4. Pojedynek ~ Bella
Od tamtego dnia minął już tydzień. Niewiele się zmieniło. Wciąż byłam nastolatką, która po przegranym pojedynku wybiegła z płaczem z areny. Ale nie. Ja nie płakałam. Nie wiem, kto to wymyślił. Serdecznie kopnęłabym go w dupę. I to jak chętnie kopnęła bym go w dupę...
Pierwsze co wtedy zrobiłam, jak pozbierałam noże, to wróciłam do trzynastki. Odkryłam, też i doświadczyłam na własnej skórze, jak szybko po obozie rozchodzą się plotki. "Hades tym czymś chciał zniszczyć świat?" krzyknął ktoś. Nie wiem, skąd się dowiedział. Tłum też zapewne nie miał pojęcia, ale czego się nie robi, by nie wyśmiać kogoś nowego? Powstrzymywałam płacz resztkami sił. Ręce same zaciskały się w pięści. Wdech, wydech, wdech, wydech - powtarzałam na głos w myślach. Nie wytrzymałam. Furia wzięła górę. Tylko tym razem się nie bałam. Czułam pulsującą we mnie moc Ateny, słyszałam jej głos. Dłonie same odnalazły noże i zacisnęły się na nich.
Ciemno-blond dziewczyna uśmiechnęła się kpiąco. Nie pamiętam tych słów, które wypowiedziała choć to tylko dziewięć dni. Rzuciłam się do walki. Ona nie była mi dłużna i bez broni, gołymi rękoma odpierała ataki moich noży. Bogini mądrości przez cały czas mi podpowiadała. Jednak jej rady w porównaniu z zaciekłością tamtej dziewczyny, prawdopodobnie córki Aresa, mało były warte. Płynąca krew z poranionych rąk przeciwniczki i ból zdawały się dla niej nie istnieć. Była bardzo silna. Ale mi się udało. Błędnie stawiane nogi - błąd idealny do wykorzystania. Pozorując zmęczenie, które cały czas we mnie narastało pozwoliłam jej się zbliżyć. Zamachnęła się, ale jej dłoń zaatakowała powietrze. Stałam już za nią i nie marnując czasu podcięłam przeciwniczkę. Nie zamierzałam jej zabijać, choć i ku temu miałam sposobność. Wystarczyło wbić nóż. Nie chciałam być mordercą. Nie w taki sposób. I nie dla reputacji w jakimś obozie, z którego zapewne i tak nawieję. Po chwili zawahania odwróciłam się i odeszłam.
Zaraz jednak poczułam, że leżę plecami na trawie. Do ziemi przygwoździła mnie tamta dziewczyna zalewając mnie swoją krwią. Wokół nas zacieśnił się tłum gapiów. Postanowiłam użyć mojej ostatecznej broni. Byłam przygotowana na ból związany z przywołaniem armii upiorów. Zamknęłam oczy, rozluźniłam się. Zatrzymały się u mnie wszystkie czynności życiowe. Zupełnie jak u trupa. Tylko myśli łączyły mnie ze światem żywych. Zjadliwe pieczenie w okolicach serca ustało wraz z trzęsieniem ziemi. Z otwierającym się przejściem do Hadesu na światło promieni Heliosa wybiegło kilkuset trupów-wojowników. Rzucili się na uciekający tłum strasząc półbogów. "To nie koniec" - rzuciła wtedy tamta dziewczyna i walcząc z kilkoma wojownikami odeszła w cień mojej uwagi.
To był moment, kiedy spokojnie dotarłam do trzynastki. Za wywołany chaos nie zostałam ukarana. Nie ukrywam, że zmywanie z harpiami mogłoby być zabawne. Raczej nikt tego nie zrozumie. Nikt oprócz mnie nie wychowywał się z demonami. Cóż, bywa.
Teraz znów siedzę na wygodnej w porównaniu z piaskiem Hadesu pryczy w pustym domku. Rzeczy, które mnie otaczają to słabej jakości meble, moje ubrania i broń. Nie mam nawet teraz zbyt wiele do roboty. Poczułam w głowie wibracje. Ich siła narastała, jednak nie składały się w żadne słowa. Było z nimi dokładnie tak, jak z głosem Ateny, gdy mi pomagała. Ktoś z bogów chciał się ze mną skontaktować. Spojrzałam na kamienny medalion z omegą. Nie lśnił. Za to szafka nocna podskakiwała jak budzik rano. Z szufladki wyjęłam rozpieczętowaną kopertę - kartkę kontaktową. Pojawił się na niej nowy wpis.
Przeciwko temu powinnaś zacząć walkę. Nienawidzą cię, nie szanują i nie zrozumieją. Jesteś taka jedyna. Możesz, Bello. Niech się przestraszą...
Nie sądzę, by uśmiech, który zjawił się na mojej twarzy był sztuczny. Jak dawniej - strach budził żyjące we mnie pokłady adrenaliny i poczucie wyjątkowości. A nawet, jeśli to poczucie było fałszywe, to chociaż pragnęłam, by wciąż trwało. To dzięki niemu czułam się tak silna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro