Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 5

Minęło kilka dni w końcu postanowiłem opuścić tą budkę. Ponieważ kończyły mi się zapasy postanowiłem udać się do miasta które znajduje się najbliżej...
Wiedziałem że może być to błąd ale musiałem znaleźć jedzenie aby przetrwać a wiedziałem że w mieście uda mi się je zdobyć.
Po paru godzinach wyszedłem na jakąś górę w nadziei że zobaczę jakieś miasto.
Był już wieczór i słońce zachodziło, był to piękny widok. Zobaczyłem miasto nad którym rozciągała się łuna zachodzącego słońca. A w okół głównie lasy. Niepokoiło mnie jedno dym który rozciągał się nad tym miastem. Wyglądał jakby coś się paliło chodź może mi się tylko wydaje...
Apokalipsa zombie miała jeden plus mianowicie nie było tyle zanieczyszczonego powietrza. Ja już chyba szukałem plusów na siłę aby w jaki kolwiek sposób się pocieszyć.
Nagle usłyszałam szczekanie pomyślałem że to wilki i już jest po mnie. Na szczęście się myliłem jakiś pies jest atakowany przez zombie.
Postanowiłem mu pomóc może mi się uda i może zyskam kompana mojej niedoli?
Pies ten warczał i szczekał na zombie który się powoli zbliżał do niego, na szczęście ten zarażony był tak zajęty zwierzęciem że nie zwracał uwagi na mnie. Postanowiłem ten fakt wykorzystać i podszedłem do niego od tyłu. Chyba mnie poczuł bo już się chciał obrócić ale na szczęście szybko wbiłem mu ten nóż w łeb.
Kiedy już się tego czegoś pozbyłem popatrzyłem na psa był to piękny owczarek niemiecki na oko miał jeden rok. On też na mnie popatrzył ale niestety uciekł.
Czyli jednak byłem dalej skazany na samotną podróż.
Stwierdziłem że muszę tutaj przespać noc ponieważ wyprawa do miasta w nocy to samobójstwo swoją drogą w dzień też ale wtedy będę miał większe szanse na przeżycie a prowiant zdobyć musiałem.

Następnego dnia rano gdy się obudziłem zobaczyłem że spałem przy jakiejś półce skalnej.
Nie przedłużającą zacząłem iść dalej w stronę miasta...
Gdy już doszedłem do jego granic zobaczyłem że tuż przy mnie znajduje się sklep z bronią czego nie mogłem nie wykorzystać na wszelki wypadek broń palna mogła się zawsze sprzedać.
Kiedy już wszedłem do sklepu wyciągnąłem mój nóż na wypadek gdybym musiał się bronić przeszukałem cały sklep i ani śladu było po zombie.
Więc rozglądałem się za czymś co mogło by mi się przydać.
Pierwsze co wziąłem to coś przypominającego maczetę, dzięki takiej broni zawsze byłem bardziej bezpieczny niż z nożem.
Następnie zabrałem broń typu Glock 19, karabinek typu Vector i karabin snajperski typu Barrett M82 oraz jak najwięcej magazynków do nich.
Kiedy udało mi się zabrać a zrobiłem to tak pistolet przy pasie bo wziąłem specjalny pasek. Karabinek wziąłem przewiesilem przez ramię a karabin snajperski tak jak łuk zawiesiłem na plecach.
Następnie przyszedł czas na udanie się do sklepu w którym znalazłbym jakieś konserwy.
Parę ulic dalej zobaczyłem supermarket. Niestety bez zombie się nie obeszło od razu napadło mnie kilkanaście. Więc zacząłem uciekać kiedy już dostałem się do sklepu zabarykadowałem drzwi czym się tylko dało.
W pośpiechu wziąłem jak najwięcej zapasów konserw do mojego plecaka tyle ile się zmieściło i trochę wody też wziąłem.
Jak się okazało byłem w beznadziejnej sytuacji ponieważ już cała horda zaczęła dobijać się do drzwi nie wiedziałem co robić...

***************************

Cześć wszystkim to znowu ja tym razem z dość długim rozdziałem na ponad 500 słów w rekompensacie za tak długą nieobecność ale to wszystko przez to że nikt tego nie czytał a teraz widzę że ta książka cieszy się dość dużym zainteresowaniem więc zrezygnowałem z pomysłu zawieszenia jej.
W każdym razie tutaj macie jak obiecałem nowy rozdział mam nadzieję że się podobał bo trochę go pisałem i pozdrawiam wszystkich którzy go czytają.
No to ja się żegnam.
Narka ludziska.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro