où suis-je
où suis-je
Luke wiedział, że nie był w swoim mieszkaniu. To pachniało tłustym jedzeniem i żelkowymi misiami. Był owinięty kocem, który pachniał piżmem; zmarszczył nos, próbując wciągnąć zapach, gdy ból rozprzestrzenił się po nosie. Wtedy przypomniał sobie kłótnię i Michaela przechodzącego z mieszkania do mieszkania, by upewnić się, że nikt nie wykrwawia się na śmierć.
Słyszał miękkie głosy.
– Dlaczego on tu jest? – ten wysoki należał do Clemence.
– Troszkę pokłócił się z Calumem. Więc Lukey zdecydował, że zostanie na noc – odpowiedział głębszy głos.
Luke uśmiechnął się, gdy starszy chłopak nazwał go "Lukey." Ułożył się wygodniej, jego stopy zwisały z tego, co zapewne było ich kanapą. Ukrył głowę bardziej w poduszce, chcąc wiedzieć która była godzina.
– Możemy go obudzić? Może one też chce pizzę! – powiedziało dziecko głośno, zapominając o prośbie ojca, by była cicho. Zauważyła jego spojrzenie i ponownie usiadła przy stoliku.
– Już ci powiedziałem, że nie możesz znów jeść resztek pizzy. – Michael otworzył lodówkę, zdając sobie sprawę, że możliwości odnośnie śniadania były ograniczone. – Mrożone naleśniki?
– Czy mogę obudzić Luke'a, proszę? – błagała Clemence.
Luke odwrócił się, źle obliczając ilość miejsca i spadł na drewnianą podłogę. Jęknął, a zza ściany dobiegł go śmiech.
– Zobacz, co zrobiłaś! – krzyknął Michael, podbiegając do córki i łaskocząc ją. – Przez ciebie spadł na ziemię! Teraz już nigdy tu nie zostanie!
Śmiech Clemence wypełnił powietrze, gdy Mike kontynuował łaskotanie, a ona kopała nogami. Luke, szczerze powiedziawszy, nie był pewny, co się dzieje. Był niepomny jeszcze zanim jego oczy zmieniły kolor na biały, a świat stał się czarny.
– Przepraszam! – krzyknęła pomiędzy napadami śmiechu.
– Michael? – zawołał w końcu Luke. – Czy mógłbyś, um, pomóc mi?
Usłyszał szeptanie i chichot. W końcu mała dziewczynka trzymała dłoń dwudziestojednoletniego chłopaka i pomagała mu wstać.
– Tatuś powiedział, że możemy zjeść pizzę.
– Nie wydaje mi się, że to zrobiłem – zauważył Michael z kuchni. Właśnie wkładał zamrożone naleśniki do mikrofalówki, nie będąc w nastroju do robienia własnych, domowych naleśników. Mikrofalówka była prawdopodobnie jego ulubionym wynalazkiem na całym świecie, uratowała go w wielu, wielu sytuacjach.
– Luke chce pizzę – poinformowała ich Clemence. Pomogła Luke'owi usiąść na chwiejnym krześle. Wcześniej miała długą i poważną rozmowę na temat tego, jak pomagać Luke'owi. Jej ojciec był z niej dumny.
– Tak, tatusiu – zagruchał student, uśmiechając się do siebie.
Michael uniósł brwi, starając się stłumić niemęski chichot.
– Właśnie za to Luke nie dostanie niczego. – Dwudziestosześcioletni mężczyzna nie mógł zrozumieć tych dziecinnych studentów i ich słabości do tatusiów*, gdzie był ich luz?
Luke i Clemence jęknęli nad stolikiem, chcąc, by Michael pospieszył się z ich jedzeniem. Mała dziewczynka siedziała na kolanach Luke'a, jej głowa opierała się na szerokiej klatce piersiowej, podczas gdy ręce Luke'a obejmowały ją w pasie. Jego ogolony podbródek opierał się o jej głowę, jej włosy pachniały truskawkami, przez co Luke się uśmiechnął. Myśl o męskim, punk rockowym gościu jak Michael, kąpiącym swoją córkę, robiącym brody i irokezy z piany, sprawiła, że chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Luke wyglądał tak, jakby było mu wygodnie, jego długie ramiona ubrane we flanelową koszulę obejmowały dziecko tak, jakby było jego własne, stopy w skarpetkach ślizgały się nad podłogą.
Michael uwielbiał tę scenę.
Trzy talerze wypełnione na wpół spalonymi naleśnikami znalazły się na stole.
– Dlaczego nie zejdziesz z Luke'a, by mógł zjeść? – zaproponował Michael.
– Nie! – odpowiedziała dwójka równocześnie. Luke zacisnął ramiona mocniej. – Zabieram ją ze sobą do domu.
Dzieciak zachichotał, mocząc naleśnik w syropie.
Luke sięgnął obok śmiejącej się dziewczynki, znajdując talerz i ledwie unikając butelki syropu, po czym złapał małego naleśnika. Trójka rozmawiała przy stoliku, ciesząc się tym, że są razem. Clemence lubiła swojego tatę bardziej niż mamę, z prostego powodu, że to on był tym fajnym rodzicem. Posiadanie więcej niż jednego ojca w swoim życiu było spełnieniem jej małych marzeń.
– Twoja mama powinna pojawić się tu za kilka minut, Clemence – poinformował ją Michael. – Spakowałaś się?
– Mogę tu zostać? – błagała, wtulając się mocniej w Luke'a. Ponownie objął ją ramionami, bezmyślnie przeżuwając jedzenie.
Michael spędził bardzo miłą noc z Lukiem, nawet jeśli dziewięćdziesiąt procent nocy zajęło tamowanie krwawienia i trzymanie go, gdy płakał. Biedny chłopak był wystraszony.
– To tylko jedna noc – Mike pocałował ją w głowę, podnosząc puste talerze. – Idź się przygotuj, chciałbym porozmawiać z Lukiem.
– Ale on jest mój.
– Clemence... – ostrzegł. Luke poczuł jak ciężar zostaje podniesiony z jego kolan, małe kroczki oddalały się w jego uszach. Usiadł prosto na krześle, miał na sobie te same jeansy od dwudziestu czterech godzin, były niewygodne już pierwszego dnia, teraz zdecydowanie nie było lepiej. – Jesteś jeszcze głodny?
– Nie, w porządku, dziękuję – spuścił głowę. – Dziękuję za wszystko.
Mike uśmiechnął się, wrzucając talerze do prawie pełnej zmywarki. Umył ręce pod kranem, zanim odpowiedział.
– Już ci mówiłem, dla ciebie wszystko. Zawsze jesteś tu mile widziany. Chcesz, żebym z tobą tam wrócił? Calum nie może być wciąż zły.
– Nie mam pojęcia o co był zły!
– Czasami ludzie nie potrzebują powodu, by być złymi, lub smutnymi. Po prostu są źli. Takie jest życie. Nie wiem nic o waszym życiu, ale Calum się uspokoi. Nie sądzę, że chcesz znów spać na mojej podłodze.
Luke nie chciał przyznać, że nie miał nic przeciwko kanapie. Ostatnia noc była ulgą. Sposób w jaki Michael układał poduszki pod jego głową i szyją, owijając go jak dziecko. Jego miękkie usta zostawiły ślad na jego czole, zanim odszedł w głąb holu z dzieckiem w ramionach.
– Nie wiem co bym zrobił, gdybyś nie był moim sąsiadem.
Luke chciałby móc zobaczyć Michaela stojącego w małej kuchni, ze skrzyżowanymi rękami, uśmiechającego się jak idiota. Chciałby zobaczyć, jak starszy chłopak odwzajemnia spojrzenie, z pożądaniem wypełniającym powietrze.
Ale nie mógł.
~ * ~
*chodzi o daddy kink.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro