embrasse moi
embrasse moi
Michael wędrował z powrotem do swojej sypialni po tym jak wreszcie położył Clemence do spania, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Pokręcił głową na boki, nie mając pojęcia kto mógł go potrzebować o dziesiątej wieczór w środową noc.
Spojrzał w dół na swoje ubranie – ciemnoniebieskie spodnie i koszulka UCLA. Czy ta tajemnicza osoba była wystarczająco ważna, by ubierać dla niej prawdziwe ciuchy?
Pomyślał, że równie dobrze mógłby kazać temu komuś czekać. Mike wślizgnął się do swojego pokoju, wciągnął na nogi stare jeansy, zapinając je, gdy szedł wzdłuż holu.
Przez wizjer mógł dostrzec wysokiego blond irokeza. Otworzył, uśmiechając się do pozbawionego snu chłopaka.
– Cześć.
Luke wpadł w ramiona starszego mężczyzny, ściskając go mocno.
– Miałem zły dzień.
Michael trzymał Luke'a mocniej, śmiejąc się cicho i opierając brodę na czubku jego głowy.
– Chcesz się poprzytulać?
Czuł zapach spreju do włosów i chińszczyzny.
Młodszy kiwnął głową na tyle na ile mógł, gdy jego twarz wciąż była wciśnięta w miękki sweter Mike'a. Wyprostował się, gdy Michael złapał jego rękę, ciągnąc go do jego ciepłego mieszkania i zamykając za nim drzwi.
Mike zaprowadził ich na kanapę, siadając grzecznie po drugiej stronie. Przez fakt, iż nogi Luke'a miały rozmiar Montany, ich kolana ocierały się o siebie. Michael założył dłonie za głowę.
– Wyrzuć to z siebie, dzieciaku.
Twarz Luke'a nieco spochmurniała, gdy został określony "dzieciakiem." Był beznadziejnie zakochany w chłopaku, który pachniał pizzą o każdej porze dnia. Luke nie był pewny, czy Michael trzymał jego dłoń, bo ten był niewidomy, czy robił to, bo lubił uczucie ich złączonych rąk.
– Moje zajęcia są tak trudne, Mike, rozpłakałem się dzisiaj trzy razy tylko dlatego, że nic nie miało sensu. To sprawia, że czuję się jak idiota – mówił cicho, ponieważ wiedział, że Clemence jest w domu i pewnie śpi.
– Nie jesteś idiotą. Wiem, że nie jesteś. – Michael chciałby wiedzieć, co powinien powiedzieć, sam też był studentem, wiedział jak to jest krążyć wokół jednego tematu przez cztery godziny i wciąż ledwie go rozumieć. Mógłby napisać całe wypracowanie na temat swojej nienawiści do edukacji, to dawało raczej wieczny ból niż wieczną wiedzę.
– Po prostu ciągle się tak czuję. Jestem tak bardzo zestresowany doktoratem z filozofii, nie mogę tego teraz zawalić.
Michael widział jak postawa Luke'a załamuje się, gdy ten mówił i mówił o ciągłym strachu przed porażką w jakim żył. Wyciągnął ręce w stronę niewidomego chłopaka i przyciągnął go do siebie. Mike położył się na kanapie, wciągając na siebie potwora mającego ponad sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, żeby znaleźli się w odpowiedniej pozycji do przytulania.
Owinął swoje ręce wokół szerokich pleców Luke'a, trzymając go mocniej niż kiedykolwiek.
– Wiem, że to trudne – przerwał paplającemu chłopakowi po pięciu minutach. – Wiem, że jest, zaufaj mi. Ale wiem również, że musisz to przecierpieć. Zrób to dla swojej przyszłości, ja spieprzyłem swoją i nie pozwolę ci spieprzyć twojej.
Luke zapłakał, nie będąc w stanie dłużej tego w sobie trzymać. Czuł łzy wypływające z jego pozbawionych koloru oczu i spadające na sweter Michaela. Czuł wilgoć wokół policzków, ponieważ nie mógł przestać płakać.
Mike nie mówił nic więcej, przycisnął opuszki palców do pleców Luke'a, rysując kółka tak, jak to robił w momentach, w których Clemence nie przestawała zawodzić. Luke starał się skupić na powolnych ruchach wykonywanych na jego plecach, ale nie dał rady. Musiał wyrzucić z siebie to wszystko, przez wiele lat nikt go tak nie trzymał i szczerze nie interesował się jego uczuciami. Płakał, bo żył; płakał, bo się bał; płakał za siebie. Płakał za bycie złym i pragnienie czegoś więcej. Za bycie smutnym i wściekłym.
Oparł policzek na klatce piersiowej Michaela i zamknął oczy. Płakał za poddanie się i za przetrwanie i za umieranie. Luke czuł, że umiera od momentu, w którym się urodził. To nie było dla niego życie, to była śmierć.
– Przepraszam – wyszeptał pomiędzy łkaniem. – Po prostu potrzebuję kogoś do rozmowy.
– Powiedziałem ci, że zawsze tu będę – wyszeptał Michael w odpowiedzi. – Nawet jeśli smarkasz na mój ulubiony sweter.
Luke się zaśmiał i to sprawiło, że później oboje się uśmiechnęli. Śmiech Luke'a mógł wypełnić pokój, rozjaśnić ciemne dni. Michael naciągnął rękaw swojego swetra i wytarł uroczy nos Luke'a, potem jego jasne oczy.
– Wiem, że wyjdziesz z tego żywy, kochanie. Będziesz zarabiał pół miliona rocznie, a ja zapewne wciąż będę pracował w Much182 – zażartował, mając nadzieję na ponowne ujrzenie uśmiechu Luke'a.
Nie spodziewał się poczuć dłoni Luke'a na swoich ustach, wyczuwającej ich kształt, Luke'a wspinającego się na Michaela i ich spotykających się warg. Nie spodziewał się zimnych dłoni Luke'a, trzymających jego policzki, przysuwających go bliżej i bliżej. Nie spodziewał się, że odda pocałunek, wkładając w to więcej uczucia i oddania, niż kiedykolwiek wcześniej z kimkolwiek innym.
Odsunęli się po kilku sekundach.
– Czy to w porządku? – spytał Luke miękko.
Michael odpowiedział poprzez zsunięcie dłoni na tyłek Luke'a i ponownie połączenie ich ust. Luke nie wiedział jak miękkie były wargi Michaela, ale były przeciwieństwem do jego spierzchniętych.
W takich momentach Luke myślał, jak bardzo potrzebował, by ta ostatnia operacja zadziałała. Chciał widzieć jak Michael porusza się przy nim w (jak Luke się domyślał) jego ciemnym salonie.
Kiedy Luke zaczął ocierać się o drugiego chłopaka, Michael jęknął.
– Lepiej się uspokójmy, kochasiu – powiedział po chwili.
Blondyn odchylił głowę, wsłuchując się w bicie serca Michaela, gdy jego pierś unosiła się i opadała.
– Dziękuję za to, że istniejesz. Myślę, że naprawdę potrzebuję cię w swoim życiu.
Mike uśmiechnął się, układając dłonie na dolnej części pleców Luke'a. Przyjemnie było czuć się chcianym.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro