Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R. 7

Byłam w jakimś dziwinym pomieszczeniu. Nikogo tam nie było, chyba...

- chalo, czy ktoś tu jest - powiedziałam. Ale cisza. Jedyne co słyszałam to moje słowa odbijające się echem. Zaczęłam iść przed siebie. Zauważyłam jakąś klatkę -czyli jednak..-szepnęłam do siebie. Szłam prosto w stronę klatki

- czy ktoś tam jest, chalo- ponownie zaczęłam nawoływać. Podeszłam bliżej i już dokładniej widziałam klatkę. Był w niej zamknięty jakiś chłopak, trochę praypominał mi tego którego spotkałam. Nie zauważył mnie. Podeszłam bliżej klatki łapiąc rękami metalowych krat.

Chłopak - kim jesteś? Zresztą nie ważne pomóż mi zanim ona przyjdzie - powiedział podchodząc do mnie.

- ale kto przyjdzie? - spytałam przerażona faktem że nie jesteśmy sami. Po chwili usłyszałam śmiech dziewczyny. Pojawiła się za mną strasząc mnie. Odskoczyłam od krat z przerażeniem. Była duchem, on zresztą też, ale nie to jest problemem.

Dziewczyna - no, no, no... Ja widzę, że jednak ktoś chce ci pomóc Morro. Ale nie tym razem. - powiedziała naciskając jakiś guzik. Podłoga otworzyłam się tworząc zapadnię a w środku była woda. Chłopak spadł.

- niee!- krzyknęłam gdy spadł. Dziewczyna się nie przejęła. Zaczęła do mnie podchodzić z ostrym narzędziem w moją stronę. Spanikowana zaczęłam się cofać, ale wkońcu mnie złapała.

- nie chciałaś mu pomóc, dlatego również zginesz - powiedziała przykładając do mojej szyi ostre narzędzie, poczym kontynuowała - pożałujesz że jesteś, pożałujesz że żyjesz, pożałujesz że się urodziłaś - powiedziała.

Na te słowa momentalnie się obudziłam. Byłam cała roztrzęsiona. Co to był za głupi sen. Wstałam podchodząc do szafy, a później do toalety. Gdy się ogarnęłam spojrzałam na zegarek 6:15, no nieźle. Poszłam w stronę drzwi otwierając je. Wyszłam z pokoju idąc do kuchni.

W kuchni nikogo nie zastałam "pewnie reszta jeszcze śpi" pomyślałam. Wzięłam sobie szklankę wody i usiadłam na krześle. W chwili kiedy usiadłam przyszła Nya

Nya - hejka Luna, ty już wstałaś - spytała zdziwiona

- taa jakoś tak wyszło - powiedziałam wymijająco. - a ty? - spytalam

Nya - a wiesz, wczoraj wcześniej się położyłam i to pewnie dlatego. - usmiechnęła się siadając. - a co tam u ciebie, i jak tam spacer - spytała. Na te wspomnienie się trochę spięłam.

- było...dobrze - powiedziałam bez przejęcia.

Nya - no co ty? Aż tak źle? - spytala zdziwiona. Mnie to nie ruszyło - czyli raczej nie zaprzyjaźnicie się z Cole'm - powiedziała.

- na to wygląda. A kto mówił, że się z nim zaprzyjaźnię, dla mnie jest on ograniczony, patrzy na wszystko po pozorach. - powiedziałam bardziej spięta.

Nya - jak ograniczony? Nie rozumiem - ahh...bo ona nie wie

- dobra powiem ci - zaczęłam opowiadać jej o wydarzeniach w ostatnim czasie. Nya słuchała i słuchała, lecz niedowierzała - i co o tym sądzisz - spytałam pod koniec mojej opowieści.

Nya - teraz już rozumiem. Nie powinien tak się na ciebie obrazić. To że ty prawdopodobnie jesteś siostrą Morro'a nie znaczy, że od razu musisz być zła, co nie? - stwierdziła z uśmiechem.

- masz rację. Widzę że nie wszyscy są tacy ograniczeni. A Kai...jak myślisz, jakby przyjął wiadomość że jestem siostrą Morro'a? - spytałam z zaciekawieniem.

Nya - nie mam pojęcia - powiedziala.

Kai - czego nie masz pojęcia siostrzyczko - przyszedł ( chyba ) Kai podchodząc do Nyi.

- a o niczym - wypaliłam. Nie chciałam mówić o tym. Poprostu bałam aię jego reakcji. Chłopak wraz z Nyą zdziwieni spojrzeli na mnie. Ja uśmiechnęłam się głupio i nerwowo zaczęłam bawić się włosami, zawsze tak robię kiedy się denerwuje. Po chwili do kuchni wszedł Cole. Jeszcze bardziej się denerwowałam. "Jeszcze zaraz będzie się mnie czepiał o tamtą akcje" pomyślałam wstając od stołu

- wiecie co, ja już chyba pójdę - powiedziałam. Wiem, że można było wyczuć zdenerwowanie w moim głosie, ale olałam to. Wyszłam z kuchni, ale na moje nieszczęście wpadłam na Lloyda.

Lloyd - a dokąd to, przecież mamy niedługo śniadanie - powiedział z uśmiechem na twarzy.

- ja nie mogę tam wrócić - powiedziałam spięta. Chyba to wyczuł, ale nie jestem pewna. - są tam osoby które nie wiedzą o tej akcji, wsumie to tylko Kai jest tą osobą, ale wiesz o co chodzi - powiedziałam coraz bardziej się denerwując.

Lloyd - aha... Cole tam jest, zgadłem? -spytał.

- nie, nie...dobra zgadłeś - powiedziałam z rezygnacją.

Lloyd - no chodź. Przecież nie będziesz cały czas uciekała przed Cole'm - ma racje, nie mogę tak cały czas uciekać.

W tym samym czasie...
Morro pov

Siedziałem w moim pokoju. Przeglądalem zdjęcia z dzieciństwa. Kiedy w oczy rzuciło mi się pewne zdjęcie leżące na półce, wziąłem je. Na nim byłem ja gdy byłem mały, i jakaś dziewczynka. Kompletnie nie wiedziałem kto to. Do pokoju weszła Trixie.

Trixie - co tam przeglądasz - podeszła patrząc na zdjęcie które trzymałem. Zasłoniłem je, ale dziewczyna dalej uparcie próbowała dowiedzieć się co przeglądam. - co, ukrywasz zdjęcie swojej dziewczyny - ona zwariowała?! Jak w takim wieku można mieć dziewczynę?

- oszalałaś!? Jaką dziewczynę? Czy ty w wieku, powiedzmy, 10 lat miałaś chłopaka...nie, to się nie odzywaj - powiedziałem. Nie będzie gówniara wtykała nosa w nie swoje sprawy.

Trixie - posłuchaj mnie -zaczęła biorąc mnie za koszulkę - nie będziesz mi tu pyskował, wiesz, że gdyby nie ja, byś zginął? Więc masz mieć do mnie szacunek, zrozumiałeś - wysyczała zrzucając mnie z łóżka.

- zrozumiałem -powiedziałem wstając i masując obolałe miejsce. W dalszym ciągu byłem ppd postacią człowieka. To jest trochę niewygodne, z tego względu, że czuję ból, co było mi teraz nie na rękę, ale co ja zrobię, skoro moja pieprzenięta, żądna władzy kuzynka tobą manipuluje. Tak, mógłbym uciec, ale ona ma swoich "przyjaciół" którzy szybko by mnie namierzyli.

Trixie - a tak poza tym. Znalazłeś Lunę, pomoże nam - powiedziała. Nie mogę jej powiedzieć o tamtym spotkaniu, ale gdy skłamię to źle się to dla mnie skończy

- nie... To znaczy, niezupełnie, mianowicie widziałem dziewczynę podobną do Luny, ale jak ją zaczepiłem to jej koledzy mnie pobili, a dopiero później się okazało, że to nie Luna - powiedziałem.

Trixie - mam nadzieję, że to co mówisz jest prawdą. Ale ostatecznie ci uwierzę. Bo po mialbyś kłamać, byloby ci to nie na ręke. No nic, ja już idę. Nie waż się nawet uciekać, bo ja i tak cię znajdę. - powiedziała. Ja tylko niechętnie odpowiedziałem jej że napewno nie ucieknę, i wyszła.

Wracając do ninja... Luna pov

Siedziałam przy stole jedząc śniadanie. Jak narazie jest okej, pewnie dlatego że się nie odzywam, Cole zresztą też nie jest skory do rozmów, jak już to mówi coś na ucho Kai'owi.

Cole - powiedz, Luna - zaczął, na co jakby oprzytomniałam - jak soę czujesz po tamtym - zapytał ze sztuczną troską wymalowaną na twarzy. Wszyscy na mnie spojrzeli. Tylko Jay, Nya i Lloyd byli zajęci śniadaniem

- nawet dobrze, a co? - powiedziałam w miarę spokojnie.

Cole - a nic, tak tylko pytam. Czyli co, jeszcze nikomu nie powiedziałaś czego oboje byliśmy świadkami - ciągnął dalej swoją bezsensowną rozmowę. Kiedy o tym wspomniał trochę się spięłam, ale tak aby nikt nie zauważył

- ale o czym miałabym niby wspominać, Cole. Jakbym chciała, to bym powiedziała. Nikt mnie do tego nie zmusi. No chyba, że już zdążyłeś to powiedzieć. Ale wątpie abyś się na to odważył - powiedziałam.

Cole -sugerujesz coś? - spytał.

- ależ skąd, Cole. Ale wydaję mi się, że nie powinieneś póki co się udzielać.

Cole - a niby czemu? Przecież się nie przyjaźnimy, to co mi szkodzi - powiedział złośliwie na mnie spoglądając. Jak on mógł to przyznać, od tak. No to miałam rację, Cole jest ograniczony.

- skoro się nie przyjaźnimy, to chyba nie powinniśmy się do siebie odzywać - powiedziałam. Na początku był dla mnie przyjacielem, ale widzę że się pomyliłam co do niego. Jest mi strasznie przykro.

Cole - co? Czyżbym cię już złamał? Tak szybko, a myślałem, że jak na siostrę Morro'a będziesz bardziej twarda, ale się pomyliłem. - no to teraz mnie wnerwił. Nie mogłam wytrzymać i wstałam. Odeszłam od stołu i już miałam odejść, ale poczułam jakby czas się zatrzymał. Czułam się jak w jakimś śnie. Przede mną pojawiła się podobna scena co z mojego snu. Był tam Morro, tamta dziewczyna, noi ja. Widziałam scenę ze zrzuceniem klatki. Był tam też moment z ostrzem. Tym razem były wypowiedziane te same słowa co ze snu, lecz tym razem widziałam jak mi podcina gardło.
- NIEE!! -krzyknęłam. Ale obraz mi się rozmazał. Widziałam tylko Cole'a podchodzącego do mnie jakby chciał mnie uderzyć. Odsunęłam się w ostatniej chwili. Cole upadł na ziemię.

- co ty wyprawiasz - powiedziałam do chłopaka.

Cole - ja? Chciałem sprawidzić jak się sprawdzisz w walce. - powiedział wstając.

- powaliło cię? Przecież wiesz dobrze, że nie wiem nic, o walce wręcz. Jak chcesz się pojedynkować to napewno nie ze mną - powiedziałam. Ale dalej miałam przed oczami tą dziwną wizję. Po chwili podszedł do mnie Lloyd

Lloyd - co jest? -zapytał - przez chwilę jakby nie kontaktowałaś. Cole chciał się na ciebie rzucić, krzyczałem abyś się odsunęła, ale nic do ciebie noe docierało - spytał.

- wiesz... Ja sama nie wiem. Chyba miałam jakąś wizję dotyczącą mojego snu.

Lloyd - a powiesz mi coś więcej o tym swoim śnie? -spytał. Ja skinęłam twierdząco głową poczym powiedziałam.

- ale nie tutaj. - powiedziałam.

Lloyd - to wyjdźmy na zewnątrz - zaproponował, na co się zgodziłam. Kierowaliśmy się w stronę wyjścia, kiedy obok nas pojawił się Jay.

Jay - a dokąd to? - spytał.

- idziemy na zewnątrz. Jak chcesz to chodź -powiedziałam. Chlopak ucieszył soę na moje słowa i szedł razem z nami. Widziałam zdziwienie na twarzy Lloyda, ale szłam dalej. - no co? Pogadałam teochę z Jay'em i uznałam, że przecież może wiedzieć, co nie? - skierowałam to w stronę blondyna. Spojrzał na mnie zdezorientowany, ale ja się uśmiechnęłam siadając na ławeczce. Chłopaki uczynili to samo. - no to tak. - i zaczęłam opowiadać o tym co było w wizji. O obojga chłopaków widać było zdziwienie, ale się tym nie przejęłam.

Lloyd - ale jak to? Przecież on raczej nie dałby się od tak w klatce zamknąć, musiałby go ktoś nieźle zastraszyć, albo nie wiem- powiedział.

Jay -ej, bo wizje to niby obraz czegoś co może się wydarzyć, albo przynajmnej ostrzeżenie, nie? Więc może to takie, w swoim rodzaju ostrzeżenie, albo nie wiem..- zasugerował. To wsumie nie jest takie głupie.

- to miałoby sens. Ale raczej coś takiego się nie stanie. Ej, tamta dziewczyna, ona jest jego kuzynką

Lloyd - noi?

- może ona go w jakiś sposób szantażuje - Jay zaczął się śmiać a zaraz potem Lloyd. Ja czekałam aż ten napad im minie. Kontynuowałam - skończyliście? Świetnie. To teraz dokończę. Chodzi o to , że może ma niego jakiś wpływ. - chłopaki chwilę się zastanawiali. Ja także się zzastanawiałam.

Jay - wsumie coś w tym jest. On nie mógłby tak poprostu dać się omotać. Może ma jakieś wspomnienie, albo może ona mu w czymś pomogła i w zamian on miał jej pomóc nas zniszczyć - powiedział. Ale zaraz, chwila...to oni są tymi ninjami? Czyli bardzo dobrze że się nie zgodziłam.

- dobra może już wróćmy do środka - zaproponowałam. Chłopaki się zgodzili i razem wstaliśmy i kierowaliśmy się w stronę domu. Był jeszcze dzień a ja nie wiedziałam co będę robił przez resztę dnia.

W tym samym czasie...
Morro pov.

Trixie tym razem odkryła moje kłamstwo. Mam przesrane. Myślałem nad ucieczką. Niestety nic mi do głowy nie przychodziło. W jednej chwili wpadł mi do głowy pewien pomysł - no gdzie jest ta mikstura odwrotu - mówiłem gorączkowo szukając jej po pokoju - jest! -krzyknąłem uradowany wysypując na siebie jej zawartość. Stałem się duchem. W idealnym momencie, bo drzwi uchyliły się a mnie już nie było. Byłem na ziemi. Widziałem jak Trixie wygląda za okno, ale.mnie nie zauwarzyła. Ruszyłem przed siebie lekko kulejąc. To prawda, zmieniłem się spowrotem w ducha, ale ranę zdążyła mi zrobić, trochę pocierpię i samo się zagoi. Szłem przez ulicę, ale długo nie wytrzymałem i usiadłem na ławce.

Lloyd pov

Szedłem przez park z Luną. Luna powiedziała że idzie do sklepu, chciałem iść z nią, ale powiedziała że sklep jest niedaleko, qięc odpuściłem. Usiadłem na wolnej ławce. Twn park nie jest aż tak ciekawy jak mogłoby się wydawać, kilka kwiatków i ławki. Mój wzrok przykuło nie coś tylko ktoś. Na ławce obok siedział Morro.

- Morro? - spytałem aby się upewnić czy to on. Chłopak odwrócił się do mnie, i to rzeczywiscie jest on.- co ty robisz w parku? - dodałem.

Morro - pewnie mi nie uwierzysz, ale co tam...- zaczął- uciekłem z domu. - dodał.

- ty, uciekłeś z domu - powtórzyłem niedowierzajac. - jak?

Morro - normalnie. - odpowiedział - a ty co tu robisz? - spytał

- wyszłem z Luną na spacer - powiedziałem

Morro - Luna tu jest?! - spytał zdziwiony

- no tak- odpowiedziałem. Zdziwiła mnie jego reakcja, noi pytanie.

Morro - aha...- odpowiedział, już był mnie zdziwiony.

Luna - hej już jestem - powiedziała - a co ty tu robisz? Czy coś ci się stało? - powiedziała powiedziała pokazując na rozcięcie na jegp nodze. Ej, tego wcześniej nie zauważyłem.

- ale jak ci się to stało, przecież jesteś duchem - spytałem.

Morro - to mi się stało jeszcze przed tym jak zostałem duchem. A co tu robię, uciekłem z domu. - powiedział. Ja dalej nie mogę w to uwierzyć.

Luna - jak to, a kto ci to zrobił - spytała. Ja zresztą też chciałem wiedzieć, więc słuchalem.

Morro - nie ważne - powiedział. Ale jak to nie ważne, nam jest potrzebna ta informacja.

Luna - no śmiało, powiedz. Mi możesz zaufać. A tak poza tym ja też nie mam lekko z tym że podobno jestem twoją siostrą, ale nie narzekam. - powiedziała to że jest jego siostrą, no nieźle.

Morro - skoro chcesz... Moja kuzynka Trixie. Wsumie to długa historia jak stałem się takim mięczakiem, bo przecież ty Lloyd zapamiętałeś mnie ciut inaczej, prawda? Ale wracając, jest taki, ponieważ gdyby nie ona to by mnie prawdopodobnie tu z wami nie było. Natknąłem się na niezbyt cielawe towarzystwo. Chcieli odebrać mi moc, ale Trixie oddała im swoją mówiąc że w zamian mam jej pomóc was zgładzić. Ale gdy zauważyłem że ty masz moc wiatru zacząłem się zastanawiać, czy aby dobrze robię. - powiedział. No to nieźe, czyli Luna miała rację, z tym całym wpływem.

- a próbowałeś się przeciwstawić - spytałem.

Morro - uwierz próbowałem. Ale za każdym razem mi groziła. Było mi głupio że ona mi pomogła a ja się sprzeciwiałem, więc odpuszczałem. - Luna patrzyła na niego ze współczuciem. Wkońcu to jej brat, może jej być przykro.

Luna - przykro mi. A wiesz, byłam w podobnej sytuacji co ty. Mój ojciec zamykał mnie w piwnicy, bił mnie, a ja nic nie mogłam zrobić, za bardzo się bałam, on mnie wkońcu utrzymywał, noi wiesz...- powiedziała.

Morro - o ja... No to nieźle. Przepraszam że cię zaatakowałem, nie miałam zamiaru cię zabić, poprostu no wiesz...- czy on naprawdę przeprosił, nie wierzę. - nie możemy tu długo siedzieć. Ona może nas znaleźdź. Może nawet już nas znalazła. Teraz będzie jej łatwiej mnie znaleźdź, bo jestem duchem. - dodał spoglądając na siebie.

- ale skoro jesteś duchem, to ona nie powinna nic ci zrobić. - powiedziałem będąc pewny, że tak jest, Ale zapomniałem o jednej istotnej rzeczy, przecież ta trixie może postraszyć go wodą.- ale jednak nie, jest jedna rzecz która może ci zagrozić. Jest nią woda- powiedziałem.

Morro - no właśnie. Czyli widzisz, że nie miałem wyboru.

- wiesz... Kiedy nie jesteś zły można się z tobą jeszcze lepiej dogadać. - powiedziałem uśmiechając się.

W tym samym czasie...
Kai pov.

- no co ty gadasz, serio? - spytałem zdziwiony.

Cole - tak Kai, ona poważnie jest siostrą Morro'a. I pewnie szykuje na nas coś złego - nie chciałem w to uwierzyć. Luna jest bardzo miłą dziewczyną. Ale z drugie strony, siostra Morro'a no to nigdy nie wiadomo.

- nie wiem czy mam się ciebie posłuchać, czy lepiej poznać Lunę. Wygląda na miłą. - powiedziałem.

Cole - uwierz, ona jest zła, tylko tego nie widać - nie wiem co mam zrobić. Akurat kiedy tak rozmawialiśmy do kuchni wszedł Jay.

Jay - o czym gadacie? - on jest jak zwykle nie w temacie, ale spytam go. Może on pomoże mi rozwiać wątpliwości.

- Jay, powiedz czy Lunie można zaufać? - zapytałem wprost. Cjłopak spojrzał na mnie, czy aby się nie przesłyszał po czym powiedział.

Jay - ty kpisz, czy o drogę pytasz - powiedział sarkastycznie - oczywiście że tak. Przecież nie mamy nawet dowodów na to, że jest zła. - powiedział już normalnie.

- okej - odpowiedziałem na co Jay się uśmiechnął i poszedł. Ja poszedłem, ale do salonu. Ciekawe gdzie reszta.

Wracając do reszty
Luna pov

Zastanawiam się nad zapytaniem się czy możemy go zaprać ze sobą, wkońcu on nie może być złapany przez Trixie, nie na mojej zmianie.

- Lloyd mam pytanie - zaczęłam - może zabierzemy go do nas - spojrzałam na blondyna. Chwilę się zastanawiał, prprzez chwilę myślałam że się nie zgodzi.

Lloyd - okej. Ale żeby nie było żadnych akcji z twojej strony, Morro - powiedział w stronę czarnowłosego.

Morro - nie będzie żadnych akcji, i tak id samego początku nie miałem złych zamiarów. - powiedział wstając z ławki - to co, idziemy? - spytał po chwili.

- pewnie, chodźmy - powiedziałam wstając z mojej ławki i kierując się tym samym w stronę domu.

Skip time

Jesteśmy już przed domem. Otworzyłam drzwi i co zobaczyłam, Cole siedzi w salonie, a Kai i Jay o czymś gadają w kuchni. Gdy zauważyli, albo chociaż usłyszeli, że weszliśmy od razu do nas podeszli.

Kai - o, już wróciliście - powiedział patrząc w naszą stronę. Lecz skupił swój wzrok na moim bracie. - a co on tu robi? - spytał bacznie go obserwując, jakby obawiał się czy aby jest bezpieczny.

- emm... No wiesz, wzięliśmy go ze sobą, ale spokojnie, nie sprawi kłopotów. Jest w pełni dobrze nastawiony, także...- powiedziałam. On jeszcze niepewnie spojrzał na czarnowłosego. Ale ostatecznie poszedł do salonu. - i co...to tyle? Hmm...spodziewałam się gorszej reakcji. - stwierdziłam kierując się w stronę salonu "noi znowu twarzą w twarz z Cole'm, ale c9ż ja na to poradzę" pomyślałam siadając na kanapie. Cole na mnje spojrzał, ale wrócił wzrokiem na telewizor. Przynajmniej już się na mnie nie rzuca.

Cole - hej - powiedział. Nie wierzę, czyli jednak chce się do mnoe odzywać.

- no cześć - powiedziałam.

Cole - jak było - spytał. Ja jestem pod wrażeniem.

- a dobrze. - odpowiedziałam w nadziei że tym razem nie będzie dogryzania. Ale jak to mówią ,,nie chwal dnia przed wschodem słońca"

Cole - to dobrze. - odpowiedział. Jest mniej rozmowny niż wcześniej ale czego ja się, że będzie gadał jak najęty.

Po jakimś czasie do salonu weszli Lloyd i Morro "no to będzie jazda " pomyślałam, bo przecież Cole nie wie o tym, że Morro tu jest.

Lloyd -siemka ludzie, co tu tak sztywno? - spytał siadając obok Cole'a a Morro usiadł koło mnie.

Cole - a co on tu robi? - spytał wskazując na Morro'a. I zacznie się.

- przyprowadziliśmy go tutaj - powiedziałam unikając najmniejszej sprzeczki.

Cole - do prawdy? - o nie, zaczyna się. Już się boję. - każdy miał cię za miłą, każdy poza mną - zaczął - ale teraz już widzicie. To zło wcielone. Nie dość, że przyprowadziła tu Morro'a, to na dodatek nic sobie z tego nie robi- no teraz mnie wkurzył.

- a co mam robić, płakać? - zapytałam kpiąco, pamiętając o tym aby nie posunąć się za daleko

Morro - moja siostra nie jest złem, ja tymbradziej, nawet nie wiesz dlaczego tu jestem, a już gadasz. - powiedział w mojej obronie. Czyli jednak ten chłopak umie pokazać klase. Cieszy mnie to.

Cole - nie gadam, tylko stwierdzam fakty. Przecież to jasne, że planujecie coś podłego - powiedział. Naprawde nie chciało mi się słuchać jego oskarżeń. Mam swoją godność i nie pozwolę aby ktokolwiek mnie obrażał.

- ja jestem bardzo ciekawa co bardzo złego planuje, skoro nawet planu nie mam - powiedziałam. - a poza tym, to ty jesteś tym, który planuje coś złego, bo próbujesz mnie ze wszystkimi skłócić. - powiedziałam a jego mina wyrażała zdziwienie i wściekłość. Ale mało mnie obchodziła jego mina.

Cole - ja, ja próbuję skłócić, kogo? A może mam tylko urojenia, co? Może jestem na tyle ślepy? - gadał od rzeczy, to źle, bardzo źle. On się zachowuje jak moja siostra kiedy ma chęć zabić. Powoli wstałam odchodząc od chłopaka, ale on się do mnie zbliżał. Ja się w dalszym ciągu cofałam. Chciałam się odwrócić do uucieczki, ale zdążył mnie złapać. Ja chciałam się wydostać, ale on miał dosyć mocny uścisk. - kiedy pozbęde się jednego, to drugiego bęzie mi łatwiej się pozbyć. - zaczął mnie gdzieś prowadzić. Niestety nie mogłam się wyrwać.

Morro pov

Patrzyłem jak cole ją gdzieś prowadził. Myślałem gdzie on może ją prowadzić, i wpadłem na pomysł. Piwnica. Chyba już tam doszli. Zniknąłem na chwilę i pojawiłem się centralnie za Cole'm. Wycelowywał w nią nóż. Byłem przerażony, ale ostatecznie zinterweniowałem.

- zostaw. Moją. - powiedziałem przytrzymują jego rękę. Odwrócił się zdziwiony moim przybyciem. Ja tylko podeszłem do Luny. Otworzyłem drzwi wiatrem i po wypchnąłem za drzwi. - wszystko w porządku - spytałem rozwiązując ją -już jest okej. Jego już tu nie ma - powiedziałem. Uśmiechnąłem się do niej. Ona zaś przytuliła mnie. Lekko zdezorientowany odwzajemniłem gest.

Luna - dziękuję. Gdyby nie ty, by mnie już nie było - powiedziała odrywając się ode mnie.

- no coś ty, nie dziękuj. Nie mógłbym pozwolić, aby cię zabił. Jesteś wkońcu moją siostrą, nie? -powiedziałem.

Po chwili do piwnicy wszedł Lloyd.

Lloyd - co jest! Co się stało - spytał spanikowany.

- już wszystko okej. Poprostu Cole chciał ją zabić, ale ja mu na szczęście mu w tym przeszkodziłem- powiedziałem wstając. Ale chwila, skoro mogłem ją przytulić to...już nie jestem duchem, ale jak to. A już chyba wiem. Tyle razy napiłem się twj mikstury przez którą byłem człowiekiem, to ta misktura, która zmieniała mnie spowrotem w ducha działała tylko przez chwilę.

Lloyd - dobra chodźcie, już późno - powiedział. Wyszliśmy z tej piwnicy. Ja kierowałem się w stronę gdzie idzie Luna, bo powiedziała, że znalazła pokój dla mnie, a reszta poszła do siebie.

Luna - to jest twój pokój. - powiedziała otwierając drzwi. Ten pokój był nawet spoko. Miał zielono czarnw ściany, akurat w moim stylu. Jest w nim łóżko szafa, no typowe wyposarzenie jak na pokój. - dobra to ja już idę, a i jeszcze raz dzięki - powiedziała.

- ale ja już ci mówiłam. Nie dziękuj. Dobra dobranoc - powiedziałwm wchodząc do pokoju. Zamknąłem drdrzwi i położyłem się na łóżku. Po chwili zasnąłem.

___________________________________

C.D.N...

Róża, róża... Byłaś i zniknęłaś.

Witajcie kochani, a przed wami nowy rozdział. Powiedzcie mi gdzie nasz kochana Różyczka? Spokojnie pojawi się w wielkim stylu. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba.

Dobrze tak więc żegnam was, i życzę wam miłego czytania. To narazie

<BetiGra>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro