Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Po pierwszym dniu szkoły i udanych eliminacjach Aspen, wraz ze Scottem i Stilesem, postanowili wrócić do lasu, aby spróbować znaleźć ciało. Brunetka próbowała wymyślić wymówkę, żeby pojechać wcześniej do pracy, ale chłopcy praktycznie ją zaciągnęli i obiecali, że to nie potrwa długo. 

Zeskakując z wysokiej skały, wylądowała obok Scotta, gdy mówił o kwalifikacjach. 

— Nie wiem, co to było, ale przez cały dzień czułem się dziwnie. Wszystko wydaje się toczyć w szybszym tempie. Słyszę rzeczy, których nie powinienem słyszeć, czuję…

Stiles parsknął, sprawiając, że Scott  zatrzymał słowotok. 

— Czujesz rzeczy? — zapytał go Stiles. 

— Każdy to robi, Scott. Musisz być bardziej precyzyjny. — powiedziała Aspen. 

— No cóż, czuję coś jak… Uch, czuję zapach gumy w kieszeni Stilesa i syrop truskawkowy w twoim oddechu.

Podczas gdy Aspen sprawdzała swój oddech, który rzeczywiście pachniał jak truskawki, Stiles wyciągnął zakrytą kłaczki gumę z kieszeni. Oboje wymienili spojrzenia, gdy szli po obu stronach Scotta, zachęcając go, by kontynuował. 

— Co sugerujesz? — zapytała Aspen, wkładając ręce do kieszeni kurtki. — Myślisz, że ugryzienie miało z tym coś wspólnego?

— Może. Myślałem o tym przez cały dzień. Mogłem sie przeziębić, albo coś w tym stylu. 

Aspen kopnęła kamień, próbując zrozumieć co jej przyjaciel miał na myśli. 

— Ach, tak. Znam tę specyficzną infekcję. — stwierdził Stiles, odchrząkując. 

Już po jego mimice twarzy, Aspen wiedziała, że chłopak zamierza droczyć się ze Scottem, ale była ciekawa, co ma do powiedzenia. 

— Tak, myślę, że nazywa się to Likantropia.

— Woah, co to jest?

Aspen była zbyt rozbawiona, by nie przyłączyć się do dokuczania Scottowi. 

— To bardzo złe, Scott. Zdarza się to raz w miesiącu. 

— Naprawdę?

— Tak, ale tylko podczas pełni księżyca. — powiedział Stiles. 

Scott zatrzymał się i spojrzał na swoich przyjaciół, którzy lekko się do niego uśmiechali. Aspen wydał z siebie cichy ryk, po czym Scott uderzył ich w ramiona i kontynuował marsz. 

— Jesteście stuknięci. — zakpił, gdy śmiejący się Aspen i Stiles go dogonili. 

Podczas gdy chłopcy kontynuowali temat, że Scott może być wilkołakiem, Aspen pozostała w tyle. Sapnęła, gdy usłyszała ruch, jak łamane liście obok jej ucha. Odwróciła się, ale nic tam nie było. Wydawało się, że nawet ustal wiatr. Nic nie mówiąc, spojrzała na chłopaków, którzy wyglądali, jakby nic nie słyszeli i rozmawiali o inhalatorze. 

Jednak znów to usłyszała. Podmuch powietrza łaskotał ją w uszy, a głośne pęknięcie gałązki, jakby odbijało się echem w jej głowie. 

— Słyszeliście to? — zapytała ich, gdy weszli na małą polanę. 

— Nie mów mi, że też zostałaś ugryziona? — spytał Stiles z chichotem, kopiąc liście, by znaleźć inhalator Scotta. 

— Nie żartuję. Przysięgam, że… — sapnęła, widząc postać obserwującą ich z daleka. Cofnęła się, a wielką gula uformowała się w jej gardle. — Chłopaki...

Zarówno Scott, jak i Stiles spojrzeli w górę, aby zobaczyć, o kim mowa. Patrząc na niego wyraźniej, Aspen natychmiast go rozpoznał. Derek Hale - dziewiętnastoletni i niewątpliwie przystojny, wyglądał bardziej szorstko niż większość chłopców w jego wieku z Beacon Hills. Miał na sobie skórzaną kurtkę i wpatrywał się w trójkę z napiętą sylwetką.

— Nie powinno was tu być. To własność prywatna. — powiedział surowym tonem. 

Cała trójka była zbyt przerażona, by odpowiedzieć, gdy zrobił krok do przodu, sprawiając, że cofnęli się. 

— Przepraszamy. — wypaliła Aspen. Jej oczy lekko się rozszerzyły, zaskoczona, że w ogóle odpowiedziała. — M-my szukaliśmy inhalatora naszego przyjaciela-

Derek rzucił przedmiotem w kierunku Scotta, który złapał go i spojrzał w dół na inhalator w swojej dłoni. Podniósł wzrok tylko po to, żeby dostrzec, że Derek już odchodził. 

— Powinniśmy iść. Spóźnię się do pracy. — powiedział im Scott, wkładając inhalator do kieszeni i zapominając o całej tej sytuacji. 

— Tak, niedługo muszę być w kawiarni. — zgodziła się Aspen, pamiętając, że tego dnia musiała pracować na dwie zmiany. 

Gdy wyszli z lasu, Stiles był zdezorientowany, że jego dwóch przyjaciół nie podzielało jego szoku. 

— Ej, czaicie, kto to był? — zapytał ich.

— Derek Hale, słyszałam o nim. — powiedziała Aspen. 

— Kto? — zapytał Scott.

— Ziom, cała jego rodzina spłonęła w pożarze kilka lat temu. — wyjaśnił Stiles.  — Ciekawe, co on tutaj robi.


─────

Przybywszy do kawiarni, Aspen skończyła wiązać swój niebieski fartuch wokół talii, gdy wyszła z zaplecza do frontowej lady. Związała włosy, ale zostawiła wypuszczone z przodu kosmyki. Wiedziała, że i tak wypadną. 

To był powolny dzień w Cielo Cafe, co oznacza, że jej współpracownicy uznali, że byłoby wspaniale wziąć wolny wieczór i zostawić Aspen samą w pracy. 

Kilkoro jej koleżanek z klasy siedziało na zewnątrz, odrabiając pracę domową. W tym przypadku jedyną osobą w środku oprócz Aspen był Isaac, który usadowił się przy stoliku w rogu kawiarni. Musiał wejść, kiedy była na zapleczu. Był zbyt pochłonięty zadaniami domowymi leżącymi przed nim, by zauważyć obecność Aspen. Kilku klientów wchodziło i wychodziło z kawiarni. 

Robiąc napoje, ukradkiem spojrzała w stronę Isaaca, by zobaczyć, jak z frustracją szarpie się za włosy. Jego długopis unosił się nad kartką, jakby chciał coś napisać, ale cofał się w ostatniej chwili. Oboje prawie nie rozmawiali w szkole, więc nie była pewna, czy byłoby niezręcznie podejść do niego. 

— Hej, Isaac! — zawołała do niego Aspen. Chłopak chciał odwrócić głowę, ale natychmiast skrzywił się z bólu szyi.  — Wszystko w porządku?

— Tak, nic mi nie jest. — powiedział, masując kark. Jego oczy ożywiły się, napotykając jej wzrok. — Pracujesz tutaj?

Aspen spojrzała na swój fartuch i z powrotem na Isaaca. 

— Na to wygląda. — zaśmiała się lekko, a chłopak tylko skrzywił się z powodu swojej wpadki. 

— Racja, przepraszam. — Z głębokim westchnieniem, jego oczy spoczęły na pracy na krótką chwilę, zanim poczuł cień u jego boku i zerknął kątem oka, by zobaczyć Aspen. 

— Wyglądasz, jakbyś walczył z tym zadaniem. — powiedziała brunetka w najmilszy możliwy sposób. 

— To takie oczywiste?

— Jaki temat? — wyciągnęła krzesło i usiadła naprzeciw Isaaca, który z wahaniem pokazał jej kartki. 

Chwytając je, Aspen przeczytała notatki z francuskiego, które były napisane niechlujnie i nie były w dobrej kolejności. 

— Przygotowujesz się do wypracowania, które mamy na piątek? — zapytała, jej oczy wciąż próbowały rozróżnić litery jako „e” lub „a”. 

— Tak, staram się to zrobić tak szybko, jak to możliwe.

— Cóż, pomogłabym, gdybym mogła przeczytać twoje notatki. — Aspen prawie odgryzła sobie język, kiedy usłyszała słowa opuszczające jej usta. Podniosła wzrok znad notatek, by napotkać spojrzenie Isaaca, zaskoczona tym, jak niewiarygodnie była szczera. — To źle zabrzmiało. Ja... Przepraszam...

Isaac potrząsnął głową, kąciki jego oczu zmarszczyły się, gdy na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. 

— Zdecydowanie masz racje. — grzebał ręką pod stołem, zawstydzony, że ktoś skomentował jego charakter pisma. 

— Jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, moje pismo też nie jest zbyt ładne.

— A dziewczyny przypadkiem nie mają najładniejszego pisma? — Cichy chichot opuścił jego usta. 

— Myślę, że ominęłam kolejkę po tą zdolność. Byłam zbyt zajęta opieką nad dwoma chłopakami, więc myślę, że ich nawyki odbiły się na mnie.

Isaac zaśmiał się lekko, stukając długopisem w stół. 

— Jesteś Aspen, prawda? — zapytał ją nagle po kilku chwilach ulotnej ciszy. — Po prostu źle się czuję, chodząc z tobą do szkoły tak długo i ledwo pamiętając twoje imię.

— Nie mam ci tego za złe. — westchnęła, opierając łokieć na stole, a podbródek na dłoni. — Nie jestem Lydią Martin.

Sądząc po ilości stresu, jaką dostrzegła w jego oczach, Aspen wiedziała, że miałby trudności z ukończeniem tego eseju do piątku. Wiedziała, że oprócz treningów lacrosse, chłopak pracuje do późnych godzin nocnych na cmentarzu. Była zdziwiona, że chłopak w ogóle znalazł czas, żeby odrobić pracę domową. Przygryzając dolną wargę, skłoniła Isaaca do spojrzenia na nią z uniesioną brwią. 

— Mogę pomóc ci napisać esej, jeśli chcesz. Możemy nad nim pracować razem. — zaproponowała. Wiedziała, że Isaac nie jest typem towarzyskim, a praca z kimś mogła wymagać od niego zbyt wiele. 

Wydawał się zaskoczony jej propozycją. Jego usta były lekko rozchylone, jakby chciał coś powiedzieć, ale pozostał cicho.  Kiedy Isaacowi nie udzielił odpowiedzi, jej uśmiech nieco się załamał. 

— Wiem, że tak naprawdę niewiele rozmawiamy…

— Po prostu nie chciałbym ci zawracać głowy. — wtrącił Isaac lekkim tonem, w końcu patrząc jej w oczy. Jak na kogoś, kto zawsze miał łagodny, neutralny wyraz twarzy, jego oczy były niezwykle onieśmielające.

— Nie oferowałabym ci pomocy, gdyby to był kłopot. — Aspen wzruszyła ramionami, coraz bardziej zdenerwowana. — Moglibyśmy pracować między zajęciami lub chodzić do siebie nawzajem. Tylko jeśli jest to dla ciebie wygodne. Lub możemy po prostu zostać w szkolnej bibliotece. Jest otwarta do późna, więc możemy tam iść, jeśli chcesz. I nie musimy dużo rozmawiać, po prostu dotrzymujmy sobie towarzystwa i wymieniajmy się notatkami.

— Aspen! — zawołał Isaac, zauważając, że nie zaczerpnęła tchu, kiedy  kontynuowała bez pominięcia rytmu. 

Zauważywszy, że ujawnił się jej okropny nawyk, zacisnęła powieki, szepcząc cicho „przepraszam” pod nosem. 

— Możemy tak zrobić.

Aspen otworzyła oczy, a na jej ustach pojawił się nieoczekiwany uśmiech. 

— Tak?

— T-tak, nie miałbym nic przeciwko. Szkoła jest otwarta do późnych godzin, więc biblioteka będzie dostępna.

— Doskonale. Świetnie. — odparła Aspen, zdenerwowana bez żadnego powodu. — Możemy się spotkać jutro? Po szkole?

— Mam mecz. — przypomniał jej Isaac. 

Aspen potwierdziła skinieniem głowy, pamiętając, że musiała tam być, by wspierać zarówno Scotta, jak i Stilesa. 

— A potem masz zmianę na cmentarzu, prawda?

Brwi Isaaca natychmiast zmarszczyły się na jej stwierdzenie. 

— Skąd wiesz, że tam pracuję? — zapytał, znów budując mur obronny. 

Aspen zauważyła to i próbowała wymyślić wiarygodne wyjaśnienie. To nie tak, że go szpiegowała, ale po jej jąkaniu się pod presją, zdecydowanie wydawała się podejrzana. 

— Nie jestem prześladowcą ani nic takiego. Po prostu lubię wracać długą drogą do domu, a cmentarz jest po drodze. Widzę cię czasami, więc...

Isaac żałował , że przyjął taką postawę. Zgarbił ramiona z powodu napięcia, które w nim narosło. 

— Cóż, zobaczę, co mogę zrobić, żeby odwołać tę zmianę. — poinformował ją. 

Nagle chłodny powiew dotarł do kręgosłupa Aspen, gdy drzwi się otworzyły, a podmuch powietrza wdarł się do lokalu, sprawiając, że kilka papierów Isaaca spadło ze stołu. Wiatr lekko połaskotał Aspen w ucho, sprawiając, że potarła je z irytacją. Zamarła w miejscu, gdy usłyszała, jak ktoś mamrocze jej do ucha o imprezie. 

Lekko spojrzała przez ramię, ale jedyni ludzie, którzy weszli do środka, stali w pobliżu szklanych drzwi. Wiatr nadal tworzył gęsią skórkę na jej skórze, gdy zauważyła, jak Jackson, który przytrzymuje otwarte drzwi, rozmawia z Lydią. Czując łaskotanie na płatku ucha, Aspen potarła je, gdy zaczęła słyszeć głos Jacksona, jakby szeptał jej do ucha. 

— Zapłacę za beczkę piwa Lydia. Nie będzie pod twoim nazwiskiem! — powiedział. 

Lydia skrzyżowała ramiona i zachichotała. 

— W piwnicy jest mnóstwo wina-

— Żadni licealiści nie chcą wina. Chcą piwo. Mocne. Daj spokój, jutro pasuje idealnie. Szczególnie po pierwszym meczu. Drużyna cię pokocha. 

— Już mnie kochają, ale dobrze. Jeśli mnie złapią, powiem, że to twoja wina.

Po podniesieniu swoich notatek z ziemi, Isaac zauważył, że Aspen wpatruje się tępo przed siebie. Spojrzał tam, gdzie jej oczy były skupione i spotkał się tylko z dekoracją ścienną. Dopiero położenie papierów na stole wydawało się wyrwać Aspen z transu. 

Mrugnęła, by odgonić łzy, które wypełniły jej oczy, ponieważ zostawiała je zbyt długo otwarte.

— Wszystko w porządku? — zapytał Isaac, siadając na krześle naprzeciwko niej. 

Aspen nawet nie zdawała sobie sprawy, że była tak długo nieobecna i poczuła, jak jej policzki zaczynają się rozgrzewać. 

— T-tak. Przepraszam, ja tylko… Właśnie o czymś myślałam. — zapewniła go, odczytując lekko zmartwiony wyraz jego twarzy. 

Po poklepaniu piersi chłopaka Lydia pomaszerowała do lady i czekała, aż ktoś się nią zajmie. Aspen nie mogła nawet pojąć, jak słyszała wszystko, co mówili. Spoglądając na Isaaca, uniosła palec.

— Minutka. — powiedziała, zanim pobiegła za ladę i spojrzała na truskawkową blondynkę. 

— Aspen! — zawołała radośnie Lydia, machając palcami w powietrzu. 

— Hej, co dla ciebie? — zapytała. 

— Och, nic. Nigdy nie zjadłabym niczego stąd. Złamałabym dietę. — powiedziała Lydia, machając ręką w kierunku menu z ciastkami i kawą. 

Jackson zatrzymał się obok Lydii, jego ręka owinęła się wokół jej talii, a jego oczy wpatrywały się w Aspen. 

— Veata, prawda? — zapytał. 

Aspen natychmiast poczuła się nieswojo, gdy jego oczy wędrowały po jej ciele. Przesunęła się i skinęła głową w cichej odpowiedzi. 

— Słyszałam, że tu pracujesz i chciałam cię zaprosić na imprezę u mnie jutro wieczorem po meczu. — powiedziała szybko Lydia. 

Aspen była zaskoczona. Lydia Martin naprawdę zapraszała ją na jedno ze swoich przyjęć. 

— Naprawdę? Mnie? — zapytała brunetka. 

Przez cały dzień słyszała różne rzeczy;  nie byłaby zdziwiona, gdyby już zaczęłoby jej się wszystko mieszać. 

— Tak. Allison wydaje się cię lubić, więc im więcej przyjaciół, tym lepiej prawda?

— Tak, dziękuję. 

Obróciła się, a jej włosy prawie uderzyły Aspen w twarz. Jackon uśmiechnął się chytrze i mrugnął do brunetki, zanim Lydia pociągnęła go za sobą. 

Aspen wpatrywała się w nich, aż zniknęli z jej pola widzenia. Jackson właśnie do niej mrugnął i nigdy nie czuła się bardziej nieswojo. Nie mogła zaprzeczyć, był przystojny, ale robienie tego obok swojej dziewczyny wydawało się po prostu obrzydliwe. 

Spojrzenie Isaaca wydawało się wypalać w niej dziurę, dopóki brunetka nie odnalazła jego oczów.

— Więc... Może środa? — zapytała go.

Isaac wzruszył ramionami.

— Może uda mi się skończyć ten esej. — odpowiedział. Zebrał swoje rzeczy i skierował się w stronę drzwi, zanim zatrzymał się i spojrzał przez ramię. —Czy Jackson właśnie mrugnął do ciebie? — zapytał, wskazując na nią.

Aspen cieszyła się, że nie tylko ona to widziała.

— Na to wychodzi.  

----

Kochani!
Głupio mi o tym pisać, ale z przyczyn prywatnych potrzebuje pilnie sprzedać kilka książek. Jeśli ktoś z Was jest zainteresowany, lub zna osobę, która chciałaby zakupić książki w dobrym stanie i świetnej cenie, zapraszam na mój vinted:

https://www.vinted.pl/member/91671022-magic9090

(link mogę wysłać w wiadomości prywatnej. jest możliwość negocjacji niższej ceny - zależy mi na możliwe jak najszybszej sprzedaży. będę wdzięczna za każde udostępnienie 🤍).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro