Ω3- Syn Diabła
— Proszę puść mnie do domu. —wyjąkała obejmując się szczelnie ramionami.
Gdzieś w środku czuła, że ten człowiek nie będzie jej dobrze traktował. Bała się go.
— Zostaniesz ze mną. — Blake pomału tracił nad sobą kontrolę. Zaciskał zęby i przejeżdżał po nich językiem, jego jabłko Adama pulsowało, a oczy mówiły tylko jedno : Skończ kurwa, bo wylądujesz w kotle.
I ona to w końcu dostrzegła. Domyśliła się, że wcale nie jest cierpliwy i dobry tak jak wydawało jej się na początku. Chyba czas odpuścić sobie zadawanie pytań...
— Przepraszam. — jęknęła chowając twarz między nogi. Wolała nie ryzykować i nie być osobą, na której Blake wyładuje swoją złość i frustrację.
— Nie kazałem cię porwać aby potem wypuścić. Nie jestem głupi Angel.
Dziewczyna spuściła wzrok. Nigdy nie potrafiła się nikomu postawić. Starała się żyć zgodnie z samą sobą, a wyzywanie i przeklinanie na prawo i lewo było czymś co nigdy nie przeszło przez jej usta. Nie miała jednak zamiaru pogodzić się z faktem iż ją porwano. Obiecała sobie, że wróci do domu, nawet jeżeli miałaby złamać swoje zasady moralności.
— Do czego jestem wam potrzebna? Przecież nic nie zrobiłam. Wytłumacz mi to, proszę...— próbowała zapanować nad głosem, co nie koniecznie dobrze jej wyszło. Jej głos łamał się za każdym razem gdy na niego patrzyła.
— Nie muszę ci niczego tłumaczyć. Teraz jesteś zależna tylko ode mnie. Nie masz prawa głosu. — mówił przez zaciśnięte szczęki. Tracił kontrolę.
— Proszę...— wyjąkała.
— Ugh! Zamknij się! — uderzył zaciśniętą dłonią w ścianę obok. Przez siłę jaką zużył do uderzenia, powstało wgniecenie, ale nie przejął się tym zbyt bardzo. To przecież nic wielkiego, prawda? Jego język rozdwoił się tak jak wtedy, w gabinecie ojca.
Dziewczyna podskoczyła, a jej drżąca warga, którą próbowała utrzymać między zębami zaczęła krwawić. Długo tu nie wytrzyma...
— Połóż się kochanie. — nagle złagodniał i dotknął zimnego policzka dziewczyny. Bała się jego dotyku więc odskoczyła od chłopaka, prawie spadając z łóżka. Przejechał kciukiem po jej skórze i uśmiechnął się przepraszająco. Wtedy oprzytomniał, pokazał słabość, uczucia. To niedopuszczalne.
— Jak przyjdę, masz spać. — warknął i wyszedł z jej pokoju, zostawiając płaczącą dziewczynę samą.
Położyła głowę na poduszce, próbując unormować oddech i zapanować nad cieknącymi jej łzami. Formowały sobie drogę po policzku, spływając na brodę, aż w końcu skapywały na pościel.
Nie chciała mu się narażać, wtedy za bardzo by ryzykowała utratą życia lub zdrowia. Jej porywacz zdecydowanie był nie zrównoważony.... ale z drugiej strony kręciło to ją.
Czyżby Joker znalazł swoją Harley Queen?
Brunetka zamknęła oczy, próbując zasnąć. Nie chciała wkurzać księcia piekła.
W tym samym czasie Blake siedział przy drzwiach do pokoju dziewczyny. Był załamany tym, że zwykła śmiertelniczka potrafiła wywołać w nim tak skrajne uczucia. Pomimo wszystko nadal był następcą tronu Szatana i musiał zachowywać chociażby pozory złego. Zawsze to robił, wiec w czym problem?
Otóż musi pokazać niewinnej Angel, że gdzieś w środku jest dobry i nic jej nie zrobi. Ale musi też pogodzić swoje diabelskie pochodzenie i status.
Przez chwilę zwątpił, że da radę. Czekał na tą chwilę i kobietę tysiące lat, a teraz chce zrezygnować pomimo, że się do tego nie przyzna. Zwątpienie przejęło jego cały umysł. Wstał z kamiennej podłogi, omijając strażników i udał się do centrum zamku. Musiał pogadać z bratem. Adam zawsze doradzał mu w różnych sytuacjach.
Brunet nawet nie zapukał. Był najbardziej u siebie niż ktokolwiek inny. Otworzył dość ciężkie drzwi i widok, który zastał nieźle zmieszał.
Jego brat właśnie szczytował z jedną z kucharek.
Byli tak zajęci sobą, że nikt nie zwrócił na niego uwagi. Dopiero kiedy Blake -za późno- zapukał w stalowe i rozgrzane drzwi, Adam opadł na martwą dusze głośno sapiąc. Jego oczy i oczy kobiety natychmiastowo znalazły się na księciu wiercąc w nim dziury.
— Wyjdź. — brunet zwrócił się do leżącej pod jego bratem dziewczyny, która skinęła głową i naga zaczęła latać po pokoju, zbierając swoje ubrania.
Nie była w jego typie. Była chuda, może nawet wręcz za bardzo, a jej czarne włosy opadały na ramiona. Tak, zdecydowanie nie jego typ.
Czarnowłosa bez słowa wyszła z komnaty zostawiając braci samych.
— Cóż cię sprowadza w moje skromne progi?! — uradowany, że zaliczył Adam rozłożył ramiona, kładąc je na miękkiej pościeli. Wcale nie wstydził się nagości... nie takie rzeczy robiło się na początku świata.
— Skromne i nagie. Ubierz się do cholery. — młodszy rzucił w niego spodniami leżącymi na ziemi dwa metry od łóżka. Zanim przyszedł musiało być tam naprawdę ostro.
— Mów, nie mam czasu aby być twoim psychologiem cały dzień. — wstał z zielono czarnego łoża i zaczął ubierać podane przez brata spodnie.
— Chodzi o tę dziewczynę, którą dla mnie porwaliście.
— Jak mi wyjedziesz, że to nie ta, to sam wskoczę do kotła ze smołą. — przymknął oczy i złapał za nozdrza nosa.
— To ta. — przewrócił oczami czując, że na razie ta rozmowa schodzi na zły tor. — Chodzi mi o to, że się mnie boi.
— A jak się zachowywałeś? — oboje wyszli na balkon, chcąc odetchnąć siarką płonącą na dnie szatańskiego rowu. Zapach ich dzieciństwa, kiedy zaledwie 100 osób błagało o litość. Teraz to miliardy. Niewyobrażalny krzyk. Kochali to.
— Zachowywałem się normalnie.— wzruszył nonszalancko ramionami, wyciągając z kieszeni fajki i zapalniczkę. Papieros znalazł miejsce pomiędzy jego ustami i po podpaleniu zaczął powoli dymić.
— I dziwisz się, że się ciebie boi?! Zjebałeś! Właśnie nie miałeś zachowywać się normalnie! Stary, jesteś straszny!
— I mówi to facet, który co czwartek nosi rogi, na znak próby przekonania Jezusa na naszą stronę. To ja jestem straszny? — prychnął wyciągając papierosa z ust. Splunął do wielkiej szczeliny, kątem oka patrząc na Adama.
— Spierdalaj. — mruknął.
— To mnie goń .— to był pierwszy raz od tysiąca lat, kiedy Blake zaśmiał się szczerze. Naprawdę jego własny tekst go rozśmieszył. Starszy spojrzał się na niego, jak dziecko na widok demona. Sam nie dowierzał, że usłyszał śmiech brata.
— Ta dziewczyna jest u nas jakieś trzy godziny i zaczynasz się śmiać? - zdziwił się robiąc wielkie oczy. — Muszę ją poznać. — dokończył i wyrywczo pokiwał głową, pokazując perłowe zęby.
— Waruj Ogarze. Spokojnie. Najpierw ja muszę to zrobić. — zaciągnął się fajką i opornie wypuścił szkodliwy dym z jego płuc... no dla kogo szkodliwy, dla tego szkodliwy.
— Zabierz ją na jakiś spacer, wszystko wytłumacz. Zacznij od nowa. — wzruszył ramionami, próbując mu pomóc. Ale sam Adam miał problem, żeby mu doradzić. Blake był trudny, nie możliwym było przekonać go do swoich racji, był uparty, zawzięty, chamski i nienawistny. Przecież tego uczono go od najmłodszych.
— I wystarczy tylko jakiś durny spacer? To wszystko? — po raz kolejny w jego ustach pojawiła się fajka, którą ostro się zaciągnął. Dość długo trzymał dym w swoich zniszczonych płucach.
— Czasami te durne rzeczy ratują tyłek. — Adam wzruszył ramionami i wrócił do środka pokoju. Za nim ruszył Blake i oboje usiedli na fotelach w pokoju starszego brata.
— Kiedy ceremonia? — blondyn miał na myśli ceremonie koronacji i balu przynależności kobiety do władcy piekieł.
— Kiedy ta cholerna dziewucha się do mnie przekona i zobaczy, że w cale nie jestem taki straszny. — ciemno włosy mocniej zacisnął zęby i zgasił peta miedzy palcami.
— Uspokój się i idź do niej, pogadaj. Pewnie się boi i nie wie co ma robić. Stary porwałeś ją! — poderwał się ze swojego miejsca i stanął na przeciwko brata.
— Dobra, najwyżej oddam ją tobie. — wzruszył ramionami i zmierzwił dłonią ciemne włosy. Musiał jak najszybciej do niej iść.
— Więc w tym tkwi problem. — Adam zaśmiał się dźwięcznym głosem, który rozniósł się po pokoju. Blake zmrużył brwi i przymknął w nie zrozumieniu oczy.
— O co ci kurwa chodzi? - westchnął zirytowany i spojrzał na brata,
— Nie traktuj jej jak przedmiot, może okazać się, że to feministka i jeszcze nakopie ci do dupy! — uśmiechnięty pokręcił głową, wiedząc co mówi. Sądził, że jego młodszemu bratu przydałoby się porządne lanie.
— Czemu każdy mi o tym mówi?! Nie jestem takim skurwielem! — wrzasnął, powodując delikatną gęsią skórkę na ciele blondyna.
— No wiesz...wszyscy wiemy jaki jesteś, młody.— roztrzepał mu włosy w każdą stronę świata dłonią. Pomyśleć by można, że tak właśnie zachowują się bracia, ale oni zawsze konkurują. O wszystko, tylko byle wygrać i zaimponować ojcu. Adam, z pozoru uroczy blondyn doprowadził do milionów wypadków samochodowych i śmierci niewinnych osób, aby pokazać jak bardzo jest bezlitosny. Tak, to wszystko jego wina.
— Jaki jestem?— wyrwał mu się, stając się pewnym siebie. Czkał na wyjaśnienia blondyna.
— Nie bez powodu ojciec wybrał ciebie na swojego następcę, to o czymś świadczy, co nie? — blondyn rzucił się na swoje łóżko, aby sięgnąć do stolika nocnego wyciągając z niego skręta z marihuaną.— Rzuć ogień. — powiedział do brata, który po chwili szukania w kieszeni metalowej zapalniczki, rzucił mu ją prosto do dłoni. Zaledwie po 10 sekundach chłopak zaciągnął się narkotykiem.
— Jestem najlepszy z nas wszystkich, dlatego to ja będę następnym Szatanem, a ona musi zasiąść na tronie obok. Pragnę tego tak samo jak jej. — powiedział podchodząc do ciężkich drzwi.
— Tylko nie zerżnij jej od razu! — krzyknął za nim, coraz bardziej wstawiony braciszek,. Adam zaniósł się śmiechem, kiedy tamten zaczął na niego klnąc pod nosem. I mógłby to spokojnie usłyszeć, gdyby nie przytłumione przez narkotyki zmysły.
Blake prawie biegł, chcąc znaleźć się jak najszybciej w komnacie jego dziewczyny. Tak, jego.
No, a przynajmniej on tak o niej mówił. Wiele razy wyobrażał sobie, co z nią zrobi kiedy ta będzie już w Piekle. Jednak nie wziął pod uwagę tego, że ona tak szybko mu się nie odda. Nie była taka, jak dziewczyna, którą zastał w pokoju swego brata.
Nie szedł, a raczej biegł długo. Po chwili był przed pokojem Angel. Strażnicy pokłonili się przed nim i otworzyli drzwi. Brunet wparował do środka, oglądając każdy zakamarek pokoju, aż jego wzrok padł na łóżko. Spała, a przynajmniej przez chwilę tak pomyślał.
Cicho stąpał po podłodze, tak aby nie obudzić dziewczyny, która tak naprawdę udawała. Bała się, że kiedy zaśnie ktoś do niej przyjdzie i zabije. Nadal nie wiedziała gdzie jest. Czuła tylko siarkę, do której pomału się przyzwyczajała. Gdy tylko usłyszała głośne kroki, zamknęła oczy i udawała, że śpi. Gdzieś w środku wiedziała, że to jej oprawca, znów zaszczycił ją swoją obecnością.
— Przepraszam.— powiedział bez krzty emocji, nie czuł się głupio za tamtą sytuację. W sumie, nawet się cieszył, że pokazał tej dziewczynie kto tu rządzi.
Wtedy dziewczyna pomału otworzyła oczy i umiejscowiła je w brunecie. Czuł, że jej oddech i bicie serca jest przyśpieszone, i że może nie spać. Jak zawsze był nieomylny.
— Teraz odpowiesz na moje pytania?
— Jak przestaniesz być taka irytująca to pewnie.— odchylił głowę do tyłu, czując jak bardzo ma ochotę rzucić się na tą niewinną istotę i wyciągnąć z niej jej najgorszą stronę. Chciał aby była taka jak on. Zła. Bezlitosna. Porywcza.
Brunetka spuściła głowę kuląc się jeszcze bardziej. Jej myśli były niczym huragan, niszczyły jej wszystkie przypuszczenia.
— Masz 5 pytań, potem ja zadaję pytania tobie.— palcem odsunął włosy spadające na jej nieskalaną twarz. Nie wiedział skąd u niego taki ruch.
— Gdzie jestem?- odkryła się z kołdry i usiadła na przeciwko Blake'a, patrząc wprost w jego czarne oczy połyskujące czerwienią.
— Już ci mówiłem. — westchnął zirytowany. — W piekle.
— W Piekle na Ziemi. Masz rację. — mruknęła cicho, nie będąc zadowolona z odpowiedzi.
— O szatanie. Chodź. — złapał za jej ramię i pociągnął do góry, tym samym zmuszając ją do wstania. Ciągnął ją na balkon, aby pokazać jej szatańską szczelinę, znajdujący się całkiem niedaleko od pałacu.
Jej piwnym oczom ukazał się okropny krajobraz, cały skąpany z martwych ludziach jak i roślinach. Gdzieś w oddali dostrzegła żerujące na skazanych ludziach sępy i kruki. Słońca nie dostrzegła, ale za to na "niebie" widziała czarną kulę szczytującą w bezkresności. U podnóża pałacu była szczelina. Ogromna i szeroka tak, że zapewne zajmowałaby powierzchnię całego Manhattan'u . Z jej środka wydobywały się krzyki błagające o litość, ale nikt się tym nie przejmował, nie reagował.
Angel z przerażenia zakryła usta dłonią, próbując nie zanieść się szlochem. Od samego patrzenia chciała się do kogoś przytulić i użalać się nad tym tak tu jest okropnie, ale przecież jedyną osobą, która tu była to Blake, jej oprawca i porywacz. Nie mogła dużej na to patrzeć, szybkim krokiem uciekła do środka pokoju.
— Co to było?! — stanęła na środku pokoju. Tylko cienka linia dzieliła ją od płaczu, a jeszcze wcześniejsze łzy zdobiły jej twarz.
— Szatańska Szczelina, Piekielny rów, jak zwał tak zwał. Taki nasz znak rozpoznawczy. — wzruszył ramionami stając na przeciwko niej. Był blisko. Chciał ją przytulić i zagwarantować, że przecież nic jej nie zrobi, ale on sam zwątpiłby w te słowa. Przecież jest nie przewidywalny!
—Teraz mi wierzysz? — dodał, kładąc na ramiona dziewczyny dłonie. Była od niego niższa, miała zaledwie 167 centymetrów wzrostu, a on 192. Był wysoki jak na następcę Szatana przystało. Pomału docierało do niej to gdzie jest. Nigdzie na świecie nie czuć tak śmierci jak tu. Ona naprawdę była w cholernym Piekle.
— Chyba nie mam wyboru.— przełknęła gulę w gardle i podniosła wzrok. Nie zdawała sobie sprawy, że jest tak blisko.
— Mam następne pytanie. — powiedziała odchodząc od niego i znów siadając na pościeli. — Skoro jesteśmy w Piekle, to kim jesteś?
Obawiał się tego pytania, ale całą odpowiedź miał ułożoną w głowie, już od bardzo dawna.
— Mam na imię Blake i jestem synem Szatana. Nie długo obejmę po nim władzę nad złem. — powiedział na jednym wydechu. Tak bardzo chciał mieć tą rozmowę za sobą.
— O cholera. — mruknęła, patrząc z przerażeniem na chłopaka.
CDN...
Piosenka: YUNGBLUD, Halsey- 11 Minutes ft. Travis Barker
KOCHAM PAA
PolishNeverMind
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro