jusqu'à lundi
jusqu'à lundi
Michael trzymał jedną dłoń na kierownicy, a drugą na telefonie, próbując zmienić playlistę bez rozbicia auta.
– Na co masz nastrój?
– Na jedzenie.
– Pytałem o muzykę, ale w porządku – zaśmiał się Michael, patrząc na swoją córkę we wstecznym lusterku. Wciąż byli jakieś pół godziny od domu Rosie. Mike'owi nie przeszkadzała jazda, gdy miał obok siebie Clemence, tylko czterogodzinna jazda powrotna była nieco ciężka.
– Możemy zadzwonić do wujka Ash'a? – spytała Clemence. – Tęsknię za nim.
– Dlaczego tęsknisz za każdym, tylko nie za mną? – Michael uśmiechnął się do niej. Rzucił jej telefon między siedzeniami, wciąż zostawiając włączony przewód, by on też mógł słyszeć Ashtona.
Pięciolatka zaśmiała się do taty, przeszukując jego kontakty, jak gdyby robiła to milion razy. Michael zwolnił, zjeżdżając z autostrady na drogę główną. Odbywał tę podróż od pięciu lat, w deszczu, słońcu i śniegu. Rozpoznawał wszystkie domy i drzewa.
– Słucham? – głos Ashtona wypełnił głośniki.
Michael wyciągnął dłoń i ponownie wziął telefon.
– Cześć, Ash, Clemence tęskniła.
– Aw, kochanie – zaśmiał się mężczyzna, sprawiając, że blondyneczka również zachichotała. – Jestem aktualnie pomiędzy dwoma sesjami, więc mam trochę czasu kiedy robię włosy i makijaż.
Ashton od dziecka był najlepszym przyjacielem Michaela, jako pierwszy przeprowadził się do Nowego Jorku. Miał tylko szesnaście lat, kiedy jego kariera modela zaczęła się rozwijać. Michael zawsze czuł się niezbyt pewny siebie przy Ashtonie. Ten miał brązowe loki zwisające wokół złotych oczu, jego opalona skóra rozciągała się na wysportowanym ciele. Kości policzkowe były widoczne i świetne, Michael praktycznie był przeciwieństwem.
Dwudziestosześcioletni chłopak miał bladą cerę. Jego prawe oko było ciemniejsze niż lewe, dodatkowa skóra na policzkach sprawiała, że czuł się tak, jakby wciąż był na etapie niezręcznej szkoły średniej. Historia z horroru; przeżywanie lat Michaela w szkole średniej. Mógł trochę poćwiczyć, lekkie wzmocnienie nikogo by nie skrzywdziło.
– Zapomniałam dzisiaj tylko jednego słowa na moim teście pisemnym – Clemence poinformowała dwudziestoośmioletniego mężczyznę.
– Spójrzcie na nią! – ucieszył się Ashton. – Za niedługo przegonisz nas ze swoim wykształceniem!
Clemence kontynuowała opowiadanie Ashtonowi o swoim tygodniu w szkole i o jej wrednym nauczycielu, który powiedział jej, że dziewczynki nie mogą być "punk rockowe." Michael lubił sposób w jaki jej twarz rozjaśniała się, gdy mówiła o szkole i miał nadzieję, że to się nigdy nie zmieni.
Dorastając, nigdy nie doceniał swojej edukacji, co nie było jego winą. Kiedy on był w szkole, nie chodziło głównie o naukę, ale o to, żeby zdać. W jakiś sposób szkoła zniszczyła osobę, którą Michael powinien się stać. Michael mógł dokonać niesamowitych rzeczy, ale zabrano mu to wszystko zbyt szybko. Oszukiwał na egzaminach, ponieważ szkoła zniszczyła pociąg do nauki. Musiał odtworzyć osobę, którą był i przez długi czas czuł się zagubiony.
Miał przyzwoite życie i dwójkę zamożnych rodziców, którzy go kochali, ale w jego głowie wciąż toczyła się wojna i musiał z tym skończyć w momencie, w którym w jego życiu pojawiła się Clemence.
Ashton powiedział im o nowej dziewczynie, którą poznał, a Michael dwa razy warknął na niego za zdradzanie pewnych rzeczy przy jego córce.
Wjechał na posiadłość Rosie kilka minut później, miała ona dobre dwa akry z czarnymi murami wokół. Nie potrafił wymyślić w jaki sposób było ją na to stać, podczas gdy on ledwie mógł utrzymać swoje mieszkanie. Michael podejrzewał, że to po prostu różnica między zdaniem w koledżu, a zwykłej szkole wyższej. Między organizatorem ślubów, a pracownikiem sklepu spożywczego. Różnica między nią i nim.
~ * ~
Calum uderzył głową w kuchenny stół.
– Chcę, żebyś wyszedł góra na godzinę – błagał swojego współlokatora kolejny raz.
Blondyn patrzył w bliżej nieokreślonym kierunku, a jego jasne oczy nie koncentrowały się na niczym szczególnym.
– To nie fair. Dlaczego mam wychodzić tylko przez to, że chcesz przelecieć jakąś laskę?
– Bo to takie niezręczne, kiedy siedzisz jeden pokój dalej! – Calum wyrzucił ręce w powietrze, znów zapominając, że Luke nie może go zobaczyć.
– Gdzie ja niby mam iść?! – krzyknął Luke. Rzadko podnosił głos, starał się cały czas być opanowany. Wdawanie się w konflikty z Calumem było stresujące, ponieważ to łatwo mogło przerodzić się w bójkę, a Luke był cherlawy. Nie mógł się obronić, nadal zdarzało mu się przypadkowo uderzyć samego siebie przynajmniej raz na tydzień.
– Po prostu posiedź na dworze, idź do kawiarni, zadzwoń do znajomych – opalony chłopak oferował różne opcje, wiedząc, że Luke zamarzłby na śmierć, nie lubi kawy, ani nie ma przyjaciół.
Luke przełknął gulę w jego gardle. Nie był pewien czy płakać, czy nie, ale czuł, że jest tego bliski.
– Dobra – wstał, licząc kroki od kuchennego stołu do drzwi. Żyjąc w tym specyficznym mieszkaniu przez dwa lata nauczył się gdzie jest każdy zakręt, ostry brzeg, stopień.
Drewniana podłoga była zimna pod jego stopami kiedy otwierał frontowe drzwi. Skrycie chciał, żeby Calum wyszedł na zewnątrz, zaniósł go na kanapę i przeprosił, ale wiedział, że to się nigdy nie stanie.
Michael wyszedł z windy na swoim piętrze. Zobaczył swojego sąsiada siedzącego na podłodze z nogami skrzyżowanymi jak u przedszkolaka. Według Michaela była całkiem atrakcyjny. Miał wyraźnie zaznaczoną linię szczęki, szerokie ramiona i był bardzo chudy.
– Wszystko w porządku? – zapytał starszy chłopak, kiedy dotarł do swojego mieszkania.
– Ta – odpowiedział Luke łagodnie. – Przepraszam, ale kim jesteś?
Michael uderzył się z otwartej dłoni w czoło.
– Wybacz, jestem Michael, kilka nocy temu moja córka praktycznie cię zaatakowała. – Otworzył drzwi, następnie odkładając klucze i telefon na stolik. Wciąż stał w progu, patrząc na biednego, niewidomego studenta. – Nie masz jak dostać się do środka?
– Nie, Calum pieprzy jakąś dziewczynę – westchnął, przeczesując swoje blond włosy.
Michael podrapał się po swoim kilkudniowym zaroście.
– Może chcesz wejść?
– W porządku – uśmiechnął się Luke. – Czy twoja córka jest w domu? Polubiłem ją.
Michael odłożył buty przy drzwiach, upewniając się, że nie zatrzaśnie ponownie drzwi będąc na zewnątrz i usiadł obok Luke'a.
– Jest u swojej mamy. Dzisiaj nie będziesz musiał przejmować się jej płaczem – zachichotał.
Luke czuł obecność Michaela obok, promieniował ciepłem i pachniał wodą kolońską.
– Nie przeszkadza mi to, nigdy nie byłem tym, który spał o normalnej porze, w końcu jestem studentem.
Mike był zafascynowany oczami Luke'a, teraz rozumiał dlaczego Clemence nie mogła przestać o nich mówić. Były w tym odcieniu niebieskiego, którego nie potrafił nazwać, tak jasne, że praktycznie białe. Luke nigdy nie skupiał wzroku na czymś konkretnym, tylko patrzył przed siebie przez cały czas.
– Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował przerwy od swojego kumpla, po prostu zapukaj, prawie zawsze jestem w domu.
Blondyn uśmiechnął się, wyciągając prawą rękę by dotknąć materiału jeansów Michaela.
– Dzięki, zapamiętam to.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro