terminez-moi
terminez-moi
Luke, Clemence i Michael siedzieli na metalowych miejscach na Times Square, zwyczajnie ciesząc się lunchem. Luke odrywał kawałki swojej kanapki z tuńczykiem, odchylając głowę do tyłu i odprężając się w marcowym powietrzu.
Wokół nich panował gwar miasta, nawet we wtorkowy wieczór jak ten. Nowy Jork nigdy nie zwalniał.
– Więc, Luke – Michael przywołał swojego chłopaka z powrotem do rzeczywistości.
Luke wziął łyk swojej wody z witaminami, zatrzymując ją na chwilę w ustach.
– Więc, Mike.
– Clemence i ja odwiedzamy moich rodziców pod koniec miesiąca i oni chcą, żebyś przyjechał. – Michael wrzucił śmieci do plastikowej torebki, będąc zbyt leniwym by wstać i wyrzucić je do kosza.
– Czy to moja wiosenna przerwa? – spytał Luke, krzyżując nogi i siadając prosto.
– Tak – potwierdził. – Mamy dodatkowy bilet, więc mam nadzieję, że się zgodzisz. Jeśli nie, to po prostu zabiorę tę szaloną panią, która mieszka kilka pięter niżej.
Clemence się roześmiała, zawsze uważając, że wszystko co mówi jej ojciec jest komiczne. Wysunęła się ze swojego miejsca, wskakując na kolana Mike'a. Dzisiaj miała na sobie ciemnoniebieską sukienkę, nieco jaśniejsze pończochy owijające jej krótkie nogi i czarną kurtkę na ramionach. Jak zawsze, jej czarne Conversy były rozsznurowane, a włosy potrzebowały ponownego czesania.
– Lukey, powiedz tak.
– To znaczy... oczywiście. Z przyjemnością. Musimy też najpierw dostać się na pokład samolotu, bo ja nie widzę kompletnie nic – odpowiedział Luke z uśmiechem.
Michael powiedział mu kilka szczegółów, rozwiązując kucyk Clemence. Był z siebie tak dumny, spędził godziny na uczeniu się jak czesać jej włosy we francuski sposób i był tak bliski perfekcji.
– ...Moja mama pewnie cię przekarmi, często to robi.
– Babcia gotuje prawdziwe jedzenie. Nie karmi mnie orzechami.
– To były właściwie pistacje – Luke ponownie ją poprawił. – I ja karmię cię prawdziwym jedzeniem! – Przyłożył dłoń do klatki piersiowej, wyraźnie obrażony.
– Jest obrzydliwe.
– Jestem studentem, przepraszam – powiedział, zaś uśmiech wciąż był przyklejony do jego warg.
– Mój tata był właściwie tym, który błagał, żebym cię przywiózł. Nie poznali cię jeszcze, a są w tobie lekko zakochani – Michael zignorował Clemence, mówiąc o ich planach na opuszczenie Kalifornii.
– Dziadek powiedział, że jesteś bardziej odpowiedzialny niż tatuś – mała dziewczynka poinformowała Luke'a. Jej blond włosy uczesane były nieco koślawo, ale były wystarczająco blisko perfekcji. Przerzuciła końcówkę warkocza na prawe ramię, zeskakując z kolan ojca.
Ojciec i córka znali się tak dobrze, że zdawało się, jakby rozmawiali, nie wypowiadając słów.
Clemence zawsze czuła się o wiele starsza, kiedy wychodziła gdzieś z Lukiem i Michaelem. Czuła się tak, jakby była dorosła będąc z nimi, nawet kiedy rozmawiali o szkole Luke'a. Nigdy nie rozumiała cząsteczek alfa w transakcji, ale nawet nie chciała.
Po prostu bycie w ich pobliżu czyniło ją bardzo szczęśliwą.
– Jestem bardziej odpowiedzialny niż twój ojciec – zauważył Luke. Nawet mimo tego, że były pięćdziesiąt dwa stopnie, rekord w marcu, Luke ubrany był w koszulę z długimi rękawami, sweter i kurtkę. Nikt nie mógł go winić, ludzie z Florydy odwoływali zajęcia w szkole, gdy temperatura spadała poniżej trzydziestu stopni.
– Masz rację – odpowiedziała Clemence, wciąż uderzając w swoją torbę z preclami.
– Oboje jesteś strasznie chamscy, po prostu zostawię was w Nowym Jorku, żebyście zamarzli, a sam pojadę do San Francisco.
– To nie fair! – Dziewczynka poruszyła się na krześle, więc teraz siedziała na swoich kolanach.
– To prawda – zażartował Michael. – Wezmę ciasteczka babci i będę siedział na plaży. Tylko ja. Tak właśnie to działa. Wy bawcie się tutaj, jedząc orzechy jak cholerne wiewiórki.
Luke roześmiał się, irytując ludzi wokół nich. Clemence skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej, patrząc na tatę dramatycznym wzrokiem.
– Powiem mamusi, że znów jesteś wredny.
Twarz Michaela stała się uroczyście poważna.
– Nie zrobiłabyś tego.
– Zrobiłabym.
Luke wpadł w histeryczny śmiech, zachowując się jak trzynastolatek. To była jego rodzina i tak łatwo było ich kochać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro