Prolog
Beacon Hills. Ciche i spokojne miasteczko. Wieczory bywały nudne, ponieważ mieszkańcy szybko szli spać po ciężkim dniu pracy.
Wydawałoby się, że w noc poprzedzającą oficjalnie rozpoczęcie roku szkolnego wszyscy pójdą wcześnie spać. Ale w jednym domu, w jednym pokoju światło wciąż się świeciło. Jedynym dźwiękiem, jaki można było usłyszeć w nocnej ciszy, było skrzypienie drewnianej podłogi w sypialni na piętrze, gdzie Aspen Juniper Veata chodziła przed łóżkiem. Jej podręcznik do chemii, wraz z luźnymi notatkami, leżał na jej łóżku.
Aspen poprosiła nauczyciela chemii o dodatkowe zadania, by zdobyć ocenę przed rozpoczęciem semestru, więc miała napisać esej. Miała na to całe lato, ale jak zwykle zostawiła go na ostatnią chwilę.
Miała zacząć pisać po szybkiej drzemce, a w końcu obudziła się o 7 wieczorem. Przeklinała siebie, że zostawiła to na ostatnią chwilę, ale jedyne, co mogła w tej sytuacji zrobić, to dokończyć to przed zajęciami. Oznaczało to prawdopodobnie nie będzie spać do 3 nad ranem. Nie wspominając, że nie była w połowie swojego wypracowania.
Miękkie skarpetki dziewczyny pomagały jej obracać się za każdym razem, gdy dochodziła do końca pokoju, tak by mogła ruszyć na drugą stronę. Pod nosem mamrotała słowa, których mogłaby użyć do zadania, aby było ono uznane za "jeszcze lepsze i mądrzejsze".
Wpadła na pomysł, żeby wyszukać coś online i oddać to nauczycielowi, ale wiedziała, że pan Harris nie uwierzyłby, że studentka drugiego roku, taka jak ona, użyłaby nawet połowy mądrych słów, które zawierałaby jej splagiatowana praca.
Przygryzła dolną wargę i odgarnęła brązowe włosy z twarzy. Przez swoją długość zawsze wymykały jej się z wszelkiego rodzaju fryzur. W takich chwilach, jak ta, żałowała, że je skróciła.
Aspen westchnęła z irytacją, gdy podbiegła do szafki i użyła dwóch gumek do włosów, by utrzymać włosy w ciasnym kucyku, nie pozwalając, by jeden zbuntowany kosmyk zakrył jej twarz.
Wzdrygnęła się, gdy zobaczyła w lustrze ciemne worki pod oczami. Nagle poczuła, że zalewa ją fala niepewności. Tak naprawdę nigdy nie próbowała się malować. Po prostu żyła z tym, co miała. Czasami żałowała tej decyzji, szczególnie gdy rozpoczęła naukę w liceum. Widząc te wszystkie dziewczyny, ich makijaż i drogie ubrania, zaczęła się zastanawiać, czy jeśli by nad sobą pracowała, to byłaby bardziej popularna lub przynajmniej znana wśród rówieśników. Ale nie była. Po prostu uczęszczała do liceum w Beacon Hills i to wszystko.
Opadła na łóżko, nie zwracając uwagi na to, że podręcznik do chemii dźgnął ją w plecy. Chwyciła najbliższą jej poduszkę i przyłożyła ją do twarzy, by wydobyć zestresowany jęk, który wkrótce przerodził się w skowyt. Nie tylko z powodu bólu, który teraz przeszywał jej kręgosłup przez podręcznik, ale z faktu, że wciąż nie była nawet bliska ukończenia eseju.
Zerkając spod poduszki, zmrużyła oczy na laptopa, leżącego na biurku. Potrzebowała naprawdę silnej woli, by nie wyrzucić go przez okno i nie powiedzieć panu Harrisowi, że pies zjadł jej pracę domową.
Sen zaczynał ogarniać jej ciało, gdy od dłuższego czasu nie zmieniła pozycji na łóżku. Nagle za oknem rozległ się głośny łomot, który sprawił, że podskoczyła do pionu. Kosmyki jej włosów postanowiły ponownie opaść na jej twarz. Aspen powoli podniosła się z łóżka, a jej ręka instynktownie chwyciła szklany wazon, znajdujący się na stoliku nocnym. Wzięła kilka chwiejnych oddechów, gdy wyjrzała przez okno.
Nagle przed nią pojawiła się twarz, powodując jej krzyk i upadek na podłogę. Zmrużyła oczy w kierunku przyjaciela, który tak późno zdecydował się przyjść do jej domu.
Stiles Stilinski pokręcił głową z drugiej strony okna, rozczarowany brakiem koordynacji dziewczyny. Gorączkowo wskazał klamkę, błagając ją spojrzeniem, by otworzyła. Aspen nie pragnęła niczego więcej niż zasunięcia zasłon i pozostawienia go za to, że tak ją przestraszył.
Chłopak spojrzał na nią oczami godnymi małego szczeniaczka, ale został przyjęty tylko gniewnymi oczami Aspen. Podniosła się z ziemi i otworzyła okno.
— Stiles, ty idioto! — warknęła szeptem, nie chcąc obudzić, śpiącego dziadka na dole.
Patrzyła, jak Stiles z trudem przełożył nogę przez okno i upadł na podłogę. Zerwał się na nogi i wypuścił kilka oddechów. Zanim zdołał wyjaśnić, dlaczego zdecydował się pojawić w jej domu, Aspen rzuciła w niego pierwszą poduszką z brzegu, pozwalając jej uderzyć go prosto w twarz. Będąc dramatycznym chłopakiem, jakim był, Stiles wzdrygnął się, pocierając twarz.
— Czy właśnie uderzyłaś mnie poduszką?! — zapytał, kładąc rękę na biodrach, jakby próbował ją potępić.
Aspen wpatrywała się w niego tępo, krzyżując ręce na piersi, czekając na wyjaśnienie.
— Tak, aczkolwiek żałuję, że nie był to kamień. Co ty tutaj robisz?
Kąciki ust Stilesa wygięły się w uśmieszku, lekko przerażając Aspen.
— W lesie znaleziono ciało. — powiedział podekscytowany, ale dziewczyna nie podzielała jego entuzjazmu. Po prostu wpatrywała się w niego, próbując znaleźć powód do radości.
— Przyszedłeś do mojego domu... O 3 nad ranem... Żeby mi powiedzieć, że gliniarze znaleźli w lesie martwe ciało? — powtórzył.
— Nie, znaleźli budkę z lodami. Tak, znaleźli martwe ciało! Rany, brzmisz jak Scott, June. — Tak, to było jej przezwisko. June. Aspen zawsze nienawidziła swojego drugiego imienia. Nie mogła zrozumieć, dlaczego jej rodzice uważali, że nadanie jej takiego drugiego imienia, byłoby fajnie. Nie brzmiało to dobrze z resztą jej imienia.
Jedynymi, którzy o tym wiedzieli, byli jej dziadek i jej dwaj najlepsi przyjaciele - Scott i Stiles. Tak naprawdę to jej jedyni przyjaciele. Nabrali zwyczaju nazywania jej June. Na początku uznała to za irytujące, ale przyzwyczaiła się.
— Czekaj, Scott? Jest tutaj? — zapytała Aspen. Wyjrzała przez okno i zobaczyła jego niebieskiego jeepa zaparkowanego na podjeździe obok żółtego volkswagena dziadka.
— No pewnie, że jest. A teraz chodźmy. — Stiles stanął za nią i popchnął ją za ramię w stronę okna.
— Czekaj, czekaj, czekaj! — wrzasnęła, zatrzymując się w miejscu. — Jeśli znaleźli ciało, to po co tam mamy iść?
— Och, słodka June, właśnie o to chodzi. Znaleźli tylko połowę ciała.
Nawet nie wiedziała, w którym momencie wsiadała na tylne siedzenie jeepa Stilesa.
— Hej, June. — przywitał ją Scott McCall, machając przez ramię. Aspen posłała mu zmęczone spojrzenie, rozśmieszając go.
— Scott, jesteś najmądrzejszy z nas. — powiedziała do niego, nachylając się do przodu na swoim siedzeniu. — Dlaczego celowo dałeś się mu wciągnąć w coś tak bezsensownego?
— Ponieważ nie mam nic lepszego do roboty poza przygotowaniem się do jutrzejszych eliminacji do lacrosse. Co, nawiasem mówiąc mi nie wyjdzie.
— Scott, nie jesteś taki zły. Oboje wiemy, że to Stiles…
Brunet spojrzał przez ramię, po czym popchnął Aspen z powrotem na miejsce, gdy jechał ciemną drogą w kierunku.
— Nie wierzę, w to, co się dziś z tobą dzieje. Najpierw nazywasz martwe ciało czymś bez sensu, a potem mówisz, że nie jestem do dupy w lacrosse? Nie znam cię, Aspen. — powiedział Stiles, ani razu nie odwracając spojrzenia od drogi.
Dziewczyna zaśmiała się.
— Cóż, po pierwsze, nigdy nie nazwałam martwego ciała czymś bez sensu. Powiedziałem, że pójście go poszukać jest bezcelowe. A po drugie, skłamałabym, gdybym powiedziała, że jesteś dobry w lacrosse. — To wystarczyło, aby wybuchła kłótnia między nimi, podczas gdy Scott tylko śmiał się z najlepszych przyjaciół. Kłótnie o bezsensowne tematy były dla nich takie typowe.
─────
Przybywszy do lasu, trójka nastolatków włączyła latarki dostarczone przez Stilesa, aby pomóc im zobaczyć, dokąd idą. Aspen objęła się jednym ramieniem, gdy chłodny powiew owiewał jej policzki, sprawiając, że zabarwiły się na czerwono. Została wyciągnięta przez okno własnej sypialni, zanim była w stanie złapać coś, żeby się ogrzać.
Gdy Stiles prowadził, trzymała się blisko Scotta, który wydawał się zmęczony z powodu astmy. Chłopak musiał zauważyć, że Aspen drżała, więc podał jej swoją kurtkę. Uprzejmie odmówiła, ale zamiast tego złączyła ich ramiona, aby przynajmniej ogrzać się wzajemnie ciepłem swoich ciał.
Aspen miała wrażenie, że przy każdym kroku, jaki stawiała na kamieniu lub korzeniu drzewa, łamały się jej kostki. Przywarła do Scotta, starając się utrzymać równowagę. W przeciwieństwie do chłopaków Aspen sporo biegała i był prawdopodobnie jedną z najszybszych w drużynie. Zawsze była lekka na nogach i nie wydawała się męczyć tak szybko, jak jej koledzy z drużyny.
— Więc co jeszcze Stiles słyszał o tym ciele? — zapytała przyciszonym głosem, bojąc się, że policja w pobliżu ją usłyszy.
— Czy to było morderstwo?
— Stiles powiedział, że nie jest to wiadome. — powiedział Scott. — Podobno to dziewczyna po dwudziestce. Kilku turystów znalazło tylko połowę ciała i z jakiegoś idiotycznego powodu Stiles chce, żebyśmy pobawili się w detektywa i znaleźli je.
— Słyszałem to, dupku! — Stiles krzyknął przez ramię, gdy biegł przed nimi, podekscytowany znalezieniem martwego ciała.
— Nie mogę uwierzyć, że naprawdę to robimy... — Aspen wymamrotała pod nosem.
— Ej, to wasza dwójka zawsze narzeka, że w tym mieście nic się nie dzieje. Poza tym pomyślałem, że warto wybrać się na małą wycieczkę w ostatnią noc wakacji.
— Na wycieczki zwykle się chodzi, żeby coś zwiedzi, a nie poszukać martwego ciała kobiety, która, przypominam, prawdopodobnie została zamordowana.
— Tak, a ja próbowałem się wyspać przed jutrem. — Scott zaprotestował, zmuszając Aspen, by spojrzała na niego i skierowała latarkę na jego twarz. Wzdrygnął się przed nagłym blaskiem i wolną ręką zakrył oczy.
— Scott, jest prawie czwarta rano. Już się nie wyśpisz.
— Ona ma rację, stary. — zgodził się Stiles. — Ale zapomniałam, że siedzenie na ławce jest strasznie męczące. — Stiles nie był w stanie zobaczyć, jak Aspen przewraca oczami. Zachęcająco potrząsnęła ramieniem Scotta.
— Będziesz świetny, Scott. Powiedziałeś, że ćwiczyłeś całe lato. — odparła.
— Tak, mam nadzieję, że się uda. — westchnął Scott.
— Dobrze, że za marzenia nie karają. Nawet za te szczególnie żałosne. — skomentował Stiles, śmiejąc się.
Aspen nie zawahała się kopnąć go w tył nogi, prawie powodując, że upadł na ziemię. Aspen i Scott śmiali się, gdy Stiles spojrzał na nią z irytacją.
— Wiesz, mam nadzieję, że ktokolwiek zabił tę dziewczynę, przyjdzie i wywiezie cię na drugi koniec świata. — syknął Stiles, szturchając ją w ramię.
— Pamiętaj, że pociągnę cię za sobą. Chociaż ten morderca zrobiłby nam sporą przysługę, gdyby to ciebie gdzieś porwał... — odparła Aspen. — Że też jakoś z tobą wytrzymuję...
— To ja powinienem dostać milion dolców, że muszę wytrzymywać twój głos przez kolejne trzy lata naszego licealnego życia.
— Ej! — Scott wyszeptał w ich stronę, skłaniając ich, by na niego spojrzeli. Wskazał na polanę w lesie, gdzie żółtą policyjną taśmą oznaczono obwód z reflektorami.
Cała trójka przykucnęła nisko i zaczęła okrążać miejsce zbrodni. Podczas gdy Stiles i Scott byli zafascynowani i próbowali znaleźć najlepszy punkt obserwacyjny, Aspen pozostała za nimi, czując się nieswojo, będąc w miejscu, w którym nie powinni. Nigdy nie myślała, że zobaczy jakieś martwe ciało, szczególnie po śmierci swoich rodziców Ledwie ich pamiętała, ale i tak ją to niepokoiło.
— Chyba znaleźli drugą połowę ciała. — wyszeptał Scott, a w jego głosie dźwięczało rozczarowanie, że ich nocna przygoda poszła na marne.
— Tego nie wiemy. Chodźcie. — Stiles szybko zerwał się na równe nogi, a Scott i Aspen ruszyli za nim.
Bardzo podekscytowany widokiem latarek przeczesujących ciemny las przed nimi, Stiles pobiegł naprzód.
— Czekaj! — Aspen roześmiała się, po raz pierwszy dzieląc podekscytowanie Stilesa tego wieczoru. Nie lubiła martwych ciał, ale adrenalina uderzała jej do głowy. Nawet nie zauważyła, że Scott zostaje w tyle, gdy biegła za Stilesem.
Dopiero po kilku chwilach ogarnęli, że ich przyjaciel za nimi nie poszedł. Odwracając się, Aspen i Stiles spotkali psa poszukiwawczego, który wściekle na nich szczekał. Nagły strach sprawił, że nastolatkowie zatoczyli się do tyłu i upadli na ziemię. Pies został odciągnięty, zanim zdążył ich zaatakować.
— Zostań tam, gdzie jesteś! — krzyknął policjant.
Aspen zasłoniła twarz przed oślepiającymi światłami, które paliły jej wzrok.
— Hej, poczekaj. Znam tych dwóch delikwentów. — podbiegł do nich szeryf Stilinski. Spojrzał na Aspen i Stilesa, sprawiając, że kulili się pod jego wzrokiem.
Oboje wstali i zmierzyli się z ojcem Stilesa. Aspen nigdy w życiu nie miała ojca poza dziadkiem, ale pan Stilinski był bliski, jeśli chodziło o utrzymanie jej i syna w ryzach.
— A więc tu jest twój mały towarzysz w zbrodni. — powiedział Stilinski, wskazując na Aspen, która uśmiechnęła się do niego bezczelnie, a jej oczy próbowały zachować niewinność. — Ale gdzie jest drugi, Stiles?
— Kto? — spytał, udając głupka. Sądząc po wyrazie twarzy szeryfa Stilinskiego, nie był w nastroju na wybryki syna.
— Scott.
— Scott? — Aspen dodała tylko po to, by odwrócić uwagę od kłopotów, w jakich się znaleźli. Szeryf Stilinski spojrzał na nich i skrzyżował ręce na piersi.
— Och! Ten Scott! — wykrzyknął Stiles z nerwowym śmiechem, drapiąc się w tył głowy.
— Och, tak, tak. O-on jest w domu. Wiesz, że chciał się wyspać przed eliminacjami do drużyny lacrosse. Ma nadzieję, że nie będzie grzał ławki w tym roku. — odparła Aspen.
— Scott? McCall? W pierwszym składzie? — Stilinski wydawał się zdezorientowany jej oświadczeniem.
— Wiem, też w to nie wierzę. — Stiles roześmiał się, zanim Aspen uderzyła go w ramię. Brunet wyszeptał ciche „ała”, pocierając ramię.
Szeryf Stiliksi skierował latarkę na pobliskie krzaki, w których Aspen i Stiles wiedzieli, że Scott się chowa. Na szczęście chłopak pozostał w ukryciu, a Stilinski ponownie zmierzył się z dwójką nastolatków.
— W porządku. — powiedział Stilinski spokojnym głosem, starając się zachować spokój. Chwycił rękaw kurtki syna, delikatnie położył rękę na plecach Aspen, aby popychać ich przed siebie. — W drodze do jeepa porozmawiajmy o czymś, co nazywa się naruszeniem prywatności.
─────
Wjeżdżając na podjazd swojego domu, Aspen westchnęła, gdy jej głowa opierała się o okno. Poza tym, że została złapana w lesie, cieszyła się tą nocną przygodą. Jednak fakt, że szkoła zaczęła się za kilka godzin, bardzo ją osłabił.
— Przepraszam, że wpakowałem nas w kłopoty. — powiedział jej Stiles, odchylając się do tyłu na swoim miejscu.
Aspen przechyliła głowę w jego stronę i uśmiechnęła się ciepło.
— Nic się nie stało. — odparła. — Prawdopodobnie to była najlepsza... Najstraszniejsza noc tego lata, więc powinnam ci podziękować.
— Cóż mogę powiedzieć, ze mną nigdy nie jest nudno.
— Jesteś głupi, Stilinski. — Aspen roześmiała się. Stiles nie mógł powstrzymać się od śmiechu razem z nią. — Myślisz, że Scott wrócił do domu?
— Tak, jestem pewien. — odpowiedział jej, ale jego ton nie brzmiał tak uspokajająco. — Zadzwonię do niego, gdy będę w domu.
Dziewczyna skinęła głową, po czym otworzyła drzwi pasażera i zeskoczyła na ziemię.
— Do zobaczenia jutro, June. — powiedział Stiles, rzucając w jej kierunku znak pokoju.
— Dobranoc, Stiles. — zaśmiała się, machając ręką.
Powoli przeszła na palcach z boku domu i wspięła się na metalową rynnę, która była przy jej oknie. Starała się nie wydawać głośnych dźwięków, gdy otworzyła okno i z łatwością wślizgnęła się do środka.
Po wzięciu szybkiego prysznica rzuciła się na łóżko. Jej kostki były obolałe z powodu chodzenia po lesie. Miała nadzieję, że Scott dotarł bezpiecznie do domu i przeklinała się za to, że tak często upuściła telefon, że nie mogła nawet sprawdzić, co u przyjaciela. Wtulając się głębiej w kołdrę, pozwoliła, aby sen ją opanował.
Liczyła, że przynajmniej przez te trzy godziny trochę się wyspie, zanim będzie musiała przygotować się do pierwszego dnia szkoły.
Nie wiedziała, że tej nocy życie jej i jej przyjaciela zmieniło się na zawsze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro