Ω17
Leżała na łóżku, próbując przetrawić wszystko czego się wczoraj dowiedziała. Pomału przyzwyczajała się do myśli, że jej bliscy myślą iż nie żyje. Bardziej dziwi i nie daje jej spokoju to, że Blake okazał jej inne emocje i uczucia niż wściekłość i irytację.
W jej głowie nadal odbijały się sceny z przed 2 dni. Ta kobieta nawiedzała ją we snach, dusząc ją lub obwiniając o swoją śmierć.
Każdy chce mieć radosne urodziny. Jej dziewiętnastka też taka miała być. Razem z przyjaciółmi mieli pojechać na wycieczkę po USA. Zbierała na to pieniądze cały rok i specjalnie chodziła do pracy w kawiarni jako kelnerka aby dorobić.
Jej plany diabli wzięli.
Dosłownie.
Po raz kolejny przewróciła się na prawy bok aby spojrzeć na kotarę, za którym ukrywał się taras z no cóż, tragicznym i nie przyjemnym widokiem. Nie mogła spać już kolejną godzinę i cały czas próbowała obrać właściwą pozycję, w której mogłaby zasnąć.
Zirytowana sięgnęła po poduszkę, leżącą niedaleko jej dłoni. Zgarnęła ją i przycisnęła do twarzy, mając nadzieję, że chociaż to zadziała. Ale tak nie było. Jęknęła i wstała z łóżka.
Było chwilę po pierwszej czasu Ziemskiego, a dokładniej 13 czerwca 2020 roku.
Tak, jej urodziny.
Przetarła dłonią twarz oraz kark i usiadła na fotelu przy stoliku kawowym w roku pokoju. Wzięła koc z jednego z krzeseł i owinęła się nim po samą szyję. Dziwnie było jej z myślą, że nie żyje i doskonale o tym wie. Dziwnie było też pamiętać jego wargi na swoich wargach. Ciepło jego ciała i resztę tych przyjemnych, ale do których nikt z nich się nie przyzna rzeczy. Właśnie z tym wyobrażeniem zaczęła zasypiać.
Drzwi do jej pokoju po cichu się otworzyły. Winowajca zmierzył pokój wzrokiem i kiedy zdał sobie sprawę, że dziewczyny nie ma w łóżku, poczuł złość i już chciał wyjść z jej pokoju i wszcząć alarm, ale dostrzegł ją przysypiającą na fotelu, przykrytą kocem.
Zagryzł wargę i przeciągle westchnął. Jego intuicja go nie myliła nawet we śnie, kiedy miał przeczucie, że coś się z nią dzieje. Bosymi stopami przemierzał dzielącą ich odległość aż zatrzymał się przed dziewczyną z podkulonymi nogami pod samą brodę i opatuloną miękkim kocem, którego kolor ciężko było określić przez panujący mrok.
Spojrzał na jej spokojną twarz i zdał sobie sprawę, że zrobi wszystko aby już zawsze z nim została. Zaczął pożądać ją inaczej niż na samym początku. Pragnął jej ciała, wszystkiego co się z nim kojarzyło i łączyło. Od poprzedniego dnia zobaczył w niej nie tylko śliczne ciało, ale piękny umysł, który zaczął mu się podobać. Pociągała go jej wrażliwość na ludzką krzywdę, której on nie posiadał, uwielbiał jej starannie wypowiedziane docinki skierowane w jego stronę, jej słone łzy, które ostatnim czasem spływały tylko przez niego, jej uśmiech kiedy spełniał jej najmniejszą prośbę. Sądził, że jest chory i może tak było. Jest chory na coś nie uleczalnego i okropnego, na coś na co umiera wiele ludzi, na coś na co nie ma leku i niektórzy chcieliby się tego wyzbyć.
Podniósł ją z fotela, uważając aby nie zrobić tego zbyt gwałtowanie. Była lekka, może nawet aż zbyt. Uważnie stawiał nogi, tak aby nie zrobić krzywdy jej i sobie. Równie delikatnie i ostrożnie jak wcześniej, położył ją na ogromnym łóżku.
-Blake?- pomimo jego starań przebudziła się.
-To ja. Śpij.- odgarnął jej włosy z twarzy.
-Co ty tu robisz?- spytała powstrzymując się od ponownego zaśnięcia.
-Miałem przeczucie.- odpowiedział jej krótko i odwrócił się na pięcie chcąc wrócić do swojego pokoju, ale zatrzymał go śpiący głos brunetki.
- Czemu mnie pocałowałeś?
Gwałtownie się zatrzymał. Spuścił głowę na swoje stopy i zastanawiał się nad odpowiedzią.
"Bo tego chciałem...nie kurwa wystraszy się. Może...zaczęłaś histeryzować , próbowałem cię uspokoić. Japierdole, to jest jeszcze gorsze. "
-To nie rozmowa na teraz kochanie. Idź spać. - odwrócił się do niej twarzą i posłał szczery uśmiech, którego nie była w stanie zobaczyć , przez ciemność.
-Chcę wiedzieć.
-Idź spać Angel. - nie zwrócił już uwagi na jej kolejne pytania kierowane w jego stronę. Wyłączył swój umysł, starając się usunąć uczucia pojawiające się do niej. Wyszedł z jej pokoju już mocniej zamykając drzwi. Wyszedł przed drzwi, których pilnowali strażnicy i ruszył w głąb korytarzu, który prowadził na drugi koniec zamku.
Chodził po zamku niczym duch szukając odpowiedzi dla Angel.
"Dlaczego ją pocałowałem? Kurwa, po co ja to w ogóle zrobiłem? Nie mam lepszych rzeczy do roboty, tylko całowanie tej idiotki?"
Dokładnie to cały czas sobie powtarzał.
Wiedział, że będzie pytała i miał nadzieję, że szybko znajdzie jakąś dobrą wymówkę, ale teraz nie mógł jej znaleźć. Dopowiadał sobie, co by się stało gdyby nie dał ponieść się chwili.
Przymknął oczy i wrócił do swojego pokoju, zdając sobie sprawę jak bardzo jest zmęczony. Po cichu zamknął za sobą drzwi i rzucił się na łóżko przykrywając głowę poduszką.
-Szatanie i co ja mam teraz zrobić?- mruknął sam do siebie, aby po chwili zerwać się na równe nogi. Wraz z jego pytaniem po zamku rozniósł się alarm. Słyszał go po raz pierwszy, ale od małego uczono go co znaczy głośny przerywany alarm. Ktoś ośmielił się zaatakować piekło.
Jego wzrok był nieobecny, próbował uświadomić sobie, kto jest na tyle nienormalny aby dobrowolnie wejść do paszczy lwa.
-Belzebub...- powiedział uśmiechając się sarkastycznie. Wyobrażał sobie, jak go obdziera ze skóry i żywcem pali na wielkim stosie drewna, skroplonego wodą święconą. Jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, ale zaraz zniknął kiedy zdał sobie sprawę, że jeżeli jego najstarszy brat zaatakował podziemie, pragnie tylko jednego.- Angel.- nerwowo przełknął ślinę i wybiegł ze swojego pokoju, po drodze zabierając swoją broń.
Omijał panikującą służbę, zbrojących się żołnierzy i demony, które pomału były gotowe aby odeprzeć atak.
Jego oddech był niespokojny. On sam odbijał się od ścian, chcąc być jak najszybciej u zapewne przerażonej dziewczyny. Przebiegł koło gabinetu Adama i swojego ojca. Oboje na siebie krzyczeli i rzucali papierami, na których były ich strategie bojowe. Ominął ich zadziwiająco szybko, a oni zdając sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie widzieli go tak szybko biegnącego, ruszyli za nim.
Jego ślina zatrzymała się w przełyku kiedy z daleka widział drzwi do jej pokoju, przed którymi leżeli martwi strażnicy z podciętymi gardłami. Przyśpieszył jeszcze bardziej.
Ominął nie istniejących już strażników i zamaszyście otworzył drzwi komnaty. Rozglądał się po całym pokoju. Niepościelone łóżko, otworzone drzwi do łazienki i wywrócony stolik kawowy z fotelem. Na samym środku stała ona, z trzęsącymi dłońmi i dolną wargą, potargana i ze spływającymi łzami. Przy jej szyi trzymany był nóż, którego właścicielem był najstarszy z demonów.
-Zostaw ją Belz...- Blake wyciągnął w jego stronę dłonie mając nadzieję, że ten gest choć trochę go uspokoi. Było inaczej. Białowłosy chłopak jeszcze bardziej docisnął broń do jej ciała. Pierwsze krople krwi popłynęły wzdłuż jej szyi. Zacisnęła oczy za strachu.
Chwilę po tym do pomieszczenia wbiegli Adam wraz z Szatanem. Zdyszani wpatrywali się w widok, który zastali po przybyciu.
- Oddaj mi władzę!- krzyknął, przyciskając dziewczynę bardziej do swojego torsu. Jego ciało trzęsło się z emocji. Ręka drżała na trzonie sztyletu przy szyi dziewczyny, której rana otwierał się coraz bardziej.
-Porozmawiamy o tym kiedy oddasz mi Angel. - brunet wolnym, prawie nie zauważalnym krokiem zaczął podchodzić do brata, trzymającego Adams w żelaznym, morderczym uścisku.
Blake spojrzał wymownie na Adama. Pomimo, że nie było między nimi ostatnio najlepiej, w takich sytuacjach rozumieli się bez słów.
Adam miał zaatakować, a młodszy zabrać Angel.
-Synu przestań, dobrze wiesz, że Blake jest odpowiedni do roli Szatana.- Diabeł zacisnął usta w wąską linię. Chciał przekonać syna, że źle wybrał przeciwstawiając się jego woli.
-To ja jestem odpowiedni! Jestem najstarszy! - jego zachrypnięty głos drażnił jej uszy. Przeszedł przez nią dreszcz i przełknęła ślinę, przez co jeszcze bardziej nadziała się na ostrze.
Brunet odwrócił się w stronę Adama i przytaknął, dając znak, żeby odciągnął Belzebuba od niewinnej dziewczyny. Adams próbowała się uwolnić, trzymając jego przedramię i próbując je odciągnąć. Łzy moczyły jej policzki, a czym niżej były to tym bardziej mieszały się z jej krwią.
Adam użył jednej ze swoich mocy. Zniknął, aby po chwili zmaterializować się zaraz za swoim najstarszym bratem. Wyciągnął bat, który był jego ulubioną bronią i wziął mocny zamach aby potem przejechać nim po plecach białowłosego. Mężczyzna krzyknął z bólu i zaaferowany wypuścił dziewczynę ze swojego objęcia. Zaczęła łapać głębokie oddechy i upadła na kolana, próbując zatamować krwawienie. Jeszcze w tej samej sekundzie Blake wziął ją między ramiona, ciesząc się, że już jest bezpieczna. Nadal była rozemocjonowana i trzęsła się. Wtuliła głowę w jego klatkę piersiową, próbując poczuć chociaż trochę bezpiecznie.
-I ty jesteś przeciwko mnie! Jesteś moim bratem! Puszczaj mnie, do cholery! - odwróciła mokre policzki od ciała księcia i przeniosła go na szarpiącego się Belzebuba. Adam kurczowo trzymał go za ramiona i zmuszał go do klęczenia przed Blake'iem, Angel i Szatanem. Szarpał się próbując się uwolnić i dokonać to, co zaczął.
W jego oczach lśniło szaleństwo i krzywda, którą wyrządził mu ojciec, wybierając Blake'a na swojego następcę. Zielone oczy utkwione były w przerażonej dziewczynie, która tak samo jak on wpatrywała się w jego twarz, próbując doszukać się innego powodu niż ten, który jest wiadomy dla wszystkich.
-Odwróć wzrok Angel.- powiedział Blake odchodząc od niej kawałek. Nie patrzył na nią, bojąc się, że dziewczyna jeszcze bardziej go znienawidzi. Kiedy zdał sobie sprawę, że nie ma zamiaru się ruszyć, musiał użyć innych środków.
-Adam weź ją stąd. - mruknął, nie dowierzając, że sam z siebie pozwolił przebywać bratu w jej towarzystwie. Sam blondyn był zdziwiony i zszokowany słowami brata.
Puścił wierzgającego się Belzebuba i złapał brunetkę za przedramię
-Chodź, zrobimy coś z twoją szyją. - pociągnął ją w stronę drzwi, wyprowadzając dziewczynę z jej pokoju.
Czuła się coraz gorzej i pojawiały się jej mroczki przed oczami. Można by rzec: ,,Który to już raz, pod dachem Szatana? ''
Ona sama straciła już rachubę. Nie chciała tego liczyć.
-Szybciej Angel.- ciągnął ją za rękę, coraz bardziej przyśpieszając. Czerwony ślad na jej dłoni coraz bardziej był widoczny, a on wcale nie zwalniał. - No dalej.
Oddychała z minuty na minutę głębiej i szybciej. Jej krew wcale nie krzepła i spływała po koszulce, spodniach i rękach. Adam się nie zatrzymywał, więc na siłę stanęła i złapała swoją szyję między ręce. Kaszlała krwią, chociaż Belzebub nie nacią jej szyi tak głęboko. Kolor odpłyną z jej ciała, a ciepły powiew wiatru zwalił ją z nóg.
-On go zabije, prawda?- mruknęła ledwo słyszalnie. Miała przymknięte oczy i czerwone, aż do przesady usta i nos.
-Chciał cię zabić, Angel. Blake staje w twojej obronie. - powiedział nie patrząc w jej oczy. Wziął ją na ręce i ruszył przed siebie do swojego pokoju. Adam wraz ze swoimi wyostrzonymi zmysłami nie wiedział co dzieje się w ciele dziewczyny.
Choroba zżerała jej komórki kawałek po kawałku, doprowadzając ją do śmierci.
W tym samym czasie Blake ze śmiertelnie poważną miną stał na przeciw swojego starszego brata. Diabeł stał po prawej bruneta i srogim spojrzeniem mierzył swojego pierworodnego.
-Twoje ostatnie słowo braciszku?- spytał z przekąsem, wywracając oczy na te prawdziwe. Demona.
-Będę trzymał dla ciebie miejsce w kotle. - uśmiechnął się i jedna łza spłynęła po jego policzku. Brunet wyciągnął swój miecz i obracał nim w dłoniach. Pewniej złapał za trzon - Moje demony będą niszczyć ten pałac tak długo, aż ta śmiertelniczka umrze, a uwierz mi Blake, stanie się to szybciej niż ci się wydaje.
Niczego nie rozumiejący chłopak, wziął zamach i ściął głowę białowłosego, która poturlała się aż pod łóżko dziewczyny. Krew prysnęła na ściany, łóżko i jego twarz.
Martwe oczy wpatrywały się w szatana beznamiętnie, bez strachu . Jego wyraz twarzy pokazywał, że wiedział co go czeka.
-Świetnie jest zabić brata, co?- diabeł stanął za synem i położył mu dłoń na ramieniu.
-Wręcz diabelsko.- mruknął patrząc na ścierwo Belzebuba.
-Wreszcie zachowujesz się jak Szatan. Wyzbywasz się słabości...jesteś prawie gotowy...- uśmiechnął się pod nosem i puścił ramię syna. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z zakrwawionego pokoju dziewczyny.
-Zabiję cię jeszcze raz, jeżeli coś jej się stanie.- szepnął kopiąc głowę rodzonego brata. Splunął na nią i wybiegł z komnaty, przypominając sobie jego wcześniejsze słowa.
CDN...
Piosenka: Slowed down songs | listen to when I'm bored
KOCHAM PAA
PolishNeverMind😈
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro