Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

coq bloqué

coq bloqué

Minęły dwa tygodnie, rozpoczął się listopad. Nowojorskie powietrze sprawiało, że Michael każdego dnia miał większą ochotę by się stamtąd zabrać. Kiedy siedział w swoim mieszkaniu, wydawało się ono być zbyt duże bez Clemence, rysującej kredkami po białych ścianach.

Pudła w szafie i pod jego łóżkiem nie zostały rozpakowane odkąd wprowadzili się tu prawie cztery lata temu. Michael zaczynał akceptować fakt, że jest sam, gdy zdzierał taśmę z pierwszego kartonu. Kurz wzlatywał w powietrze, wywołując u Michaela kaszel. Strząsnął go ze swojego podkoszulka, którego nie przebierał od czwartku.

Uśmiechnął się, trzymając kilka zdjęć w dłoni. Pierwsze zostało zrobione w dniu zakończenia szkoły średniej, jego mama i tata stali obok, zasłaniając dłońmi kalifornijskie słońce. Jego mama wyglądała na zadowoloną, jakby raz zrobiła coś dobrze. Jego ojciec wciąż wyglądał srogo, nigdy nie pokazywał żadnych emocji. To martwiło Michaela kiedy dorastał. Całe życie czekał, aż rodzice powiedzą "hej, jesteśmy z ciebie dumni," ale nigdy tego nie zrobili. Nie winił ich, nie było tu zbyt wielu powodów do dumy – chłopak bez prawdziwych talentów, który zapłodnił dziewczynę na ich trzecim roku w koledżu.

Przekopał się przez pudło, szukając czegoś wartego zachowania. Kilka płyt było w opakowaniach, które nieco się podrapały. Temperówka do ołówków w kształcie kota nie miała ucha. Było tam również wiele bransoletek, które Michael zrobił dla siebie kiedy był nastolatkiem.

Michael żył przez dwadzieścia sześć lat i nie miał na to żadnych dowodów. Ponownie zamknął pudło, wpychając je pod swoje łóżko i pozwalając białemu prześcieradłu je zakryć. Nie był na to gotowy.

Odepchnął się od twardej drewnianej podłogi. Przejechał dłonią po swoich rzadkich włosach, zastanawiając się jak bardzo podłoga potrzebuje zamiatania. Dwudziestosześcioletni mężczyzna zachowywał się jak dziecko, patrząc ile czasu minie zanim ktoś zauważy, że ma na sobie tę samą koszulkę i udając, że nie czuje okruszków pod stopami.

Mike przeszedł przez korytarz, uśmiechając się na widok obrazków namalowanych przez Clemence i przedstawiających ją z Michaelem. Włączył swój komputer – na który przyszła już nieskończona ilość rachunków – i włączył playlistę zatytułowaną Udawaj, że jesteś fajny, po czym pogłośnił ją na całego.

Luke siedział w swojej ledwie posprzątanej sypialni, mając słuchawki w uszach i słuchając ostatniego wykładu na kurs z matematyki. Oblizał swoje suche wargi, opierając się na skrzypiącym drewnianym krześle. Wiedział, że Calum może wejść tu w każdej chwili i krzyczeć na niego za to, że wczoraj przeszkadzał mu w zaliczeniu kolejnej dziewczyny.

Skupił się na głębokim głosie nauczyciela, próbując wyobrazić sobie jak ten wygląda. Luke uważał, że to mężczyzna w średnim wieku, brązowe włosy, nieco już łysiejący. Prawdopodobnie jest nieco grubszy, żona namawia go na częstsze wychodzenie z domu, może zabranie psa na spacer. Luke mógł się założyć, że nauczyciel zawsze ubiera spodnie na guziki, niezależnie od okazji i pogody. Jest prawie pewien, że mężczyzna ubiera okulary w drucianych oprawkach, które zawsze spadają mu z twarzy.

– Lucas – głos Caluma wypełnił jego uszy, gdy jedna z słuchawek wypadła.

– Proszę, nie wykopuj mnie znowu – błagał Luke, odwracając głowę w kierunku, z którego dochodził głos. Właściwie patrzył prosto w krok Caluma, ale był wystarczająco blisko.

– Miły sąsiad z różowymi włosami powiedział, że możesz u niego zostać kiedy przyjdzie Beth – poinformował blondyna.

– Są fioletowe – poprawił go Luke.

– Skąd możesz wiedzieć? – oboje uśmiechnęli się jednocześnie, po czym wrócili do poważnej postawy. Calum chwycił wysokiego chłopaka za ręce, zamykając jego laptop i biorąc go ze sobą.

Luke wciąż narzekał, licząc kroki w głowie. 

– Nie chcę do niego iść, chcę zostać w swoim pokoju! 

– Ręce w górę. – Calum robił to, co zawsze, ignorując jęki Luke'a. Blondyn podniósł ręce, a Cal pomógł niewidomemu chłopcu z dezodorantem i wodą kolońską. – Przyjdę po ciebie za kilka godzin.

– To nie fair – jęknął Luke. – On mógłby być masowym mordercą!

Cal włożył laptop Luke'a, kilka przekąsek i picie do torby współlokatora. 

– Gdyby był mordercą, to myślę, że do tej pory zabiłby to krzyczące dziecko.

– Ona jest urocza, nie bądź wredny. – Luke stał w kącie kuchni, czekając na dotyk ręki Caluma, która popchnęłaby go do holu.

– Po raz kolejny – powiedział ciemnowłosy chłopiec – skąd możesz wiedzieć?

Może ludzie nie muszą fizycznie być uroczy, może to sposób w jaki ich głos unosi się i opada kiedy mówią, albo to jak poruszają palcami czyni ich uroczymi. Calum złączył razem ich dłonie, ciągnąc go w stronę drzwi.

Drzwi Michaela już były otwarte, czekając aż niewidomy chłopiec przyjdzie. Calum lubił klimat mieszkania Michaela, był taki relaksujący. Good Charlotte grali w tle w kuchni, ich salon wypełniony był starymi, zużytymi meblami ze sklepu vintage na końcu ulicy, zaś rysunki pięciolatki pokrywały niemal każdy ich centymetr. 

– Jesteśmy! – zawołał student.

Michael wyszedł z kuchni, uśmiechając się do dwóch chłopców i nie wyglądający przy tym dziwnie (przynajmniej się starał). 

– Przepraszam za bałagan, miałem posprzątać.

Luke był cicho, nie ufając swoim zmysłom. Nie wiedział gdzie co jest w tym mieszkaniu. Nie wiedział gdzie są włączniki światła, gdzie na podłodze mogło być jedzenie, gdzie może i nie może chodzić.

Trójka stała w niezręcznej ciszy jeszcze przez kilka minut. 

– Czy chcesz, żebym, uch, trzymał go za rękę? – spytał Michael, odkładając szpachelkę.

W takich momentach, Luke chciałby również być głuchy. 

– Po prostu powiedz mi jak to miejsce wygląda – powiedział zirytowany.

Calum się pożegnał, przebiegając przez korytarz i trzaskając za sobą drzwiami.

– Poprowadzę cię do kuchni – powiedział Mike na wydechu, chwytając jego palce. – Teraz jesteśmy w czymś w rodzaju holu. Nic prestiżowego, to miejsce do wrzucania różnego gówna.

Luke uśmiechnął się, próbując się nie potknąć. Michael nie był zbyt dobry w prowadzeniu go.

– Moja kuchnia jest zawalona pudełkami od pizzy, markerami i piwem. Wybacz – kontynuował, sadzając Luke'a na małym stoliku śniadaniowym. – Ten stolik – Mike uderzył w tanie drewno – ma wiele rysunków zrobionych markerami przez moich pijanych kolegów.

– Powtórz, ile masz lat?

– Za dużo – Michael odwrócił się do kuchenki, czekając aż babeczki się zrobią. – Jadłeś już śniadanie?

Luke lubił sposób, w jaki Mike szybko zmieniał głos w ojcowski ton. 

– Nie musisz mi niczego robić. 

– Zamknij się, do cholery – Michael podał mu talerz. – To moje dzieło sztuki, ciesz się. – Znów się odwrócił, robiąc swoją porcję. 

Luke przejechał dłonią po stoliku, aż w końcu znalazł plastikowy talerzyk. Jego kciuk najpierw uderzył babeczkę, nieco ją rozwalając, zanim włożył ją do ust. Miło było jeść coś, co nie pochodziło z pudełka. Dobre domowe jedzenie było wszystkim czego potrzebował, żeby przypomnieć sobie o domu, nawet jeśli była to tylko spalona babeczka. 

Oboje przez chwilę byli cicho, The Front Bottoms grali kilka stóp dalej. Michael kontynuował przypalanie jedzenia, Luke pożerał je szybciej niż mógł sobie wyobrazić. 

– Mikey – przerwał Luke. – Mogę cię tak nazywać?

– Jasne, dzieciaku – uśmiechnął się Michael.

– Gdzie jest twoja córka? – spytał, przejeżdżając palcami po krawędzi talerza. Luke lubił dzieci. Zawsze tak było, chociaż te zawsze się go trochę bały.

– Jest ze swoją mamą – Michael w końcu usiadł na przeciwko Luke'a, oboje mieli talerze ze śniadaniem, które powoli zjadali.

Blondyn przełknął jedzenie, pragnąc, by mógł zobaczyć wyraz twarzy Michaela. 

– Jesteś żonaty?

– Czy ty naprawdę myślisz, że mieszkałbym w gównianym mieszkaniu z grupą pijanych dzieciaków z koledżu, gdybym był żonaty? – zaśmiał się, drapiąc się w policzek. – Ty jesteś praktycznie nastolatkiem, więc nie będę pytał o to samo.

– Legalnie jestem dorosły!

– Ledwie – zażartował, wciąż patrząc na niewidomego chłopca. Michael był po prostu zafascynowany Lukiem. – Powiedz mi coś o sobie.

– Urodziłem się w Tallahassee, żyłem na ulicy z Alexem Garcia z Mayday Parade, jednak nigdy go nie poznałem.

Starszy chłopak zaśmiał się.

– Przeprowadziłem się tutaj z powodu koledżu, zdaję psychologię z naciskiem na politykę zagraniczną.

– To dużo słów, wow. Ja nie skończyłem koledżu, ponieważ pojawiła się Clemence.

Luke położył dłonie na stoliku, wyczuwając każde pęknięcie. 

– To takie punk rockowe.

– Bardzo się staram – Michael westchnął dramatycznie. Spojrzał na blade palce chłopaka, były szorstkie i miały wiele cięć, blizn i znamion. Nie mógł wyobrazić sobie bycia niewidomym; nie wiedzieć gdzie są twoje dłonie, nie móc zobaczyć piękna i bólu życia, to wszystko wydawało się być bardzo trudne. – Clemence i ja przenieśliśmy się do tego budynku rok po jej narodzinach, ale mieszka z Rosie w każdy weekend i większość wakacji.

– Twoja była to Rosie? – spytał Luke, żeby się upewnić.

Michael skinął głową, szybko zdając sobie sprawę z tego, że Luke go nie widzi. 

– Tak, teraz wyszła za jakiegoś wielkiego prawnika.

– Wątpię, że jest tak fajny jak ty – powiedział Luke. Miał nadzieję, że Michael się zarumienił, tak bardzo chciałby zobaczyć jak jego jasna skóra nabiera kolorów. Chciał po prostu go zobaczyć. – Miałbyś coś przeciwko powiedzeniu mi jak wyglądasz? Chciałbym móc sobie wyobrazić.

Michael uśmiechnął się delikatnie przed odpowiedzią. Wspomniał swoją bladą skórę, która ciągle się czerwieni, swoje zielone oczy – lewe w połowie niebieskie. Powiedział mu o swoich włosach, o wszystkich szkodach wyrządzonych przez lata farbowania.

Luke nie lubił tego, jak Michael wciąż mówił źle o sobie. Mówił "jestem raczej wysoki, ale nie tak szczupły jak ty," albo "mam kolczyk w brwi, ale na tobie piercing wygląda lepiej." Michael wciąż porównywał siebie do Luke'a, nie wiedząc jak inaczej przedstawić swój wygląd. 

Luke uważał, że brzmi uroczo i wyobraził go sobie jako marzenie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro