noël
noël
– Przepraszam, że nie mogłem jej dzisiaj podrzucić. – Michael przeprosił Rosie i jej męża, którzy patrzyli jak Clemence próbuje ubrać swoją kurtkę. – Jestem umówiony z, uh, przyjaciółmi na kolację.
– Tatuś ma chłopaka – mała dziewczynka poinformowała grupę.
– Luke to tylko przyjaciel – wyjaśnił Rosie i Steve'owi. Michael pochylił się, w końcu pomagając Clemence odwinąć rękawy jej zbyt dużej zimowej kurtki. Praktycznie tonęła w warstwach niebieskiego materiału.
– Nie-e. Całujesz go cały czas. On też u nas śpi – poinformowała Clemence Michaela, jakby sam tego nie wiedział.
Aktualnie "upokorzony" było jedynym słowem do opisania Michaela. Upokorzony. Zawstydzony ponad miarę.
– Okej, kochanie, czas, żebyś sobie poszła. – Spojrzał w górę na swoją byłą i jej nowego kochanka, którzy posyłali sobie wzajemnie spojrzenia. Wiedział, że będą później przesłuchiwali Clemence na jego temat, po prostu cieszył się, że jego przy tym nie będzie.
Będąc całkowicie szczerym, to nie była ich sprawa czy Michael był gejem, hetero, czy jeszcze czymś innym. To jego życie, a oni ledwie byli jego częścią.
~ * ~
Luke czuł się bezużyteczny, gdy Calum biegał po ich mieszkaniu, wrzucając brudne ubrania pod łóżka, puste butelki wódki do kosza i nakrywając do stołu w tym samym czasie. To były tylko dwie grupy rodziców (razem z Michaelem), przychodzące do nich na świąteczną kolację. Nawet nie zrobili własnego jedzenia, zamówili wszystko z pobliskiego Boston Market.
– Będą tutaj za godzinę, a ja wariuję – Calum przeczesał dłonią ciemne włosy.
Ich mieszkanie nigdy nie było zbyt czyste, byli w końcu dwójką stereotypowych chłopców. Czuł się tak, jakby musiał zaimponować swoim rodzicom ten ostatni raz. To były ich ostatnie święta w koledżu. Za rok, zarówno Luke i Calum będą robili różne rzeczy w swoim życiu. Nie będą mieszkali razem, nawet nie wiedział, czy będą w tym samym stanie.
– Głębokie oddechy – przypomniał mu Luke. – Oni spodziewają się, że jesteśmy leniami. – Usiadł na stole w jadalni. Przynieśli krzesła z przechowalni, by pomieścić siedem osób. – Powiedziałem Michaelowi, żeby przyszedł pięć minut później, więc będzie mógł uniknąć niezręcznej rozmowy.
– Ja zostałem wciągnięty w niezręczną rozmowę z Clemence i byłą Michaela dzisiaj rano w windzie. Myślę, że Michael o tobie wspomniał i Clemence próbowała przekonać tę kobietę, że wasza dwójka się umawia.
– Och – uśmiechnął się Luke.
– Umawiacie się?
– Nie jestem pewien – westchnął Luke. Robili te rzeczy, które robią pary, jak chodzenie na randki, przytulanie się i całowanie. Upijali się i zasypiali na kanapie. Zabierali Clemence na łyżwy i kolacje. Ta mała dziewczynka stała się częścią życia Luke'a tak samo jak Michael.
~ * ~
Michael stał przed lustrem, poprawiając swoją czarną koszulę. Rękawy były podwinięte do łokci, ale nie na tyle, by ktoś zobaczył pierwszy pierścień jego tatuaży. Czarne jeansy ściskały jego nogi, tak jak czarne skarpetki i czarne buty.
Jego telefon zabrzęczał przez otrzymaną wiadomość: "od/lukey: OK widzimy się potem. ratuj mnie ASAP*" Uśmiechnął się lekko. Uważał, że to zabawne, gdy Luke do niego pisał, ponieważ Siri** ciągle wszystko przekręcała. Tylko przez pięćdziesiąt procent czasu Michael rozumiał, o czym mówił chłopak.
Michael ostatnio wybielił włosy, zostawiając kolor blond. W każdej chwili mógł znaleźć nowy kolor, którego jeszcze nie próbował i postawiłby na jakiś inny jasny odcień. Ale teraz, dopóki byli rodzice, którym musiał zaimponować, chciał wyglądać normalnie.
Posłał swojemu odbiciu uśmiech, po czym przemaszerował przez mieszkanie raz jeszcze. Nigdy nie był zbyt... świąteczny, nie bardzo dbał o takie okazje. Pomógł Luke'owi i Calumowi ze światłami na choince, ale poza tym nie zrobił za wiele, by uczcić święta.
Wrzucając telefon, klucze i portfel do kieszeni, otworzył drzwi mieszkania, przechodząc przez hol.
Cal otworzył drzwi, witając Michaela uściskiem.
– Wszyscy już są, tylko trochę podpici – wyszeptał.
– Daj im godzinę – Mike uśmiechnął się, wchodząc do środka.
Ciemny drewniany stół otoczony był ludźmi i wypełniony gorącym jedzeniem. Przy dwóch szczytach stołu siedzieli Luke i Calum.
Po prawej Luke'a siedzieli jego tata i mama (w każdym razie tak myślał Michael, bo wszyscy mieli podobne blond włosy). Rodzice Caluma byli po drugiej stronie (wszyscy z ciemnymi włosami), bardziej ściśnięci ze sobą, by mogło się zmieścić trzecie krzesło. Michael usiadł tam, zadowolony, że jest po lewej stronie Luke'a.
Pochylił się, całując Luke'a w policzek.
– Wesołych Świąt – uśmiechnął się.
Cały stolik posłał szybkie spojrzenie ich dwójce, czekając aż ktoś coś powie, ale nikt tego nie zrobił.
Pani Hemmings obserwowała Michaela, który zapoznawał się z innymi. Był w połowie historii o Clemence, gdy stwierdziła, że go lubi. Jego oczy rozjaśniły się dwa razy: gdy mówił o swojej córce i gdy patrzył na Luke'a. I Liz się to podobało, bardzo jej się podobało.
Świąteczne kolacje zawsze bywały niezręczne, rozmowy biegły od nowego swetra Luke'a, do obecnych plotek, a potem do szkoły. Michael modlił się do Boga, w którego nie wierzył, żeby nikt nie spytał go o koledż.
Jego modlitwy nie zostały wysłuchane, wyraźnie je zignorowano.
– Teraz Michael – zaczął pan Hood. Spojrzał w górę z przyjaznym uśmiechem. – Czy jesteś na Nowojorskim Uniwersytecie z chłopakami?
– Właściwie mam dwadzieścia siedem lat, jednak uczęszczałem na Uniwersytet przez trzy i pół roku – powiedział, bawiąc się jedzeniem na swoim talerzu. Pociął jedzenie na mniejsze kawałki, żeby wyglądało tak, jakby je jadł.
– Masz pracę?
– Mamo, on zajmuje się Clemence, to dość poważna praca – wtrącił Calum.
Samoocena Michaela była niska, zaś fakt, że pracował w supermarkecie i miał na sobie wczorajsze jeansy sprawiała, że spadała ona niżej i niżej, kiedy konwersacja była kontynuowana.
– Jest trochę niesfornym dzieckiem.
Pan Hood opowiedział jakąś historię z dzieciństwa, gdy Mike cicho podziękował Calumowi. Ciemnowłosy chłopak skinął głową. Luke wiedział, że ma Michaela po lewej, ale nie był pewien, czy jest dokładnie obok niego. Nie chciał złapać pana Hooda za rękę zamiast Mike'a, czy coś.
– Psst, Michael.
– Psst – odpowiedział Mike, uśmiechając się do blondyna.
– Gdzie jesteś?
– Tuż obok ciebie, głupku – Michael położył dłoń na nodze Luke'a. – Potrzebujesz czegoś?
– Tylko chciałem wiedzieć gdzie jesteś.
Pani Hemmings przerwała ich moment.
– Opowiedz nam coś o sobie, Michael. Tych chłopców znamy całe życie. Myślę, że wszyscy chcemy wiedzieć o tobie.
Mike uniósł brwi, próbując wymyślić jak odpowiedzieć na to pytanie.
– W porządku – powiedział powoli – co chcielibyście wiedzieć?
– Cokolwiek – uśmiechnęła się ujmująco, w matczyny sposób.
– Cóż, jestem z Kalifornii, przyjechałem tutaj do koledżu. Nie mam rodzeństwa, moi rodzice są po prostu kiepscy – zaśmiał się. Nikt inny tego nie zrobił. – Został mi jeden semestr do zaliczenia, gdy pojawiła się Clemence. Postanowiłem odejść, żeby Rosie, jej matka, nie musiała.
– To trochę słodkie – dodał Calum. Wiedział jak ważna była ta kolacja dla Luke'a, po prostu był dobrym skrzydłowym. Chyba.
– Naprawdę, nie jestem zbyt interesującą osobą – Michael ścisnął kolano Luke'a, zmuszając go, by coś powiedział.
– Michael też umie grać na gitarze, tak jak ja to robiłem. Jest naprawdę dobry – wyrzucił z siebie chłopak.
– Co planujesz robić w przyszłości? – tym razem spytał ojciec Luke'a, popychając swój pusty talerz na środek stołu.
Wszystkie oczy skierowały się na Michaela, ponieważ jedzenie już się skończyło.
– Kiedy znajdę jakiś lepszy układ dla Celemence, albo kiedy będzie już trochę starsza, chciałbym skończyć zaliczenie. Tak będzie lepiej dla mnie i dla niej. Nikt nie chce mieszkać w tym samym miejscu, co kupa studentów przez całe życie – miał nadzieję, że to poprawna odpowiedź.
Z wyrazów twarzy obu matek wnioskował, że faktycznie tak było.
~ * ~
Michael leżał przy Luke'u w ciemnej sypialni blondyna. Ściany miały szary kolor, dopasowując się do jego pościeli i komputera. Jego biurko i rama łóżka była z białego drewna, pokój był bardzo prosty, nic nie leżało na podłodze i nie wisiało na ścianach.
Stara gitara była oparta o ścianę w swoim pokrowcu, jego ubrania wystawały z szafy. Kilka pudeł wyglądało na wypełnione rzeczami.
– Przeprowadzasz się? – spytał Michael.
– Nie, mama zabiera te pudła z powrotem na Florydę. Tak będzie łatwiej, gdy wrócę do domu na jesień. – Luke miał zamknięte oczy, gdy słuchał jak Mike wdycha i powoli wypuszcza powietrze. Oboje byli bez koszulek, z tego prostego powodu, że nie mogli znieść tych zapinanych koszul dłużej niż musieli. Nie zdawał sobie sprawy jak ostro kręcił kółka na plecach Michaela, dopóki nie poczuł odcisków swoich palców.
– Och, fajnie.
– Czym jesteśmy? – spytał nagle Luke, przygryzł swoją wargę mocniej niż wcześniej, bojąc się odpowiedzi Michaela.
– Nie wiem, czym chciałbyś być? – Mike usiadł, całując szyję Luke'a.
– Chcę być twoim chłopakiem, Mikey.
– Więc bądź moim chłopakiem – uśmiechnął się Michael. – Jestem wyluzowaną osobą, przepraszam. Nie kręci mnie ten cały dramatyczny moment, w którym ujawniam swoje zauroczenie tobą.
– Myślę, że cię kocham, idioto – Luke przeczesał dłonią włosy Michaela, czując coś innego. – Zrobiłeś coś z włosami?
– Jestem pod wrażeniem, Hemmings. Rozjaśniłem je.
– Chcesz iść jeszcze spotkać się z moimi rodzicami? Myślę, że za niedługo wyjdą.
Michael położył głowę obok głowy Luke'a, jego ciało znalazło się na ciele wyższego chłopaka w sposób, który nie mógł być komfortowy.
– Może za chwilę.
~ * ~
*ASAP – jak najszybciej.
**luke używa aplikacji dla niewidomych; mówi do telefonu, a Siri wysyła za niego wiadomość.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro