich wzrokiem.
-...i możemy mieć problemy.- dokończył.
-Co wy kurwa robicie?- jego klatka piersiowa unosiła się i opadała, tak jakby chłopak powstrzymywał się od zrobienia krzywdy tej dwójce.
Wzrokiem przeskakiwał z Angel na Adama, mierząc ich wzrokiem.
-Robię to co ty powinieneś zrobić od początku.- Adam wstał na równe nogi z krzesła, które do tej pory było przystawione do łóżka i zmierzył brata wzrokiem.
-Czyli?- podszedł bliżej. Mężczyźni prawie stykali się nosami cicho powarkując.
-Przeginasz Adam. To moja kobieta.
-Owszem. Ale to też kobieta, którą skrzywdziłeś Blake.- ostry ton Adama przeciął powietrze i atmosferę w pokoju.
-Nie celowo...-zacisnął zęby. Jego oczy pociemniały. Teraz wydawały się czarne.
Leżąca w łóżku dziewczyna z boku wpatrywała się w jego oczy, które pomimo wszystko pociągały ją. Miała wrażenie ,że ta czerń ma gdzieś w sobie iskrę, gwiazdy , które ją zdobią.
-Jasne. -Blondyn prychnął.- Kogo ty chcesz oszukać? Sam mi mówiłeś...
Brunet urwał bratu przyciskając go do ściany nie daleko. Z impetem plecy Adama zderzyły się z powierzchnią zostawiając po sobie tylko huk uderzenia.
Dziewczyna szybko wciągnęła powietrze i przypatrywała się całemu zajściu.
- Zamknij pysk...- Blake ciężko oddychał mocno trzymając chłopaka za ubrania.
-Blake zostaw go...- cichy głos Angel dobiegł zza jego pleców.
Brunetka postawiła nogi na panelach, wiedząc, że nawet gdyby chciała nie wstałaby.
Rany, które zadał je jej Blake były głębokie. Była zbyt słaba aby stanąć o własnych siłach...
-Ty też siedź cicho. Nie pytałem cię o zdanie. -warknął w jej stronę i na chwilę odwrócił się ku niej.
Siedziała skulona na łóżku i wpatrywała się w mężczyzn czekając na dalszy rozwój akcji.
Sądziła, że nic nie może zrobić.
-Blake...-jęknęła i złapała się za brzuch.- Zostaw go. Nic złego nie zrobił. - przełknęła ślinę i skoncentrowała się na stopach. Wstała z łóżka chwiejąc się w każdą stronę.
-To twój brat...- skrzywiła się z promieniującego bólu.
-Więc tym bardziej mam prawo mu wpieprzyć. - kiedy skończył zdanie, wziął zamach i niemal z całej siły uderzył Adama w szczękę.
Cios był naprawdę mocny.
Blondyn chcąc czy nie chcąc odchylił głowę w bok. Kiedy do Adama doszło to co się stało, z mordem i złością w oczach rzucił się na brata.
Tego nie można było nazwać zwykłą bójką braci o dziewczynę.
Każdy normalny człowiek stwierdził by, że oni po prostu próbują się zabić.
I zapewne tak właśnie było.
Turlali się po ziemi co chwilę zadając ciosy, dusząc lub kopiąc.
W ich oczach nic nie widziała.
Ale w jej oczach było wszystko. Każda emocja, którą czuła.
Ból, zawiedzenie, smutek, niedowierzanie, wstręt...
Zaczynało do niej dochodzić to, że jest w prawdziwym piekle.
CDN...
Piosenka: Machine Gun Kelly -
In These Walls
KOCHAM PAA
PolishNeverMind😈
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro