Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Chuuya westchnął przemierzając korytarz i poprawił wręcz odruchowo swój płaszcz na ramionach by ten przypadkiem nie spadł co i tak mu nie groziło. Nadal nie potrafił uwierzyć, że wyjście z młodszym do tego idiotycznego sklepu zajęło aż tyle czasu i wrócił do swojego mieszkania dopiero, kiedy zaczynało się ściemniać. Może i faktycznie gdyby tylko kupili ten nieszczęsny płaszcz i od razu wrócili mógłby się jeszcze wyrobić z paroma sprawami jednak szatyn najwyraźniej nie zamierzał w żaden sposób pójść mu na rękę i zrezygnować z zwyczajowego dręczenia go i marnowania jego czasu, który mógłby zdecydowanie lepiej i bardziej produktywnie spożytkować. Już sam fakt tego, że był zmuszony pilnować go jak jakaś cholerna opiekunka był okropny, a świadomość, że nie mógł się nawet od niego uwolnić na jeden dzień już całkowicie go dobijała pozostawiając jego wymęczony umysł na skraju wyłączenia bądź ewentualnego załamania jego własną egzystencją. Zdawał sobie sprawę z tego dlaczego to on został przydzielony do szatyna i naprawdę chciał skrupulatnie wykonywać swoje obowiązki. Nie było natomiast już jego winą, że ten niesamowicie mu to utrudniał, zupełnie jakby go to bawiło. Chociaż znając życie i tak ten robił wszystko całkowicie świadomie i specjalnie.

Dazai od zawsze kochał grać na nerwach każdej osobie, którą spotkał, forma tego za to mogła być całkowicie dowolna. Mógł tak zestresować swoją ofiarę, że ta zaczynała mieć odruchy wymiotne od samej świadomości tego, że jest z nią w tym samym pomieszczeniu, tak zmanipulować fakty oraz wydarzenia by wszystko obróciło się wobec kogoś oraz stać z boku podziwiając ten widok, czy po prostu zacząć cię tracąc palcem w policzek i nie przestać przez następną godzinę. W tych słowach nie było ani grama przesadzenia, kiedyś Nakahara faktycznie przez ponad sześćdziesiąt minut był zmuszony takie coś znosić, do teraz pamiętał swoją rządzę mordu, którą w tamtym momencie odczuwał. Wiedział jednak, że szatyn nie zdoła się w pewnym momencie doigrać, on zawsze był przygotowany na wszystko, a nawet jeśli to i tak gromada ludzi pomimo jego charakteru stała za nim całkowicie murem, nawet jeśli skrzywdził te osoby te i tak nie zamierzały przesunąć się z miejsca w którym Dazai je ulokował. I to było na swój sposób obrzydliwe, rozumiał, że wyrwanie się z sieci manipulacji tego drania wcale nie było takie proste jednak nadal czuł jak jego żołądek skręca się niebywale nieprzyjemnie za każdym razem gdy widział jak starszy Akutagawa do niego gna, to w jaki sposób byłby w stanie poświęcić życie tylko żeby usłyszeć te trzy słowa padające z ust brązowookiego. To jednak nigdy nie miało nadejść, to właśnie pragnienie usłyszenia od szatyna tego, że stał się silny było jego główną motywacją, gdyby ją stracił mógłby przestać aż tak ślepo podążać za Osamu. I na pewien sposób rozumiał te rozumowanie, mieli jednak doczynienia z cholernym Akutagawą Ryuunosuke, już na pierwszy rzut oka dało się zobaczyć, że nawet jeśli w końcu się tego doczeka to nie zamierza przestawać w samodoskonaleniu się, zwłaszcza po tej całej sprawie z wampiryzmem.

Westchnął i przetarł swoją twarz kierując się do drzwi wyjściowych swojego mieszkania i zakładając po drodze kapelusz. Następnie nacisnął z lekkim ociąganiem klamkę po czym jeszcze na szybko poprawił kraniec swojego nakrycia głowy tak by nie zasłaniało mu aż tak wiele wzroku jak robił to teraz. Ruszył korytarzem najpierw upewniając się, że zamknął drzwi do swojego małego apartamentu i skierował się w stronę innych drzwi wcale nie będących tak daleko tych jego. Na swój sposób on sam również doskonale wiedział, że się nie wydostanie. Że nawet jeśli będzie pokazywał swojemu partnerowi, że mu ufa to i tak ten nigdy nie straci czujności i będzie po prostu kontrolował go najbardziej jak to tylko możliwe zupełnie tak jakby miał się zaraz rzucić na jego plecy z dobrze zaostrzonym nożem gdy tylko straci czujność. Co było nawet na swój sposób śmieszne gdy weźmie się pod uwagę to, że to on powinien mieć jak najwięcej wątpliwości co do dobrej woli bruneta. Z resztą, miał je tylko oficjalnie rzecz biorąc nie wiedział jak zapobiegać przyszłości, która miała nadejść.

Zapukał do drzwi, a gdy usłyszał pozwolenie na wejście wszedł do środka zamykając za sobą mieszkanie i idąc w stronę salonu którego doskonale znał położenie ze względu na fakt, że każde mieszkanie dla pracowników jest zaprojektowane tak samo, ale również i jego częste wizyty w tym konkretnym miejscu przez spotkania zawodowe czy też towarzyskie. Ozaki za to już na niego czekała popijając powoli herbatę jaśminową. Jej zapach unosił się dookoła dzięki czemu powietrze przyjemnie pachniało, jej zapach również co nieco ukoił skołatane nerwy mężczyzny na tyle by ten bez żadnych zmarszczek pojawiających się na czole mógł uśmiechnąć się do swojej starszej przyjaciółki i zasiąść naprzeciw niej bez żadnych skrępowanych ruchów.

— Wybacz, że tyle to trwało — powiedział zamiast zwyczajowego przywitania ponieważ nie było to istotne kiedy nie występowali w sprawach związanych z ich pracą. — Naprawdę planowałem przyjść do ciebie jeszcze wczoraj i tak bym zrobił gdyby ten idiota nie przeciągał tego tyle czasu — westchnął kręcąc głową gdy kobieta chwyciła mały czajnik postanowiony na stoliku obok po czym nalała nieco ciepłego jeszcze naparu do filiżanki naprzeciw Nakahary.

— Tak, to brzmi jak coś co ten mógłby zrobić — uśmiechnęła się z rozbawieniem doskonale rozumiejąc jak bardzo brunet zagrał na nerwach zawsze wywiązującego się z obietnic i zadań na czas chłopaka. — Doskonale pamiętam czas kiedy zobaczyłam go poraz pierwszy — zaczęła przyciągając jego uwagę. — Aż wstyd się przyznać jednak w tamtej chwili myślałam nawet, że ten niepozorny chłopczyk jest zdolnością samego Moriego — pokręciła głową nie tracąc swojego wyrazu twarzy kiedy niebieskooki o mało się nie zakrztusił i nie opluł obrusu słysząc to wyznanie.

— Umiejętnością Moriego? — Zmarszczył brwi, nigdy po dołączeniu do Portowej Mafii nie słyszał tego rodzaju informacji, a przecież szef był na swoim stanowisku już od roku. Taka teoria nie mogłaby pojawić się na samym początku, sama z siebie również tak po prostu by nie wygasła całkowicie. Owce kiedyś słynęły ze swojego zainteresowania plotkami. Zawsze były wstanie stwierdzić czy dana jest prawdziwa lub fałszywa, żadna również nie była w stanie się przed nimi ukryć. Dlatego też był zwyczajnie zdziwimy takim obrotem spraw. — Dlaczego ktokolwiek miałby tak pomyśleć?

— Widzisz, Dazaia akurat wtedy trudno było dostrzec gdziekolwiek indziej niż tam gdzie przebywał szef, Elise również trudno było dostrzec, a nawet jeśli to akurat tylko wtedy kiedy jego nie było w pobliżu — zamieszała napojem ruchem nadgarstka tak, że ten uderzył niebezpiecznie blisko krawędzi ścianki. — Po za tym w tamtym okresie było o wiele więcej zwolenników starego szefa którzy szukali jakiegokolwiek dowodu na to, że Mori-dono dopuścił się morderstwa. Było też kilka innych teorii, było to bardzo duże pole do popisu dla ludzi o dużej wyobraźni — wyjaśniła spokojnie upijając kolejny łyk.

— Jak ktokolwiek mógłby w ogóle popierać tego szaleńca — skrzywił się schodząc na inny temat któremu niedowierzał bardziej niż małej ciekawostki o postrzeganiu Dazaia przez innych członków na początku przyjęcia władzy przez Ougaia.

— Cóż, stary szef, chociaż trudno mi to przyznać, zanim oszalał był naprawdę dobrym przywódcą naszej organizacji. Okrutnym, to prawda, jednak nadal rozsądnym i mądrym. Podejrzewam, że niektórzy po prostu darzyli go naprawdę wielkim sentymentem jak i szacunkiem zanim postradał zmysły i to utrzymało się nawet wtedy kiedy rzeczy zmieniały się na lepsze. Zresztą, ty wiesz znacznie więcej z naszej dwójki na temat lojalności.

— Ta złośliwość nie była potrzebna — prychnął na jej komentarz o mało nie wywracając oczami od czego się powstrzymał z szacunku do starszej.

To była prawda, odkąd tylko pamiętał zawsze był całkowicie lojalny, nigdy tak naprawdę nie przymykała mu przez głowę nawet minimalna chęć zdrady. Chociaż jeśli się zastanowić przy jego początkach tutaj zdecydowanie nie był aż tak oddany jak inni i nie raz łapał się na krótkiej myśli żeby zaburzyć jakoś system i postawić na swoim. Jako taką zdradę można by było na przykład uznać nawet i sam fakt jak nieraz niezwykle głośno mówił o zabiciu pewnego nastolatka będącego prawą ręką bossa i drugą najważniejszą osobą w organizacji, nawet jeśli było to nieoficjalne. Chociaż widząc reakcję Moriego na jego pogróżki i częste uderzenia pod wpływem gniewu partnera albo nie miał nic przeciwko temu żeby go ukatrupił albo nie uważał, że byłby to w stanie osiągnąć. Opuścił wzrok na moment by przyjrzeć się napojowi i się go trochę napić zanim całkowicie ostygnie.

— Skoro już o lojalności mówimy, jak ci idzie pilnowanie Dazaia? — Zapytała, a w jego głowie pojawiła się nieprzyjemna myśl, że kobieta jest nieco bardziej uszczypliwa niż zazwyczaj.

— Szczerze mówiąc najlepiej by było chyba po prostu zamknąć go w jakiś lochach — przyznał postanawiając zignorować zaczepkę którą była pierwsza część zdania. — Mam wrażenie jakby był jeszcze bardziej irytujący niż wcześniej, zupełnie tak jakby już na samym starcie chciał nam znaleźć całkowicie za skórę żebyśmy uznali, że jednak mamy dość i go odeślemy.

— Dajmy mu chwilę, na pewno zrozumie swoją sytuację już wkrótce i zda sobie sprawę z tego, że nie ma stąd ucieczki. Uciekł do obcego światła, a teraz wrócił w mrok z którego powstał. Jestem pewna, że wkrótce nie będzie z nim aż takiego problemu — przymknęła oczy. — Czy wspominał coś o Kyouce? — Zapytała nie unosząc powiek chociaż doskonale znała odpowiedź na to pytanie.

— Nie, nic o niej nie wspominał — powiedział bez emocji by zacząć przyglądać się oskarżającym na dni filiżanki fusom. — Przykro mi — dodał. — Wiedziałem, że liczyłaś na wybranie jej.

— To żaden problem, naprawdę — westchnęła nie przestając się uśmiechać. — W końcu to nie tak, że już więcej jej nie zobaczę. Niech bawi się w blasku słońca tyle ile będzie mogła zanim się spali. Koniec końców nikt nie ucieknie przed przeszłością — stwierdzenie to zabrzmiało niebywale ponuro w jej ustach, a on sam skrzywił się na jego wydźwięk.

To była prawda. Przeszłość nie odchodziła, zostawała z tobą do samego końca bez względu na to czy tego nie chcesz lub jak bardzo tego pragniesz. Wesołe wspominania jednak zawsze zacierają się jako pierwsze, tak samo jak twarze ludzi z którymi je przeżyłeś. Powoli zapominasz jak brzmiały ich głosy, jakiego koloru mieli oczy, jak dźwięczał ich śmiech. Nie ważne jak bardzo będziesz próbował oni będą zanikać w twojej świadomości aż w końcu zapomnisz o nich całkowicie zupełnie tak jakby byli płatkami kwiatu wiśni powiewającymi na wietrze. Wspomnienia również takie były. Ich przeżywanie było piękne jak widok tamtych płatków tańczących w powietrzu jednak tak łatwe do zgubienia w twoim własnym umyśle, że potem całkowicie wypadają ci z głowy. Zupełnie inaczej było za to z wydarzeniami które nas skrzywdziły. Zawsze doskonale pamiętamy wszystkie szczegóły mimo iż próbujemy puścić przysłowiową nić która nas z nimi łączy. Krzywdzące słowa cały czas żyły w nas, wydawały się tak prawdziwe jakby ktoś właśnie wypowiadał je koło naszego ucha. Twarze osób których nie chcielibyśmy już nigdy w życiu zobaczyć nawiedzają nas w koszmarach z przerażającą szczegółowością. Nasze zmysły płatają nam figle, czasami są osoby, które zrobiłyby naprawdę wiele żeby ten czas w ich życiu nie istniał. Kształtowało to jednak ludzki charakter. Każde pojedyńcze zdarzenie wpływuje na nas nawet jeśli nie uważamy czegoś za istotne, nie potrafimy pozbyć się niektórych odruchów aż do końca. Czasami jest to dobre i tworzy naprawdę dobrych ludzi, w większości przypadków jednak jest odwrotnie.

— Chuuya, mogę cię o coś zapytać? — Zwróciła z powrotem na siebie jego uwagę, tym razem w jej tęczówkach zabłysnęła ciekawość na którą rzadko sobie pozwalała,  było to jednak również spowodowane tym, że w bardzo nieczystych sytuacjach coś ją u niej wzbudzało. — Czy wiesz dlaczego Verlain został wypuszczony z lochów?

— Hę? — Poczuł się tak jakby ktoś go trzasnął w twarz jednak od razu ściągnął  brwi w dół przybierając poważny wyraz. — Chcesz powiedzieć, że go puścili tak po prostu? — Niedowierzał.

— Lepiej nie wyciągamy teraz pochopnych wniosków — pokręciła głową.

— Jak mamy tego nie robić skoro dosłownie wypuścili z lochów gościa który o mało nie rozjebał Yokohamy — wstał gwałtownie jednak po chwili usiadł z powrotem zamykając oczy i masując skronie. — Takie decyzje powinny być podejmowane przez szefa po spotkaniu z dyrektorami. Boss na pewno ma plan, nie wątpię w to, ale dlaczego miałby nas nawet o tym nie poinformować?

— Znasz go, wszystko dobrze się skończy. W końcu to on udźwignął ciężar odpowiedzialności i obowiązków po śmierci poprzedniego szefa. Nie zawsze zgadzam się z jego metodami jednak są one konieczne, nawet jeśli polegają na wyciągnięciu byłego szpiega na powierzchnię.

— Ale jednak — nie odpuścił chociaż wiedział, że takie dociekanie jest bez sensu. — Dlaczego nawet się z nami nie skontaktował?

— Nie wiem, najwyraźniej nie było to potrzebne — ucięła jego domysły. — Nie doszukujmy się dziury w całym, na pewno niedługo się dowiemy.

— Tak, masz rację — pokręcił głową rozluźniając mięśnie ramion. — Wybacz mi Ane-san, jest ostatnio podenerwowany.

— Też bym była zdenerwowana gdyby taka odpowiedzialność jak pilnowanie samego cudownego demona spoczęła na mnie — machnęła ręką. — Na twoim miejscu już przecięła bym go w pół jeśli nada sprawia tyle problemów jak kiedyś.

— Jest nawet bardziej wkurzający niż dawniej. Najchętniej roztrzaskał bym mu czaszkę o ścianę. Rozumiem, że on jest, z trudnością przechodzi mi to przez gardło, utalentowany, jednak czy sam Boss raz nie wspominał, że wzięcie go siłą byłoby niekorzystne? Najlepiej gdyby wrócił z własnej woli.

Westchnęła pozostawiając jego pytanie bez odpowiedzi, ryży natomiast dopiero teraz dostrzegł jak jej twarz wygląda na zmęczoną. Wziął oddech dopijając do końca napój po czym wstał z swojego miejsca prostując się i otrzepując swoje spodnie z kurzu który nie istniał przez praktycznie codzienne dokładne sprzątanie starszej. Uniosła wzrok otwierając przymknięte do tej pory oczy, tak naprawdę nawet nie dostrzegł kiedy to zrobiła, a przecież cały czas jego oczy skierowane były na nią. Może i jemu by się przydało moment samemu.

— Będę się już zbierał, mam kilka rzeczy do załatwienia. Odpocznij nieco — poprosił po czym skierował się do wyjścia poprawiając nieco kapelusz w geście pożegnania. Już po momencie rozpłynął się za rogiem zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.

Przypatrywała się przez moment temu miejscu po czym pokręciła głową czując uczucie niepokoju w żołądku.

Młody chłopak o brązowej czuprynie pochylał się w dół stojąc na całkowicie wyprostowanych nogach i przyglądając się zwierzęciu, które przewracało się z boku na bok. Był to pies który jeszcze moment temu zaatakował go i ugryzł w rękę pozostawiając po swoich kłach krwistoczerwony ślad. Na jego wargach inaczej niż zwykle nie kształtował się żadnego rodzaju uśmiech, jego oczy za to przypatrywału się zwierzęciu z wręcz dziecięcą ciekawością o którą by go nie posądziła. Czternastolatka, właścicielka psa będąca pod jej jurysdykcją wpatrywała się tylko w ten obraz załamana mimo iż zwierzę nadal jeszcze dyhało i miało szansę przeżyć.

— Wybacz, nie znoszę psów — w końcu jego twarz wykrzywiła się w udawanym uśmiechu skierowanym do dziewczyny której jeszcze wczoraj robił nadzieję.

A ona stała w cieniu przyglądając się temu zjawisku.

Kwiat urodziny w ciemności nigdy nie wytrzymuje w świetle zbyt długo pochylając się ku mroku. Uważaj na siebie Chuuya-kun — pokręciła głową zrezygnowana po czym wzięła łyka herbaty.

———

Niestety nie chciało mi się pisać tego dłuższego, wybaczcie :(

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro