R. 10
Pov Adrianna
Spałam sobie w najlepsze aż do momentu gdy pojawiła mi się pewna wizja. One powtarzają mi się kilkakrotnie, a jak ma się wydarzyć coś bardziej poważnego, lub w najbliższym czasie, to nawet kilka razy na dzień. Przebudziłam się analizując to co mi się objawiło. Teraz aktualnie jestem u siebie w domu. Po tym czego dowiedzieliśmy się z Wojtkiem, postanowiliśmy być bardziej uważni i mówić sobie o każdej rzeczy, którą zdołamy odkryć.
Postanowiłam wstać, i ruszyłam w stronę wyjścia z mojego pokoju. Niestety nie miało to zbyt dobrych skutków, gdyż otwierając drzwi uderzyłam nimi Wojtka. Zainterweniowałam błyskawicznie, pomagając mu wstać z podłogi.
- Jezu, sory, nie widziałam cię - powiedziałam, gdy ten był już na nogach
Wojtek - Spoko siora, przecież ja też cię nie zauważyłem jak wychodzisz. Poza tym i tak miałem do ciebie iść.
- A wiesz, bo ja też miałam iść do ciebie
Następnie postanowiliśmy iść zjeść śniadanie. Zeszliśmy na dół do kuchni. Na miejscu zauważyliśmy przygotowane jedzenie i karteczkę leżącą na stole, standard. Mama pojechała do pracy zostawiając dla nas śniadanie, a ojciec...ech, szkoda gadać. Zostawił mamę, gdy ja i Wojtek mieliśmy po dwa latka. Tak, ja i Wojtek jesteśmy rodzeństwem, a dokładniej bliźniakami.
Wojtek - To... O czym chciałaś ze mną porozmawiać? - spytał w chwili gdy usiedliśmy przy stole
- miałam kolejną wizję. Ale ta powtórzyła mi się teraz, i jeszcze wcześniej. Ogółem miałam tę samą wizję dwa razy.
Wojtek - Czyli to oznacza coś bardziej, czy mniej złego?
- raczej bardziej. Ale musimy się skontaktować z Luną i resztą, bo musimy ich ostrzec.
Wojtek - Dobra, teraz moja kolei. Okazało się, że gdzieś już widziałem tego gościa z czerwonymi oczami i w czarnych włosach. Spójrz - pokazał mi jakieś zdjęcie, nie, to był bardziej jakiś dokument. O niejakim Sam'ie Killerze. Rodzice obawiali się, że ich syn może kogoś przestraszyć, więc dla swojego i innych dobra nie wypuszczali go z domu. Lecz pewnego dnia, Sam ,,pod wpływem impulsu" próbował zabić własną matkę, na szczęście bezskutecznie. Oznajmili, że dla własnego bezpieczeństwa dadzą mu wolną rękę, aby już ich, jak i zarazem innych, nie pozabijał.
Gdy skończyłam czytać, doznałam szoku. ,,czyli przeciwnik, z którym mieli się zmierzyć nasi przyjaciele, jest seryjnym mordercą? Nie, to niemożliwe, zaatakował tylko jedną osobę" pomyślałam spoglądając na Wojtka z lekkim przerażeniem, po czym powiedziałam.
- czyli to jakiś seryjny morderca?! - przeraziłam się na ten fakt, lecz mój brat nie wykazywał żadnych przejawów jakiegokolwiek przerażenia.
Wojtek - ja myślę, że to coś więcej niż "zwykły seryjny morderca" - rzekł oddalając się, a ja cierpliwie, aczkolwiek z niedużym niepokojem, jak i wielkim zaciekawieniem czekałam na brata. Po chwili wrócił z nieznaną mi książką, którą położył na stole przed nami. Usiadł i zaczął mówić - więc tak...spójrz na to - otworzył książkę na pewnej stronie. Widniał tam jakiś mężczyzna, jego całokształt pasował mi do Sam'a. Nie wiem czemu, jakby...jakby miał z nim coś wspólnego. Momentalnie do głowy przyszła mi pewna myśl
- czy ty myślisz, że on...
Wojtek - Tak! - przerwał mi w jednej chwili - On jest posiadaczem mocy. I to nie byle jakiej, jest nią moc śmierci - oznajmił - Ale niestety nie my go znaleźliśmy, lecz Trixie i ta druga dziewczyna, o której informacje zebrała reszta naszych przyjaciół - dodał lekko zaniepokojony.
- to...co teraz?
Wojtek - nie wiem, ale jedno wiem na pewno. Musimy powiedzieć reszcie to co właśnie odkryliśmy, a właśnie, nie powiedziałaś mi co ci się objawiło w wizji - powiedział
W tym samym czasie
Pov Luna
Znudzona nic nie robieniem, wstałam i ruszyłam w stronę salonu. Tam napotkałam kłócących się ze sobą Cole'a i Jay'a. Jak zdążyłam zauważyć, oni się ze sobą bardzo często kłócili. Podeszłam do Lloyda, aby dowiedzieć się co mnie ominęło.
- hejka Lloyd, powiedz mi, czy coś mnie ominęło? - zagadnęłam, na co odwrócił się w moją stronę z lekko rozbawioną miną
Lloyd - no...można tak powiedzieć. Teraz właśnie kłócą się o to, kto wygrał wczorajszą rozgrywkę na konsoli
- wtedy co myśmy byli w kawiarence? - pokiwał twierdząco głową - chyba niepotrzebnie wychodziliśmy - zaśmiałam się a on zaraz po mnie.
Wtem podszedł do nas Kai, który także wyglądał na rozbawionego, chyba nawet bardziej niż my. Chwile tak postaliśmy w ciszy przypatrując się ciekawej kłótni chłopaków, lecz po chwili się odezwałam.
- weź ty mi powiedz co wy takiego robiliście - zwróciłam się w stronę Kai'a
Kai - no wiesz, my... - nie dokończył, bo przeszkodził mu jakiś huk o podłogę. Okazało się wówczas, że Cole powalił Jay'a na ziemię. Wybuchłam śmiechem, a ten spojrzał na mnie lekko gniewnie, lecz nie potrwało to zbyt długo, gdyż zastąpił ją śmiech. Gdy się uspokoiliśmy, pomogliśmy Jay'owi wstać a zaraz potem Jay poszedł bodajże do siebie do pokoju, a reszta została w salonie.
- o co wyście się tak pokłócili? - Spytałam z lekkim rozbawieniem.
Cole - a dajże spokój, przecież to istny prowokator kłótni - powiedział zirytowany zachowaniem chłopaka - jakby nie mógł się kogoś po prostu zapytać kto wtedy wygrał, to on to najzwyczajniej w świecie komplikuje - oznajmił
- przecież nie może być aż tak źle
Kai - uwierz, może być nawet gorzej - powiedział na co reszta go poparła
Naszą rozmowę przerwał mój dzwoniący telefon. Na wyświetlaczu był napis: "Ada" odebrałam
- halo, no nareszcie, dzwonię i dzwonię. Myślałam że coś się stało
- spokojnie, nic się nie stało. Po prostu miałam wyłączony telefon i niedawno włączyłam. To co tam się stało?
- mam sprawę, ale musimy się spotkać, to nie jest rozmowa na telefon
- w takim razie...spotkajmy się. Ale gdzie?
- w naszym parczku. Przyjdę z Wojtkiem
- okej, to ja zaraz tam będę
- spoko, to naraska
I rozłączyłam się. Mam przechlapane. Przecież ona mnie zabije. Spojrzałam jeszcze na spis połączeń ,,15 nieodebranych połączeń, przecież ona mnie zabije'' pomyślałam szykując się pospiesznie do wyjścia po Adę Zaczepił mnie jeszcze Cole
Cole – gdzie idziesz? Przecież wiesz, że nie możesz sama wychodzić z domu?
- Oczywiście, wiem o tym. W takim razie możesz iść ze mną, jeśli chcesz – zaproponowałam mu, na co się zgodził, nie pytając się nawet dokąd zamierzam iść. W sumie, pytał się, ale jakoś teraz o tym nie wspomniał
Po kilku minutach wyszliśmy z domu kierując się do tego miejsca gdzie się z nimi umówiłam
Cole – To powiesz mi dokąd idziemy? – spytał chyba już z piąty raz, odkąd tak idziemy. Ten park jest dosyć daleko, i jedynie ja i Ada wiemy gdzie to jest.
- Idziemy spotkać się z Adą i Wojtkiem - odpowiedziałam
Przez dalszą część podróży nie odzywaliśmy się do siebie praktycznie nic. Nagle w oddali ujrzałam Adę i Wojtka, którzy jak zwykle się przepychali. Ada w pewnym momencie rzuciła się na mnie mocno mnie ściskając, po chwili puściła mnie
– To w jakim celu chciałaś, albo inaczej, chcieliście się ze mną, a raczej z nami, spotkać? - zapytałam
Ada – Chcieliśmy, się z tobą, a raczej – spojrzała na Cole'a – z wami spotkać – poprawiła się.
- A właśnie, poznajcie się. Cole, to jest Ada, a ten koło niej, to jej brat, Wojtek – podali sobie ręce po czym zaczęliśmy się kierować w stronę naszego domu.
Jakiś czas później
Doszliśmy wkońcu do domu. Otworzyłam drzwi i puściłam Adę i Wojtka do środka.
- Czy teraz raczycie się z nami podzielić tym, co chcieliście nam powiedzieć od samego początku? – ponowiłam swoje dotychczasowe pytanie, będąc odrobinę zniecierpliwiona
Ada – Jasne! – potwierdziła blondynka – Ale to co powiemy, może być lekkim... szokiem – ostrzegła po czym usiadła. My nie musieliśmy tego robić, gdyż już dawno usiedliśmy. Po jakiejś chwili, mówić zaczął Wojtek
Wojtek – Pierwsze co – zaczął, a my z uwagą słuchaliśmy – Znalazłem informację o tajemniczym, a raczej mniej tajemniczym chłopaku o dziwnych czerwonych oczach.
Ada – Owszem. Nazywa się Sam Killer i jest posiadaczem mocy.
Wojtek – I to nie byle jakiej mocy. To moc śmierci – spojrzałam na nich z wyraźnym zaskoczeniem. Przecież to niemożliwe?! Jak? Skąd oni wytrzasnęli posiadacza mocy śmierci? Teraz to na pewno będziemy mieli ostro
- Ale...ale jak to? Czy ty aby pewny jesteś, że to nie pomyłka, jakiś fejk, żart? Bo to niemożliwe, żeby Trixie, znalazła sobie kogoś takiego – powiedziałam zszokowana
Wojtek – Chcielibyśmy aby to był żart, ale niestety. On ma właśnie moc śmierci
- No to zarąbiście! Mam kuzynkę, która ma pomocników. Jedna z pomocników to niby chora psychicznie dziewczyna z nieokiełznaną, oraz nie bardzo znaną mocą, a drugi... ech, szkoda gadać – byłam jeszcze bardziej zirytowana niż na początku. Nie przejmuję się swoją kuzynką, lecz tym chłopakiem. Przecież on jednym ruchem mógłby nas wszystkich pozabijać na miejscu.
Ada – Wiem, że jesteś bardzo zdenerwowana, oraz poirytowana zaistniałą sytuacją, ale musimy być spokojni. W końcu jesteśmy w nie za ciekawej sytuacji z twoją kuzynką, chwila... TWOJĄ KUZYNKĄ! – była wyraźnie bardzo zaskoczona faktem, że Trixie jest moją kuzynką. Wiedziała, że mam brata, ale za to nie miała pojęcia, o tym, że Trixie jest moją kuzynką. Niestety, musimy się obie z tym pogodzić.
W tym momencie przyszła reszta ekipy. Jay trzymał się w miarę daleko od Cole'a, bo przecież nie chce być znowu pobitym, a reszta normalnie przysiadła się na wolne miejsca.
Morro – No dobra, to co tam macie? Bo usłyszałem jak ktoś się wydarł i no... to przykuło moją uwagę, w sumie tak samo jak reszty – powiedział
- Ada nie dowierza, że Trixie jest moją kuzynką – powiedziałam
Morro – Ech, no niestety. Trixie jest moją kuzynką, a jako, że Luna jest moją siostrą, to Trixie jest także jej kuzynką
Ada – To po prostu wspaniale! – powiedziała ironicznie – Macie kuzynkę, która zrobi wszystko aby was, nas zniszczyć, a na dodatek ma ona wsparcie z najwyższej półki - Dodała
Lloyd – Co masz przez to na myśli?
Wojtek – To, że znalazłem informację o tym całym ''tajemniczym typie'' i okazało się, że ten chłopak nazywa się Sam Killer i ma moc. Ale niestety, wpadł w niepowołane ręce.
Zane – A wiadomo jaką ma moc?
Ada – Jasne! Ma moc śmierci
Jay – Jak to jest w ogóle możliwe? – nawet jego to zdziwiło jak widać, ech...jaki ten świat mały
- Też się nad tym zastanawiam – powiedziałam
Ada – Jest jeszcze jedna, tyci sprawa
Wojtek – A właśnie, prawie bym o tym zapomniał – powiedział olśniony
Nya – O czym byś prawie zapomniał? – dodała będąc nie w temacie
Ada – O tym, że dzisiaj miałam kolejną wizję. Która w rezultacie powtórzyła mi się dwa razy. I coś mi się wydaje, że będziecie musieli się przygotować na najgorsze – zapowiedziała równie zaniepokojona co my wszyscy w danej chwili.
- Czyli podsumujmy – zaczęłam – w najbliższym czasie może spotkać nas coś złego, a Trixie znalazła sobie śmiertelnego przyjaciela, tak? Czy może się stać coś jeszcze gorszego?
Pov Alexandra
Jestem święcie przekonana, że to co robię jest złe. Ja to wiem, ale niestety już się nie mogę wycofać. Jestem tu i teraz i to się nie zmieni. Szłam bez pośpiechu po najbliższych uliczkach. Tak naprawdę nie za bardzo lubiłam Trixie. Niby była miła i wyrozumiała, ale było coś jeszcze. Coś takiego innego, tajemniczego co o dziwo nie chciało wyjść na światło dzienne. Postanowiłam, że nie będę się tym zbytnio zadręczać. W oddali zauważyłam stojącą, jakby czekającą na kogoś postać, która była ubrana w ciemny długi płaszcz. Była odwrócona do mnie tyłem. Chciałam ją wyminąć, ale niestety. Złapała mnie za rękę i pociągnęła do jakiegoś ciemnego zaułka. Miałam wrażenie, że osobą na którą czekała, byłam ja. Momentalnie puściła mnie i zdjęła kaptur. Miała jasną cerę, jasne, fioletowe oczy i ciemniejszego odcienia włosy. Przyglądała mi się badawczo z pełnym skupieniem, po czym powiedziała
- Gadaj, czy to ty współpracujesz z Trixie? – Co? To ona ją zna, ale skąd?
- nie...to znaczy tak, współpracuje z Trixie, a coś się stało? – próbowałam być miła, ale to chyba nie odpowiedni moment. Dziewczyna wściekła, lecz zarazem olśniona i ucieszona, chwyciła mnie mocno i przyłożyła mi coś do ust. Szamotałam się, próbując się wydostać, ale to na nic. Poczułam się słabo, już miałam zemdleć, ale powstrzymywałam się, bowiem nie chciałam tego, nie chciałam stracić kontaktu z rzeczywistością
- Jedna jest, jeszcze tylko jeden, albo i więcej. Mniejsza z tym, ważne, że wzięłam kogoś bardzo kłopotliwego dla mnie. A teraz został mi jeszcze chłopak z mocą śmierci, to będzie nie łatwe wyzwanie, ale i tak dam sobie radę. - tylko tyle usłyszałam przed utratą przytomności. Chwilę później, zastała mnie tylko ciemność
Pov Trixie
No gdzie ta Alex, przecież miała iść na krótki spacer, a tymczasem ona gdzieś sobie wsiąkła, nie wierzę w nią po prostu. Nawet nie podejrzewałam, aby ona się zgubiła we własnych okolicach, co za ofiara losu.
- Sam, widziałeś gdzieś może tą ofiarę losu?
Sam – Masz na myśli Alex, tak?
- Dokładnie tak! to jak, widziałeś ją?
Sam – Nie, niestety nie widziałem
- no trudno – powiedziałam krótko i odeszłam do swojego pokoju. Otwierając drzwi usłyszałam dzwoniący telefon ,,Ale mam wyczucie'' Chwyciłam go do ręki i zauważyłam nieznany mi numer. Odebrałam, ale po drugiej stronie nikt się nie odezwał
- Halo? – próbowałam nawiązać jakikolwiek kontakt z tym kimś po drugiej stronie, lecz bezskutecznie. Chcąc rozłączyć się z tym kimś, oddaliłam telefon od ucha, ale on o dziwo był rozłączony. ,,dziwne, bardzo dziwne'' pomyślałam. Po chwili dostałam sms'a. Bez wahania wcisnęłam w wiadomość, ale to co tam przeczytałam było bardzo dziwne, lub też niewiarygodnego
Do: (znienawidzonej) Trixie
,,Droga Trixie, myślę, że mało mnie pamiętasz ale do rzeczy. Mam coś, a raczej kogoś kto do ciebie należy. Ale za nic tego kogoś ci nie oddam, no chyba, że... albo inaczej, jeśli zależy ci na przyjaciółeczce, musiałabyś wówczas zrobić dla mnie pewną przysługę''
Od: Mandy
Ktoś chyba sobie ze mnie żarty robi. Jaka Mandy? I teraz pytanie, kogo może mieć ta dziewczyna, ta Mandy, jak się podpisała, na kim mogłoby mi zależeć? Hmmm...Alex? Możliwe
W tym momencie do mojego pokoju wszedł Sam. Pewnie chciał się zapytać gdzie jest Alex, skoro tak to zaraz dostanie odpowiedź
Sam – No i jak, wiesz gdzie jest Alex?
- Tak, chyba tak. Dostałam przed chwilą sms'a. W którym było napisane, że jakaś Mandy, bo tak się podpisała, ma kogoś na kim mogłoby mi zależeć. I tak o to pomyślałam, że ta cała Mandy, mogłaby porwać Alex - powiedziałam
Sam – Czyli co teraz? Nie będzie realizacji planu?
- Oczywiście, że będzie! Za kogo ty mnie masz? Alex jest jedną z najmniejszych komplikacji, które mnie jak dotąd spotkały. A później znajdziemy Alex i ją uwolnimy – powiedziałam, lecz w rzeczywistości nie chciałam jej szukać, a tym bardziej uwalniać. Ale zauważyłam, że Sam świetnie się z nią dogaduje, więc jednak postanowiłam zrobić tak, a nie inaczej
Sam – No dobrze, no to... co teraz?
- Jak to co? Piszemy sms'a do Luny w imieniu Róży – powiedziałam uradowana. Mam nadzieję, że już nic mi się nie pokomplikuje.
Wyszłam z pokoju w trybie natychmiastowym. Muszę znaleźć torebkę Róży, którą miała podczas spotkania. Szukałam torebki w miejscu gdzie ją odłożyłam. W tej samej chwili podszedł do mnie Sam
Sam – No i co ty zamierzasz zrobić, co? Chcesz tak po prostu zwabić ich do ''swojego parku'' i co?
- Jak to co? Pozbędę się tych, którzy mi przeszkadzali od zawsze. Moje kuzynostwo, a zaraz potem zbuntuję wszystkich przeciwko sobie
Sam – Ale jak ty chcesz to zrobić? Zwabić Lunę samą do parku, a co z resztą?
- ja nie chcę jej zwabić samej. Napiszę, że będzie mogła wziąć ze sobą kogo tylko zechce, a ty wówczas uśmiercisz Lunę i resztę. Proste, proste. A teraz zabierajmy się za pisanie sms'a – powiedziałam ochoczo wyciągają tym samym telefon z torebki Róży. Dziewczyna nie wie, jak mi pomaga, kiedyś będę musiała jej się odwdzięczyć
Postanowiłam, że spotkanie odbędzie się jutro o 15. Nie za wcześnie nie za późno. A w razie gdyby się spóźniła, albo jakby nie przyszła, wiem gdzie jej szukać. Jeszcze napisałam w nim, że ma prawo wziąć ze sobą swoich ''przyjaciół'' Jeszcze napisałam, że jest to spotkanie w celach ''pokojowych''.
- No, myślę, że tyle wystarczy – powiedziałam dumna ze swojego dzieła
Sam – Serio, ona to kupi?
- Nie ma wyjścia, ona musi to kupić. Inaczej źle to się dla niej skończy – zapewniłam go. On jedynie wzruszył ramionami i wyszedł. Cały on, nic go nie interesuje. Ale ja miałam inny plan niż te umówione spotkanie. Wiem, że i tak Luna postanowi wcześniej wyjść, więc wyjdziemy z Sam'em o wiele wcześniej i ją zaskoczymy
W tym samym czasie u reszty
Pov Luna
Siedziałam i nudziłam się, gdy nagle usłyszałam powiadomienie na swoim telefonie. Chwyciłam go nie zważając na to, że ktoś coś do mnie mówi i zaczęłam zapoznawać się z sms'em który dostałam
Do: Luna
,,Witaj siostro. Chciałabym cię bardzo przeprosić za to, że byłam dla ciebie zła i niemiła. W ramach przeprosin chciałabym się z tobą spotkać. Jeśli mi nie wierzysz, i obawiasz się przyjść samej, proszę bardzo, weź sobie kogoś kto będzie ci towarzyszyć. Spotkanie odbędzie się jutro o 15 w parku oddalonym od twojego dotychczasowego domu o kilkanaście kilometrów, ale nie jest on daleko. Jeszcze dla wiarygodności podam ci adres gdzie jest ten park. Jest on niedaleko ulicy (ulica spotkania) Mam nadzieję, że się spotkamy.''
Od: Róża
A skąd ona niby zna mój numer? A, no tak. Przecież dałam jej raz gdyby chciała się ze mną skontaktować. Ale coś mi tu nie pasuje, przecież ona mnie nienawidzi, nie mogłaby od tak do mnie napisać i to jeszcze w dodatku przepraszać. To nie jest możliwe. No chyba, że to pułapka i chce się na mnie jeszcze bardziej powydzierać Muszę to powiedzieć chłopakom, albo osobie, którą pierwszą napotkam. Kiedy zorientowałam się, że zostałam sama z Adą, która była zapatrzona, podobnie jak ja przed chwilą, w ekran swojego telefonu, postanowiłam, że jej to powiem. Zaczepiłam ją, i już po chwili dziewczyna spojrzała na mnie pytająco a ja zaczęłam mówić
- Słuchaj, jest coś, czym chciałabym się z tobą podzielić – powiedziałam
Ada – Słucham
- Bo przed chwilą dostałam sms'a od Róży
Ada – Żartujesz?! Wojtek, chodź no tutaj! – krzyknęła w stronę blondyna na co ten podszedł do nas
Wojtek – no co jest?
Ada – Luna mi powiedziała, że dostała sms'a od Róży – powtórzyła to co jej powiedziałam
- Tak, ale to nie wszystko. Ona w nim napisała, że mnie przeprasza i chce się ze mną spotkać jutro o 15
Wojtek – Jakoś trudno mi w to uwierzyć – powiedział
Lloyd – W co ci trudno uwierzyć? – po chwili przyszli pozostali nasłuchując się mojej opowieści o sms'ie
- No bo przed chwilą dostałam sms'a od mojej przyrodniej siostry z przeprosinami i chęcią spotkania się ze mną jutro o 15. W tym parku przy ulicy (ulica z listu)
Morro – ja kojarzę, ten park! – wypalił – Chodziłem kiedyś do niego. Ale po co twoja przybrana siostra miałaby się z tobą spotykać w takim miejscu? Przecież tam są pustki – powiedział
- Przewiduje dwie opcje. Albo ona chce się rzeczywiście ze mną pogodzić, albo to coś innego, coś gorszego
Cole – Jakoś nie mogę wierzyć, że ta dziewczyna chce się z tobą od tak pogodzić. To może być podstęp
Ada – Popieram. To może być podstęp. Ale ty Luna nie możesz iść sama
- To w takim razie z kim?
Wojtek – W sms'ie napisali, że możesz wziąć osobę towarzyszącą, więc weź kogoś, kto ci się przyda
- dobra myśl. To wezmę ze sobą.... A wiecie co? Może zagłosujmy kto pójdzie ze mną, a kto zostanie. Bo nie możemy iść wszyscy razem, bo jeśli to będzie podstęp, to musi być ktoś tutaj w razie czego
Kai – Ona ma rację. Dobra, to kto idzie, a kto zostaje?
Po jakimś czasie zaczęliśmy myśleć kto pójdzie a kto zostanie. Ostatecznie zrobiliśmy tak. Zane, Kai i reszta zostaną. A Cole i Lloyd pójdą ze mną
____________________________________
C.D.N...
Witajcie moi drodzy czytelnicy. Chciałam was bardzo, ale to bardzo przeprosić za to że przez dosyć długi czas nie było żadnego rozdziału, ale właśnie przybywam z nim, i mam szczerą nadzieję że się cieszycie.
to ja się żegnam, naraska kochani!
<BetiGra>
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro