Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

00.

— Nie bij mnie — cicho błagała, kiedy zdenerwowany chłopak ścierał łzę z jej policzka. — Proszę, ja nie chcę znów czuć bólu...

Nie dał po sobie poznać, że jej słowa uderzyły w niego ze zdwojoną siłą. Jedynie stał i wciąż głaszcząc zapłakaną twarz, wpatrywał się w niebieskie oczy, które utkwione w chodnikowej kostce ani śmiały zerknąć na niego ze wzajemnością.


— Nie śmiałbym Cię uderzyć, aniołku. Nigdy w życiu. — przez myśl przeszły mu dwa pytania: kto mógłby bić tak kruchą istotę? Jakim skurwysynem trzeba by było być, aby wyrządzać jej tak wielką krzywdę?

Dziewczyna, ośmielona wyznaniem, delikatnie odsunęła dłonie z twarzy i wtuliła się w jego klatkę piersiową, jakby chciała schronić się jeszcze bardziej. Jackob od razu zasłonił ją własnym ciałem, umieszczając prawą dłoń na jej głowie, a lewą na lędźwiach. Natychmiast poczuł się stabilniej niż kiedykolwiek. Jak bohater, którym zawsze chciał być. Energia emanująca od jego towarzyszki była niesamowita. Pewniej przycisnął ją do siebie.

— Jesteś taki ciepły... — wyznała nagle, wciągając powietrze, aby znowu poczuć zapach jego skóry. Była to woń nieokreślona, jednak zupełnie inna niż jej oprawcy. Jackob w porównaniu do niego pachniał obłędnie.

Ten uśmiechnął się na uwagę Anne i cmoknął delikatnie czubek jej głowy. Zamyślił się na chwilę. Co mógłby jej powiedzieć? Czego ona potrzebuje?

— Jesteś bezpieczna, już nikt nigdy nie zrobi Ci krzywdy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro