R. 11
Następnego dnia, godzina 10:15
Pov Trixie
Jestem kilka minut po śniadaniu. Alex dalej nie wraca, byłam święcie przekonana, że jednak uda jej się samej uciec, ale jednak pomyliłam się co do niej. Wzięliśmy totalną ofermę, gdzie ja miałam oczy? No nic, postanowiłam porozmawiać o niej z Sam'em. Chciałam wiedzieć, co on myśli na temat tej chodzącej ofermy. Ten chłopak to istna zagadka, praktycznie nic się nie odzywa, no tak sam z siebie. Jedynie odezwie się wtedy, gdy ktoś go o coś zapyta.
- Hej Sam. Chciałam z tobą porozmawiać - zaczęłam
Sam - O czym? Czyżbyś chciała po marudzić na Alex? - Kurde, rozgryzł mnie.
- Właściwie to, nie do końca - ale nie tym razem
Sam - No to o czym chcesz pogadać?
- Co myślisz o Alex - Chłopak zdziwiony spojrzał na mnie w ten sam sposób
Sam - Eeee... Ale po co mnie o takie rzeczy pytasz? Ona jest mi obojętna. To chyba powinnaś już wiedzieć nie od dziś
- No tak, ale nieraz jak wychodziłam, a zaraz potem wracałam, to widziałam jak rozmawiacie, normalnie na luzie, jak to przyszło na dobrych znajomych z typowej paczki - chłopak zmieszał się jeszcze bardziej - tak, ja widziałam jak rozmawiacie, ale nie obawiaj się, nic szczególnego nie słyszałam. No może pewną rozmowę, o tym, że masz moc śmierci, tak... to akurat podsłuchać musiałam, i owszem, mój niedowiarku, ja od samego początku wiedziałam, że masz moc śmierci, nie bez powodu cię przecież do nas zaprosiłam, nie? - Mina chłopaka była bezcenna. Wyglądał jakby spotkał jasnowidza. Mogłabym się tak przypatrywać jego minie godzinami i robić z niego beke, ale lada moment miał się zacząć mój legendarny plan. Ale zanim to, chciałam mu coś uświadomić, coś, po czym jego życie zmieni się diametralnie, i prawdopodobnie nieodwracalnie - Ale wiec, że skoro ty jesteś w posiadaniu tak śmiertelnej mocy, musisz zostać ze mną na co najmniej... na zawsze! - dodałam uradowana, a jego mina wyrażała tym razem lekkie niezadowolenie, całkiem jakby chciał pomóc mi jedynie w tym, że planie i od razu ode mnie uciec. ,,Przykro mi, mój drogi, tak łatwo się ode mnie nie uwolnisz''
Sam - Czyli co., teraz jak będę chciał od ciebie uciec, to będziesz mnie szantażował tym, że rozmawiałem sobie z Alex? Błagam - ,,A ten co, kpi, czy o drogę pyta?'' Próbuje wywrzeć na mnie jakiś głupi wpływ, ażebym go puściła wolno po tym planie, niedoczekanie jego
- Ty kpisz, czy o drogę pytasz? - tym razem nie będzie ze mnie jakiegoś głupka robił. Jeśli wszedł w te gówno, to w tym gównie pozostanie do końca swego nędznego życia. Ale w tym samym momencie uświadomiłam sobie coś, niebywale ważnego. On może mnie zabić, no tak. Musze postępować z nim ostrożnie, bo inaczej będzie po mnie.
Sam - A co ci do tego? Skoro ty jesteś taka wielce przygotowana do tego twojego planu, to dlaczego teraz nie uderzysz? Przecież oni nie muszą się tego spodziewać, co nie? Wiesz co, ja mogę iść, powęszyć czy nie ma ich w pobliżu tego parczku. Jak będzie ktoś, no i oczywiście Luna, to dam ci znać przez telefon, a ja ich przetrzymam. Czy to nie byłby lepszy plan? - No zadziwił mnie, nie powiem. Ten plan jest nawet lepszy od mojego.
- W sumie, to mogłoby się udać. A więc idź trochę powęsz - powiedziałam, na co brunet wstał i z szerokim uśmiechem i wyszedł z mieszkanka, a ja zaczęłam z niecierpliwością czekać na znak Sam'a ,,Już nie mogę się doczekać, aż się was pozbędę''
Pov Luna
Wychodziłam właśnie z Cole'm do parczku. Tego co był w sms'ie. Chciałam sprawdzić o co w nim chodzi,a poza tym, to świetne miejsce na spacer. Wojtek i Ada mieli wielką, a wręcz ogromną ochotę popracować nad swoimi umiejętnościami, tak w razie potrzeby. Chłopaki zadeklarowali się, że pomogą im, a bardziej wprowadzą ich do treningów. A jeszcze na dodatek ich mistrz wrócił z jakiejś podróży. Swoją drogą, jest nawet fajny. Zaproponował mi, że jak to wszystko się unormuje, to zacznę swój pierwszy trening. Nie mogę się doczekać.
- Ty na pewno wiesz, gdzie to jest? - spytałam już chyba trzeci raz w ciągu tej podróży
Cole - Idziemy inną drogą, to prawda, ale to dlatego, że znam fajny skrót - powiedział - i tak, wiem gdzie jest ten park. Inaczej nie naciskałbym tak, żeby z tobą iść, nie? A poza tym to dobra okazja na spacer
- Ja też tak uważam. Ale nie rozumiem. Dlaczego ktoś chciałby spotykać się w takim miejscu?
Cole - Może ktoś lubi ciszę i spokój?
- Możliwe - odpowiedziałam krótko i skupiłam się na dalszej drodze.
następną podróż odbyliśmy w luźnej pogawędce. Opowiadałam mu o swoim dawnym, złym życiu. Co prawda, pomijałam niektóre rzeczy, a bardziej skupiałam się na tych dobrych stronach mojego życia, ale i tak na jedno wychodziło, mianowicie na tym, że miałam niezbyt udane życie
Co jakiś czas słyszałam jakieś odgłosy w oddali. Ignorowałam je jednak, nie chcąc psuć sobie tego miłego spotkania, ale gdy te odgłosy stawały się głośniejsze i bardziej podejrzane, to nawet Cole je usłyszał
Cole - Wiesz co, jakoś nie uśmiecha mi się, żebyś się tutaj z nią spotykała - Oczywiście się z nim w pełni zgadzałam, ale co zrobisz? Moja siostra, przyrodnia siostra, ma gorszy gust od Ady, a ona ma zły gust. Ubieranie cały czas różowych, słodkich ubrań, jest tak mdłe, jak...jak najbardziej mdłe jedzenie jakie do tej pory zjadłam
- No mi też nie, ale skoro tutaj akurat się spotykam z Różą, to muszą być ku temu jakieś powody, nie?
Cole - No raczej, że tak - momentalnie usłyszałam czyjś śmiech. Cole także go usłyszał bo wstał z ławki, równie szybko jak ja. - kim jesteś! No dalej, pokaż się! - Jak powiedział tak ten ktoś zrobił. Moim oczom ukazała się dziewczyna w brązowych włosach i dziwnych oczach. Na pierwszy rzut oka to... Róża?! Ale ona przecież chciała się ze mną spotkać o 15
- Róża?! A co ty tu robisz?
- A ja chciałam tylko sobie pospacerować, i proszę, spotkałam ciebie - to na pewno nie ona. Róża zupełnie inaczej się odzywa, no chyba że czegoś się naćpała z tym swoim chłopakiem, albo całą zgrają chłopaków, tak o to podejrzewałabym ją na samym początku
Po chwili podeszła do mnie z jakimś chłopakiem, zaraz moment, czy to jest...nie to nie możliwe, przecież jest blondynem (Czyżby sobie przefarbował? <Autorka>) A tamten miał czarne włosy. oczy tez miał jakieś...inne. Nie aż takie czerwone, ale jednak ten odcień został. Chłopak zbliżył się do mnie i chwycił mnie. Cole próbował mi w jakiś sposób pomóc, ale dziewczyna (bo nie jestem już taka pewna czy to Róża) zdmuchiwała go jak najdalej tylko mogła.
Po jakimś czasie poczułam się słabo, całkiem jakby ktoś wysysał ze mnie wszystkie moje siły, jakimi aktualnie dysponowałam. Obraz zaczynał mi się rozmazywać, sił już zostałam dawno pozbawiona. Zaraz przed straceniem przytomności poczułam ból. całkiem jakby ktoś wbijał mi coś w ciało, chociaż nie czułam aby coś było wbijane. Zaraz potem nastała mnie ciemność.
Pov Cole
Udało mi się odciągnąć dziewczynę, i tego chłopaka od Luny, a oni poszli sobie bez słowa, no...nie całkiem. Została jedynie ta dziewczyna, tyle że miała brązowe oczy i była wyraźnie zdezorientowana tym, co się wydarzyło. Zignorowałem ja jednak, gdy zorientowałem się, że Luna leży nieprzytomna na ziemi
- Luna, słyszysz mnie? - Lekko potrząsałem dziewczyną, ale zero reakcji - proszę, obudź się!
Jeszcze jakieś dobre kilkanaście minut próbowałem bezskutecznie ocucić Lunę, ale nic z tego. Zrezygnowany wstałem i rozmyślałem co robić. A, no tak! Mogę ją zabrać do domu, boże dlaczego nie pomyślałem o tym od razu. Olśniony chwyciłem delikatnie Lunę, podnosząc ją i ruszyłem w stronę domu zostawiając dziewczynę samą, ale momencik, skoro ona tu cały czas była...to ona za tym stoi.
Wróciłem się w jej stronę, aby to upewnić się co do mojej hipotezy. Dziewczyna stała, a raczej siedziała na ławce w szoku. Przystanąłem obok niej i zacząłem
- Czy to ty jej to zrobiłaś? - Zwróciła ku mojej osobie zdezorientowany wzrok.
- Za kogo ty mnie masz! Ja nawet jej...Czekaj, Luna?! - zerwała się niemal natychmiastowo, a ja zdziwiłem się na jej zachowanie. Spodziewałem się czegoś zupełnie innego, ale nie zauważyłem u niej żadnego dowodu satysfakcji, ani radości z tego co właśnie widzi - Luna, co ci się stało? Co jej? - spytała mnie zdezorientowana
- To jak, ty nie wiesz? - pokręciła przecząco głową
- Czy to ty jesteś siostrą, przyszywaną siostrą Luny? - spytałem, bo chciałem się upewnić, czy nie pomyliłem jej z kimś innym
- tak, jestem Różą, a ciebie kompletnie nie znam. Czy byłbyś tak miły i wytłumaczył mi, co tu się do jasnej ciasnej dzieje? - Była wyraźnie zaskoczona, ale miałem pewność, że to jej siostra.
- Wiesz co. Lepiej będzie jak pójdziesz ze mną
- Chyba masz rację. Ja nic z tego nie rozumiem
Jakiś czas później ruszyliśmy do mojego domu. Dowiedziałem się, że tak na prawdę ona nie chciała być niemiła dla Luny, ale ojciec szantażował ja, aby postępowała inaczej. Gdy dochodziliśmy do okolic domu, dało się usłyszeć śmiechy i bodajże kłótnię chłopaków. Przyspieszyłem bo zauważyłem, że mam Lunę na rękach, która jest w dodatku poszkodowana.
Przed domem zauważyłem Wojtka i Adę, którzy pili kawę, ale gdy mnie zobaczyli, jako pierwsza podbiegła do mnie Ada
Ada - Dłużej nie mogliście tam by... A co jej się stało?
Wojtek - Co tam...o rany. A co jej, co wyście tam robili? Jacyś gangsterzy na was napadli?
- Gorzej. Być może ona za tym stoi - wskazałem na Różę stojącą gdzieś dalej. Pewnie nie chciała się im pokazywać
Ada - Ja wiedziałam! Wiedziałam, że stanie się coś złego, ja to przewidziałam
Wojtek - Dobra nie ekscytujcie się tak. A poza tym, chodź do środka to nie wygląda za dobrze, ona mocno oberwała - powiedział martwiąc się o Lunę, w końcu, co się dziwić, znają ją z Adą spory kawał czasu, pewnie zdołali się do siebie przywiązać.
Ruszyłem do środka prowadząc ją do sensei'a. Postanowiłem, że jeśli ktoś ma jej pomóc, to tylko on. Szukałem jakiś czas, aż do momentu, gdy na niego nie wpadłem
- Mamy problem.
Mistrz - Widzę, chodź do mnie, powiesz mi co się stało - przytaknąłem i ruszyłem za nim.
Weszliśmy do niedużego pokoju, a sensei kazał mi położyć ja na łóżku. Zrobiłem jak kazał, a sam usiadłem na krześle.
Mistrz - To powiedz, co się stało
- Jasne, już mówię. Wyszedłem na spacer z Luną do pewnego parku, ale na miejscu zaczepiła nas pewna dwójka. Jeden to był chłopak, a druga dziewczyna, która miała dosyć dziwne oczy, ale wracając. Chłopak zbliżał się do Luny, ja chciałem jej pomóc, bo miałem przeczucie, że chce jej coś zrobić, ale dziewczyna uniemożliwiała mi to, przez wywiewanie mnie od nich. W końcu jakiś czas później udało mi się dostać do Luny, a chłopak poszedł, po prostu odszedł. Ale co najdziwniejsze ta dziewczyna została, nawet jest tu na miejscu. Ale co jest najdziwniejsze, to to, że ona na początku miała jakieś takie dziwne oczy,a teraz ma po prostu brązowe.
Mistrz - Ciekawe, bardzo ciekawe. Czyli powiadasz, że dziewczyna jest tutaj, tak? - kiwnąłem twierdząco głową - przyprowadź ją do mnie. Musze z nię porozmawiać
- Oczywiście, zaraz wracam.
Wyszedłem z pomieszczenia i ruszyłem w stronę, gdzie powinna być Róża. W trakcie mojej drogi dołączył do mnie Lloyd
Lloyd - No i co z nią? - spytał zrównując ze mną krok
- No słabo. W parku mieliśmy ''napad'' w czym Luna ucierpiała. Najgorsze jest to, że dziewczyna która za tym stoi jest tutaj
LLoyd - Żartujesz?! Ale kto?
- No Róża, ta jej przyszywana siostra
Lloyd - To ona tu jest? Po coś ją tutaj przyprowadzał?
- Bo nie jestem pewien, czy to rzeczywiście ona zrobiła
Lloyd - Aha, dziwne - powiedział
- Też tak uważam - zauważyłem Różę stojącą przed drzwiami wyjściowymi. Podszedłem do niej
- Róża chodź ze mną. Ktoś chce z tobą pogadać
Róża - A kto?
- Zobaczysz - powiedziałem krótko zacząłem iść w stronę pokoju senseia. Mam nadzieję, że Luna z tego wyjdzie, bo jeśli nie, to ten kto jej to zrobił, gorzko tego pożałuje. Zapukałem do drzwi, a gdy usłyszałem pozwolenie, wprowadziłem do środka Różę
Mistrz - Witaj, ty pewnie jesteś tą dziewczyną z parku, zgadza się? - niepewnie pokiwała głową - w takim razie, proszę usiądź. Mam do ciebie kilka pytań.
Róża - No dobrze - powiedziała po czym usiadła na krześle.
Pov Róża
usiadłam na krześle i czekałam aż ten pan coś powie. Miałam dziwną pustkę w głowie. Wszyscy oskarżają mnie o coś, czego nie wiem, czy rzeczywiście to zrobiłam, czy nie zrobiłam. Chłopak, który mnie przyprowadził wyszedł z pomieszczenia, a zaraz potem starzec się odezwał
- Na samym początku, może się przedstawię. Jestem Wu i poprosiłem cię tutaj, gdyż słyszałem, że ty jesteś zamieszana w coś złego i chcę się dowiedzieć, czy owe podejrzenia są słuszne.
- Ja jestem Róża, a co do tych podejrzeń. Ja nic nie pamiętam, czy to zrobiłam. Znaczy się, byłam akurat w tym parku, ale nie przypominam sobie abym zrobiła coś Lunie.
Mistrz - Czyli, byłaś tam ale nie jesteś świadoma tego co się wydarzyło?
- Dokładnie tak! - potwierdziłam
Mistrz - Ciekawe... - chwilę się namyślił, po czym kontynuował - A może pamiętasz jak się tam dostałaś, albo może pamiętasz z kim?
- Hmm... tak, pamiętam. Szłam do tego parku, ale jakby nie byłam tak tego do końca świadoma, ale do rzeczy... szłam z takim chłopakiem, który miała na imię, chyba Stan... nie, Sam, tak, miał na imię, Sam. I on miał na samym początku czarne włosy, ale jakiś czas temu przefarbował je na blond. A na oczy założył, bodajże jakieś jaśniejsze soczewki - skończyłam mówić, to co pamiętałam
Mistrz - Rozumiem. A był ktoś jeszcze z wami?
- Nie. Ale była jeszcze dziewczyna. Co prawda nie razem z nami, ale była w naszej grupce. Miała na imię, Alexandra. Ale nie poznałam jej tak osobiście. Czułam się, jakbym nie była sobą. Widziałam co się dzieje, widziałam o czym rozmawiają, co robią, ale jakby nie miałam na niektóre rzeczy wpływu, ja na nic wtedy nie miałam wpływu. Czułam się jakby ktoś mną kontrolował. - skończyłam moja opowieść a mistrz przybrał zamyśloną minę. Czekałam na reakcję, ale jak na razie chyba się tak prędko jej nie doczekam.
Mistrz - rozumiem. I chyba wiem co się stało. To, nie byłaś ty - zrobiłam zdziwiona minę. Znaczy, niby wiedziałam o tym, że tego nie zrobiłam, albo chociażby nie przyczyniłam się do tego, ale to i tak był dla mnie lekki szok i zdziwienie - Chodzi mi o to, że byłaś tam na miejscu, ale ty w żaden możliwy sposób nie mogłaś tego zrobić
- Rozumiem, ale skoro niby tam była, to kto się do tego przyczynił? - spytałam z zaciekawieniem.
Mistrz - Jeszce tego nie wiem, ale w najbliższym czasie się tego dowiem. Póki co, możesz już iść. Wszystko już wiem.
- Dziękuję i do widzenia - powiedziałam wstając i wychodząc. Szłam korytarzem i natknęłam się na jakiegoś chłopaka, a raczej to on mnie zaczepił. Nie wiedząc czego ode mnie chce powiedziałam
- Co chcesz ode mnie?
Wojtek - Co jej zrobiłaś, gadaj! - warknął w moją stronę. ''On pewnie nie wie, że to nie ja'' Od razu sobie skojarzyłam kto to, co prawda nie znałam go zbyt dobrze, ale jego wygląd był dla mnie zbyt charakterystyczny. To Wojtek, najlepszy przyjaciel Luny.
- Ja jej nic nie zrobiłam, to zwyczajne nieporozumienie!
Wojtek - Taa, jasne uważaj bo ci uwierzę. Niby ktoś taki jak ty, miałby być niewinny? Prędzej przebiegnę pół kilometrowy maraton charytatywny niż w to uwierzę - no to chyba chłopina nie będzie miał wyjścia.
Mistrz - A co tu się dzieje? - zapytał mistrz spoglądając na to, co aktualnie robił Wojtek. A on trzymał mnie kurczowo za koszulkę i przygwoździł mnie aktualnie do ściany.
Wojtek - No ja ten... - zmieszany mnie puścił, czym rozluźnił mocny uścisk, a ja już mogłam normalnie ustać. jeszcze chwile milczał zmieszany, po czym się odezwał - bo przecież to ona stoi za tą całą akcja z Luną - powiedział mniej zmieszany, ale był święcie przekonany, że to ja. Ale niestety, pomylił się
Mistrz - Non sens! To nie ona jest temu winna
Wojtek - Jak nie ona to kto, jeśli można wiedzieć?
Mistrz - jeszcze nie jestem w stanie tego stwierdzić, ale mam pewne podejrzenia co do tego
- jakie?
Mistrz - Trudno mi to mówić, ale obawiam się, że zostałaś opętana
- Opętana?! - krzyknęliśmy z Wojtkiem w tym samym momencie, na co sensei skinął twierdząco głową. No ja się chyba załamię
_________________________________
C.D.N...
I tym akcentem kończymy rozdział. Mam nadzieję, że się podobał, no dobrze, nie przynudzam już, tylko pragnę się z wami pożegnać, naraska i do następnego
<BetiGra>
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro