Slytherin Man Who Died Like a Gryffindor
Minęły dwa lata od drugiej wojny czarodziejów, która pochłonęła wiele istnień i przez dwa, długie lata Harry próbował przekonać Ministerstwo Magii jak i profesor McGonagall - chwilową dyrektorkę Hogwartu, by po odbudowaniu szkoły w gabinecie dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa, zawisł portret Severusa Snape'a. Wielu nie zgadzało się z tym. Nauczyciele, Minister i uczniowie. A jednak stał teraz w Wielkiej Sali myśląc nad tym jak wytłumaczyć im powody poczynań zmarłego oraz przysposobić sobie przychylność zebranych, aby przystali na jego żądanie. Pomimo, że szkoła wyglądała tak samo jak wtedy, gdy przekroczył jej mury po raz pierwszy, czuł mrożący krew w żyłach chłód. Tak jakby dementorzy wyssali na nowo życie z uczniów, nauczycieli i ścian zamku, które w ciągu dwóch lat zdążyło jako tako odżyć.
Harry przełknął ślinę patrząc na uczniów, wśród których byli też jego młodsi przyjaciele, bo ci co chcieli ukończyć siódmy rok, ukończyli go rok temu. Zacisnął trzęsące się ze zdenerwowania ręce w pięści po czym niepewnie, z widocznym strachem w oczach, zaczął mówić:
- Severus Snape... Severus Snape był...- wbił paznokcie w wewnętrzną część dłoni, a knykcie pobielały mu od kurczowego ściskania dłoni. Pobladł, a głos miał jakby mówił z daleka.
Zdaje ci się.
- Severus Snape był, jest i zawsze będzie najdzielniejszym człowiekiem jakiego znałem. I wiem, że może was to dziwić, ale taka jest prawda. Poświęcił swoje życie, aby uratować nie tylko mnie, ale i was. Wielu z was tego nie wie. Nikt z was nie był świadomy tak wielkiego poświęcenia jakiego dokonał Severus Snape. Mówię tu nie tylko o uczniach, ale o tych co znali go najdłużej; nauczycielach i pracownikach Ministerstwa. Ja też tego nie wiedziałem- pokręcił głową.- Nazywałem go tchórzem i zdrajcą. Podobnie jak wielu z was. Ale to dzięki niemu i jego szalenie wielkiej odwadze dzisiaj tu jestem. Dumbledore też się temu przysłużył i poświęcił. Wierzył w to co robił i w tego słuszność. Ale nie po to tu jestem. Severus Snape ryzykował całym swoim życiem, by chronić mnie i was kiedy rządy objął Voldemort! I według mnie zasługuje na szacunek i pamięć przez to ile poświęcił, i to jak bardzo ryzykował.
Harry zaprzestał mówienia pozwalając, aby ciążącą mu ciszę przerwały szmery i pohukiwanie niezadowolonych uczniów. Z pośród gwaru usłyszał słowa, które były niczym oliwa dolana do ognia.
- TAK, Severus Snape był Śmierciożercą! Ale pozwólcie mi wytłumaczyć dlaczego postępował tak a nie inaczej.- Dodał błagalnie.- Proszę...
- Myślę, że to dobry pomysł!- krzyknęła Krukonka niewiele młodsza od Wybrańca.- Niech nam wytłumaczy dlaczego Snape pracował dla Czarnego Pana!
- Nie wiem czy to dobry pomysł...- mruknął miedzianowłosy Puchon, tak bardzo podobny do Cedrica, ale na tyle głośno, że usłyszeli go sąsiadujący z Puchonami Gryfoni.
- Zamknij się Joe!- krzyknął Eddie, Gryfon szóstego roku o kanciastej szczęce, ostrych rysach twarzy i roztrzepanych kruczoczarnych włosach.- Niech mówi cymbale!
- Coś ty powiedział?!- Joe wstał i gdyby mógł zabijać wzrokiem to Eddie dawno leżałby już martwy.
- Uspokójcie się...- zaczął Harru, ale wcześniej wspomniana Krukonka mu przerwała.
- Zamknijcie się! Mordy w kubeł! Zachowujecie się jak małpiszony, kretyni. Dajcie Harremu powiedzieć co chce, a jak nie to przetrącę wam te puste łby!
- Siadaj Van...- jeden z Krukonów pociągnął dziewczynę za rękaw szaty, by ta usiadła. A kiedy to nastąpiło, Harry zaczął mówić.
***
Severus Snape stał się duchem Hogwartu, którego nikt nie widział. Umierając nie myślał o pośmiertnej chwale ani tym bardziej, że ktoś będzie się o nią ubiegał. Będzie walczył o zmianę przyszyfki, którą łatwo sobie przypiął, a którą trudno było zdjąć. Dlatego też poczynania młodego Pottera zdumiły go i jednocześnie dogłębnie poruszyły. To właśnie w tym momencie zobaczył w Harrym coś więcej z Lily niż oczy. Zauważył po latach, że tak bardzo niegdyś nie lubiany syn Huncwota ma w sobie równowagę charakterów Jamesa i Lily. W połowie był Lily, a w połowie Jamesem- narwanym nastolatkiem z niebywałym talentem do pakowania się w kłopoty. Razem, tworzył zadziwiające połączenie obojga Gryfonów.
Stał na tyłach Wielkiej Sali, ale doskonale słyszał każde, pojedyncze słowo mówione z niebywałą pewnością.
- Pomimo daleko rozwiniętej nienawiści, szykanowania i wielu błędów jakie popełnił profesor Snape, dzięki miłości zdołał wrócić na dobrą drogę. Nie będę się powtarzał, bo przed chwilą to mówiłem. Powiedziałem wam wszystko co wiem.
Harry zaprzestał mówienia chcąc usłyszeć jakąkolwiek reakcję, ale spotkał się z ciszą. Wręcz prawie martwą jeśli liczyć urywane oddechy zaaferowanych jego historią, uczniów. Szczególnie tych najmłodszych- pierwszo i drugoroczniaków.
- Severus Snape może i był Ślizgonem. Pochodził z Domu Węża i pozwolę sobie powtórzyć, jak większość z nich był Śmierciożercą. Ale spójrzcie na to...- zamilkł kolejny raz tym razem w poszukiwaniu odpowiednio dobranych słów i porównań. I nagle go olśniło.- Był Ślizgonem, który zmarł jak Gryfon.
I wraz z ostatnim zdaniem, ku jego zaskoczeniu jak i samego Snape'a, Harry spotkał się z wiwatami, okrzykami i niespodziewaną radością, oraz tym samym zgodą na to o co się ubiegał od dwóch lat. Nawet od strony dużej części podopiecznych Domu Węża.
***
Severus miał wrażenie jakby minęły lata świetlne od zawieszenia jego podobizny w gabinecie dyrektora Hogwartu. Ale w rzeczywistości minął zaledwie jeden dzień. Od pamiętnej przemowy Pottera minął również jeden dzień i wszyscy bez ustanku rozmawiali na korytarzach szkoły o tym jaki to był za życia, a także i co najważniejsze; w końcu mówili o nim dobrze, z małymi przerwami na wady profesora. Pierwszy raz od lat nie tylko Ślizgoni zachwalali swojego opiekuna, a inne domy. W tym Gryffindor z którym Slytherin nie żył dobrze od początków powstania zamku i ostoi dla młodych czarodziejów i czarownic.
Zaraz po ceremonii mającej na celu uhonorować jego osobę, Severus postanowił opuścić mury zamku. Wrócić tam, gdzie było mu dobrze bez zbędnych zmartwień i niepotrzebnych, przykrych wspomnień. Jednak nie byłby sobą, gdyby nawet po śmierci trójka Huncwotów mu nie dokuczała.
- Ej, Smarkerus!- usłyszał tak bardzo znienawidzony głos.- Kope lat!
Odwrócił się. Skrzywił się od razu kiedy zobaczył wiecznie uśmiechniętego Jamesa, wyglądającego- przez swe długie- włosy jak dziewczyna Syriusza i jedynego, normalniejszego od reszty- Remusa.
- Chociaż po śmierci byś umył włosy nietoperku- odezwał się przesłodzonym głosem Black.
Remus tylko pokręcił głową z dezaprobatą. Za czasów bycia gówniarzami, a nawet i po śmierci, James i Syriusz pozostali tacy sami. Niewychowani, narwani i chamscy.
- Witaj, Severusie- przywitał się Lunatyk.
- I TY PRZECIWKO NAM LUNIACZKU?!- wykrzyczeli obaj.
Severus miał już coś powiedzieć, ale ubiegł go głos, o którym śnił przez lata i nigdy nie sądził, że usłyszy go ponownie.
- Oj, chłopcy...- westchnęła Lily kręcąc zmatowiałymi, rudymi włosami.- Nawet po śmierci?
- Cicho tam bądź!- odparował Syriusz, a James zwiesił głowę próbując się nie zaśmiać. Młodzi czy starzy, żywi czy nie- zawsze tacy sami, te same sprzeczki i wyzwiska.
- Lily... - wyszeptał czarnowłosy mężczyzna.
- Łapo- odezwał się w końcu James przybierając poważny ton.- Myślę, że Lily ma rację. Jesteśmy już za starzy i MARTWI, przypominam, aby gnębić Smarka... Przepraszam, to znaczy Severusa w nieskończoność. Po za tym, gdyby nie on to Harry by nie żył. Ratował go, pomagał mu i innym ryzykując odkryciem prawdy przez Voldemorta. A my...
- No już przestań, bo się wzruszę- machnął ręką na przyjaciela Syriusz.
- Rogacz i Łapa chcieli powiedzieć, że jesteśmy wdzięczni za to co robiłeś. Naprawdę.
Lily Potter podeszła do dawnego przyjaciela i przytuliła go. W oczach miała łzy. Oboje mieli.
- Przyjaciele?- spytała odsuwając się od Severusa.
- Always- odpowiedział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro