R.18
No no, patrzcie kto powrócił z martwych! Łapcie rozdział!
***********************************************
(narracja trzecioosobowa)
Czerwonowłosa dziewczyna próbowała dodzwonić się do osoby, której od dłuższego czasu szukała, ale jedyne czego się doczekała to poczta głosowa. Szła akurat ulicą z towarzyszącym światłem latarenek ulicznych. Ludzi na ulicach nie było wielu. Tym razem pilnowała, aby nie wpaść na kolejnych oszołomów, jak ostatnio. Tym gościom chyba życie nie miłe, że tak się do niej przyczepili.
Jednak wszechobecny pech w owym miejscu nie opuszczał jej nawet tego, jakże klimatycznego wieczoru. Wpadła na kogoś, o mało się nie przewracając. Przeklęła w duchu te miejsce i spojrzała na odrobinę wyższego od niej chłopaka w kapturze. Wydał jej się znajomy. Nim odszedł zdołała go zatrzymać, łapiąc za rękaw bluzy.
- Hej ty...kojarzę cię skądś - puściła go, w chwili gdy spojrzał na nią. Te czerwone oczy kojarzyły jej się z jedną osobą. Strasznie kłamliwą i dwulicową, w zasadzie. Jednak wystające ciemne kosmyki psuły te wrażenie rozpoznania.
- A ja ciebie nie - znowu chciał odejść, ale dziewczyna ponownie go zatrzymała. Chłopak westchnął i stanął do niej przodem. - Co chcesz, nie widzisz, że się spieszę? - wyglądał na zirytowanego. Pewnie siłą powstrzymywał się od porzucenia spokojnego tonu. Mierzył dziewczynę lekko zirytowanym, ale i znudzonym spojrzeniem.
- Znasz Aiden'a? - zapytała prosto z mostu. Coś tam kojarzyła, że ten debil ma brata, ale nie sądziła, że się na niego natknie. Ten wytrzeszczył oczy ze zdumienia.
W domu Sam'a
- chcesz czegoś? Wody, herbaty, a może...wody z herbatą?
Dziewczyna w znudzeniu już po raz któryś mierzyła spojrzeniem niewielki, ale zapewne przytulny salonik. Zastanawiała się, kiedy on przestanie błaznować i po prostu odpowie jej na proste pytanie? Sama chciała wracać do siebie. jednakże taka okazja jaka jej się trafiła; nie mogła jej zmarnować.
- Nie odpowiesz? Dobra, czyli woda - nalewa sobie i dziewczynie wody. Wchodzi do salonu, siadając obok na kanapie i kładąc obie szklanki na stolik - a powiedz...co ciebie tak mój brat interesuje, co?
I miała słuszność. Ten chłopaczek, to brat Aiden'a. Teraz postanowiła wycisnąć wszystko o tym oszuście.
- Ten kretyn mi coś obiecał a potem jak ostatni palant zmył się z mojego pola widzenia. Szukam go od dobrych kilku miesięcy i go nie ma. Nigdzie. Całkiem jakby wyparował - W końcu dziewczyna się przymknęła. Nie wiedzieć czemu, zaczęła się niepotrzebnie rozgadywać.
Sam zastanowił się chwilę. Był skołowany. Zastanawiał się, co jeszcze go ominęło w życiu brata, kiedy go przy nim nie było. W ile niedokończonych interesów się wplątał? Patrzył się przed siebie, trzymając szczelnie szklankę. Zamyślił się. Ostudziło go dopiero lekkie szturchanie w ramię. Obejrzał się i zobaczył, że dziewczyna patrzy na niego wyczekująco.
- Pytałam...Gdzie mogę go znaleźć. Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Sam jej nie słuchał. Uśmiechnął się do niej głupkowato, biorąc łyka wody.
- Wow, wyjątkowo interesuje cię mój drogi braciszek...miałaś z nim jakieś inne zatargi, oprócz tej obietnicy? Zresztą, nie tylko ty padłaś ofiarą jego kłamstw. Wielu tak załatwił bez ostatniego słowa. Dziewczyno, mówię ci, nie warto z nim o cokolwiek się zakładać, nie ma co słuchać jego obietnic ani nie ma co z nim współpracować. Jak znam życie nie jedną taką jak ty już zaczarował - nie miał zamiaru jej okłamywać. On wiedział do czego zdolny jest Aiden. Teraz tylko wystarczyło uzmysłowić to tej biednej, naiwnej dziewczynie.
- Nie wkurzaj mnie...lepiej powiedz, gdzie on jest - Powoli miała dosyć bruneta. Wydawało mu się, że pozjadał wszystkie rozumy. W sumie, to było typowe. Jednakże, chłopak wzruszył ramionami upijając w spokoju łyk swojej wody. Dziewczyna czuła, że zaraz wybuchnie. Przyszła tu tylko po jedną, głupią odpowiedź. Czy to tak wiele?
W końcu nie wytrzymała, wyrwała szklankę chłopakowi z ręki i wylała jej zawartość prosto na twarz i włosy chłopaka. Ten wstał gwałtownie, wbijając w dziewczynę zszokowane i mordercze spojrzenie.
- Co ty do cholery wyprawiasz?!
- Teraz wyglądasz o wiele lepiej. - uśmiechnęła się złośliwie - A teraz, z łaski swojej, powiedz rzesz gdzie twój durny brat - była na skraju wytrzymałości. Niemal mordowała chłopaka wzrokiem, gdyby nie fakt, że niestety tak się nie da. Bądź, co bądź, nie spuszczała z niego wzroku.
- Ale ja sam nie wiem gdzie on jest. Gdybym wiedział, oczywiście bym ci powiedział. Zresztą, mam wywalone co on sobie tam robi. Oczywiście do czasu, aż nie zacznie przeszkadzać. - wziął ręczniczek i zaczął suszyć włosy.
Dziewczyna spojrzała na niego ciekawie. Była zaskoczona, że własnego brata tak olewa. Jednak jej rozmyślenia przerwało znowu jego nudne gadanie.
- Jednakże, podtrzymuję ostrzeżenie, dla ciebie, dziewczyno. Powinnaś trzymać się z dala od takich jak on. Nic ci z tego dobrego nie przyjdzie, jak powiedziałem.
- A co on takiego złego zrobił, co? - Sam przybliżył się do dziewczyny. Dzieliły ich centymetry. Dziewczyna chciała go odepchnąć, gdyby nie fakt, że zaczął mówić.
- Aiden, moja droga, ma dość...krwawą przeszłość za sobą...Powinnaś uważać. Nikogo nie oszczędzi...a taka jak ty...chwilę u niego zabawisz i spotka cię ten sam los co innych; śmierć. - Sam odsunął się od dziewczyny, obserwując w ciszy jej reakcję.
Słowa chłopaka niezbyt ją ruszyły. Pasowały wręcz do rysopisu i postaci Aiden'a. Miała świadomość, że jest kłamliwy i bywa brutalny. Była świadkiem, jak prawie pobił za coś jakiegoś gościa, niemal do nieprzytomności. Do tego, niezbyt go to ruszyło.
- Wiem doskonale jaki jest twój brat. Ty zaś przy nim miękka ciapa jesteś a nie. Sądząc po waszym pokrewieństwie, cóż...nie widać go zbytnio - Na twarzy Sam'a wskoczyło zbulwersowanie i uraza.
- I bardzo dobrze! Nie chciałbym być tak pozbawiony uczuć jak on. Ale serio, nie chcę, abyś wciągnęła się w to bagno. On serio-
- Dobra, skończ - przerwała mu - Wiem doskonale na co się piszę, koleś. Nie będziesz mi prawił morałów, że źle robię. Zrobię co zechce, nie twój zasrany interes.
Dziewczyna wstaje. Idzie podminowana do drzwi. Jednak Sam szybko reaguje i łapie ją za rękaw kurtki.
- Poczekaj...nim pójdziesz...- wyciąga z kieszeni kartkę z numerem telefonu i tym adresem. Wciska go dziewczynie do ręki - Proszę. Tak, na wszelki wypadek.
- Okej...- dziewczyna chowa to do kieszeni. Z ulgą zdaje sobie sprawę, że już nie prawi jej morałów, tylko stoi w niewielkim korytarzu. Puszcza ją. Dziewczyna idzie dwa kroki do przodu, ale się odwraca. - Jestem Rose, jakby co.
- Sam. Choć zapewne ta wiedza nie jest ci potrzebna, ale...kto wie, może się spotkamy.
- Może - zamyka za sobą drzwi.
Będąc na świeżym, wieczornym powietrzu przemierza ponownie ulice. Jest jeszcze bardziej zła niż w środku. Spotkanie poszło jej na marne, jeszcze do tego jest zimno jak cholera. Nie wypadało jej zakładać cienkiej kurteczki.
Ruszyła do mieszkanka na obrzeżach miasta. W nim też mieszkała. W środku rzuciła kluczyki na szafkę na buty. Kurtkę zdjęła i powiesiła. Ale wyjęła telefon i kartkę. Nie wiedziała, co z nią zrobi, ale coś zamierzała.
Pov Sam
Usiadłem na kanapie zrezygnowany. Byłem tak blisko, aby odwieźć Rose od tego pomysłu...a nie, wcale nie byłem. Jest strasznie uparta. Musiała znać Aiden'a wcześniej go znać i pokładać w nim jakieś nadzieje. Widać, była naiwna. Jak każdy kto miał do czynienia z nim. Westchnąłem patrząc na prawie nietkniętą wodę dziewczyny. Była tu zaledwie chwilę, jednak miałem wrażenie, że ta chwila trwała wiekami. Na początku, wcale nie chciałem jej tu wprowadzać. Jednak widząc, jak trzęsła się z zimna, nie miałem serca stać tam w zimnicy.
Nie wiem nawet, czemu łudziłem się, że nastawię ją przeciwko mojemu bratu. Przecież jest on taki super i niesamowity, zdaniem innych. Prawda jest taka, że to brutal bez serca i tyle. Nigdy nie widziałem go z kimkolwiek, dłużej niż tydzień. Właściwie, od jakiegoś czasu w ogóle go nie widuję. Z tym akurat nie skłamałem. Kompletnie nie mam pomysłu, gdzie może być.
W końcu po pół godzinnym siedzeniu i wgapianiu się w ścianę, wstałem, ruszyłem, aby się ogarnąć do łazienki i planowałem położyć się spać.
***
Rankiem, zbudziło mnie powiadomienie z telefonu, praktycznie przy moim uchu. Sennie schwyciłem urządzenie i mrużąc lekko oczy, spojrzałem na wiadomości. Kilka nieprzeczytanych bez sensu sms'ów, żadna nowość. Jednak jeden sms przykuł moją szczególną uwagę.
Do: Sam
Musimy się spotkać. Ważne
Od: Alex
Zastanowiłem się, o co może chodzić. Odpisałem jej, że za dwie godziny będę gotów. Podała mi miejsce spotkania a ja pierwsze co, to wygramoliłem się z łóżka i podłączyłem telefon do ładowarki obok łóżka.
Pochwyciłem czyste ubrania z szafy i ruszyłem do toalety. Przemyłem się, przebrałem i gotowy wyszedłem jakieś 20 minut później. Ruszyłem następnie coś zjeść.
Nastawiłem wodę w czajniku postanawiając zrobić sobie herbatę. Czekając aż się zagotuje, zacząłem sobie robić kanapki. Zwykłe, kanapki z pomidorem, szerek, szynką doprawione solą i pieprzem. Nim się obejrzałem, czajnik zaczął piszczeć, aż sam z siebie się wyłączył. Zalałem herbatę i pocukrowałem. Dodałem cytrynę. Ruszyłem z tym do salonu.
Załączyłem nie za głośno telewizor na jakimś randomowym programie. Leciał jakiś, mało istotny dla mnie serial. Ja zaś byłem myślami gdzie indziej. Zastanawiałem się, czy Rose znajdzie jednak Aiden'a. Nie zdziwiłbym się, jakby odesłał ją z kwitkiem. Na tą myśl uśmiechnąłem się w duchu. Biedna, pewnie dostałaby szału. Heh, jej strata.
Nawet nie zauważyłem, że zjadłem już wszystkie kanapki. Zostało mi dopicie herbaty. Spojrzałem na zegarek w telewizorze. 11:30. Mam jeszcze na luzie pół godziny. Ale muszę wliczyć jeszcze dojście tam. No cóż, mój ulubiony serial poczeka do wieczorka na powtórkę.
Dźwignąłem się i odniosłem naczynia do zmywarki. W miarę przyzwyczaiłem się do tego mieszkanka. Nawet je lubię. Mimo, że jestem sam. Wziąłem ze swojego pokoju telefon i klucze ze stołku. W końcu ruszyłem na miejsce spotkania, zamykając mieszkanie na klucz.
W mieście był dosyć odczuwalny ruch. Mieszkańcy się gdzieś spieszyli, albo po prostu szli. Słońce dawało po oczach. Nawet nie miałem po co zakładać kaptura. Powoli moja podróż chyliła się ku końcowi. Widziałem już swoją przyjaciółkę. O dziwo nie była sama. Była z nią Luna i Lloyd. Podszedłem.
Alex - No jesteś nareszcie! Wiesz co, sądziłam, że to my będziemy na ciebie czekać - przywitałem się ze wszystkimi.
- O co chodzi? - byłem ciekaw co takiego ważnego miała mi do powiedzenia Alex. Tu, tak się piekli a potem marnuje czas na opierniczanie mnie.
Alex - A więc...Widziałam Trixie z jakimś chłopakiem. Całkiem niedawno, właściwie kilka dni temu...
- No ale...to że ona sobie zbiera sojuszników, to chyba do przewidzenia...- wciąłem jej się w słowo, pewnie niepotrzebnie.
Lloyd - Ale czekaj, nie wiesz najciekawszego.
Alex spojrzała z wdzięcznością na blondyna.
Alex - Dziękuje Lloyd. Ale kontynuując. Zaskakujące było jego podobieństwo do ciebie, Sam - Po tych słowach, tylko jedno przyszło mi na myśl. Aiden. Ale co on tu robi? Znaczy, w zasadzie, sam fakt, że chce współpracować z Trixie, nie jest jakoś bardzo zaskakujący dla mnie, ale, po jakie licho ta dziewczyna chce akurat jego w swoim składzie? Przecież mój brat to kłamliwa szumowina.
Chwilę mi zajęło przetrawienie tego. W zasadzie, nikt zbytnio nie był zdziwiony, ani zaniepokojony. Ja gorączkowo myślałem, jak będą wyglądać kolejne dni i jak delikatnie przekazać tej ferajnie, że będziemy mieli przesrane. No bo Trixie i Aiden to będzie mieszanka wybuchowa.
- No...Zaskoczyłaś mnie tym, nie powiem - Alex uśmiechnęła się szeroko. Mnie nie było do śmiechu. Luna jako jedyna musiała to dostrzec.
Luna - Jednak...sądząc po twojej minie...to nie oznacza nic dobrego, prawda? - westchnąłem. Spojrzałem uważnie na towarzyszy. Alex nawet była lekko zaniepokojona, lecz biła od niej ciekawość.
- Zgadza się, Luno. To jest zły znak. Znaczy się, Trixie mogła zjednoczyć się z każdym...jednak padło na niego.
Lloyd - Na kogo?
- Na mojego brata, Aiden'a.
****
Wieczorem siedziałem z Alex u siebie w domu. Powiedziała, że przenocuje u mnie tylko jedną noc. Jednak zapewniłem ją, że jak chce, może kiedy chce wbijać. Wywinęła się od odpowiedzi proponując, że zrobi nam naleśniki. Nie pamiętam kiedy ktoś u mnie ostatnio był. W zasadzie, tak, byłem z Alex, Trixie...ale to nie to samo. Tam była wieczna spina.
Alex - Sam, chodź, wybierzesz sobie dodatki - dobiegło mnie wołanie Alex. Ruszyłem się z miejsca i zaszedłem do kuchni.
Wybrałem sobie tradycyjnie nutellę i pomogłem Alex w wykończeniu jedzenia. Gdy już było gotowe usiedliśmy w salonie.
Alex - Eh, Sammy...a było tak pięknie...że też ten twój braciszek musiał się napatoczyć. - Zaczęła marudzić. Ale na określenie, jakie mi dało, prawie się udławiłem. Spojrzałem na nią z politowaniem przełykając jedzenie.
- Sammy? Serio? - spojrzała na mnie. Wzruszyła ramionami i zaczęła jeść.
Szybko jednak zacząłem znowu jeść. Jakoś nie czułem złości, że mnie tak nazwała. Jak chce, niech jej będzie. Szybko pochłonęliśmy te jedzenie i w ciszy oglądaliśmy telewizję.
Alex - Dlaczego mamy zwykle pod górkę?
- Takie jest po prostu życie, Alex. Jednak musimy się ruszyć i coś zrobić, bo zło z którym będziemy się zmagać nie usiądzie grzecznie i nie poczeka - dziewczyna westchnęła. Ona pewnie chciałaby, aby wszystko nam się układało. Trochę, że tak powiem, ograniczony tok myślenia.
Nie minęło dużo czasu a moja towarzyszka zasnęła. Wstałem nakrywając ją miękkim kocem i sam ruszyłem na górę. Podłączyłem telefon do ładowarki i już miałem się położyć, gdy nagle przyszedł mi sms. Kolejny. Łudząc się, że to od Rose, wziąłem od razu go wyświetliłem.
Do: Sam
Doigrałeś się, braciszku. Wybrałeś złą stronę, Sam
Od: Aiden
No i szlag by to trafił. Skoro już mi napisał, to mam z góry przesrane. Jednakże, ktoś musiał mu to przekazać. Miałem na myśli jedną, potencjalną kandydatkę. Szczerze, żałuję, że dałem jej ten głupi numer. Naiwnie postąpiłem, wierząc, że jednak postąpi słusznie. Z wyrzutami sumienia, położyłem się spać.
_______________________________________________________________
< 2216 słów bez notki>
C.D.N
No, cóż, kochani, to witam was po przerwie. Dłuuugiej przerwie. Ciągle to samo, hę? Można by rzec, że porzuciłam tę książkę. Jednak nie! Ona żyje.
Wiecie, że wracam. Nie będę wam pisać kiedy. Ale wrócę. Także...trzymajcie się ciepło w tych niepewnych czasach, no i...Papatki!
<BetiGra>
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro