Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ω2- Witaj w Piekle

Głowa dziewczyny pękała z bólu, nie mogła otworzyć oczu, a do jej nozdrzy dochodził zapach siarki pomieszany z dość ładnymi męskimi perfumami.

Ktoś przy niej był i czuła czyjąś obecność.

Blake już kolejną godzinę siedział na fotelu w jej pokoju i wpatrywał się w nią, niczym w obrazek. Nie odrywał od niej wzroku, a kiedy ktoś śmiał mu przerwać, wyrzucał go z komnaty. Jego serce biło dość szybko, co było dla niego nie małą nowością. Pierwszy raz się tak czuł...trochę jakby był uzależniony od tej małej osóbki, leżącej na łóżku z baldachimem.

Przesyłał do niej trochę swojej mocy i pewności siebie. Chciał już zobaczyć jak otwiera oczy. Nie mógł się tego doczekać.

Gdzieś w środku czuł, że brunetka może się go bać, ale on nie znał takiego pojęcia jak cierpliwość. Chciał aby jak najszybciej się w nim zakochała. Zakochała? To na pewno dobre słowo?

Raczej chciał ją posiąść, jak rzecz. Przecież jego nikt nie kochał, więc skąd mógł wiedzieć jak to jest kochać? Był skurwielem. Nie potrafił czuć.

- Panie...- do drzwi pokoju zapukał jeden z jego sług, który pokłonił się przed nim, nie podnosząc wzroku.

- Mówiłem, że macie mi nie przeszkadzać? - zacisnął szczękę i pośpiesznie wstał ze swojego miejsca, podchodząc do martwego mężczyzny. Książę ścisnął pięść, potem ją rozluźnił I wyrzucił mężczyznę z pokoju. Blady facet zatoczył się do tyłu, nadal nie patrząc na swojego pana.

- Ale panie...- jego głos zadrżał. Ciemnowłosy przymknął oczy i potarł skronie.

Bardzo łatwo było go wyprowadzić z równowagi. Wystarczyło słowo za dużo, nie poprawny gest, a ten płoną złością.

- Jeszcze tu jesteś? - pokręcił głową, przejeżdżając językiem po zębach.

- Panie, ojciec cię wzywa.- pokłonił się jeszcze niżej, mówiąc o samym Szatanie.

- Po cholerę? - jego ton się zmienił, na trochę spokojniejszy.

- Nie wiem książę.- sługa delikatnie pomachał przecząco głową, starając się przekonać swojego pana, że nic więcej nie wie.

- Przekaż mu, że zaraz do niego przyjdę.- machnął na niego ręką, dając mu znak, żeby wyszedł z komnaty.

Książę podszedł do zupełnie bladej dziewczyny i pocałował ją w czoło szepcząc, że niedługo wróci, oraz szczelniej opatulił ją kołdrą.

Jego samego zdziwił ten gest. Do tej pory całował dłoń lub czoło matki, chcąc w ten sposób oddać jej cześć i szacunek. Angel była dla niego jak mały szczeniaczek, którego dostał na święta. Teraz udawał troskliwego, ale z czasem wyrozumiałość zastąpi wściekłość.

Wychodząc upomniał straże aby nikogo nie opuszczali i informowali go o każdym, najmniejszym hałasie. Lubił mieć kontrolę.

Przemierzał ciemne korytarze, które jedyne co oświetlało to pochodnie. Nie lubił tego klimatu, było jak w średniowieczu. W sumie nie dziwił się ojcu, że kazał zmienić wystrój na średniowieczny, to były złote czasy dla piekieł.

Chłopak bez pukania otworzył spalone drzwi gabinetu ojca. Już dzisiaj miał dość tego pomieszczenia.

- Wzywałeś. - powiedział nonszalancko przewracając oczami.

- Nie przewracaj oczami.- upomniał go ojciec. - Bo wydłubię ci je, tak jak kiedyś.- Szatan usiadł na skórzanym fotelu.

- Wydłubywałeś mi je co tydzień. - przypomniał mu.

- Żebyś nauczył się pokory.

- Jak widzisz, nie wyszło.- prychnął stając niebezpiecznie blisko kominka. Wyciągnął dłoń i zaczął sunąć nią w powietrzu, tym samym zmuszając ogień do poszuszeństwa. Płomienie zaczęły poruszać się w rytm nadawany przez jego rękę. Bujały się w tą samą stronę co jego dłoń.

- Przestań się bawić Blake. Masz mi opowiedzieć o tej nieszczęsnej dziewczynie.- sam Szatan wiedział, że Angel będzie mieć ciężko. Jego syn to rozwydrzony chuj i sam tak o nim mówił. Cudem będzie jeżeli ta dziewczyna przeżyje. Biedna będzie igrać z największym złem jakie kiedykolwiek, ktokolwiek widział. Pomimo wszystko było mu jej żal.

- Śpi.-mruknął odchodząc od kominka.

- Ona nie może się ciebie bać, inaczej przysięga nie będzie ważna.

Ojciec mówił o przysiędze "małżeńskiej", jaką on i Angel będą musieli złożyć aby przejąć korony. Był tylko jeden warunek. Panna młoda musiała wyjść za potomka szatana dobrowolnie. Musiała pragnąć tego z całego serca i nikt nie mógł jej do tego przymusić, inaczej rytuał byłby nie ważny.

- Wiem, okey? Pracuję nad tym... - westchnął wplatając dłonie we włosy. Przeczesał je ręką I spojrzał na ojca.- ...znaczy zacznę jak się łaskawie obudzi.- prychnął.

- Będzie jej ciężko Blake.

- Od kiedy tobie na kimś zależy, co? Zawsze chciałeś robić ludziom pod górkę! Nie mów, że się nawróciłeś, bo ci nie uwierzę! -Zdenerwowany zaczął chodzić po gabinecie ojca, wplątując dłonie w włosy.

- Nie nawróciłem się, skąd ten pomysł?- prychnął. - Ale to dobra dziewczyna i nie zasługuje na to co chcesz jej zafundować. Ma dopiero osiemnaście lat, a ty masz dwa tysiące lat Blake. Ta dziewczyna powinna spotykać się z ziemskimi znajomymi i cieszyć się, że jeszcze żyje. A ty przez swoją arogancję, zabrałeś jej wszystko.

- Tego mnie przecież uczyłeś! - wtrącił się, przerywając ojcu.

- Tak, to prawda. Ale widzisz jak zwracam się do waszej matki? Nigdy nie podniosłem na nią ręki pomimo, że mogłem to zrobić wiele razy pomimo, że jest moim wytworem.

- Nie praw mi morałów do cholery! To moja kobieta! Moja własność!

- Ma wolną wolę synu. Traktuj ją w miarę dobrze, to może zostanie przy twoim boku.- starszy prychnął i wziął do rąk jakieś papiery, uważnie je czytając.

Brunet miał zamiar zbesztać ojca, że nie ma prawa wtrącać się do jego życia, że sam go wybrał na swoje miejsce, ale przerwał mu strażnik wchodzący do biura szatana.

- Książę, dziewczyna się obudziła.- pokornie się pochylił.

- W końcu. - na jego twarz wkradł się ironiczny uśmiech, który niemal zawsze na niej gościł.

- Synu...- zatrzymał go. - ...pamiętaj co ci mówiłem. Wystarczy jeden zły ruch...

I kiedy starzec miał kontynuować, jego już nie było. Miał dość słuchania ojca.
Złuda nadzieja, że brunetka rzuci mu się w ramiona potęgowała jego pragnienie posiadania.

Biegł przez murowane korytarze wprost do jej komnaty, która znajdowała się w lewym skrzydle pałacu.

- Oh, Angel! - wpadł do pokoju, otwierając z hukiem drzwi, które odbiły się do ścian.

Jego wzrok spadł na płaczącą z przerażenia dziewczynę. Siedziała skulona na materacu łóżka i zasłaniała twarz rękoma.Ciemno włosy pewnym krokiem do niej podszedł, kładąc dużą dłoń na jej ramieniu.Dziewczyna szybko podniosła przerażony wzrok na chłopaka, odsuwając się od niego.

- Nie dotykaj mnie! - zaczęła się trząść i jeszcze bardziej za;ewać twarz łzami. Tak bardzo się bała. Nie wiedziała gdzie jest, niczego nie pamiętała. A jedyny fakt, który kojarzyła to to, że została porwana.

Była bezbronna, mogła zdawać się tylko na litość swojego porywacza.

- Nic ci nie zrobię.- ku swojemu zaskoczeniu, chłopak powiedział to takim delikatnym i aksamitnym głosem, że dziewczyna podniosła na niego wzrok.

Był okropnie przystojny, może nawet aż za bardzo. Pociągał ją i może gdyby nie spotkali się w tak tragicznej sytuacji, podeszłaby do niego i zagadała? Był w jej typie.

Barczysta postawa, umięśnione ramiona i tors, ciemne oczy i włosy oraz zawadiacki uśmiech, na który zapewne nie jedna poleciała. Ale sądziła, że już był zajęty. Mógł być przecież typem Play Boy'a.

- Gdzie jestem? - spojrzała na niego błagalnie. Chciała wrócić do domu. Przetarła nadal zamykające się ze zmęczenia oczy, które ledwo co widziały przez łzy.

- W moim pałacu. - odparł niepewnie. To takie dziwne, że przy niej odbierało mu mowę.

- To znaczy? Gdzie jesteśmy?!- krzyknęła przerażona, rozglądając się do okoła siebie.

- W Piekle. - westchnął widząc jak dziewczyna znowu zanosi się płaczem.

Dlaczego taki piękny chłopak musi być jej porywaczem?


CDN...

Piosenka: Machine Gun Kelly - Glass House (feat. Naomi Wild)

KOCHAM PAA

PolishNeverMind

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro