Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ω28

Chodził po swoim gabinecie trzymając dłonie za plecami. Jego złość i irytacja wzbierały na mocy. 

,,-Gdzie on jest do cholery? Gdzie on jest?"- powtarzał, zataczając kółka na dywanie. Od tygodnia szukał swojego starszego brata- Adama. Ślad po nim zaginął, a szukają w Piekle i na Ziemi. Pomału zaczynał podejrzewać, że mógł mieć coś wspólnego ze śmiercią Angel, przecież zniknął chwilę przed atakiem dziadka na Adams. Chciał w to nie wierzyć, ale z każdą minutą uświadamiał sobie, że z zazdrości był w stanie zabić dziewczynę. 

Czy możliwym było, że blondyn kochał ją tak bardzo? 

Nie wiedział.

Ta myśl przerażała go najbardziej. Nie wiedział, a chciał. Nie wiedza to pierwszy stopnień do śmierci. 

Podniósł głowę i wyjrzał przez okno z widokiem na miasto. Czarne i czerwone posiadłości demonów stały i będą stać aż do czasu wielkiej wojny, która prędzej czy później się odbędzie. Nie dbał o to czy przeżyje, jeżeli on umrze ktoś zajmie jego miejsce. Teraz po prostu skupiał się na odnalezieniu brata, i znalezieniu sposobu aby wskrzesić lub odzyskać Angie. 

- Panie.- do jego gabinetu weszła zmarła dusza mężczyzny, odzianego w podarte ubrania na których widniała zbroja.

- Macie coś?- odwrócił się do niego twarzą z wyczekującą miną. 

- Nadal szukamy. - obniżył ośrodek swojej głowy i delikatnie się skłonił. 

- Nie potraficie znaleźć jednego, samotnego demona?- prychnął. - Jak macie być moją gwardią, skoro nie potraficie znaleźć mojego brata?

- Ja...

-Tak ty.- przerwał mu. - Ty i twoi cholerni ludzie macie znaleźć Adama i przyprowadzić go do mnie. Żywego. - przyparł go do ściany.-  Sam chce go zabić. - puścił go i podszedł do swojego biurka przy którym usiadł. Żołnierz pośpiesznie się skłonił i opuścił jego gabinet. 

Król Piekła westchnął. 

Jak to pięknie brzmi: król piekła. Tak długo czekał aż ojciec w końcu odda mu tron, a teraz kiedy to nastąpiło nie cieszy go ten fakt tak jak przypuszczał. 

Łokciami oparł się o blat biurka, a prawą dłoń przyłożył do ust. 

Od rana chodził poirytowany, wściekły i warczał na wszystko co się ruszało.  Kiedy ktoś proponował mu posiłek, brał kęsa, a reszta wyrzucał krzycząc ,,-Nie będę jeść tego gówna!" Krzywym wzrokiem obdarowywał każdego, kto go mija. Ten stan trwał już tydzień.

W zamku panowała grobowa cisza aby jeszcze bardziej nie irytować Pana Piekła. 

I pomyśleć, że gdyby Angel żyła, w zamku panowała by ogromna radość z powodu jej ciąży.  Obwiniał się o jej śmierć. Gdyby nie poszedł  z ojcem do innego pomieszczenia ona prawdopodobnie nadal by żyła, wkurzałaby się i irytowała na Blake'a i całą resztę. 

Przymknął oczy...czemu on w ogóle ją porwał? Cholera, bo mu się podobała? Bo przyśnił jej się parę razy i polubił ją niemal od razu? Kurwa! Kogo on chciał oszukać! Uwielbiał ją! Całą! Jej zabawne pyskowanie, karcącą minę i łzy lecące po jej policzkach...a on był dla niej takim śmieciem i...kretynem. Tak go zawsze nazywała. Kretyn. Cholerny, głupi kretyn, którym teraz się czuł. Dał jej umierać, na zimnym marmurze, we krwi, zamordowaną przez jego dziadka. 

A Adam? Nienawidził go. Uciekł niczym tchórz z pola bitwy. Brat, który doradzał mu w każdej sprawie dotyczącej dziewczyny zniknął. Ślad po nim zaginą, a on nawet nie potrafi go znaleźć. Czuł się zażenowany i taki słaby. Nie potrafił obronić rodziny, osób do których był przywiązany. 

- Panie...przyniosłam posiłek... - służąca skłoniła się przed nim i trzęsącymi się dłoni położyła pozłacaną tacę na jego dębowym biurku. Jej dech stanął w piersi, kiedy podniósł na nią swój rozłoszczony wzrok. Jej galaretowate nogi odwróciły się w stronę drzwi i kiedy złapała za klamkę, jego głos rozniósł się po gabinecie.

- Zostań. - warknął do drobnej duszy, wychodzącej z pomieszczenia. Przełknęła ślinę i odwróciła się w jego stronę.

- Tak panie? - jeszcze raz pokłoniła się przed nim. Jej głowa była spuszczona , a postawa zgarbiona. 

Oblizał spierzchnięte usta i szybkim krokiem odszedł od biurka i przyparł duszę dziewczyny do ściany. Pisnęła, spinając całe swoje ciało. Patrzyła na jego klatkę piersiową, która w tym momencie była niesamowicie blisko. Oddychała zadziwiająco szybo, co chciała jak najszybciej powstrzymać, bo widziała jak z każdym jej oddechem jej klatka dotyka jego klatkę piersiową. 

- Jak się nazywasz? - mruknął podnosząc jej podbródek do góry. Nie patrzyła w jego oczy, chcąc chodź trochę poczuć się pewniej.

- Catie. - urocza dziewczyna przełknęła ślinę. 

-Więc Catie...rozbierz się...

****

Naprawdę sądzisz, że czuł się chociaż trochę winny z powodu przespania się z duszą? Naprawdę myślisz, że nie myślał w tedy o niej? Żałosne prawda? Król, wielki władca piekła pieprzył się ze służącą, niedługo po tym jak kobieta, którą zaczął darzyć uczuciem zmarła. 

Na usta ciśnie się wiele obelg, czyż nie? Cham, hipokryta, debil i kretyn, prostak. Mężczyzna bez honoru i duszy....wróć. Mój błąd, duszy nigdy nie było. 

Zanim kazał ją porwać obiecał, że będzie jej tu jak w raju, będzie ją kochać i szanować, będzie jego kobietą i będzie o nią walczył. Ale czemu tego nie robi? Jest aż tak zapatrzony w siebie? Nie rozumie że ona go potrzebuje? To że jej nie ma przy nim nie znaczy, że jej nie ma! 

Powinien się opamiętać, a on zamiast tego pieprzy się z ładną, martwą, zimną i bezuczuciową duszą. 

Co było z nim nie tak? 

Zaczynał zdawać sobie sprawę co zrobił. Zdradził ją, chociaż nie byli razem. Ale właśnie tak się czuł. Tak jakby ją zdradził. 

Czuł się taki żałosny! Przespał się z dziewczyną na jego biurku, wygonił ją, a potem najzwyczajniej w świecie wrócił do poszukiwań brata. 

Skończony idiota.

Zacisnął palce na piórze i zagryzł szczękę.

Tak do ciebie mówię debilu!

Przespałeś się se służącą chociaż kochasz inną!

- Nie kocham Angel.

Owszem, kochasz.

-Nie kocham. Zamknij się.

Mówisz do siebie idioto.

- Zamknij mordę!

Kochasz ją Blake....przeraża cię to. Przyznaj, boisz się odrzucenia...boisz się jej.

- Nie boje się nikogo.

Boisz się mnie. Jestem tobą Blake, jestem tobą, Angel, twoim zmarłym dzieckiem, ojcem i matką.
To ja decyduję. To ja podejmuję decyzję.
A ty właśnie jesteś coraz bliżej szaleństwa....

Brunet wstał ze swojego miejsca, chwycił za sztylet przepasany przy biodrach i zakłuwał nim swoje dłonie, z których leciała złota ciecz.

To koniec Blake.
Koniec twojej złości i irytacji.

Czas na kolejny etap.

CDN...

Piosenka: Shawn Mendes Justin Bieber- Monster

KOCHAM PAA

PolishNeverMind

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro