Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ω4- Uciekinierka

— Jak to ,,synem Szatana''? — nie dowierzała. Bo kto normalny podaje się za syna największego zła? Chociaż jeżeli jest w Piekle, to może on jest synem Diabła? To niedorzeczne. W jej głowie panował istny mętlik. Nie wiedziała jak teraz zareagować.

— Teraz też mi nie wierzysz? — Blake z cynicznym uśmiechem na twarzy, przechylił głowę w prawo patrząc na zdezorientowaną dziewczynę.

— Chyba powinnam uwierzyć... — wzięła głęboki oddech powstrzymując łzy.

— Nic ci nie zrobię. — zapewniał. Ale skąd miała mieć pewność, że tego nie zrobi? Nie znała go.

— Skąd mam pewność, że mogę ci ufać? — spuściła głowę próbując wymyślić kolejne pytanie. Pomimo, że każdy normalny człowiek był by w stanie zasypać dziecko Szatana milionem pytań, ona chciała zadawać tylko te najsensowniejsze.

— Czekałem na ciebie parę setek lat. Chyba wypadało by, abym traktował cię w miarę przyzwoicie. — wzruszył ramionami.

— Czemu ja? — jej głos zadrżał.

— Szczerze? Sam nie wiem. — odwrócił wzrok aby nie patrzeć w złe oczy Angel. Czy on właśnie się jej bał?

— Jak to nie wiesz? Porwałeś mnie! Zabrałeś mi normalne życie! Jesteś niezrównoważony psychicznie! — lekko uderzyła go w ramię, a kiedy zobaczyła, że on nic sobie z tego nie robi, zaczęła okładać go pięściami coraz mocniej, aż w końcu poczuł jej starania skrzywdzenia go.

Irytowała go. Sądził, że dramatyzowała, czemu nie mogła pogodzić się, że teraz jest tutaj, a nie na Ziemi? Przecież to takie proste. Powinna zauważyć, że już nigdy jej nie wypuści. Nie byłby w stanie.

— Wiem! — złapał za jej nadgarstki, szarpiąc nimi. W cale nie był delikatny, zrobił to mocno i stanowczo. Z jej oczu poleciały pierwsze łzy przerażenia.

— Puść mnie... — załkała kiedy jego do tej pory normalne paznokcie zaczęły przeradzać się w szpony i ranić dziewczynę. Po jej nadgarstkach popłynęła szkarłatna krew, która szybko skapywała na dywan, plamiąc go. Jej oddech przyśpieszył i stał się nad wyraz nie równy.

— Teraz jesteś moją własnością, pamiętaj o tym, bo następnym razem zrobię coś gorszego niż pokaleczenie twoich pięknych nadgarstków. — przejechał językiem po kłach, które też postanowiły ukazać się światu, kiedy dziewczyna go zirytowała. Musiał się opanować.

Pomału zaczęła targać nim nieznana emocja, my znamy ją jako poczucie winy, ale on nie znał tej nazwy. Był jak niemowlę w sprawach dotyczących uczuć. Wszystkiego pomału się uczył, ale nie zdawał sobie sprawy, że to co czuje teraz, to właśnie zdezorientowanie i pożądanie. I tak z początku było. Chciał tylko mieć kogoś, kto stałby przy jego boku. Coś jednak musiało zadecydować o tym, że porwał akurat ją i nazwał swoją wybranką.

— Puść mnie! — krzyknęła na niego, próbując wyrwać dłonie z jego szponów, ale on był jak w transie. Mocno ściskał jej nadgarstki, które były sine i opuchnięte. Tracił samokontrolę. Jego oczy zaszły czarną mgłą, przez którą ledwo widział, ale ze strony dziewczyny wyglądało to całkowicie inaczej. Obawiała się, że brunet zmienia się w to złe coś, które zaczęła już trochę wcześniej dostrzegać. Czarne, nieposiadające białek oczy, długie pazury kaleczące jej dłonie i te zęby. Jak u wampira, chcącego wyssać krew z ofiary.

— Blake! Proszę, puść! — jej łzy strumieniem spływały po policzkach, dalej kreśląc drogę po jej szyi, a kończąc na czarnej koszulce Nirvany. Jedna łza obrała inny tor, pomału spływała z jej policzka i spadła na dłoń chłopaka, który jak za dotknięciem magicznej różdżki wybudził się z nieświadomego snu. Jego warga zadrżała. Nie wiedział co przed chwilą się działo, ale kiedy spojrzał, i stwierdził, że dziewczyna trzyma się za krwawiące nadgarstki zrozumiał, że zrobił jej krzywdę i tak szybko mu nie wybaczy.

Dziewczyna szybko wstała z łóżka i niemal biegiem popędziła do łazienki. Wstawiła dłonie pod lodowatą wodę i patrzyła na mieszającą się z nią krew.

— Ja... — podszedł do futryny drzwi, cały blady, ze spuszczonym wzrokiem. Pierwszy raz wyglądał na skruszonego i żałującego swojego czynu. Zaczynało mu na niej zależeć.

— Nic nie mów! — przerwała mu. — Mówiłeś, że nic mi nie zrobisz! — pełna furii odwróciła się do niego. Jej ciemne włosy opadały na twarz, a łzy przyklejały je do jej policzków. Czerwone od płaczu oczy, dodawały jej niewinności i poddania się na krótką, nic nie znaczącą chwilę.

— Wiem, że zabrałem ci wszystko. Masz prawo mnie nienawidzić, ale jedyne co możesz zrobić to pogodzić się z tym, że tu zostaniesz, a ja muszę pogodzić się z tym, że nie jestem najważniejszy— powoli zapominał o tym co przed chwilą zrobił, a poczucie żalu czy skruchy zanikało tak szybko, jak się pojawiło.

Dlatego właśnie wyszedł. Tak po prostu. A ona nadal tam stała. Rozkojarzona, przestraszona i z obawą, że to nie pierwszy i nie ostatni raz kiedy zatracił się w samym sobie.

Nie miała zamiaru pogodzić się z zostaniem w tym okropnym miejscu. Chciała stamtąd uciec i zapomnieć, tak jakby to wszystko było tylko zwykłym snem. Ręce osuszyła wiszącym na wieszaku ręcznikiem i szybko wyszła z łazienki. Musiała uciekać na własną rękę. Nikt jej tu nie zna, przecież mogą pomyśleć, że jest służbą, albo kimś mało istotnym. Wzięła głęboki oddech i pociągnęła za drzwi, które od razu ustąpiły. W myślach wyśmiała durnego księcia podziemi za jego lekkomyślność i nie zamknięcie drzwi na klucz. Wychyliła się i zobaczyła dwóch rosłych mężczyzn stojących tuż przy drzwiach. Strażnicy.

Przeklnęła pod nosem od razu się prostując. Dostojnym i pewnym siebie krokiem wyszła z pokoju zwracając na siebie uwagę strażników. Przepuścili ją, zapewne myśląc, że to zwykła służąca albo dusza, odwiedzająca pokój księcia z wiadomych powodów. Brunetka szła przez korytarze, uważnie się rozglądając. Nie chciała nikogo spotkać. Zapewne ktoś ją tu kojarzył, a każde spojrzenie w jej stronę mogło równać się kolejnym zamknięciem w pokoju i złością Blake'a.

Nie podobał jej się surowy wystrój zamku pomimo, że widziała tylko jego kawałek. Wszechobecne kamienie i pochodnie kojarzyły jej się ze średniowieczem i brakiem gustu. Otwierała każde napotkane drzwi, mając nadzieję, że za ich pomocą znajdzie się w swoim świecie i zakończy to przedstawienie z piekielnym pałacem. Na końcu korytarza dostrzegła wielkie, metalowe drzwi. Sądziła, że tak właśnie powinny wyglądać te, które pomogą jej wydostać się z pałacu i wrócić do domu. Jakkolwiek daleko on nie jest...

Myliła się.

Otworzyła drzwi, z całej siły je popychając. Po chwili ustąpiły, a dziewczyna prawie wpadła do pomieszczenia po ich drugiej stronie. Na łóżku leżał jakiś blondyn czytający książkę, który podniósł wzrok na otwarte wrota. Miał gołą klatkę piersiową, a jedyna część ubioru jaką miał na sobie to niebieskie, przetarte spodnie opinające jego nogi.

Adam wiedział kim jest dziewczyna, przecież sam ją tu przyprowadził. Przerażona Angel w pośpiechu zamknęła drzwi i zaczęła przed siebie biec. Chłopak ruszył za nią, nie mógł pozwolić na to aby dziewczyna brata uciekła z zamku, co i tak było mało prawdopodobne.

— Hey, czekaj! — wybiegł z pokoju i rozglądał się po rozwidleniu, tak długo aż nie dostrzegł uciekającej Adams. Biegł za nią cały czas przyśpieszając aż złapał za jej łokieć i przyparł przerażoną dziewczynę do kamiennej ściany.

— Puść mnie. Proszę. — jęknęła przerażona ze spływającymi łzami po policzkach. Miała nadzieję, że weźmie go na litość i ją wypuści, a może nawet wskaże dobrą drogę.

— Co ty sobie myślisz? Oszalałaś dziewczyno! Wracaj do pokoju jeżeli ci życie miłe!— odciągnął ją od ściany i pchnął przed siebie, nadal będąc dość blisko niej. Nie miał zamiaru za nią biec jak piekielny ogar, nie jest psem gończym.

— Proszę wypuść mnie stąd, chcę wrócić do rodziny. Nie przydam wam się na nic, nie znam żadnych przydatnych informacji, żyję spokojnie, nikomu nie sprawiałam problemów...— szlochała idąc przed siebie.

— Nikomu nie chodzi o żadne informacje dzieciaku. — mruknął zirytowany. To miał być spokojny wieczór z dobrą książką i najlepszą whisky na świecie i był naprawdę zły musząc gonić tą ,,pieprzoną smarkulę". Ale pomimo wszystko trochę ją rozumiał. Bała się. To powinno być naturalnym ludzkim odruchem w trakcie zagrożenia. Tylko, że ona nie była zagrożona, a w nowym miejscu.

— Ja tylko chcę wrócić do domu. — załkała pociągając nosem. Z jej oczu wypływały łzy, kreślące ścieżki na zaczerwienionych policzkach. Dalej szła przed siebie ze spuszczoną głową. Po jej twarzy spływało coraz więcej cieczy, która następnie płynęła wzdłuż brody i skapywała na posadzkę, zostawiając mokre ślady, za którymi podążał brat następcy tronu piekieł.

Badał cale jej ciało od tyłu. Była drobna. Kojarzyła mu się z porcelanową lalką, która nie pasuje do tego okrutnego świata w jakim żyją. Obwiniał się za los tej niewinnej dziewczyny, bo przecież gdyby nie on, ona nadal w miarę spokojnie żyłaby na Ziemi.

— Co ci się stało?— podszedł do niej szybkim krokiem, zwracając swoją uwagę na jej zranione nadgarstki.

— To nic takiego...— szepnęła prawie bezgłośnie. Teraz chciała po prostu położyć się do łóżka. Nie miała siły kłócić się z Adamem, a myśl, że ten może powiedzieć Blake'owi o jej ucieczce, wcale jej nie pocieszała.

— Blake ci to zrobił?— ku zdziwieniu ich obu Adam powiedział to bardzo spokojnym i opanowanym tonem. Złapał za nadgarstek dziewczyny dokładnie się im przypatrując. Pomiędzy siniakami widział rany po szponach brata. Nie sądził, że jest zdolny do czegoś takiego.

Zaś Angel nie miała zamiaru odpowiadać na jego pytanie. To powinno być oczywiste, tylko on do tej pory miał z nią jakikolwiek kontakt. I zapewne tylko on byłby w stanie skrzywdzić niewinnego człowieka. Kiedy przystanęli przy wrotach do jej pokoju ona wyminęła mężczyznę i bez słowa weszła do pokoju, niemal od razu kładąc się na łóżku. Tak bardzo chciała aby to był tylko sen.

Natomiast Adam nie czekał na zbyt wiele, od razu kiedy drzwi się zamknęły i rozkazał pilnować strażnikom dziewczyny, udał się do brata, który zapewne nadrabiał papierkową robotę.

Szybkim krokiem przemierzał kamienne korytarze, które i dla niego były okropne. Przyzwyczaił się jednak do nich, mieszkając w tym miejscu całe życie. Blondyn pomału przestawał nad sobą panować. Tyle razy mówił temu idiocie jak powinien się zachowywać, a on jak zwykle robi to co uważa za słuszne. Jest wyśmienitym demonem i mordercą, ale do człowieka i ludzkich odruchów brakuje mu naprawdę wiele.

W końcu dotarł przez dość małe drewniane drzwi ze złotymi zdobieniami oraz napisem:
Blake- Devil's Son.

Zapukał, ale nie czekał na pozwolenie wejścia. Z impetem otworzył drzwi, które od razu z trzaskiem zamknął.

— Czyś ty oszalał? — założył dłonie na gołej klatce piersiowej i zacisnął szczękę.

— O co ci chodzi? — młody Szatan westchnął, odkładając plik papierów na biurko i spojrzał na brata zmęczony.

— Miałeś z nią na spokojnie porozmawiać, a nie krzywdzić. Zapomniałeś, że to człowiek?! Jest śmiertelna! — krzyczał na brata opierając się o jego mahoniowe biurko.

— O czym ty gadasz? — młodszy wstał ze swojego miejsca i zmierzył Adama wzrokiem.

— Chodzi mi o te rany i sińce na jej nadgarstkach. — warknął, jeszcze mocniej zaciskając zęby, które pomału zaczęły wytwarzać nadnaturalnie długie kły.

— Byłeś w jej pokoju?! Co jej nagadałeś do cholery?! — Blake wyminął swoje biurko i przyparł starszego do pomalowanej na bordowo ściany.

— Nie byłem w jej pokoju, opanuj się.— strzepał z siebie dłonie brata, które nieustannie trzymały go za barki.

— To skąd wiesz?

— Chciała ci uciec wkurwiu. — prychnął pod nosem.— W ostatnim momencie ją złapałem, następnym razem powiedz tym durniom aby pilnowali dziewuchy albo sam osobiście odeślę ją na Ziemię i będzie po kłopocie. — odszedł do bruneta zostawiając pomiędzy nimi dość dużą przerwę.

— Jak to chciała uciec? — przymrużył oczy i ściągnął ciemne brwi do dołu.

— Normalnie, chyba szukała portalu. — mruknął pod nosem aby zaraz po tym wyjść z gabinetu brata. Za to Blake, nie wiedział co ma do końca zrobić. Pierwszy raz zdarzyło się, że ktoś chciał uciec. Ale w tym wypadku jest to żywa kobieta.
Ma rozum... prawdopodobnie.

Nie miał nad czym się zastanawiać. Wyszedł zamykając drzwi do biura na klucz, aby potem biec do komnaty Angel. Wyminął nawet dalej zirytowanego Adama, który w tym momencie nie wiedział co jest grane.

Blake wparował do pokoju dziewczyny, ale dopiero po chwili ją dostrzegł. Leżała skulona na łóżku. Na jej ramionach była gęsia skórka, a na policzkach zaschnięte łzy. Nadgarstki dalej były sine i delikatnie krwawiące, ale to jej nie przeszkadzało aby spokojnie spać.

Następca Szatana wiedział, że będą z nią problemy, ale żeby ucieczka? Jak to mówią: Cicha woda brzegi rwie... Jego mała wojowniczka...

Jego? 

CDN...

Piosenka: Zayn, Sia- Dusk Till Dawn (Slow Down)

KOCHAM PAA

PolishNeverMind

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro