Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Stopień I - Pachołki

Kiedy po raz pierwszy go spotkał nie przejmował się konsekwencjami, zupełnie tak jak setki czy nawet tysiące przed nim. Był zafascynowany. Joker był w mieście odkąd pamiętał, nie był w stanie sobie wyobrazić jak Gotham by wyglądało gdyby klaun nigdy się nie pojawił pewnego całkowice przypadkowego popołudnia. Czasami miał wrażenie, że zszedł prosto na ziemię z jakiegoś innego świata tylko po to żeby ukarać ludzi za ich grzechy, pokazać prawdziwą istotę ich marnego istnienia, przedstawić czystą formę chaosu, który był częścią jego. A może to on był niezrównaną częścią chaosu.

Słyszał na ulicach jego imię, nie było dnia by w prasie nie szykowano o nim artykułu. Wszyscy go znali, a on znał wszystkich. Nie było znaczenia czy byli to ludzie z jego najbliższego otoczenia czy nawet Metropolis, słynnego Supermana, człowieka ze stali.

Nie do końca nawet był w stanie powiedzieć, kiedy ta obsesja się zaczęła. Byłby w stanie przysiąc, że do tego gdzie znajdował się teraz doprowadziło jedno, proste zdarzenie. Zobaczył mężczyznę o zielonych włosach przechodzącego na drugą stronę ulicy. Kołnierz jego fioletowego, komicznie ogromnego płaszcza zakrywał mu prawie całą twarz, jedynie kilka zielonych loków wydostało się z tego ciasnego zamknięcia na wolność. I ku wszelkiemu co możliwe czerwień jego uśmiechu zdawała się przebijać przez materiał ubrania. Kiedy mrugnął już go nie było.

To jednak wystarczyło by jego obsesja się zaczęła. Odwiedzanie miejsc zbrodni gdzie rzekomo był widziany osobiście, śledzenie jego ucieczek z Arkham, podkradanie gazet rodzicom.

Później zaczął kupować wszystko co wydawało mu się w jakikolwiek powiązane z nim. Różnego rodzaju gadżety dla klaunów, zielone peruki, nauczył się nawet nakładać makijaż do poziomu perfekcji (co nawiasem mówiąc nie skończyło się zbyt dobrze ponieważ ojciec wyrzucił go z domu gdy tylko znalazł produkty w jego pokoju wraz w akompaniamencie płaczów jego matki).

Był zdesperowany. Zdesperowany by przetrwać. I wtedy, jakimś cudem tuż przed nim pojawił się on. W kapeluszu, który przypominał mu książki o kowbojach i kolorowym garniturze, który nijak pasował do pierwszego dodatku. Teraz gdy się o tym zastawiał wydawało mu się to podejrzane. Nie minęło nawet kilka dni odkąd stracił dach nad głową, a przed oczami stanął mu jego idol.

Podążał za nim jak kundel całkowicie zdany na jego łaskę. Nie minęło sporo czasu, a udało mu się stawać czasami na wartach pilnując rzeczy na których Batman z pewnością chciałby położyć swoje brudne łapska i całkowicie zniszczyć ciężką pracę jego szefa. Tak lata minęły, a on piął się w hierarchii jednak mimo jego chęci i szczególnego oddania nie udawało mu się zajść tak daleko jak pragnął, zdecydowanie nie w takim szybkim tempie jak na starcie.

Pewnego dnia podczas pilnowania magazynu napotkał się na mężczyznę. Strzeliłby mu bez wahania w głowę gdyby nie fakt, że kojarzył go z dwanego skoku, który przeprowadził Joker. Porzucił grupę na pastwę losu pozwalając by dorwała ich policja, jeden z ludzi stracił podczas tego nawet czucie w nogach jednak starał się o tym nie myśleć.

Wymienili kilka zdań, a potem puścił go wolno czując się brudno za zignorowanie rozkazu. Kiedy patrzył się na oddalającą sylwetkę w jego głowie brzmiało jedno zdanie, które miało posłużyć za ostrzeżenie którego udzielił mu starszy.

"Najpierw złamał mi nogi, potem serce."

Zignorował to. Nie było mowy żeby zrobił to bez powodu. Mężczyzna musiał dać mu powód, a później oczekiwać sympatii. Musiał dać mu powód. Musiała to być jego wina. Nie chciał nawet przyjąć tego co sugerował do rozumu.

Żałosne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro