Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ω8

Nieprzytomna dziewczyna leżała na zimnej, kamiennej posadce brudząc ją własną krwią. Nad nią klęczał syn demonów, dumny z siebie. Pod jego nosem formował się uśmiech, a więźniom formowała się gęsia skórka na ciele. Młody Nikodem modlił się, aby brunetka przeżyła. Przez niego tu trafiła. Nie bronił jej tak jak powinien, zawalił.

Chłopak wstał, tym samym uwalniając przygniecione przez jego ciało, ciało Angel. Dziewczyna mocno krwawiła, a na jej policzkach były łzy, które wolno spływały na jej szyję i piersi. Jej oczy były zamknięte, tak jakby spała, a on miałby zaszczyt na nią patrzeć i podziwiać jej zimową urodę.

Zacisnął szczękę.

Był zły, ale na nikogo innego jak na siebie.

-Kurwa...- mruknął budząc się z chaosu, który rósł wraz z bólem Angel. Nie zważając na jej zraniony brzuch, gwałtownie podniósł ją z ziemi i wyniósł z pokoju, gdzie jeszcze przed chwilą wyła z bólu. Przeszedł obok celi, a anioł, który zobaczył krwawiącą dziewczynę zerwał się na równe nogi i niemal przytulił się do krat jego małego pomieszczenia, patrząc na Angel.

-Jak mogłeś to zrobić?! Zabiję cię, rozumiesz?! Zabiję! - Białowłosy uderzał dłońmi w kraty, tak mocno, że na jego knykciach powstały rany, a metal w celi wygiął się pod jego siłą.

Blake wraz z poczuciem winy zniknął z pola widzenia Nikodema, zostawiając za sobą krzyk chłopaka i jego groźby. Jego oczy zwrócone były tylko na twarz brunetki, która z każdą sekundą była coraz bledsza. Syn diabła biegł do swojego pokoju. Nie wiedział co zrobić. Każdy w królestwie był nieśmiertelny lub posiadał niezwykłą regenerację, która go uzdrawiała. Jedyną osobą która potrafiła uzdrawiać i posługiwać się wielką magią był jego ojciec.

Nie ma mowy, nie pójdę po niego...Sam sobie poradzę...

W tym samym czasie minął Adama, który zdezorientowany minął swojego brata, niosącego nieprzytomną, krwawiącą dziewczynę.

-Cholera jasna Blake, co ty zrobiłeś?!- dopiero krzyk blondyna wybudził go z transu. Zdezorientowany podniósł głowę na starszego brata.

-Zrobiłem jej krzywdę Adam, zjebałem. - powiedział kiedy oboje wbiegli do pokoju przyszłego króla pod ziemi. Położył dziewczynę na czarnej pościeli, która wsiąkała jej krew.

Blake zachwiał się na nogach. Teraz sam nie wierzył, że to zrobił. Zawiódł siebie i ją.

Adam wyciągnął wyprostowaną dłoń nad klatkę piersiową dziewczyny. Sprawdzał jej stan.
Jego oczy wywróciły się, tak że widać było białka, a jego rękę oplotła czerwona mgła, która wylatywała prosto z ciała nieprzytomnej.

-Blake biegnij po ojca. - zwrócił się do złamanego brata, który nawet teraz zaciskał usta i z niewyraźną miną wpatrywał się w jej ciało.

-Nie pójdę po niego...- pomachał przecząco głową.

-Jeżeli tego nie zrobisz ona umrze i ty dobrze o tym wiesz. - starszy spojrzał w jego oczy, tak jakby próbował przemówić mu do rozsądku.

-Sam sobie poradzę. - warknął.

Ciemnowłosy wstał z czarnego fotela, na którym do tej pory siedział i odepchnął brata od Angel.

-Nie poradzisz sobie tępy czerepie! To poważna magia, a nie zwykłe czary mary! Ona umiera Blake, a ty swoim dużym ego jeszcze bardziej narażasz jej życie! Otrząśnij się, bo zaraz ją stracisz!

-Załatw mi księgę ojca...-powiedział bez zastanowienia.

-Jesteś nienormalny! Zabijesz ją! - krzyczał wychodząc z pokoju brata.

Za to brunet stanął nad dziewczyną, zamknął oczy i wziął głęboki oddech, którego nie wypuścił. Pokazał swoje oczy. Te drugie. Demona.

Były jaskrawe i mieniły się każdym kolorem na świecie, a na na środku jego oczu były poprzeczne czarne kreski, które przypominały odwrócone kocie oczy.

Wyciągnął dłonie ku niej i szeptał dziwne, niewyraźne słowa. Oddech nadal trzymał w płucach, a jego usta coraz szybciej wypowiadały słowa.

Klatka piersiowa dziewczyny nienaturalnie unosiła się w górę, tak jakby chciała wygiąć się w łuk. Oddychała coraz szybciej, a niektóre kropelki potu spływały po jej skroniach.
W pewnym momencie zaczęła się dusić, a drzwi do pokoju uderzyły z impetem uderzając o ściany. W progu stał Szatan i Adam, patrząc na rzucającego zaklęciami Blake'a.

-Oszalałeś?!- z transu wyciągnął go ojciec.- Pogarszasz jej stan głupcze!

Adam odciągnął brata od ojca i ledwo żywej dziewczyny.
Blondyn siłą zmusił bruneta aby usiadł na swoim poprzednim miejscu.
-Co ty sobie myślałeś? Że ją uratujesz? Blake, stary ona straciła tyle krwi, że dziwię się ,że ona nadal żyje!

Następca szatana spuścił głowę i zamknął oczy. Oparł się o oparcie fotela i złożył ręce na twarzy , starając ukryć swoją złość i rozpacz.

-To ja ją skrzywdziłem...-mruknął.

-Wiem. - Adam położył na jego ramieniu dłoń i poklepał go parę razy.- Jej krzyk było słychać w całym królestwie.

I w tym momencie oddech demona przyśpieszył. Nerwowo przełykał ślinę, a w jego głowie odbijało się:
To moja wina...

-Wszystko okey?

-Gdybym się powstrzymał....ja...ja chciałem zrobić jej krzywdę. Wiedziałem, że będzie cierpieć...- zawiesił głowę w dół.

-Czujesz się dość...rozbity, prawda?

Przytaknął.

-To się nazywa poczucie winy, Blake. Miałeś zdobyć jej zaufanie, rozkochać. A zamiast tego ona prawie umarła....- jego głos się zawiesił.-...zależy ci na niej stary, ale teraz wiem dlaczego ojciec wybrał ciebie. - młodszy podniósł na niego oczy z wymalowaną niewiadomą.- Bo ty potrafisz skrzywdzić ważną osobę w zadziwiająco krótkim czasie i niemal doszczętnie...

Adam westchnął, pokręcił głową i spojrzał na walczącą o życie dziewczynę.

-W moich oczach na nią nie zasługujesz i to będzie jebany cud jeżeli kiedyś będzie gotowa usiąść na tronie obok ciebie. - prychnął i wyszedł z komnaty brata.

Po chwili i ojciec skończył ratowanie młodej kobiety. Podszedł do syna z grobową miną.
- Żyje?

- Czemu jest ponacinana na brzuchu?- zignorował pytanie syna.

-Bo...ja...ja to zrobiłem.- wypiął klatkę piersiową, tak jakby chciał pochwalić się ojcu,że skrzywdził niewinną istotę.

- Nie pytam się kto, tyko dlaczego.- warknął trzymając syna za bluzkę. Kiedy zdał sobie sprawę, że jego potomek mu nie odpowie z nieludzką siłą przycisnął go do najbliższej ściany.

-Wybrałem cię bo jesteś najlepszy Blake. Bezlitosny, dumny, egoistyczny, ale musisz nauczyć się rozróżniać dla kogo powinieneś taki być, a dla kogo powinieneś mieć szacunek. Brakowało minuty, a dziewczyna byłaby u tej całej jebanej anielskiej świty. Widziałeś żebym ja uderzył matkę?

Pokręcił przecząco głową.

-Właśnie synu. Bo ja potrafię rozróżnić, że do niej powinienem mieć szacunek. I tobie radze nauczyć się tego samego. -odepchnął od siebie syna, który nadal miał spuszczoną głowę i wyszedł z pomieszczenia zostawiając go samego.

Chłopak wziął głęboki oddech i z trudem podniósł głowę do góry, aby spojrzeć na brunetkę.

Jej oddech był płytki, urwany, zbyt lekki.

Wyglądała jak duchy, służące jego rodzinie. I ona prawie się nim stała...ale nie zostałaby w piekle. Trafiła by do nieba, to pewne.

Powolnym krokiem podszedł do łóżka, na którym leżała i z ogromnym zawahaniem chwycił jej zimną, bladą i małą dłoń.
W końcu oplótł palcami jej rękę i przystawił do ust.

-Tak bardzo cię przepraszam...

Jego głos niespodziewanie się zarwał, a na policzkach poczuł wodę.

Łzy...

-Co do cholery? - puścił jej dłoń i niemal biegiem podszedł do lustra. Na jego prawym policzku spływała, jedna, samotna i pierwsza łza w jego istnieniu.

Przypatrywał się jej z szokiem wymalowanym na twarzy, ale w tedy zrozumiał dlaczego ta jedna łza znalazła miejsce na jego policzku. Miał smutne oczy.
Żałował.

Ale było już za późno. Ona mu tego tak szybko nie wybaczy.

Odwrócił twarz od lustra, nie mogąc patrzeć na łzy zaczynające hurtowo spływać z jego oczu.
Spojrzał na nieprzytomną i zagryzł dolną wargę.

-Zakochasz się we mnie. Obiecuje ci to...- zacisnął usta i wytarł mokre policzki. Ruszył w kierunku drzwi i jednym ruchem dłoni otworzył je. W ostatnim momencie obejrzał się za siebie i spojrzał na śpiącą Angel aby następnie z trzaskiem zamknąć za sobą wrota.

Rozjuszony i zdeterminowany ruszył na najwyższe piętro zamku pokonując dziesiątki schodów prowadzących do wierzy obserwacyjnej, gdzie znajdowała się imitacja Ziemi I kilku innych planet , nad którymi chciał zawładnąć jego ojciec.

Wyminął hologramy i podszedł do drzwi znajdujących się na końcu okrągłego pomieszczenia z planetami I wielkim balkonem z widokiem na nicość.

Wypowiedział zaklęcie pod nosem, a drzwi się otworzyły. Z otwarciem się wrót małe świecące kamienie żarowe zapaliły się, rozświetlając pomieszczenie. Był w nim ogród z czymś podobnym do roślin. Niektóre dotykały gałęziami pokrytego czarnym szkłem sufitu, pokazującym równie czarną kulę unoszącą się w bezkresności. A niektóre otwierały swoje pęki kiedy uderzyło w nie światło. Po lewej stronie był o dziwo marmurowy, a nie kamienny balkon, na którym pragnął ją posiąść.

Lecz ona była nie przytomna.

Ranna, chwilowo bezbronna i skazana na jego łaskę.

CDN...

Piosenka: Trevor Daniel - Falling

KOCHAM PAA
PolishNeverMind😈

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro