Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ω10

-Przestańcie! - z jej gardła wydobył się niezbyt głośny krzyk.

Mężczyźni już kolejną minutę okładali się pięściami i wcale nie wyglądali na zmęczonych.

Jej dwie duże, cięte i głębokie rany zaczęły krwawić, ale pomimo to chwiejnie ruszyła do przodu, próbując ich rozdzielić.

-Adam, Blake starczy...- jęknęła i złapała młodszego za bark próbując go ściągnąć ze starszego.

Chłopak jakby się opamiętał i zaprzestał ataku. Zdezorientowany odwrócił głowę w stronę dziewczyny.

Poczuł się...dziwnie.

Kiedy go dotknęła poczuł mrowienie na skórze, ale takie przyjemne, ciepłe i miłe...

Spojrzał na jej bladą twarz, delikatnie wykrzywioną w grymasie bólu, a żyły poczerniały jakby coś nieludzkiego przez nie przepływało. Oderwał się od Adama i niemal w ostatnim momencie złapał przewracającą się dziewczynę.

Jego serce zabiło mocniej.

Przełknęła gorzką ślinę i spojrzała w górę. Na Blake'a, który wpatrywał się w nią z strachem...i złością.

-Pokurwiło cię dziewczyno?! Czy ty jesteś do pierdolonej nędzy normalna?- warknął na nią zaciskając zęby.
Żyły na szyi zrobiły się czerwone. Można by pomyśleć, że przechodzi przez nie ogień.

-Nie, chciałam abyście przestali idioto...- gwałtownie wciągnęła powietrze, niemal się nim dusząc.

Zmarszczył brwi i położył ją na łóżku, patrząc jak ledwo łapie powietrze. Jej porcelanowa skóra zmieniła się w czerwoną i zaróżowioną.

Nie mogła złapać tchu, jej oczy stały się czarne, a usta przekrwione.

Dopiero po chwili zapadła w sen ucinając jej ciężki oddech w połowie.

Cała sytuacja działa się szybko, aby któryś z mężczyzn mógł zareagować.

Dopiero na koniec oboje spojrzeli na siebie z dziwnymi minami.

-Jesteś...nie czekaj. Co się kurwa stało?- Adam wyrzucił dłonie w górę i podszedł bliżej dziewczyny.

Była lodowata. Parzyło go w palce kiedy dotknął jej skóry.

-Musisz iść po ojca Blake....-mruknął kiedy zaciągnął się powietrzem i wypuścił je wraz z kaszlem opuszczającym jego płuca.
-Z nią dzieje się coś złego, ale nie potrafię powiedzieć co dokładnie...wydaje mi się, że to urok. -spojrzał na brata. - Ale nie jestem pewien, jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałem.
Jej skóra jest zimna jak lód, nie wyczuwam jej aury, a serce....

Blondyn spojrzał na młodszego chłopaka i wzruszył ramionami z nie określoną miną.

-...Bije z 10 sekundowymi przerwami.-dodał po wsłuchaniu się w rytm jej serca. -To zwykła śmiertelniczka...długo nie pociągnie.

- Pośle po niego...- Ciemnowłosy mruknął pod nosem i wyszedł z ciemnej komnaty.

-Ej ty! - zawołał do jednego ze strażników ,który pilnował porządku na jednym z zamkowych korytarzy. Niski i mało umięśniony duch podszedł do księcia nisko się kłaniając.

-Panie?- nie odrywał wzroku od kamiennej posadzki.

-Udaj się do mojego ojca. Powiedz, że chodzi o śmiertelniczkę. Będzie wiedział o co chodzi. Idź już.- warknął na niego i złapał za płatki nosa.

Czy z tą dziewczyną zawsze muszą być problemy?

Niezbyt szybkim krokiem wrócił do swojego pokoju.

Brunetka nadal była nieprzytomna, oddychała i wyglądała jakby spała.

I może rzeczywiście tak było?

W jej głowie toczyła się nie mała wojna.

Stała na pobojowisku patrząc na ciała porozrzucane na suchej glebie.

Niektóre z osób miały ciemne, szarpane i skórzane zbroje. Czarne skrzydła opadały na ich właścicieli przykrywając ich ciało. Oręż leżał niedaleko ich dłoni, albo wbity był z ścierwo. Twarze mieli wymalowane czarnym smarem. Pod oczami przeważnie były półkola. Na policzkach runy, a na czole gwiazda z pięcioma ramionami. Pentagram.
Niemal wszędzie widniała świeża krew spływająca po ogromnych psach, które zapewne służyły im jako środki transportu. Przypominały Cerbera. Niektóre z jedną głową, a inne z trzema głowami. W niektórych miejscach były chorągwie. Czerwone, rozszarpane z czarnym, szatańskim znakiem.

Postawiła nogę w przeciwnym kierunku, gdzie zapewne leżeli przeciwnicy.

Ciała były ubrane w złotą kolczugę i zbroję. Spod nich wystawały białe koszule poplamione ziemią i krwią.
Na niektórych głowach były złote hełmy z białym, a przez krew poplamionym na czerwono pióropuszem.

Na ich połowie było dość dużo srebrnych rydwanów, zaprzęgniętych w białe, martwe rumaki.

Z ciał wystawiały miecze, strzały, sztylety lub włócznie. I było tak niemal w każdym denacie znajdującym się na polu bitwy.

Zamarła w bezruchu kiedy zdała sobie sprawę, że obszar bitwy ma kilkanaście hektarów wzdłuż i w szerz. Zaczęła szybko oddychać, a świat zaczął wirować.

Próbowała opanować oczami co się wokół niej dzieje , ale zanim zdała sobie z tego sprawę już była gdzieś indziej.

Znajdowała się w jednym z Nowojorskich kasyn. Stała na przeciwko jednej z maszyn hazardowych. Był to Slot.

Brunetka niepewnie nacisnęła przypadkowy guzik i przełknęła ślinę, która tworzył gulę w jej gardle.

Losowanie się rozpoczęło. Dwa małe podświetlane ekrany zaczęły się kręcić tak długo aż pokazały co wygrała. A przynajmniej to maszyna powinna pokazywać, ale zamiast kwoty, której się dorobiła zostały pokazane pentagram i krzyż katolicki

-" To od ciebie zależy , którego wilka będziesz karmić..." - usłyszała gdzieś za sobą. Natychmiastowo odwróciła głowę i zmierzyła czarną nicość otaczającą ją.

Odwróciła głowę w stronę ekranu. Na samym środku świecił się napis: Wybierz, którego wilka będziesz karmić.

Zagryzła wargę i zamknęła oczy nie do końca rozumiejąc co co chodzi w tej grze. Złapała za pierścionek, który dostała od matki na szesnaste urodziny i westchnęła zdając się na przeznaczenie. Otworzyła oczy, a zamiast maszyny hazardowej na przeciw niej stały dwa wilki. Jeden biały, o pięknych niebieskich oczach z łagodnym usposobieniem. Drugi wilk był czarny, czerwone, przerażające oczy, które utkwione były w niej. Warczał pokazując kły.

Musiała wybrać albo spokojnego i zdecydowanie staroświeckiego wilka, lub tego który jeszcze do niedawna na nią warczał, a teraz położył się na ziemi, tak jakby jej się pokłonił.

Niepewnie wystawiła dłoń do białego wilka...

-Ty sobie beze mnie poradzisz...- szepnęła dotykając jasnego futra...

-Ale ty mnie potrzebujesz...- zwróciła się do marszczącego nos wilka.-...potrzebujesz pomocy.

Czarny wilk podszedł do niej i usiadł na przeciwko. Biały wilk zniknął nic po sobie zostawiając. Usłyszała warczenie. Ten, którego wybrała warczał na nią wraz z pianą wylatującą z jego pyska. Nie dzielił ich nawet metr, a wilk zwinnym skokiem powalił dziewczynę i rozszarpał jej gardło, brzuch i resztę ciała, dając jej umrzeć przez wykrwawienie.

Nie krzyczała, nie czułą też bólu i dyskomfortu...tak jakby to wszystko działo się w jej głowie.

-Wybrałaś złego wilka Angel...zaufałaś mu...teraz zakończ grę.

Tuż nad jej twarzą pojawił się kolejny napis. Musiała zakończyć sen, grę, w której uczestniczyła. Sięgnęła ręką w górę chcąc nacisnąć wyjdź z gry. Nie dosięgała. Bała się podnieść, aby nie pogorszyć stanu 'swoich ran'. Opadła plecami na ziemię z jękiem. Obok niej pojawił się zły wilk, przechylił łepek patrząc na jej poczynania. Musnął nosem jej policzek i za nią nacisną wyjście ze snu...

-Czasem zły wilk stwarza tylko pozory, że jest zły...- męski głos odezwał się po raz ostatni, a dziewczyna łapczywie nabrała powietrza, z bólem siadając odruchowo na łóżku.

Wszystkie spojrzenia były utkwione w jej osobie.

-Wybrałam złego wilka...- jęknęła i położyła się na łóżku znów mdlejąc.

CDN...

A ty, którego wilka byś wybrał?

Ps: Dopiero po tym rozdziale będzie ostro.

Piosenka: Nightcore - let me die

KOCHAM PAA

PolishNeverMind

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro