Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

pas de ma faute

pas de ma faute

Luke i mężczyzna, który zawsze przeprowadzał z nim testy, Dr. Richard, siedzieli na przeciwko siebie w dźwiękoszczelnym pokoju biblioteki Bobst. Dr. Richard miał zimne dłonie, Luke tego nie lubił. Każde pytanie czytał Luke'owi tak, jakby ten był dzieckiem, jakby ledwie mógł zrozumieć język angielski. Był ślepy, nie głuchy. Richard mamrotał coś pod nosem za każdym razem, gdy Luke odpowiadał, co sprawiało, że Luke zastanawiał się czy jego odpowiedź była poprawna.

Był zawstydzony potrzebą zdawania testów w ten sposób. Luke pamiętał szkołę, gdzie wszystkie dzieci myślały, że jest cholernie głupi, bo musi pisać każdy mały test w osobnym pokoju, z nauczycielem czytającym każde pytanie i każdą odpowiedź. Nienawidził tego.

– Teraz kolejne pytanie jest za dwa punkty, więc upewnij się, że zdobędziesz je oba – głos Richarda wypełnił pokój. – Jaki związek ma pH do zależności stężenia jonów hydroniowych w roztworze?

Luke spróbował wyobrazić sobie słowa swojej nauczycielki w szkole średniej, kiedy uczyli się skali pH. Pamiętał jej głos, był wysoki i piskliwy, po każdej lekcji z nią miał ból głowy. 

– Roztwory z niskim pH mają wysokie stężenie jonów hydroniowych i są kwaśne.

– Czy to wszystko, Lucas? – dźwięk długopisu drapiącego metalowy stolik odbijał się echem w głowie Luke'a.

– Nie. Roztwory o wysokim pH mają niskie stężenie jonów hydroniowych i są zasadowe. Czy to da mi oba punkty?

– Nie mogę odpowiedzieć na ostatnie pytanie, przepraszam.

Żołądek Luke'a wydał z siebie dźwięk; miał nadzieję, że profesor tego nie usłyszał. Czuł się tak, jakby siedział na tym niewygodnym krześle od kilku godzin, ale w rzeczywistości minęło tylko dwadzieścia minut.

Dwudziestojednoletni chłopak miał mały lęk przed testami, zaczęło się to dopiero w koledżu. Nowojorski Uniwersytet dał mu ogromne stypendium, bał się utracenia go i bycia zmuszonym do powrotu na Florydę i życia z rodzicami.

Jego rodzice traktowali go tak, jakby był niespełna rozumu, a nie był! On po prostu widział świat w ciemności, prawdziwej ciemności. Jego sny wciąż miały kolory, ostatnim razem zobaczył świat kiedy miał czternaście lat. Wciąż pamiętał jak świat wygląda. Pamiętał chodzenie do Miami i na Tampę, patrzenie na miastowe koledże i wysokie akademiki, wielkie fontanny i piękne kobiety. Wciąż śnił o siedzeniu na tyłach ciężarówki swojego brata, krążeniu po drodze czwartego lipca, by zobaczyć wszystkie fajerwerki. Pamiętał kwitnienie kolorów, milionów barw. Luke pamiętał patrzenie na siebie w lustrze w domu i nadzieję na to, że okres dojrzewania uderzy go jak ciężarówka i pozbawi pulchnych policzków i brzucha. Pragnął, by wciąż mógł widzieć swoje palce jeżdżące po strunach gitary, również miał marzenia, ale teraz to wszystko zniknęło.

Test się skończył i Luke przetarł oczy, strzelając głośno kościami w karku. 

– Widzimy się na zajęciach w czwartek, tak?

– Tak, proszę pana – odpowiedział Luke. Zaczął wstawać, dotykając swoich ciasnych spodni w poszukiwaniu telefonu, portfela i kluczy, nigdy nie rozumiał jak to wszystko mieściło się w kieszeniach. Czy to w ogóle były prawdziwe kieszenie? Calum przysięgał, że Luke wygląda dobrze, ale ten nigdy nie miał pewności.

Pożegnał się z profesorem i wyszedł z cichego pomieszczenia, zawsze czuł upokorzenie, kiedy musiał używać swojej laski, ale bardziej zawstydzające było wpadanie na innych studentów. Zsunął okulary przeciwsłoneczne na oczy, chcąc je osłonić. Kiedy skończy dwadzieścia dwa lata, doktorzy chcą ponownie spróbować operacji laserowej, żeby sprawdzić, czy będą w stanie przywrócić mu wzrok. Trzeci raz to ten szczęśliwy, prawda?

Chłopak stał niezręcznie w miejscu, w którym Calum zostawił go godzinę temu, mając nadzieję, że ten szybko wróci, by zabrać go do domu. Luke nie robił zbyt wiele w ciągu dnia, chodził na zajęcia, a potem wracał do domu. Czasami chodził na zakupy. W każdy piątek Calum ciągnął go do domów jego znajomych. Kiedy nie byli jeszcze seniorami, zawsze pokazywali się na imprezach bractw (które stresowały Luke'a), ale teraz sami mieli zdawać, więc musieli sobie to odpuścić.

Calum był w bractwie Alpha Kappa i nawet jeśli Luke nie chciał dołączyć do żadnego z bractw, chłopaki z AKPsi zawsze przyjmowali niewidomego chłopca jako honorowego gościa. Dawali mu bluzy, zapisali jego imię na liście, próbowali swatać go z dziewczynami, dopóki nie dowiedzieli się, że jest płomiennym homoseksualistą, a potem próbowali mu znaleźć chłopaka. "Przysięgam, że ten jest seksowny." "Czy ma poniżej czterdziestu lat?" "Tak, trzydzieści dziewięć."

Luke wyczuł zapach Caluma, seks wymieszany z alkoholem, zanim usłyszał jego głos. 

– Jak długo tutaj stoisz?

– Tylko chwilę – odpowiedział, drapiąc się po karku.

– Wiesz, że stoisz przodem do ściany?

– Przynajmniej nie jestem znów na środku holu.

Calum zaśmiał się, trzymając biceps Luke'a. 

– Chcesz zatrzymać się gdzieś na jedzenie? Minęło trochę czasu i mam dość gotowanego makaronu.

– Cholera, stary, mieliśmy kupić bilety na samolot do domu zeszłej nocy – przypomniał Luke swojemu współlokatorowi. – Nie chcę znów przegapić święta Dziękczynienia.

Calum wyprowadził ich z biblioteki, uśmiechając się do bibliotekarki. Niebo stawało się ciemne i szare, zanosiło się na burzę. Calum trzymał się mocniej luźnej koszulki Luke'a, materiał był twardy i pokazywał, że nie był prany od miesięcy.

~ * ~

Michael czekał na Clemence przed jej szkołą wraz z wszystkimi innymi rodzicami. Mamy w swoich ubraniach do tenisa posyłały mu spojrzenia, po czym wracały do szeptania. Jasne, wyglądał trochę dziwnie w spodniach khaki i podkoszulku, ale nie chciał, żeby mamy wiedziały gdzie pracuje, bo mogłyby być obrzydzone, może nawet by na niego napluły. To było trudne, kiedy ich obrączki były droższe od samochodu Michaela.

Clemence była jedną z ostatnich uczennic wychodzących z budynku, oczywiście, jedyny dzień, gdy Michael jest wcześniej, to jedyny dzień kiedy jego córka się spóźnia. 

– Jak minął dzień, kochanie?

– Poznałam bardzo miłą dziewczynę, ma na imię Milo! – powiedziała podniecona Clemence. Objęła dłoń Michaela swoimi małymi palcami, a bransoletki na jej rękach dzwoniły, kiedy się ruszyła. Mówiła w kółko i w kółko o dziewczynce ze skórą jak noc, która śmiała się z każdego opowiedzianego przez Clemence żartu.

– Wydaje się być wspaniała, cieszę się, że zdobywasz nowych przyjaciół – powiedział Michael, zapinając ją w jej siedzeniu. Cieszył się, że dzisiaj nie kłóciła się o swój fotelik, "to nie jest punk rockowe," "masz pięć lat, nie powinnaś być punk rockowa."

~ * ~

W sklepie było zimno, kiedy Calum i Luke do niego weszli, torba wisiała na ramieniu Luke'a, zaś Calum wrzucał do niej produkty. 

– Mac and cheese czy dinozaurowy kurczak?

– To i to – mruknął Luke.

– Dobry wybór. – Luke usłyszał dziwny dźwięk, kiedy kolejne rzeczy zostały wrzucone do torby. – Hej, czy to Michael? – spytał Calum.

Luke obrócił się w kierunku swojego współlokatora. 

– Żartujesz sobie ze mnie? – blondyn przewrócił oczami. W jaki sposób miał wiedzieć, czy to Michael, zanim Calum krzyknął "hej, to Michael"?

– Czy on tu pracuje? Myślałem, że tylko studenci z koledżu tu pracują.

– Przez to, że wrzuciłeś mnie do jego mieszkania kilka razy, dowiedziałem się, że Mikey właściwie jest studentem koledżu. Przynajmniej tak się zachowuje.

Calum wybuchnął śmiechem. 

– Mikey... to urocze, dobrałeś mu się już do spodni?

– On ma dziecko! – sapnął Luke.

– To nic nie znaczy! – Calum poprowadził ich przez kilka przejść, pakując więcej jedzenia (i pewnie alkoholu) do przepełnionej już torby. – Spróbuję dostać się do kolejki Michaela. Najwyraźniej on tutaj pakuje.

Luke mocniej przygryzł dolną wargę, martwiąc się, że Mike go rozpozna. Robił się taki nerwowy przy Michaelu, jakby bał się mówić i być sobą w pobliżu starszego chłopaka.

– Ma na sobie tę koszmarną koszulkę polo i spodnie khaki. O Boże, Luke, to jest komiczne.

Blondyn usłyszał głos Michaela mówiący do kogoś innego. 

– Dzisiaj nie byłem nawet spóźniony, żeby ją odebrać – mówił – ale ta demoniczna sekretarka wciąż się na mnie gapiła.

Poczuł, że jego torba robi się lżejsza, co znaczyło, że Calum powoli wyciągał z niej rzeczy. Damski głos spytał ich jak się mają, zanim głos Mike'a znów wrócił do jego uszu. 

– Oh, hej, Silver, to są moi sąsiedzi, o których ci mówiłem.

– Miło cię widzieć, stary – uśmiechnął się Calum.

– Ah, ty musisz być Luke – dłoń dotknęła jego ramienia. – Michael jest w tobie beznadziejnie zakochany.

– Wcale nie! – przez sposób w jaki głos Michaela wypełnił ciszę, Luke mógł rozpoznać, że ten się uśmiecha. Słyszał szelest toreb i pikanie skanera.

– Jest! Wszystko o czym mi mówi to to, że jego głos jest jak seks, a jego uśmiech to Jezus, to takie nieznośne – nakręcała się Silver, kiedy pozostała czwórka wciąż się śmiała. Michael rumienił się jak diabli, jego niegdyś blada skóra przybierała różne odcienie czerwieni.

– Silver, tak? – spytał Calum. Luke wywrócił oczami, czekając na tekst na podryw. Wyciągnął ręce przed siebie, dotykając koszulki Caluma. Domyślił się, że teraz jest bliżej Michaela.

Miał rację. Sekundę później usłyszał głęboki głos Michaela. 

– Przysięgam, ona jest szalona. Nie mówiłem o tobie takich rzeczy.

Mike próbował oczyścić swój umysł, by gorąc w jego policzkach nieco się ochłodził. Kontynuował pakowanie ich towaru do plastikowych toreb.

– Wszystko w porządku – zaśmiał się Luke. – Nie przeszkadza mi to. – Michael popatrzył na niewidomego chłopca, który patrzył w dół na swoje stopy. Jego włosy wyglądały na przetłuszczone, jakby nie były myte od kilku dni, ale wciąż wyglądał jak model. Silver zapisywała cyfry na ręce Caluma, oczywiście jej numer. – Clemence przychodzi tu po szkole?

– Zakochałeś się w mojej córce?

– Prawdopodobnie.

– Jest w pokoju na przerwy, szef nigdy nie zauważa – dołączyła się Silver, pomagając w dokończeniu ostatniego pakowania. Spójrzmy prawdzie w oczy, Michael był beznadziejny w swojej pracy.

– Możemy się nią zająć – wtrącił Luke szybko.

– Co? – spytał Calum, szturchają go łokciem.

– Byłaby zachwycona, ale wy dwoje ledwie możecie zająć się sobą – zaśmiał się Michael.

Ciemnowłosy chłopak położył dłoń na swojej klatce piersiowej, był oburzony. 

– Teraz czuję, że muszę to zrobić, by udowodnić ci, że jesteś w błędzie.

– Spójrz co narobiłeś, to dlatego nie przytrafiają nam się miłe rzeczy – Silver przesunęła się do następnego klienta, kiedy chłopcy z koledżu stanęli bliżej Michaela.

Michael kontynuował pakowanie, kiedy tamci przekonywali go do swojej racji, obiecując, że nakarmią jego córkę prawdziwym jedzeniem. 

– Jej matka mnie zabije, jeśli się dowie, że w ogóle zastanawiam się nad powierzeniem opieki nad Clemence studentom.

– To jak darmowe niańczenie! Ona jest dobrym dzieckiem, po prostu pobawi się twarzą Luke'a przez kilka godzin – Cal padł na kolana, błagając starszego chłopaka. Calum nie chciał opiekować się jego pięcioletnią córką, ale wiedział, że to uszczęśliwi Luke'a. Czasami Calum czuł się jak zły współlokator.

– Silver, kryj mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro